Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Pon Cze 16, 2025 11:19 am

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 344 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12 ... 18  Następna
Autor Wiadomość
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Sty 18, 2007 2:12 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Ringo napisał(a):
Yer Blue napisał(a):
ot;]Rozumiem, że współczesny Camel wolisz o tego sprzed 3 dekad ale czy upierasz się, że to jest progres?
Wiem, ze to nie bylo do mnie, ale czuje, ze musze odpowiedziec (za siebie!). Ja wspolczesego (tzn. druga polowa lat 90-tych) Camela stawiam na rowni ze "starym", tak jak "Harbour ..." i owszem, takze "Rajaz" stawiam na rowni ze ze "Snow Goose". Twoje pytanie rozumiem jako: "czy faktycznie Camel rozwinal sie, zaczal grac bardziej skomplikowanie, artystycznie.. poszedl do przodu". Ja bym powiedziala tak: z cala pewnoscia nie jest to regres. Teraz graja w znacznie bardziej.. wyciszony.. ale i chyba tez przemyslany sposob.. Czy to "progres" zaklada znacznie wyzsze wartosciowanie najnowszych nagran... ktorego nie uczynie, poniewaz nieco inne cechy sprawiaja, ze cenie starsze nagrania, nieco inne powalaja mnie w nowszych. Jednoczesnie zbyt wiele LACZY oba okresy dla mnie, by traktowac je zupelnie rozdzielnie (niesamowity ladunek uczuciowy, epickosc, gitara Latimera, sklonnosc do nagrywania plyt koncepcyjnych, to co nazywam "snuciem opowiesci"). Natomiast na pytanie "czy jest to rock progresywny?" (ty stawiasz znak rownosci byc moze miedzy tymi dwoma pytaniami, ja nie) - odpowiem w zasadzie twierdzaco... Czemu?

.


właściwie prawie we wszystkim się z Toba zgadzam, ale trochę nie rozumiem Twojego ostaniego zdania w powyższym cytacie. Między jakimi pytaniami postawiłbym znak równości?

Głowną cechą jaka łączy stary i nowy Camel jest zawsze bardzo specyficznie wrażliwa gra Latimera, no i jego wokal. Sama muzyka zmieniła się jednak znacznie, jak sama stwierdziłaś jest bardziej wyciszona i na pewno mniej skomplikowana. Wydaje mi się, że teraz Camel to prawie solowy projekt Latimera, kedyś był to na pewno bardziej zespołowy band.

Słyszałem już płytę Harbour Of Tears - jest dla mnie z całą pewnością jest lepsza od wszystkiego co Camel stworzył w latch 80 -ych i od fragmentów płyty Rajaz jakie słyszałem. Gitara brzmi momentami naprawdę świetnie, zwłaszcza na początku płyty i w utworze Coming Of Age (te chwilowe wyładowania - niezłe, zagrane z pazurem bez smędzenia), długie sola więczące płyte też bardzo mi podeszły. Ogólnie w Coming Of Age jest trochę starej szkoły Camela co bardzo mnie raduje, utwór jest długi, wielowątkowy i podrasowany kapitalnymi motywami gitarzysty - słyszałem juz ten utwór kiedyś w trójce, chyba nawet reklamował kiedys koncerty Camela w Polsce.
Początek płyty jest dość zaskakujący. Najpierw coś jakby wokaliza z Dead Can Dance (też chyba miałaś takie skojarzenia?), potem te genialne wejście gitary i przez pare minut jest jeszcze ciekawie. Niestety cały środek to dla mnie już Camel którego nie trawie - co prawda jest jeszcze jakis dłuższy kawałek ale strasznie monotonny, zwłaszcza solówka nudna i przydługa - ostra ale zbyt techniczno-witrtuozerska, w stylu Steva Vaia - nie przepadam. jest też na płycie sporo fletów, nowoczesnych klawiszy (to mnie odpycha) i trochę jakiegoś takiego folkloru jakiego pełno u Clannad.

Ogólnie trochę lubie tą płytę za niezły początek (jakieś 5 minut) i świetny koniec (nie licząć fal morskich - gdzieś w granicach 10 minut całkiem konkretnego grania). Najwięcej dobrego dzieje się w Coming Of Age - ten utwór ma w sobie coś z dawnego Camela (i tym samym z rocka progresywnego, ale są to już nieco inne, nowocześniejsze brzmienia) i chwała mu za to.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Sob Sty 20, 2007 9:41 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Mar 15, 2006 11:03 pm
Posty: 991
Miejscowość: Karlstad
Przez ta cala zawieruche z szukaniem pracy, caly czas kompletnie nie mam ani czasu, ani glowy, zeby wreszcie odpisac tak, jak chcialam to zrobic juz od.. dwoch tygodni? Niestety nadal musi to poczekac.

Natomiast:
Yer Blue napisał(a):
właściwie prawie we wszystkim się z Toba zgadzam, ale trochę nie rozumiem Twojego ostaniego zdania w powyższym cytacie. Między jakimi pytaniami postawiłbym znak równości?
Miedzy pytaniem, ktore zadales: "Rozumiem, ze wspolczesny Camel wolisz od tego sprzed 3 dekad, ale czy upierasz sie, ze jest to progres?" a pytaniem, ktorego nie zadales, a ktore jak mi sie wydalo, miales tez jednoczesnie na mysli: "czy upierasz sie ze jest to rock progresywny?". Ja miedzy tymi dwoma pytaniami nie stawiam znaku rownosci (byc moze Ty tez nie), na pierwsze odpowiedz zawieszam, bo muzyka jest dla mnie po prostu nieco inna, dojrzalsza pod wzgledami kompozytorskimi (mowie o "Harbour...".. i o "Rajaz", z czym sie ze mna nie zgadzasz, trudno, nie musisz ;)), brzmieniowym, a nawet chwilami podpisalabym sie pod tym, co Jadis stwierdzil na temat obecjen gry Latimera. Ale pod innymi wzgledami - masz racje, graja nieco.. boje sie uzyc slowa mniej skomplikowanie, bo nie jest to bynajmniej dla mnie PROSTA muzyka, nie jest znacznie prostsza.. wlasnie bez tych wszystkich zakreconych fajerwerkow wymaga znacznie wiekszego skupienia, bo poziomu artystycznego nie obnizyli... Pytanie: "czy to jest progres?" jest dla mnie za ogolne. Progres pod jakim wzgledem, wg. jakich kryteriow? Natomiast mam inne zdanie niz Ty, jesli chodzi o to, czy mozna obecnego Camela nazwac "rockiem progresywnym". Wymienilam w punktach kilka wyznacznikow (nie jedynych - to prawda! I dla Ciebie prawdopodobnie w zadnym wypadku nie rozstrzygajacych), ktore sprawiaja, ze JA obecnego Camela nazwalabym rockiem progresywnym. Ale potem tez dodalam, ze po pierwsze - rocka progresywnego rozumianego SZEROKO (co wcale nie znaczy: zawierajacego wszystko, co mozliwe), a po drugie to nie ma znaczenia, czy nazwiemy to tak czy siak.. Istnieje wiele cech wspolnych (dla mnie to jest wazniejsze), jednoczesnie tez istnieja roznice w stylu, z kolei wazniejsze dla Ciebie. Nie ma obiektywnego punktu z ktorego mozna stwierdzic: te cechy bez watpienia sa najwazniejsze i stanowia o ISTOCIE rocka progresywnego. Podejscie mozna miec Twoje: czyli istota sie zagubila z czasem, obecne granie co najwyzej nawiazuje do starej szkoly, ale odeszlo juz tak daleko, ze nie mozna grania tego nazwac tak a tak, albo inne: gatunek sie rozwinal, pewne cechy zagubil, zmienil sie nieco charakter, ale tak naprawde dopiero swoja «istote», i szczyt swoich mozliwosci osiagnal pozniej. Mozna tez stwierdzic, ze gatunek rozwinal sie w strone, ktora danej osobie nie odpowiada. Ojej, chyba znowu pisze nie do konca jasno. Masz prawo sadzic, jak sadzisz, i pewnie sporo osob, w tym krytykow muzyczych, uwaza tak samo. Z drugiej strony znajdziesz cala rzesze rownie wyksztalconych muzycznie i wrazliwych muzycznie osobnikow, ktorzy beda wczesne nagrania generalnie uwazac za lata poszukiwan, prob, ktore doprowadzily dopiero do «dojrzalego» stylu znacznie pozniej. Ja nie mam nic przeciwko nazwaniu pozniejszego zjawisko neoprogresywnym graniem, ale osobiscie jestem przeciwna kompletnemu wykluczaniu tematu z dyskusji o progresji szeroko pojetej. Uwaga: z koniecznosci wypowiadam sie glownie o wlasnie Camelu.. jestem jedyna obecna na tym watku istota, ktora dopiero poznaje PODSTAWY progresywnego grania. I to totalne podstawy.
Swoja droga – czy przyczepilbys sie tez do plakietki "art rock" w odniesieniu do "Harbour of Tears" i "Rajaz"?
Yer Blue napisał(a):
wydaje mi się, że teraz Camel to prawie solowy projekt Latimera, kedyś był to na pewno bardziej zespołowy band.
Kiedys sklad byl staly. Teraz Latimer jest niekwestionowanym liderem dobierajacym raczej muzykow sesyjnych – ok. A mimo to, Camel pozostaje dla mnie Camelem bynajmniej nie tylko ze wzgledu na nazwe. Zreszta Colin Bass jest tez dosc wazna osoba w skladzie od dluzszego czasu.
Yer Blue napisał(a):
Słyszałem już płytę Harbour Of Tears - jest dla mnie z całą pewnością jest lepsza od wszystkiego co Camel stworzył w latch 80 -ych
Nie komentuje nie znajac praktycznie w ogole nagran z lat 80tych, nie liczac jednokrotnego, a moze dwu, przesluchania "Stationary Traveller".
Yer Blue napisał(a):
i od fragmentów płyty Rajaz jakie słyszałem.
Dla mnie Rajaz jest na rownym poziomie, ale Harbour jest jeszcze bardziej przemyslany i dopracowany. No, ufff... nie zachwyciles sie tak jak ja, ale ciesze sie, ze chociaz troszeczke w tej mojej ukochanej plycie dostrzegles :D
Yer Blue napisał(a):
Początek płyty jest dość zaskakujący. Najpierw coś jakby wokaliza z Dead Can Dance (też chyba miałaś takie skojarzenia?), potem te genialne wejście gitary i przez pare minut jest jeszcze ciekawie.
Tak, dokladnie takie mialam skojarzenia. Snif, moje kasetki Dead Can Dance leza sobie od poltora roku o tyle kilometrow stad :( Dla mnie wyznacznikiem calej plyty w jakis sposob jest wlasnie owa poczatkowa suita..Ktora sprawia prawie za kazdym razem, ze mnie az ciary przechodza..
Yer Blue napisał(a):
Niestety cały środek to dla mnie już Camel którego nie trawie
Od ktorego momentu? No to trudno, tu sie roznimy.. dla mnie nie ma na plycie absolutnie niczego, czego bym nie trawila.
Yer Blue napisał(a):
co prawda jest jeszcze jakis dłuższy kawałek ale strasznie monotonny, zwłaszcza solówka nudna i przydługa - ostra ale zbyt techniczno-witrtuozerska, w stylu Steva Vaia - nie przepadam.
Nie wiem.. Tam sa jeszcze dwa dluzsze utwory – "Watching The Bobbins" oraz "The Hour Candle (A Song For My Father)", w tym ten drugi jest nawiazaniem do motywu z "Coming Of Age", jednoczesnie fenomenalnie zamykla plyte... A "Watching The Bobbins" byl wlasnie tym kawalkiem, ktory sprawil, ze nie bylam na poczatku kompletnie w stanie przebrnac przez plyte, tak smedzacy, bez jaj, rozwlekly itd. mi sie wydawal ;) Obecnie, to jeden z moich absolutnych faworytow na plycie. Byc moze ten utwor masz na mysli, z ta gitara a'la Vai, choc ja nie mialam takich skojarzen.. moze za slabo znam Vaia ;). Ale co za rewelacyjna perkusja w tym kawalku!!!
Yer Blue napisał(a):
jest też na płycie sporo fletów, nowoczesnych klawiszy (to mnie odpycha)
nowoczesne klawisze nie naleza do moich ulubionych, wole brzmienie Hammonda ;) (ktory na tej plycie kompletnie by nie pasowal) ale na tej plycie nie przeszkadzaja mi jakos szczegolnie.. Natomiast fletowe aranzacje sa jak najbardziej na plus.. wlasnie ogolenie – fantastyczne instrumentarium i.. no nie wiem, dla mnie niesamowicie "bogato" ta plyta brzmi... Jak wysmienita muzyka fimowa.
Yer Blue napisał(a):
trochę jakiegoś takiego folkloru jakiego pełno u Clannad
Oj, chyba ktos tu nie przepada za klimatami irlandzkimi ;) I za folkiem ;). No widzisz, moze wlasnie to jest to.. ja jestem niesamowicie wyczulona na piekno irlandzkiej muzyki.. Jednak nazwac tej plyty folkowa, czy tez neofolkowa, a nawet folk-rockowa nie moglabym. Tutaj irlandzkosc jest celowa (pisze oczywistosci), jest calkowicie podporzadkowana klimatowi/tematowi/tekstom – KONCEPTOWI plyty. Rzeczywiscie podobnie jak Clannad, ten pozniejszy, Camel nawiazuje, czerpie z folku, ale Clannad jednak robi to na kazdej plycie, i pzostaje w obszarze interpretacji irlandzkich brzmien, natomiast Camelowi potrzebne to jest, zeby odmalowac pewna historie, uzyskac pewna barwe.. I jednak calosciowo brzmi to zupelnie inaczej (he he, progresywnie, albo chociaz art rockowo ;)) niz u Clannad. Zreszta Clannad jest dla mnie, wybaczcie, za bardzo.. popowy, czego o tej plycie nie mozna powiedziec. Zgodze sie jeszcze co do jednego podobienstwa, dosc istotnego, zarowno Clannad, jak i Camel na tej plycie, stawia na niesamowita wrecz PRZESTRZENNOSC, klimat, plyniecie... A, ze i tu i tu Irlandia – stad porownania. Dygresja – absolutnie rozwala mnie wczesny Clannad, to znaczy pierwsze trzy plyty.. potem.. juz nie.. Ale ten wczesny pozostawal w obrebie scislego folku/folk-rocka, w tamtych czasach nie wyksztalcili jeszcze swojego odrebnego stylu.. Ale co ja na to poradze, ze kocham tradycyjne brzmienie irlandzkich jigow/reeli i songow? Bodhrànu, low i tin-whistla i skrzypcow? OK, koniec off-topu ;) Pewnie wlasnie ze wzgledu na to upodobanie tak strasznie lubie tak prosty utwor jak: "Eyes Of Ireland".. choc z drugiej strony w tamtych czasach chyba jeszcze nie sluchalam irlandzkiego folka.. a moze? Nie pamietam :?
Yer Blue napisał(a):
Ogólnie trochę lubie tą płytę za niezły początek (jakieś 5 minut)
Ojej, nie mam teraz jak sprawdzic :? Pierwsze piec minut chyba nie wliczaja w Twojej ocenie mojego chyba NAJ kawalka z plyty, ktory stanowi absolutnie genialne przejscie, rozwiniecie owego "deadcandancowego" "Harbour Of Tears", po slicznym krociutkim "Còbh Harbour", czyli "Send Home The Slates" – to tam wchodzi ta zaskakujaca gitara i perkusja. I caly kawalek jest dla mnie absolutna perla, z rozkolysanym rytmem i fantastyczna aranzacja. Mam nadzieje, ze przynajmniej ten kawalek jeszcze uda Ci sie polubic ;).

A co do trzech kropkow, to zmilujcie sie, na litosc boska! Ja tez przeciez sadze tych trzech (i dwu) kropkow ile sie da!! Moze dlatego nie mam zadnych problemow z czytaniem postow Jadisa. Nie zauwazylam, zeby byly jakos nieskladne. Trzy kropki to pewne zawieszenie mysli, zatrzymanie sie.. oddanie pauzy w tekscie mowionym. Zazwyczaj wyraza to dosc dobrze zastanawianie sie nad jak najlepszym sformuowaniem, to jak wazne jest dla kogos to, co pisze, emocjonalne podejscie. Jak napisalam na poczatku posta, przyjdzie czas, kiedy wreszcie odpisze Jadisowi i Wam na poprzedni watek w dyskusji, ale akurat przyczepienie sie do maniery pisania? To tak, jakby juz nie mozna bylo sie przyczepic do niczego, wiec wyciaga sie specyficzna, osobista ceche formulowania mysli pisemnie.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pon Sty 22, 2007 3:56 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
na początek odpowiedz odnosnie pytań dotyczących Harbour Of Tears.

Na początku płyty jest troszke wiecej ciekawgo grania niz 5 minut, może z 7. Ale najlepiej będzie jak posłuże sie numerkami :wink: od 1 do 4 jest naprawde cudnie. Ostatnio dostrzegłem, że czwarty najbardziej mi odpowiada - cudo. Utwór 5 to początek nijakości na płycie, na razie w postaci takiej sobie pioseneczki (skojazenia z Clannad). Utwór 6 to genialna gitara Latimera, ale to tylko miniaturka, a szkoda. Kawałek 7 to ten, który nadmieniłem, w pierwszej części jest troche piosenkowy, w drugiej są te długie sola, które mnie męczą. Utwór 8 to taka minaturkowa orkiestracja w stylu Lacrimosy ale to tylko wstęp do największych nud na płycie. Juz dalej nie kojaże, który jest który ale starsznie rozlazłe to wszystko, flety wyjątkowo jak na Camel pozbawione uroku (dla mnie), nie wiem co tam jeszcze jest, tego fragmentu płyty słuchałem tylko raz. Przebudziłem się natomiast przy Coming Of Age. Ale jednak brzmienie instrumentów troche mnie odpycha, wyjątkowo razi perkusja (bardziej brzmnienie niz styl grania), jeszcze gorzej z klawiszami (dla mnie plastik)- zatęskniłem za Bandersem i jego zaczarowanym hammondem. Ale gitara Latimera ciągle świetna. W chwili obecnej moim najlepszym momentem płyty są sola gitarowe kończonce płyte. Od chwili gdy w 13 utworze wchodzi perkusja robi sie po prostu bajkowo - jakos mi sę to kojazy z filmem "Wielki błękit". Ten fragment przywołuje ducha najlepszych momentów starego Camela. I nie tylko gitara brzmi tam peknie.

Co do tych definicji, to nie ma sensu dłużej tego zagłębiać. Krótko mówiąc dla mnie współczesny Camel ma jakieś sladowe ilości rocka progresywnego z lat 70-ych (Coming Of age), ale obecnie zespołem grającym progrock bym ich nie nazwał. Ale w sensie czy zespół wykonał jakis progres czyli krok na przód to pewnie tak, w końcu Camel tak bardzo zmienił się muzycznie. Kwestia tylko w tym czy komus to sie podoba czy nie - mi nie. Ale z drugiej strony tez jest to regres jeśli zauważyć fakt jak o wiele prostrza stała sie muzyka tego zespołu na przestrzeni lat.

Nie zgadzam się tylko, że Camel w chwili obecnej gra muzykę dojrzalszą i wymagającą większego skupienia. To identycznie jak różnica między Białym Albumem a Abbey Road. Każdy mówi, że AR to najdojrzalsza płyta Bitli, dla mnie jest wygładzona, wypolerowana, bardziej poukładana - jeśli to stanowi o "dojrzałości" to zgodze się, że i obecny Camel jest dojrzalszy od tego z lat 70 - tych. Ale dla mie osobiście to owe "poukładanie" nie jest dojrzalsze od muzycznych eksperymentów, dlatego w moim rozumowaniu Camel jednak przeszedł "w pewnym sensie" regres. Przynajmniej forma zubożała - tu chyba musisz się zgodzić.

Ostatnia sprawa: dla mnie art rock a prog rock to w gruncie rzeczy to samo (mozna się juz pogubić w tych etykietkach :wink: ), tak więc dzisiejszy Camel nie uważam za zespół art rockowy. Po prostu zespół grający klimatyczna muzę - tak chyba to określic jest najprościej.

_________________
Image


Ostatnio edytowany przez Yer Blue Pon Sty 22, 2007 5:00 pm, edytowano w sumie 5 razy

Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pon Sty 22, 2007 4:15 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Mar 15, 2006 11:03 pm
Posty: 991
Miejscowość: Karlstad
Yer Blue napisał(a):
Na początku płyty jest troszke wiecej ciekawgo grania niz 5 minut, może z 7.
Och. ;)
Yer Blue napisał(a):
Utwór 5 to początek nijakości na płycie, na razie w postaci takiej sobie pioseneczki (skojazenia z Clannad).
Ach widzisz, to ja myslalam, ze z Clannadem, poza przestrzeniami klawiszowymi, kojarzy Ci sie raczej numer dziewiec, ta akustyczna piosenka na gitare i spiew. Natomiast piatka mi sie nijak nie kojarzy z Clannadem :) W dodatku tam wlasnie wchodzi nagle ostra gitara i perskusja w sposob zaskakujacy, a smyczki kolysza wiecej niz niesamowicie. Jak dla mnie. Wlasnie owa piatka jest moim najukochanszym, i najbardziej wyrazistym utworem na plycie ;). Gdyby Clannad TAK gral, to kochalabym Clannad calym moim sercem ;). W dodatku, dla mnie, mimo "zaskoczenia", to caly utwor, wylaniajacy sie nagle tym genialnym, choc jakze prosty, motywem smykowym, a nastepnie tak kapitalnie sie rozwijajacy, jest logicznym i oczywistym przedluzeniem i epogeum tego cudownego wstepu plyty :). Ale rzecz jasna - to tylko pokazuje jak roznie mozna odbierac muzyke :D. Jednak za ten kawalek wlasnie "dalabym sie pokroic", cytujac Ciebie :D. Za ten - razem z calym poczatkiem :D.
Yer Blue napisał(a):
Kawałek 7 to ten, który nadmieniłem, w pierwszej części jest troche piosenkowy, w drugiej są te długie sola, które mnie męczą.
Mnie tez meczyly BARDZO na poczatku. Teraz to jeden z moich ukochanych utworow.. co sprawia, ze ow wspanialy wstep plyty rozwija mi sie na pierwszych 8, a wlasciwie 9 utworow, mimo ze to wlasnie dziewiatke mozna uznac za taka typowa przyspiewke na gitare.. ale razem z tekstem i klimatem Irlandii - tworzy pewna niepowtarzalna calosc.. :D
Yer Blue napisał(a):
ale starsznie rozlazłe to wszystko
Dokladnie tak samo odbieralam plyte na poczatku :D. Dla mnie jest perfekcyjne.. ale nie jest tak bombowo-idealnie-niesamowicie, jak wstep plyty (jak dla mnie: pierwszych dziewiec utworow) ;).
Yer Blue napisał(a):
wyjątkowo razi perkusja (bardziej brzmnienie niz styl grania), jeszcze gorzej z klawiszami (dla mnie plastik)- zatęskniłem za Bandersem i jego zaczarowanym hammondem.
Hammond by na tej plycie nie pasowal za cho.. :D Klawisze, klawiszami (przestrzen jednak jest swietna), natomiast akurat brzmienie perkusji UWIELBIAM na tej plycie. Szczegolnie w siodemce :D. Tam owe dluuuuugie sola gitarowe zasadzaja sie przede wszystkim na swietnie prowadzonym rytmie.
Yer Blue napisał(a):
Ale gitara Latimera ciągle świetna.
Cieszy mnie to! :D
Yer Blue napisał(a):
W chwili obecnej moim najlepszym momentem płyty są sola gitarowe kończonce płyte. Od chwili gdy w 13 utworze wchodzi perkusja robi sie po prostu bajkowo - jakos mi sę to kojazy z filmem "Wielki błękit". Ten fragment przywołuje ducha najlepszych momentów starego Camela. I nie tylko gitara brzmi tam peknie.
Super!!! Co prawda dla mnie okreslenie "stary Camel" nie jest tak jak u Ciebie jednoznaczne z "ten najlepszy Camel".. ;) Wlasnie z ogladaniem FILMU kojarza mi sie generalnie te dwa przedlugie motywy, z ktorych numerow 11-12 i czesci 13 nie trawisz :). Poza tym dwunastka wprowadza motyw melodyjny, ktory 13 nastepnie z pazurem powtarza :D.
Dziekuje za wypowiedz :D Fajnie, ze dales jednak szanse czemus nowszemu Camela.

Uwaga! Wlasnie slucham po raz drugi Caravan: "In The Land Of Grey And Pink", ale potrzebuje jeszcze kilku przesluchan, zeby ZAPAMIETAC i wyrazniej zobaczyc plyte. Ale jest piekna! Szczegolnie od czwartego kawalka, chyba mojego ulubionego, tytulowego. I masz racje, co do klawiszy. Chwilami kojarza sie niesamowicie z gra w "Lady Fantasy". Chwilami prowadzenie i brzmienie perkusji tez. :D


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pon Sty 22, 2007 4:25 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
ale szybko odpisałaś :D . Ja w tym czasie jeszcze dodałem cosik, lepiej jest dla mnie odpisywać na Twoje pytnia na raty, bo wszystko mi sie w końcu pomiesza :)

Asiu, nr 12 czyli Coming Of Age to moim zdaniem najlepszy a 13 najpiekniejszy na płycie! chyba numerki Ci sie pomylily :P
Ja też mam częste skojarzenia muzyki z filmem :)

Akurat tą płytę Caravan średnio lubie, ale wcześniejsza to istny majstersztyk!!!!! najdłuższy tytuł na świecie więc powtórzenie go jest poza moim zasięgiem, ale jest to o rok wcześniejsza płyta Caravan od tej, którą właśnie poznajesz, pochodzi z 1970 roku. Banders musiał ja niezle katować. :)

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pon Sty 22, 2007 5:59 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Mar 15, 2006 11:03 pm
Posty: 991
Miejscowość: Karlstad
Yer Blue napisał(a):
Asiu, nr 12 czyli Coming Of Age to moim zdaniem najlepszy a 13 najpiekniejszy na płycie! chyba numerki Ci sie pomylily :P
Moje przeoczenie, zgadza sie! No to wyobraz sobie, ze ja wlasnie caaaala ta koncowke.. a wlasciwie wszystko od siodemki w gore uwazalam za nudziarstwo kiedys ;) Ale.. wychodzi na to, ze te "najwieksze nudy na plycie", nie liczac tego, ze siodemka Cie w pewnym momencie juz nudzi (te dlugie sola) to dla Ciebie zaledwie... nieco ponad 10 minut plyty, trzy utwory.. dla mnie niesamowicie trzymajace klimat.. i pasujace genialne do calosci KONCEPTU (nadal dlatego ja podpisuje ich pod art rockiem).. ale niewazne, okazuje sie, ze nie jest wcale tak, ze ledwo co Ci sie podoba wcale :D!! Co prawda szkoda, ze Cie tak razi brzmienie instrumentow... Ciekawa jestem swoja droga, czy jeszcze cos odnajdziesz, czy jeszcze sie troszke oswoisz z nowszym brzmieniem.
Yer Blue napisał(a):
Nie zgadzam się tylko, że Camel w chwili obecnej gra muzykę dojrzalszą i wymagającą większego skupienia. To identycznie jak różnica między Białym Albumem a Abbey Road. Każdy mówi, że AR to najdojrzalsza płyta Bitli, dla mnie jest wygładzona, wypolerowana, bardziej poukładana - jeśli to stanowi o "dojrzałości" to zgodze się, że i obecny Camel jest dojrzalszy od tego z lat 70 - tych.
No ladnie, to teraz wyjdzie na to, ze tak jakby to powiedzial Jadis, po prostu wtouje popularnej opinii :( Ale ja naprawde potrzebowalam znacznie wiecej czasu, zeby dojsc do Abbey, a w Harbour zakochalam sie zanim przeczytalam jakakolwiek recenzje :(. Co do Twojego porownania - dokladnie. O to mi chodzi. Chodzi o to, ze.. ze niekoniecznie trzeba z pokreconymi fajerwerkami, zeby bylo rownie ambitnie. Dla mnie obecna muzyka Camela jest rownie ambitna. Czy lepsza "obiektywnie" i pod kazdym wzgledem - nie. Forma zubozala.. hmm.. no wlasnie nie "zubozala" (dla mnie), bo to juz zaklada jakos wartosciowanie.. w moim odczuciu na ta muzyke potrzeba wiecej czasu, zeby ja w pelni docenic.. ale z drugiej strony tak samo mam z Twoim (i moim tez) ukochany "Snow Goose".. Jeszcze jeden powod dla mnie, zeby mimo zdecydowanych roznic, oba albumy traktowac jako art rocka. ;) Wiem, wiem juz ze sie ze mna nie zgodzisz, wychodzimy z roznych podstawowych kryteriow nazywania muzyki prog rockiem, przy czym oczywiscie ja moze sie nie powinnam w ogole odzywac w temacie, skoro prawie nic jeszcze nie znam :(

Caravan - z wieeelka checia poznalabym bardziej, ale tylko ta plyta jest na odsluchu na swietnej stronce, do ktorej zaraz podam linka.. chociaz az sie boje, bo co pojawia sie jakis adres do stronki z muzyka na tym forum, to za kilka tygodni strona pada :p Wiec moze jeszcze sie wstrzymam i troche ja przeslucham :p. Egoistycznie.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wto Sty 23, 2007 1:37 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
a mozesz tylko powiedzieć co tam na tej tajemniczej stronce można jeszcze odsłuchać? Czysta ciekawość, bo i tak nie będe miał szansy tego posłuchać (o ile czegos nie znam).

Z nowszymi brzmieniami to ja raczej się nie oswoje, za bardzo lubie te z lat 60 i 70-tych, ale piekno mogę dostrzeć, tak jak w przypadku Harbour Of Tears. Wątpie jednak żebym często wracał do tej plyty, zdecydowane wole wczesny Camel.
Wczoraj przysłuchałem się Twojemu ukochanemu utworowi piątemu. Jest tam cos z Clannad, a może bardziej z Enji (przynajmniej na początku), do tego zespołu pasują też utwory 9 - 11, a nawet pierwszy, ten piąty ma troche bardziej komercyjne oblicze. Ale niestety zupełnie jest mi obojetny. Nie pokrajał bym się za niego, a nawet nie dał bym sie uszczypnąć :P :wink: Co innego utwór 6 - ten gitarowy płacz zostawia o lata świetlne w tyle poprzednika.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wto Sty 23, 2007 5:45 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Mar 15, 2006 11:03 pm
Posty: 991
Miejscowość: Karlstad
Wiesz co? Tak naprawde, to caly czas sek w tym, ze utwory 1 szczegolnie i calkowicie, a potem wlasnie dziewiatka, i moze troszke piatka wprowadzaja najbardziej klimat irlandzki - melodia i prowadzeniem glosu (plus tekstem, oczywiscie). Nie wiem, na ile jestes osluchany z folkiem irlandzkim, ale uwierz mi - Enya tego sposobu spiewania nie wymyslila. Wiec tam jest zdecydowanie cos z Irlandii, z folku irlandzkiego - calkowicie logicznie i celowo :D. Piatka nakreca caly album.. ;) To znaczy - wprowadza ostrzejsze instrumentarium, jest przelomem we wstepie do plyty, jednoczesnie cudownie wylaniajac sie z poprzednich utworow (wlasnie te smyki, ktore ja tak lubie :D). A cudowna szostka? Jak dla mnie w najbardziej oczywisty sposob kontynuuje cos rozpozpoczatego juz przez piatke :D.

Ale ciesze sie tak czy siak, ze dales tej plycie szanse!
Ciekawe, czy cokolwiek odkryjesz dla siebie w "Rajaz"... :) Ale milo, ze mozemy sie wspolnie pozachwycac wczesniejszym Camelem :D.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Sob Sty 27, 2007 3:16 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Ringo napisał(a):

Ale ciesze sie tak czy siak, ze dales tej plycie szanse!
Ciekawe, czy cokolwiek odkryjesz dla siebie w "Rajaz"... :) Ale milo, ze mozemy sie wspolnie pozachwycac wczesniejszym Camelem :D.


dałem szanse i naprawde było warto :D połowa płyty jest bardzo piekna i nawet różnorodna, nie to co na Nude czy Rajaz. Ostatnio nawet często jej słucham, nawet utwór 5 jakos da mi się przeżyć (druga jego część jest nawet piekna a końcówka wspaniale wprowadza w GENIALNY chociaż bardzo krótki numer szósty...). W ogole te kawałki dość logicznie łączą sie ze soba tworząc piekna całość. W Coming Of age ta poszatkowana konstrukcja utworu przywodzi na mysl gabrielowskie Genesis, a kawałek ostatni ma bardzo floydowska gitare - to zdecydowanie najpiekniejszy fragment płyty, nawet na miare pięknosci zawartych na Snow Goose :)

Asiu, czy Rajaz jest całe takie senne jak utwór tytułowy i Sahara? Czy tez ma cos w sobie z przepychu Harbour of Tears? a jak jest z Dust and Dreams?

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Sob Sty 27, 2007 3:25 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Mar 15, 2006 11:03 pm
Posty: 991
Miejscowość: Karlstad
Piotrku, dziekuje Ci za te slowa! :D

Yer Blue napisał(a):
Asiu, czy Rajaz jest całe takie senne jak utwór tytułowy i Sahara?
Tak, Piotrku, caly album jest CUDOWNIE senny.. takie rozgrzane powietrze pustyni.. TO MUSI takie byc ;). Jest znacznie, znacznie bardziej wyciszone niz Port Lez, znacznie bardziej zamyslone.. powolne.. kroczace.. Troche napisalam o tym rytmie wielblada kroczacego powoli przez pustynie wyzej, kilka postow wczesniej. Taki.. leniwy... bez pospiechu.. :D No nic, moze kiedys przestanie Ci taki rytm przeszkadzac ;) a do tego czasu i tak strasznie sie ciesze, ze odkryles dla siebie czesc mojej ukochanej (obok Snieznej Gaski i nielubianego przez Ciebie Rajaz) plyty :D
Yer Blue napisał(a):
a jak jest z Dust and Dreams?
A tej plyty akurat nie znam. Pisalam juz, co znam, duzo wyzej :cry:.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Sob Sty 27, 2007 9:10 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Maj 15, 2005 9:35 pm
Posty: 737
Miejscowość: Kielce
Pozwolcie ze przerwe ten mily dialog krotkim postem.

Sluchajac dzis paru piosenek, odczulem potrzebe przedstwienia swojego płytowgo top5 King Crimson, jak to juz niektorzy na wczesniejszych stronach tego watku uczynili. Wyląda to tak:

1. In the Court Of The Crimson King
2. Islands
3. Larks' Tongues In Aspic
4. Lizard
5. Red razem ze Starless and Bible black

Jak widac, sa tu dwie dziwne rzeczy. Islands na 2 miejscu i Red na 5. Dziwi mnie, ze gdziekolwiek nie czytam o tworczosci KC wszedzie widze zachwyt nad Red i raczej chłodne opinie o Islands. Red to dobra płyta, ale jak dla mnie jedynym naprawdę genialnym utworem jest tu One More Red Nightmare. Natomiast wszedzie widze uwielbienie dla Starless. Tez jest dobry (nie liczac pierwszych 5 minut z glownym motywem ktory w ogole nie robi na mnie wrazenia), ale nie podzielam zdania tych ktorzy twierdza ze jest to najlepszy wyczyn KC. Nie jest nawet najlepszy na plycie. Porownuje go raczej z Fallen Angel i Red niz z One More Red Nightmare ktory wywoluje u mnie dosc duze dreszcze.

Druga rzecza ktora mnie dziwi to raczej negatywne opinie o Islands. Przeciez to wspaniala plyta (nie liczac Song Of The Gulls ktore bez wahania wrzucilbym do Yellow Submarine razem z innymi pepperlandami Georga Martina). Formentera Lady i Sailor's Tale to przeciez oczywiste mistrzostwo swiata. A tytulowe Islands jest przepiekne.

Co do pozostalych to tylko powiem ze na In the Court Of The Crimson King dwie najbardziej chyba znane piosenki, czyli Epitaph i tytulowa, choc znakomite ustepuja w moim rankingu miejsca najlepszemu na tej plycie 21st Century Schizoid Man oraz dwom pozostalym: slicznemu I Talk to The Wind i rownie slicznemu Moonchild.

Na Larksie powala mnie przede wszystkim Larks' Tongues in Aspic, Part Two który miażdży Part One.

Na Lizardzie podobnie jak kalosz najbardziej lubie Indor Games i Happy Family a do tego jeszcze moja ukochana suita.

A Starless and Bible Black, mimo iz na 5 miejscu tez bardzo lubie. Czy komus oprocz mnie tez podoba sie We'll Let You Know? To bylo pierwsze co uslyszalem na tej plycie i jakos tak zawsze z przyjemnoscia slucham tego niemogocego rozkrecic sie kawalka.

Na koniec chcialem powiedziec, ze King Crimson to jak narazie jedyny zespol w ktorym w pewnym momencie tak sie zasluchalem ze zapomnialem o Beatlesach na pare tygodni.

_________________
Ah, matches.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pon Sty 29, 2007 2:36 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Iwo napisał(a):

Na koniec chcialem powiedziec, ze King Crimson to jak narazie jedyny zespol w ktorym w pewnym momencie tak sie zasluchalem ze zapomnialem o Beatlesach na pare tygodni.


bardzo mnie to cieszy :D
też miałem momenty w życiu, żu King Crimson odbierał mi czas do słuchania innych zespołów, a nawet sprawiał, że odbirał mi chęć do spania - bo KC najlepiej słucha się nocą.

Red.
Też strasznie mnie kręci One More... bo jest mroczny, na swój sposób czadowy, a w dodatku ma wiele twarzy, z tej płyty wole chyba tylko Starlessa, bo utwór tytułowy choć genialny jest troszkę zbyt jednoznaczy i monotonny.

Islands.
A mnie zawsze potwornie dziwią bardzo wysokie oceny tej płyty. Nigdy nie przeczytałem o niej nic złego, a przynajmniej sobie nie przypominam.
Dla mnie to najnudniejsza płyta na świecie. Raz w życiu przedarłem się przez utwur Island i po drodze ze 3 razy zasypiałem :wink: O co w tej muzyce chodzi???

Lark's Tongues In Aspic.
Czasem ta płyta mnie fascynuje, ale rzadko jej słucham. Jest bardzo trudna w odbiorze. mam wrażenie, że kawałki zbyt długo się zaczynają. Exile i Easy Money są niezłe ale druga częś Larksa to MISTRZOSTWO. Te rosnące napięcie i prawie metalowe brzminia - lepiej byc nie może.

In The Court On The KC.
I Talk To The Wind to dla mnie najpiekniejsza kompozycja Króla od zawsze, i najlepszy numer na płycie. Bezgranicznie wielbie też Epitaph, ale przyznam, że słuchałem ostatnio z 7 lat temu.

Starless & Bible Black.
Moja ulubiona płyta. Momentami czadowa, improwizacyjna, baśniowa, mroczna, psychodeliczna a czasem wszystko w jednym utworze (Fracture). Prawdziwy kosmos. Utwór 3 tez kocham, szkoda jednak, że go dalej nie pociągneli.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Śro Sty 31, 2007 4:31 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Maj 15, 2005 9:35 pm
Posty: 737
Miejscowość: Kielce
Yer Blue, dochodze do wniosku, ze gdyby ktos zafundowal Ci darmowy pobyt na jakiejs pieknej wyspie oceanu indyjskiego, po 10 minutach spedzonych na plazy, lezac w hamaku, popijajac zimnego drinka i przygladajac sie przesuwajacym sie falom i powoli zachodzacemu sloncu, stwierdzilbys ze to strasznie nudne. Wolalbys zeby gdzies nieopodal obudzil sie wulkan, z nieba zaczely strzelać pioruny, a z pobliskiego lasu wybieglo stado rozwscieczonych tubylcow.

_________________
Ah, matches.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Lut 01, 2007 2:30 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
zapomniałeś o kokosie, który zleciałby mi na głowę jakbym się wylegiwał pod palmą. Tak, strasznie uwielbiam jak muzyka sprawia, że ciężko jest mi dojść do siebie 8)

Wczoraj włączyłem sobie od bardzo dawna nie słuchane Lizard.
Totalnie zmiótł mnie juz pierwszy kawałek Cirkus. W życiu nie słyszałem takich bębnów :!: ja nie wiem, ale jakby tam grało 2 Bohnamów albo 3 Ringo Starrów! Jestem powalony, te wszystkie historie na bezludnej wyspie przy tym graniu to pieszczota. :P
Zauważyłem tez jak bardzo ten świetny numer przypomina muzykę VDGG. Ostre bębny, jakis zniekształcony hammond, saksofon, brak elektrycznej gitary, mroczny klimat...normalnie Van Der Graaf generator 8) Tylko wokal nie ten... Jeszcze sie trochę wsłucham w ta muzykę i być może dojde do wniosku, że jest znacznie lepsza od Larksa, w tej chwili tak mi się wydaje. Jakbym dorósł do tej płyty. :)

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pią Lut 02, 2007 2:30 am 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Maj 15, 2005 9:35 pm
Posty: 737
Miejscowość: Kielce
Wlasnie w minimaxie slysze ze niedlugo w Polsce zjawi sie Peter Hammill wraz z Van der Graaf Generator. Wybierasz sie, Yer Blue?

_________________
Ah, matches.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pią Lut 02, 2007 2:15 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
jeśli tylko uda mi sie zdobyc bilet to normalnie szok. Koncert marzenie.
Może Kaczkowski podał jakieś informacje odnosnie tego wydarzenia?
Wiem tylko tyle, że w ostatnich dniach kwietnia zagrają w Bydgoszczy i w Krakowie. Daleka podróż dla mnie. Oba miasta z 500 km ode mnie i oba zupełnie nieznane...szkoda, że nie Warszawa. Ale i tak musze być.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wto Maj 15, 2007 2:45 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Greg napisał:
"Przepraszam ze sie wcinam z tymi floydami, ale dosłownie dwa zdania:)
Dla mnie każdy utwór na tej płycie jest nienudzący się, a tytułowy uwielbiam:) Natomiast chodziło mi bardziej o to , że nie spotkałem się nigdy z jakimś przecenianiem tej płyty."

A ja na każdym kroku słysze same zachwyty i chyba zaraz po Dark Side jest to najbardziej chwalona płyta Floydów, a u mnie w dziesiątce Floydowskiej się nie mieści.
Od zespołu tej klasy nie oczekuje sie takich pioseneczek jak tytułowe nagranie, Welcome to The Machine w ogóle jest pozbawiony floydowskiego romantyzmu - może i jest to w miare dobry kawałek, ale u Pink Floyd dobry znaczy tyle co słaby u innych kapel, gdyż u Floydów wszystko zazwyczaj jest genialne, a nad Have a Cigar nie chce się już znęcać :wink: Najgorsze jest to, że nie ma tu choćby kszty eksperymentu, wszysto takie wykalkulowane i dopracowane - nie lubie.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wto Maj 15, 2007 3:30 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Sob Sie 30, 2003 12:06 pm
Posty: 1537
Miejscowość: Wrocław
hehe. eksperyment eksperymentem, spoko, ale nie można całe życie eksperymentować. Mi się po prostu tej płyty genialnie słucha. Są takie utwory które faktycznie są eksperymentalne, etc. ale po dwóch przesłuchaniach to trzrecie może dopiero za dwa miesiące:). A WYWH takie nie jest (przynajmniej dla mnie), piosenka tytułowa natomiast to właśnie to czego oczekuję...ma super klimat.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Śro Maj 16, 2007 12:34 am 
Offline
Nowhere Man

Rejestracja: Wto Maj 08, 2007 4:22 pm
Posty: 5
Miejscowość: Polska
Witajcie, to moj pierwszy post na tym forum, kocham rock progresywny, ale chce zaznaczyc ze to termin umowny, wiec sprobuje wam zdefiniowac jak ja to widze, zeby uniknac nieporozumien.
Jakby utarlo sie ze rock progresywny = art rock, a wiec rock progresywny to najbardziej Genesis, Yes, ELP, PFM i inne tego typu grupy, osobiscie uwazam ze grupy te nagraly pare niesamowitych plyt, ale nie jest to muzyka najbardziej przeze mnie ukochana. Komus juz o tym pisalem, ale wydaje mi sie (moze to byc kontrowersyjne) ze czasem ta odmiana prog-rocka jest bardzo wymuszona, kwiecista i cienka granica jest miedzy taka muzyka a czyms co nazywam manieryzmem czy przekombinowaniem.
Rock progresywny to termin umowny, kiedy grupa ma na swoim koncie jednego bluesa, 3 standardy jazzowe, pare kawalkow psychodelicznych, a w instrumentarium, hammondy, flet czy saksofon to raczej jest progresywna, a jesli pochodzi do tego z konca lat 60, to jest raczej na pewno progresywna. Progresywnosc to jeszcze wzorce, wiekszosc grup tamtych czasow (za wyjatkiem wspomnianych juz z krtegu art rocka) wychodzilo z bluesa, po latach grania bluesa, zaczynaly sie eksperymenty, czesto mam wrazenie ze do tego w sporym stopniu przyczynilo sie zainteresowanie jazzem. Takie grupy jak Collosseum czy chocby eksperymenty Johna Mayalla (suita na plycie "Bare wires" czy plyta "Turning point") to juz progresywnosc, rock progresywny innymi slowy to dla mnie nie jako taki styl muzyczny a wlasciwie sposob myslenia, intuicja muzyczna pewien rodzaj wyobrazni muzycznej.
Jest kilka grup z tamtych czasow ktore nie sa dla mnie progresywne np. Bakerloo (brzmienie wyrosle z bluesa) ale juz grupa Hannibal ktora powstala na popiolach Bakerloo to czysty blues-jazz-rock czyli dla mnie juz prog-rock, tak samo za progresywne uwazam pierwsze dokonanie zespolu Pink Floyd, a juz na pewno plyta "East West" zespolu Paul Butterfield Blues Band, ktora niejako zaczela rock psychodeliczny i eksperymenty z muzyka wschodu i jest jedna z najwazniejszych plyt lat 60
Wymieniane byly tutaj listy ukochanych nieznanych plyt progresywnych, ja nie mam takiej listy, jest troche plyt ktore mnie rzucaja na kolana, scisla czolowka to bedzie:
Arzachel - "Same"
Orange Peel - "Same"
Nosferatu - "Same"
Thors Hammer - "Same"
Amon Duul 2 - dwie pierwsze plyty
Woody Kern - "Awful Disclosures of Maria Monk"
Rare Bird - "As your mind flies by"
High Tide - "Sea shanties"
Skin Alley - "Same"
East of Eden - ciezko wybrac, ale chyba "Snafu" minimalnie lepsze:)
Frumpy - "Same"
Catapilla - "Same"
Andromeda - "Same"
Jody Grind - "One step on"
T2 - "It'll all work..."
Samurai - "Same" (Anglia)
Diabolus - "Same"
Atomic Rooster - "Same"
Soft Machine - "Volume one"
Out of Focus - dwie pierwsze plyty
2066&then - "Reflections on the future"
Pan Y Regaliz - "Same"
Hiro Yanagida - "Milk time"
Caravan - "Caravan", "If I could..", "In the land..."
Egg - "Same"!, "The polite force"
Indian Summer - "Same"
Elonkorjuu - "Harvest"
Gracious - "Same"
Elias Hulk - "Unchained" (moim zdaniem to grupa progresywna)
Human Beast - "Volume one"
Trikolon - "Same"
Tonton Macoute - "Same"
Ange - "Caricatures"
Aardvark - "Same"
Steel Mill - "Green eyed god"
Embryo - "Opal"
Garybaldi - "Astrolabio"
Klan - "Mrowisko"
:)

bylo jeszcze 5 ulubionych utworow Pink Floyd wybieram:
"Interstellar overdrive" - moja wersja ukochana sprzed pierwszej plyty ze sciezki dzwiekowej do krotkiego filmu "Tonight let's all make love in London"
"Astronomy Domine" - zarowno z debiutu, zarowno z programu telewizyjnego z 67 z Hansem Kellerem, jak i z Umagumma
cala koncertowa umagumma:)
Echoes
Atom Heart Mother
"Candy and a currant bun"
"Pow R Toc H"
"Arnold Layne"
"High Hopes"
"One fo these days" (z Meddle)

:)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Śro Maj 16, 2007 12:56 am 
Offline
Nowhere Man

Rejestracja: Wto Maj 08, 2007 4:22 pm
Posty: 5
Miejscowość: Polska
O ranyy bym zapomnial, pierwsza plyta Roxy Music, no i "The Man Who sold the World" Davida Bowiego:)


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 344 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12 ... 18  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY