Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Nie Gru 22, 2024 12:07 pm

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 17 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
 Temat postu: Wonderwall (1968)
PostWysłany: Pon Maj 25, 2015 7:23 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
W sobotę obejrzałem w końcu film „Wonderwall” i tak mnie jakoś zachęcił do sklecenia paru zdań. Akurat dysponowałem chwilą czasu, a czasem tak mam, że muszę coś napisać, bo będzie to za mną chodzić i nie będę mógł myśleć o niczym innym. Wklejam na forum, bo ma jakiś związek z Beatlesami, może ktoś zaglądnie.



„Wonderwall” to opowieść o ekscentrycznym profesorze zajmującym się kontrolą jakości wody w londyńskich wodociągach. Swój czas dzieli między pracę a dom, gdzie w zasadzie dalej pracuje. Jego egzystencję, uporządkowaną i pełną wykonywanych z rytualną precyzją czynności, zakłóca wprowadzenie się nowych sąsiadów, a konkretnie przypadkowe odkrycie dziury w ścianie, umożliwiającej mu podglądanie lokatorów sąsiedniego mieszkania. Odkrywszy, że są nimi młody fotograf i aspirująca modelka, starszy człowiek zaczyna interesować się ich życiem tak bardzo, że spędza coraz więcej czasu z okiem utkwionym w szczelinie prowadzącej go do zupełnie innego świata.

Image

Wiadomo, dlaczego zdecydowałem się poświęcić oddzielny wątek temu filmowi. Jak głoszą napisy początkowe, autorem muzyki jest George Harrison, M.B.E :) . Ale o samej muzyce później, teraz kilka słów o filmie. Swą premierę miał w Cannes w maju 1968 r., w Anglii po londyńskim seansie premierowym nie trafił nawet do regularnej dystrybucji, przez lata leżał zapomniany (nie licząc może pokazów o północy w USA) aż do czasu popularyzacji VHS, a potem DVD. W 2014 r. został wydany w pięknie odnowionej wersji na Blu-rayu, co skłoniło mnie do jego odnalezienia. Spodziewałem się, że będzie to zakurzona, obyczajowa ramota – zostałem na szczęście bardzo pozytywnie zaskoczony.

Film jest przede wszystkim, choć to może oczywiste, wytworem swoich czasów. Już od pierwszych kadrów (a na pewno od pierwszego spojrzenia na mieszkanie sąsiadów) dostajemy wyraźny komunikat – oto świadectwo lat 1967-1968 z całym ich kolorytem, naiwnością, szaleństwem i bezkompromisowością artystyczną. Punktem odniesienia jest więc raczej słynny „Odjazd” („The Trip”, 1967) Rogera Cormana, a nie socjologiczna analiza spod znaku „Absolwenta” (wiem, że powinienem się raczej odnieść do brytyjskiej kinematografii, ale mam w niej niestety duże zaległości). To, co dziś wyróżnia się najbardziej (choć może już nie szokuje), to psychodeliczne zastosowanie kolorów, poetyka oniryzmu, surrealizm w ściśle angielskim wydaniu przyprawiony sporą szczyptą specyfiku zwanego potocznie LSD. U Cormana próba wizualizacji wpływu narkotyków na percepcję jest bardziej rozbudowana i zajmuje ważniejsze miejsce w całej strukturze filmu (narracja jest w zasadzie przygodą bohatera na tytułowym „odjeździe”), jest bardziej szalona i robi większe wrażenie. W „Wonderwall” jest to tylko element fabuły - choć bardzo ważny, to nie stanowiący całości wypowiedzi. „Odjazd” powstał w Kalifornii, a „Wonderwall” w Londynie – inna perspektywa, inne środowisko, inny „ferment” intelektualno-artystyczny. Mi bardziej odpowiada pełniejsza, lepiej zniuansowana wypowiedź angielska niż bardziej szalona i radykalna amerykańska. W „Odjeździe” efekty wizualne były trochę „sztuką dla sztuki”, czystym artyzmem, a w „Wonderwall” można dopatrzeć się ponadto uniwersalnych treści wypływających z historii, która stwarza potencjał do takich uogólnień.

Image

Wraz z bohaterem, profesorem Collinsem, podglądamy młodych lokatorów londyńskiej kamienicy. Już na ulicach Londynu ich zielony samochód i barwne stroje prezentują się niczym zjawisko z innego świata. Zderzenie wyblakłego, matowego, dusznego mieszkania profesora, pełnego zabytkowych secesyjnych mebli z wypisanymi na nich cytatami z Tennysona, starych ksiąg, stosów papierzysk, gdzie niewiele jest współczesnych przedmiotów, z mieniącym się feerią barw, ostrym, kontrastowym kolorystycznie, pełnym przestrzeni mieszkaniem Penny Lane (tak nazywa się bohaterka) to następny sposób na podkreślenie niezwykłości całej tej „kontrkultury”. Samo mieszkanie (za jego wystrój odpowiada znany nam duet The Fool) przypomina raczej scenografię sztuki teatralnej niż miejsce do życia. Niezwykłości dopełnia sposób, w jaki oglądamy to, co dzieje się za ścianą. Przez dziurę w ceglanym murze (ukrytą za secesyjnym malowidłem przedstawiającym śmierć króla Artura), gdy zawsze coś zasłania nam pełny ogląd sytuacji, widzimy tylko urywki, fragmenty, często nieostre, nie słyszymy nic poza głośną muzyką przebijającą się przez solidny mur. To niczym okno do innego świata – kolory uderzają swą ostrością, psychodelicznym zestawieniem kontrastowych barw, scenografia mieszkania pełna jest przedmiotów o zastanawiającym zastosowaniu i niecodziennym wyglądzie, ubiory przypominają bal maskowy, a nie zwykłe, codzienne stroje. Muzyka pełna egzotyki, hinduskich instrumentów, wibrujących dźwięków, dzwoniących, brzęczących, wwiercających się w umysł brzmień. Kilka cegieł, a za nimi egzotyczny świat. Nic dziwnego, że pociąga on bohatera swą odmiennością.

Image

Choć może bardziej niż sam klimat mieszkania przyciąga go znajdująca w nim kobieta. Pierwszy obraz, jaki obserwujemy, to jej tańcząca sylwetka i fragmenty nagiego ciała (a jakże, w końcu to lata 60. :wink: ). Grająca Penny Lane Jane Birkin nie wypowiada w całym filmie ani jednego słowa – zawsze obserwujemy ją albo przez mur, albo w marzeniach sennych. Tajemnicza, piękna, delikatna, niczym Syrena z ryciny, jaką profesor znajduje w książce. To właśnie ona sprawia, że Collins obserwuje mieszkanie z narastającym zainteresowaniem graniczącym powoli z obłędem, coraz więcej czasu spędza przy murze, zaczyna spać przy „ścianie cudowności” i wierci w niej kolejne dziury, by być bliżej ukochanej. Bo wbrew – wydawałoby się – różnicom nie do pogodzenia, Collins czuje coś do tajemniczej modelki. Po przeczytaniu opisu filmu obawiałem się zbyt płytkiego ujęcia tego wątku, sprowadzającego aspekt fascynacji profesora młodą dziewczyną do sfery czysto fizycznej. Wystarczy jednak obserwować poczynania Collinsa, by zorientować się, że jest to coś więcej. Owszem, Penny Lane podoba mu się jako kobieta (zresztą jak ma się nie podobać, w końcu to Jane Birkin :wink: ), ale związek między nimi (a raczej między nim a nią, tylko w jedną stronę) ma charakter platoniczny, bardziej idealistyczny, coś z rycerskich romansów średniowiecznych (może stąd król Artur?). Wkrótce Penny Lane staje się „damą serca” Collinsa, w marzeniach śni on, że chroni dziewczynę przed nieuczciwością i brutalnością jej chłopaka, staje w jej obronie, pojedynkuje się o nią przywdziewając niezwykłą zbroję (którą zresztą zdejmuje w jednej scenie z szafy). Relacja z Penny staje się tak ważna, że profesor poświęca dla niej nieliczne relacje z innymi ludźmi, i tak bardzo szczątkowe. Wchodzi w świat snów, a sny przechodzą wkrótce w jawę. Pojawiają się niepostrzeżenie nawet wtedy, gdy profesor pracuje (a praca była dla niego wszystkim). W końcu Collins musi zdecydować, co dla niego ważniejsze, bo koegzystencja obu światów wydaje się niemożliwa, a profesor sukcesywnie traci kontakt z rzeczywistością (wspaniała surrealistyczna scena w miejscu pracy Collinsa to obok sekwencji marzeń sennych (z Supermanem na LSD i pojedynkiem wiertarki z papierosem) ciekawszy fragment filmu). Ostatecznie następuje ziszczenie się snów profesora i spotkanie z dziewczyną, ale nie chciałbym zdradzać, w jakich okolicznościach i co z tego wyniknie.

Image

Ciekawszy niż sam portret młodego pokolenia i jego kultury (jak w „Odjeździe”) wydaje mi się jej zestawienie ze środowiskiem, z którym współegzystuje, czyli w tym wypadku poświęcenie miejsca angielskiemu społeczeństwu połowy lat 60. Trochę zabrakło tego w filmie, gdyż sam profesor – choć w pewnych okolicznościach tak roztargniona postać mogłaby zaistnieć – nie jest chyba zbyt dobrą egzemplifikacją typowego Anglika starszej generacji. Uogólnień pod tym względem film więc unika, ale i tak mamy tu do czynienia z ciekawą refleksją na temat uniwersalnego języka międzypokoleniowego. Ten werbalny sprawia kłopoty (profesor nie za bardzo potrafi porozumieć się z młodym sąsiadem i vice versa, chociażby przez inne słownictwo), natomiast idealnie działa ten pozawerbalny, emocjonalny. Jakby dwie samotne dusze (Collins i Penny) wyczuwały się nawzajem (chociaż – jak pisałem wyżej – to relacja tylko w jedną stronę). Nie ulega jednak wątpliwości, że pod fasadą fikuśnych strojów i drażniącej ucho profesora muzyki („Muzyka to tylko zorganizowany hałas, a hałas to trucizna dla umysłu”, jak twierdzi) są to tacy sami ludzie, pragnący miłości, bliskości, poczucia bezpieczeństwa.

Image

W pomysł scenariusza zamieszany był początkowo Gérard Brach, przyjaciel Romana Polańskiego. Wydaje mi się, że on udźwignąłby lepiej historię i uwypukliłby bardziej uniwersalne jej fragmenty niż autor tekstu, Guillermo Cabrera Infante (to jego pierwszy scenariusz; na marginesie, to ciekawa postać – kubański powieściopisarz, krytyk filmowy i tłumacz, syn komunistów, ale po długich wahaniach ostatecznie przeciwnik Castro, wyemigrował z Kuby, napisał później scenariusz do kultowego „Znikającego punktu”). Momentami bowiem film za bardzo skręca w stronę pokazywania kolejnych ekstrawaganckich sekwencji pełnych pięknych dziewczyn. Ale, biorąc pod uwagę to, że sama treść jest tak naprawdę skromna, przeznaczona równie dobrze do filmu krótkometrażowego, udało się podać ją w atrakcyjnej formie i nasycić całkiem obficie znaczeniami. Natomiast sama tematyka chyba nie leżała w kręgu zainteresowań Polańskiego, ale debiutant Joe Massot (wcześniej zrobił interesujący krótki metraż pt. „Reflections on Love”) poradził sobie bardzo dobrze. Owszem, film ma swoje słabsze momenty, ale jest też wiele wprost bezbłędnie zrealizowanych (marzenia senne, wszystkie co bardziej surrealistyczne fragmenty, nie brak też kilku scen komicznych). Do reżyserii nie mam większych zastrzeżeń. Strona wizualna to kolejny jasny punkt filmu – zdjęcia doświadczonego operatora Harry'ego Waxmana, nietypowe ujęcia „zza ściany”, gdy zawsze coś przysłania pełny obraz, zastosowanie kolorów, różnych filtrów, pojawiają się sceny czarno-białe, ręczna animacja, psychodeliczne plansze wyjaśniające akcję, sceny w przyspieszonym tempie. Aktorsko to raczej teatr jednego aktora – Jack MacGowran zdaje go na piątkę. Aktor znany z głównej roli w „Nieustraszonych zabójcach wampirów” Polańskiego (to on zarekomendował go do „Wonderwall”) w zasadzie powtarza kreację ekscentrycznego naukowca, ale obdarza ją dużą dozą ciepła, niewymuszonej niezdarności, dobra i humanizmu drzemiących pod pozorem kompletnej obojętności na drugiego człowieka, w wyniku czego (w przeciwieństwie do profesora Abronsiusa z „Wampirów”) profesor Collins jest na tyle naturalny, że staje się prawdopodobny.

No i muzyka. Moim zdaniem to zła kolejność, by poznawać najpierw soundtrack, a potem film, ale mimo to wydaje mi się, że muzyka świetnie pasuje do obrazu. Jak na debiut, jest to projekt bardzo bezkompromisowy i wręcz awangardowy – z klasyczną (smyczkową czy symfoniczną) ścieżką dźwiękową film nie byłby tak oryginalny. Szczególnie hinduskie utwory idealnie podkreślają co bardziej psychodeliczne fragmenty filmu. Charakter i tematyka dzieła zostały idealnie podkreślone przez muzykę. I co ważne, muzyka broni się moim zdaniem sama w sobie – mi najbardziej przypadają do gustu te rockowe kawałki, szczególnie „Ski-ing” (tytuł wyjaśnia się po obejrzeniu filmu).

Image

„Wonderwall” to film, który warto odgrzebać z zapomnienia, bo znany jest chyba tylko fanom The Beatles. Na pewno nie jest to arcydzieło, ale obraz naprawdę udany. Szczególnie jak na debiut. Psychodeliczny, awangardowy projekt artystyczny z jednej strony, a z drugiej – całkiem interesująca, uniwersalna historia. Obraz swingującego Londynu i kontrkultury połowy lat 60., ale taki, który do dziś wydaje się świeży i wcale nie zawstydzająco naiwny, jak czasem w filmach amerykańskich. Cieszący oko stroną wizualną i nie obrażający inteligencji widza, sprawnie wyreżyserowany i zagrany przez doświadczonego aktora, z dobrze dobraną muzyką. Może czasem przerost formy nad treścią, ale za to formy bardzo wdzięcznej i atrakcyjnej. Świetny wehikuł czasu do Anglii roku 1967-1968.

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Wonderwall (1968)
PostWysłany: Wto Maj 26, 2015 4:37 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Dzięki za niezwykle barwny opis filmu, nawet fanom Beatli znanego tylko z nazwy.
Mówiąc szczerze o "Wonderwall", poza muzyką, do tej pory nie wiedziałem dokładnie nic. Z tego co piszesz wydaje się, że "Wonderwall" może być lepszy od "Magical Mystery Tour" (choć o to w sumie nie trudno), też będącego świadectwem tamtych szalonych czasów i mającym zapewne podobny klimat. A tak swoją drogą, który z tych dwóch filmów podoba Ci się bardziej?

Po opisach głównego wątku filmu, w oczach zarysowała mi się prześliczna okładka płyty Harrisona z muzyką do tego filmu. Pełna symboliki ilustracja, która również zachęca do obejrzenia filmu.

Image

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Wonderwall (1968)
PostWysłany: Wto Maj 26, 2015 4:59 pm 
Offline
młodszy fan

Rejestracja: Wto Lut 25, 2014 8:52 am
Posty: 20
Witam wszystkich,
Tak smacznie i barwnie opisano tu ten film, że czym prędzej zaopatrzyłem się w kopię i czekam na odrobinę wolnego czasu, by go obejrzeć.
Dzięki za polecenie!


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Wonderwall (1968)
PostWysłany: Wto Maj 26, 2015 6:12 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Jaka smakowita recenzja Fangorn! Jakze inna od tych, z ktorymi przychodzi nam na co dzien obcowac. Gdyby co najbardziej opiniontworcze tytuly w naszym kraju publikowaly takie recenzje, i to jeszcze takich zapomnianych perelek... to i zapewne poziom ukulturalnienia naszego spoleczenstwa przedstawialby sie o wiele lepiej ;)

(Ja w ogole jestem cicha wielbicielka Twoich postow, ze tak sie przyznam w nawiasach :) )

W ogole bardzo dziekuje za przypomnienie o istnieniu tego filmu. Kiedys bylam go bardzo ciekawa i bezskutecznie go szukalam. Ale to byly jednak inne czasy :) Teraz zajrzalam na iTunes i film mozna stamtad miec od reki. No to mam :) Jak obejrze, sprobuje cos napisac do Twej arcyciekawej recencji (tylko nie wiem, czy sie w ogole da? :) ).

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Ostatnio edytowany przez Rita, Nie Cze 07, 2015 3:26 pm, edytowano w sumie 1 raz

Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Wonderwall (1968)
PostWysłany: Śro Maj 27, 2015 1:28 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lis 19, 2013 3:54 pm
Posty: 1346
Fangorn, krótko: gdybym był redaktorem naczelnym renomowanego pisma filmowego, miałbyś Pan posadę od zaraz i to na Pańskich Warunkach (powinieneś zażądać stanowiska… redaktora naczelnego :wink: )

PS. Chciałem to już parę razy powiedzieć: jako że wiem, że jesteś przedstawicielem młodego pokolenia, wracasz nadzieję, że być może homo sapiens nie jest jeszcze na drodze powrotnej do jaskini, i że polszczyzną NADAL można Cudownie (i Treściwie) posługiwać się, bez używania ‘nieodzownych’ np. „super”, „dokładnie”, czy koszmarnego „ogólnie”… Nie zmarnuj Pan Talentu!

PPS. Najlepszym dowodem Twojego Daru jest to, że oprócz powyższych deklaracji SixtyFour i Rity ja również mam nieodpartą ochotę sięgnąć po ten film :)

_________________
WISH is the future and ASH was the past, what stood in between was WISHBONE ASH.

Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Wonderwall (1968)
PostWysłany: Śro Maj 27, 2015 5:05 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Ja tam mysle, ze Fangorn tak tylko sciemnia, ze taki mlody jest :wink:

W rzeczywistosci to powazny krytyk filmowy ukrywajacy sie tu pod pseudonimem :D

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Wonderwall (1968)
PostWysłany: Czw Maj 28, 2015 12:15 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Film oczywiście obejrzę również, jak już tylko będę go miał.
Zapisuję się także do listy fanów twórczości pisarskiej Fangorna :)

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Wonderwall (1968)
PostWysłany: Czw Maj 28, 2015 7:38 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Tyle pochwał, że nie wiem, co odpowiedzieć. Bardzo dziękuję i cieszę się, że tekst się spodobał :)
Pisać o filmach przychodzi mi nawet łatwiej niż o muzyce - w tym wypadku dwie, dwie i pół godzinki i gotowe. Argus, jak będziesz zakładał jakąś gazetę, to daj znać :wink:

Rita napisał(a):
Ja tam mysle, ze Fangorn tak tylko sciemnia, ze taki mlody jest :wink:

W rzeczywistosci to powazny krytyk filmowy ukrywajacy sie tu pod pseudonimem :D

Przejrzałaś mnie, ja to ten dziadzio, którego zapraszają do TVP Kultura przed emisją bardziej ambitnych filmów :wink:

A tak na serio, to żadna recenzja nie jest jakąś wyrocznią, bo w sztuce przecież nie ma czegoś takiego jak "zbliżenie się do prawdy" (a nawet "wyczerpanie tematu") i zawsze można coś dopisać. Każdy odbiera sztukę inaczej i - nawet w wypadku takiego filmu jak "Wonderwall", który nie zmienił przecież historii kina - uprawomocnione są najróżniejsze sądy, a każdy wnosi nowe spojrzenie na dzieło. Dlatego czekam, co napiszesz i czy Ci się film spodoba. Poza tym jest jeszcze kilka kwestii, których w ogóle nie poruszyłem, a które pojawiają się w filmie, np. ułuda i kruchość sławy, jej wpływ na relacje międzyludzkie, przedmiotowe traktowanie znanych osób, prywatność i jej naruszanie, rola muzyki jako formy narracji (bo w filmie jest bardzo mało dialogów) czy nawet motyw owadów :)

To jeszcze małe postscriptum do "Wonderwall". Są dwie wersje tego filmu: kinowa (92 minuty) i reżyserska (75 minut). Obie wyszły na Blu-rayu i DVD. Ja widziałem tę podstawową, czyli dłuższą (bo zwykle dłuższe wersje są lepsze); krótsza została w 1997 r. zmontowana na nowo przez reżysera, który dobrał też inną muzykę spośród nagranej na potrzeby filmu w 1968 r. i zamieścił piosenkę The Remo Four "In the First Place" (wyszła na singlu w 1999 r. i ostatnio na zremasterowanym wydaniu "Wonderwall Music"). W wersji dłuższej są fragmenty muzyki George'a Harrisona, które nie ukazały się na żadnej wersji "Wonderwall Music". Kiedyś może obejrzę dla porównania tę krótszą wersję, jednak obawiam się, że reżyser wyciął na jej potrzeby co ciekawsze pod względem formalnym, bardziej eksperymentalne sceny.

Więc jeśli chcecie obejrzeć film, to polecam poszukać najpierw wersji 92-minutowej i koniecznie zgrywanej z Blu-raya (czyli nie żadne avi, tylko mkv lub mp4), bo różnica w jakości obrazu jest w tym wypadku warta poświęcenia większej ilości miejsca na dysku (chociaż nawet niekoniecznie, bo są pliki ważące tyle samo, co wersja avi). Aha, i jeśli ktoś nie za bardzo po angielsku, to mam polskie napisy, także proszę śmiało pisać.

Yer Blue napisał(a):
Z tego co piszesz wydaje się, że "Wonderwall" może być lepszy od "Magical Mystery Tour" (choć o to w sumie nie trudno), też będącego świadectwem tamtych szalonych czasów i mającym zapewne podobny klimat. A tak swoją drogą, który z tych dwóch filmów podoba Ci się bardziej?

Magical Mystery Tour. Ale tylko dlatego, że grają tam Beatlesi :)

Wczoraj obejrzałem MMT drugi raz i zrobił na mnie lepsze wrażenie niż za pierwszym podejściem, ale nadal uważam, że to nie jest to, co mogłoby powstać, gdyby wszystkie możliwości zostały wykorzystane. W obecnej formie MMT to dla mnie zbiór rewelacyjnych teledysków do genialnych piosenek, powiązany luźnymi i przeciętnie pomysłowymi scenkami, które nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego. A podczas seansu czeka się z niecierpliwością na następną piosenkę. Film jest nadzwyczaj nierówny. Momentami nudzi, a to osiągnięcie jak na niespełna godzinę. Wydaje mi się, że nie taki był cel. Zabrakło po pierwsze sprawnego reżysera, który z chaosu wyłowiłby jakąś esencję i nadał ostatecznemu dziełu gruntowną podstawę. Po drugie scenariusza, bo słynne "kółeczko z pomysłami" McCartneya i założenie "wsiądźmy do autobusu, włączmy kamerę, pojedźmy przed siebie i zobaczmy, co się stanie" to za mało. Z drugiej strony, tak samo tworzył Andy Warhol: zapraszał przed kamerę kumpli i czekał, co będzie się działo (albo posuwał się do takich ekstrawagancji, że "zapraszał" przed kamerę Empire State Building i filmował go przez całą noc). McCartney siedział wtedy głęboko w muzyce awangardowej, więc może takim kinem też się interesował (na pewno kręcił filmy "domowej roboty"). Filmy Warhola nie były natomiast z założenia przeznaczone do szerokiej dystrybucji, a MMT chyba od początku miał być filmem pokazywanym w publicznej telewizji, więc powinien być bardziej spójny i przejrzysty dla przeciętnego odbiorcy. Co nie znaczy, że mało ambitny artystycznie, bo to dałoby się pogodzić.

"Wonderwall" jest zdecydowanie filmem profesjonalnym, zrobionym przez zawodowców. Dziś przeciętnemu odbiorcy wyda się pewnie nudny, ale jak na czas powstania ogląda się go dobrze. Do tego opowiada historię, z którą do dziś możemy się w jakiś sposób identyfikować, poruszane tematy są uniwersalne.

Natomiast MMT wygrywa jako - powiedzmy - źródło historyczne. Lepiej oddaje klimat czasów, w których powstał. Sposób jego stworzenia, który jest minusem, gdy rozpatrujemy MMT jako film (bo zaowocował chaosem, beztroską, bałaganem, improwizacją, brakiem założonego celu), jest plusem, gdy przyglądamy się MMT jako odzwierciedleniu okresu, w którym został stworzony. Formalnie zawieszony jest między niedoskonałym technicznie filmem domowej roboty, kręconą z ręki relacją z wycieczki a kunsztownie zmontowaną, pełną wizualnych smaczków i reprezentującej wysoki poziom muzyki sekwencją surrealistycznych scen. Historycznie stał się bez wątpienia jedną z inspiracji twórczości Monty Pythona. Jako film w dużej mierze improwizowany jest odzwierciedleniem popularnej wtedy metody tworzenia filmów awangardowych. Powstały pod całkowitą kontrolą - jakby nie patrzeć - debiutantów i amatorów w kwestii tworzenia filmu, jest niezwykłym zapisem czasów, gdy artyści objęli całkowitą kontrolę nad swoim dorobkiem artystycznym i coraz częściej stawali się artystami interdyscyplinarnymi, parając się różnego rodzaju twórczością w tym samym czasie. Dlatego jako film wolę "Wonderwall", a jako świadectwo czasów - "Magical Mystery Tour".

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Wonderwall (1968)
PostWysłany: Pią Maj 29, 2015 12:43 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Maj 10, 2006 10:11 am
Posty: 1293
Miejscowość: Piernikowo
Ojoj, po takim opisie to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko dodać film do obserwowanych i rozpocząć poszukiwania!
Dzięki, Fangorn! Za wspaniałą lekturę!

_________________
"Czekaj i nie trać nadziei"
"Żeby czekać trzeba żyć"
"Do, or not do - there is no try"


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Wonderwall (1968)
PostWysłany: Sob Maj 30, 2015 8:54 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Paź 12, 2010 6:31 pm
Posty: 868
Fangorn , Ty jesteś współczesny Jacek Fuksiewicz!


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Wonderwall (1968)
PostWysłany: Wto Cze 02, 2015 5:26 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Obejrzałem "Wonderwall" ze sporym zainteresowaniem. Pierwsze pół godziny filmu uważam za trochę słabsze ale dalej jest dużo ciekawiej, bardziej kolorowo a napięcie głównego wątku rośnie z minuty na minutę. Przykuwają uwagę psychodeliczne sekwencje z naprawdę niesamowicie dobraną muzyką Harrisona. Ona przy tych obrazkach nabiera pełniejszego wyrazu. Cudowne są również animowane przerywniki. I ociekający erotyzm.
Również główny bohater z początku mnie nie porywał. Ale zdecydowanie się rozkręca.
Film przesiąknięty do cna aurą tamtych czasów. Myślę, że każdy kto lubi klimat szalonych lat 60-tych mile spędzi 1,5 godziny podczas oglądania "Wonderwall".

A chyba największym plusem tego filmu jest dla mnie scenariusz. Historia starszego człowieka podglądającego ciekawszy świat poprzez mały ubytek w ścianie - od razu mnie zaintrygowała. A przedstawione to zostało z całym bogactwem barw swojej epoki.

Film nieporównywalnie lepszy od Magical Mystery Tour. Ale gdybym miał wybierać, który z nich zabiorę w kosmos na pamiątkę po życiu na Ziemi -oczywiście ze względu na obecność teledysków, Beatlesów i ich muzyki, bez dwóch zdać zabrałbym Magical :)

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Wonderwall (1968)
PostWysłany: Śro Cze 10, 2015 7:20 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Obejrzałam i mam kilka uwag:

- IMO film może być w pełni doceniony / zrozumiany raczej tylko przez osoby, które pamiętają tamte czasy, ewentualnie wielbicieli lat 60. Czy ktoś, kto nie ma pojęcia o kulcie LSD, psychodelii i młodości w tamtym okresie zrozumie ten film bez dodatkowego researchu historyczno-kulturowego? Raczej w to wątpię. Jak już moi poprzednicy tu stwierdzili, film jest typowym świadectwem swoich czasów. Może to być jego zaletą, ale dla większości osób "Wonderwall" będzie nudny i niezrozumiały. Co to za kolory i co to za muzyka, a w ogóle dlaczego ci młodzi się tak dziwnie ubierają? Itd. Inna sprawa, że obraz jest tak zapomniany, że nie-miłośnicy Beatlesów / lat 60. raczej nigdy na niego nie trafią ;)

- Czasami mam wrażenie, że film tak bardzo miał być świadectwem swoich czasów, że niechcący zmarnowano mu spory potencjał opowiedzenia naprawdę ciekawej, głębokiej historii o fascynacji drugą osobą z kompletnie innego świata. Niektóre psychodeliczne sceny są fajne, ale niektóre bym wyrzuciła za cenę głębszego spojrzenia psychodelicznego. Sama "osnowa" filmu jest super - wątek "niespodziewanej" dziury w ścianie i to jeszcze znajdującej się obok śmierci króla Artura, a także możliwość za jej pośrednictwem "wejścia" do innego świata, od razu zaciekawia i fascynuje. Tylko potem chciałoby się z tego filmu wycisnąć nieco więcej (psychika profesora - dlaczego poważany profesor zakochany w Penny Lane zaczyna snuć wizję niczym zadurzony po raz pierwszy w życiu trzynastolatek? Co jeszcze działo się między Penny Lane a jej chłopakiem? itd.)

- Strasznie podoba mi się użyty w "Wonderwall" motyw motyli. Dla mnie te motyle to symbol "przejścia" profesora ze swojego codziennego, nudnego życia badacza do cudownego, magicznego świata obserwowanego za ścianą. Motyle w gablocie - symbol tego co "monotonne", "szarawe", "statyczne", zostają bezceremonialnie porzucone przez profesora na rzecz motyli kolorowych (psychodelia, świeżość, młodość, ruch).

- Jeśli chodzi o soundtrack, to kawałki hinduskie na dłuższą metę nieco mnie męczyły, ale inne były całkiem niezłe, a momentami fajnie przyostrzone niby niejaki Cream :) Ogólnie na plus. Cały obraz oceniam raczej na plus, ale utrzymuję przy tym, że to rzecz raczej dla pasjonatów. ;)

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Wonderwall (1968)
PostWysłany: Śro Cze 10, 2015 8:13 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Rita napisał(a):
dla większości osób "Wonderwall" będzie nudny i niezrozumiały. Co to za kolory i co to za muzyka, a w ogóle dlaczego ci młodzi się tak dziwnie ubierają? Itd.

Ja myślę, że my tu na forum nie jesteśmy "większością" i spokojnie się zorientujemy w kontekście kulturowym tego filmu :) Fan Beatlesów raczej nie będzie miał z tym problemów, a "przypadkowych widzów" ten film raczej w Polsce nie znajdzie.
Rita napisał(a):
dlaczego poważany profesor zakochany w Penny Lane zaczyna snuć wizję niczym zadurzony po raz pierwszy w życiu trzynastolatek?

Ja to tak odczytałem, że on naprawdę zakochał się po raz pierwszy. I stąd jego fantazje na temat Penny (wspomagane przez egzotykę innego świata za ścianą), rozczulające w swej naiwności marzenia, stąd scena z "matką", która karci go za podglądanie. Z relacji profesora z innymi ludźmi widać, że na pewno od długiego czasu nie nawiązał głębszych relacji z drugim człowiekiem, a jego samotnicze życie już dawno przekroczyło granicę ekscentryzmu i stało się wręcz dziwactwem. Wszak od samotności też można oszaleć. I nawet ktoś tak samotny jak profesor potrzebował kontaktu z drugim człowiekiem, miłości; i myślę, że dopiero wtedy, gdy odkrył, kto mieszka za ścianą, ta potrzeba ujawniła się ze wzmożoną siłą.
Rita napisał(a):
Strasznie podoba mi się użyty w "Wonderwall" motyw motyli. Dla mnie te motyle to symbol "przejścia" profesora ze swojego codziennego, nudnego życia badacza do cudownego, magicznego świata obserwowanego za ścianą. Motyle w gablocie - symbol tego co "monotonne", "szarawe", "statyczne", zostają bezceremonialnie porzucone przez profesora na rzecz motyli kolorowych (psychodelia, świeżość, młodość, ruch).

Ciekawa interpretacja, ładnie pasuje do całości :) A co powiesz o modliszce? Bo z nią mam problem. Czemu akurat modliszka? Jedyne, co wykombinowałem (oprócz tego, że tak egzotyczny owad ładnie wpisuje się w klimat filmu) to że modliszka - jako zwierzę samotnicze - pasuje "charakterologicznie" do profesora, a los, który ją spotkał w dalszej części filmu, symbolizuje uczucie, jakim obdarzył Collins drugą osobę (czyli piękną Penny Lane), wychodząc ze swego stanu odseparowania od innych.

W ogóle to stare filmy (i te znane, i te tak zapomniane jak tu omawiany) otwierają często niezwykle szerokie pole do interpretacji (nawet w przypadku filmów rozrywkowych, bo jednak "Wonderwall" to kino prawie artystyczne) - co w przypadku współczesnych filmów ogranicza się coraz częściej do mniej znanych tytułów, a te najpopularniejsze to niestety tylko rozrywka (często przypominająca kolorową wydmuszkę).

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Ostatnio edytowany przez Fangorn, Czw Cze 11, 2015 12:53 am, edytowano w sumie 1 raz

Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Wonderwall (1968)
PostWysłany: Śro Cze 10, 2015 8:28 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Fangorn napisał(a):
Ja myślę, że my tu na forum nie jesteśmy "większością" i spokojnie się zorientujemy w kontekście kulturowym tego filmu :) Fan Beatlesów raczej nie będzie miał z tym problemów, a "przypadkowych widzów" ten film raczej w Polsce nie znajdzie.


Podobnie napisałam przecież :) Fani Beatlesów wystarczy, że znają Peppera i MMT, a już wiedzą co nieco o tym, czym była psychodelia i z czym to się jadło, więc bez problemu się w estetyce i klimacie filmu odnajdą.

Cytuj:
Ja to tak odczytałem, że on naprawdę zakochał się po raz pierwszy. I stąd jego fantazje na temat Penny (wspomagane przez egzotykę innego świata za ścianą), rozczulające w swej naiwności marzenia, stąd scena z "matką", która karci go za podglądanie. Z relacji profesora z innymi ludźmi widać, że na pewno od długiego czasu nie nawiązał głębszych relacji z drugim człowiekiem, a jego samotnicze życie już dawno przekroczyło granicę ekscentryzmu i stało się wręcz dziwactwem. Wszak od samotności też można oszaleć. I nawet ktoś tak samotny jak profesor potrzebował kontaktu z drugim człowiekiem, miłości; i myślę, że dopiero wtedy, gdy odkrył, kto mieszka za ścianą, ta potrzeba ujawniła się ze wzmożoną siłą.


Piękna interpretacja, choć przyznam, że mamiło mi się w głowie coś podobnego: wręcz pomyślałam, że nasz profesor nigdy wcześniej się nie zakochał i nie miał okazji stworzyć związku z dziewczyną / kobietą - może ta sfera w ogóle go nie interesowała zresztą - stąd dopiero przechodzi przez szczenięcy etap marzeń o ratowaniu swojej damy z opresji :wink:

Cytuj:
Ciekawa interpretacja, ładnie pasuje do całości :)


+ dzięki motylom nasz bohater odkrywa, że owady te nie muszą być smutne, zasuszone w gablocie i nie żyć ;), że w tym innym, cudownym świecie mogą fruwać i być pełne kolorów i słońca. Jednocześnie motyle to taki jedyny chyba element "oswojony", który bohater odnajduje w tej nowej rzeczywistości.


Cytuj:
A co powiesz o modliszce? Bo z nią mam problem. Czemu akurat modliszka? Jedyne, co wykombinowałem (oprócz tego, że tak egzotyczny owad ładnie wpisuje się w klimat filmu) to że modliszka - jako zwierzę samotnicze - pasuje "charakterologicznie" do profesora, a los, który ją spotkał w dalszej części filmu, symbolizuje uczucie, jakie obdarzył Collins drugą osobę (czyli piękną Penny Lane), wychodząc ze swego stanu odseparowania od innych.


Och, Twoja interpretacja jest świetna i pasuje jak ulał, a poza tym jest o wiele lepsza od mojej. Ja to poszłam raczej w stronę... hm, niecodziennych zwyczajów postkoitalnych samic modliszek, tylko nie bardzo wiedziałam, jak to odnieść do filmu ;)

A czy myślisz, że "umiejscowienie" dziury - na takim a nie innym obrazie - ma jakieś znaczenie?

Muszę za jakiś czas wrócić do tego filmu i na pewno to zrobię.

A Ty obejrzyj i zrecenzuj inny film z soundtrackiem od Beatlesa: viewtopic.php?f=1&t=3583

Bardzo jestem ciekawa Twojej opinii!

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Wonderwall (1968)
PostWysłany: Czw Cze 11, 2015 2:49 am 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Rita napisał(a):
A Ty obejrzyj i zrecenzuj inny film z soundtrackiem od Beatlesa: viewtopic.php?f=1&t=3583

Nawet nie wiesz, od jak długiego czasu się do niego zabieram, obiecuję, że obejrzę :) Natomiast "odnalazłem" kolejny film związany z jednym Beatlesem, który mam zamiar obejrzeć i wydaje się on ciekawy do interpretacji, ale na razie ciii...

Rita napisał(a):
Podobnie napisałam przecież :) Fani Beatlesów wystarczy, że znają Peppera i MMT, a już wiedzą co nieco o tym, czym była psychodelia i z czym to się jadło, więc bez problemu się w estetyce i klimacie filmu odnajdą.

No tak, rzeczywiście :oops: jakoś tak jak już zacząłem pisać, to chciałem coś na-pisać, i wyszło to samo...

Rita napisał(a):
Och, Twoja interpretacja jest świetna i pasuje jak ulał, a poza tym jest o wiele lepsza od mojej. Ja to poszłam raczej w stronę... hm, niecodziennych zwyczajów postkoitalnych samic modliszek, tylko nie bardzo wiedziałam, jak to odnieść do filmu ;)

Też zacząłem od tego zwyczaju (bo to się kojarzy jako pierwsze z modliszkami), ale to chyba ślepa uliczka :wink: Tym bardziej, że Penny Lane - jedyna tak naprawdę kobieta w filmie - nie jest kreowana na taką "modliszkopodobną" istotę, wręcz przeciwnie.

Rita napisał(a):
A czy myślisz, że "umiejscowienie" dziury - na takim a nie innym obrazie - ma jakieś znaczenie?

Jestem pewien, że ma, tylko jakie? Scenografia w "Wonderwall" jest bardzo dopracowana i daleka od przypadkowości. Najbardziej oczywiste skojarzenie to dla mnie połączenie mitów arturiańskich i romansów rycerskich, które wywodzą się w dużej mierze z tychże mitów, z wizjami profesora, w których pojedynkuje się o swoją "damę serca" (Penny) z przeciwnikiem (sąsiadem). Ten pojedynek jest postmodernistyczną mieszanką różnych skojarzeń, bo poza romansami rycerskimi (z charakteru) przypomina także późniejsze pojedynki na broń palną (obecność sekundanta), a takie elementy jak szminka, wiertarka, papieros to już odniesienia do współczesności. Tu też ciekawe są same stroje bohaterów, bo profesor ubrany jest niczym magik, iluzjonista (w długim płaszczu i cylindrze) - nie wiem do końca, dlaczego właśnie tak, może jest to rodzaj "zbroi" (znów romanse rycerskie), "odświętnego" stroju, który rzadko kiedy jest używany (scena zdejmowana zakurzonego ubrania z szafy) i zakładany jest w konkretnym celu. Albo jest to po prostu zestawienie staroświeckości profesora z nowoczesnością jego oponenta (w stroju Supermana, też z płaszczem). Poza tym długi płaszcz z czerwonym podbiciem kojarzy mi się z Draculą (z wersji z 1958 r. z Christopherem Lee w roli głównej). Postać Draculi, szczególnie w powieści, i jego głód krwi jest często utożsamiany z tęsknotą za miłością, bliskością, spełnieniem seksualnym, którego ze względu na swą wampirzą naturę hrabia nie jest w stanie zrealizować. Scena, gdy Collins (w płaszczu) nachyla się nad leżącą bezwładnie Penny przypomina mi właśnie ikoniczne sceny, gdy Dracula nachyla się nad swoją ofiarą, a ekwilibrystyczna "wycieczka" Collinsa do Penny i zjawienie się przez okno w dachu jest niczym pojawienie się wampira w mieszkaniu ofiary (zwykle wchodził przez okno, czyli też z nietypowej strony). Tylko że Collins - oprócz tęsknoty za miłością i strojem - jest raczej przeciwieństwem Draculi. Choć to i tak pewnie spora nadinterpretacja. Chociaż... Co o tym myślisz, Rito?

Ale wracając do króla Artura... Mieszkanie Collinsa pełne jest staroświeckich elementów, bo nie tylko secesyjne malowidło, ale i szafy z wymalowanymi cytatami pochodzą z epoki wiktoriańskiej. Zresztą w jednej ze scen profesor czyta właśnie "Wiktoriańską księgę snów". "Śmierć króla Artura" autorstwa Florence Harrison jest ilustracją do wiersza Lorda Alfreda Tennysona. Nad wejściem do mieszkania widnieje ponadto witraż z rycerzem, nawet w kuchni wisi obraz z epoki (ponadto widać tam reprodukcję obrazu ze św. Sebastianem, a w jednym z marzeń profesora widzimy go posyłającego strzałę w kierunku młodego sąsiada stojącego pod drzewem w pozie świętego). Cytaty w mieszkaniu też są z Tennysona (fragment z "The Day-Dream", poematu o snach, marzeniach sennych i ucieczce w ten sposób z realnego świata) oraz z "An End" Christiny Rossetti o miłości i śmierci. (Nie jestem tak oczytany, znalazłem to w Internecie :wink: Poza tym są jeszcze cytaty z innych wierszy, których nie odnalazłem). Król Artur u Tennysona był kreowany jako postać idealnego mężczyzny, ucieleśnienia najwspanialszych cnót; miłość była tam czysta, wzniosła i romantyczna (wiąże się to z zainteresowaniem średniowieczem w epoce romantyzmu, a więc i miłością dworską). Święty Sebastian zaś może symbolizować fizyczny, cielesny aspekt miłości (już bowiem w XVII wieku nagość tego świętego przedstawiana na obrazach ilustrujących jego męczeństwo przywoływała takie skojarzenia nawet wśród mecenasów Kościoła).

Widać więc, że w doborze kontekstu kulturowego nie ma przypadku, wszystko dobrane jest pod kątem rozważań o roli snów, o aspektach i roli miłości i ma za zadanie charakteryzować bohatera, zderzyć jego staroświeckość z nowoczesnością, jego pojmowanie miłości z tym obrazem miłości, jaki obserwuje za ścianą (tak jak mieszkanie sąsiadów jest sygnałem, że oni są nowocześni, tak mieszkanie profesora sygnalizuje, że jest on jakby "z innej epoki"). Być może zniszczenie obrazu (a później i mebli), by nawiązać lepszy kontakt z Penny, jest też symbolicznym zerwaniem z przeszłością, z odseparowaniem od innych, samotnym trybem życia na rzecz kontaktu z drugim człowiekiem; podobnie jak w wypadku motyli, jest to poświęcenie tego co nudne, statyczne, ale i znane na rzecz nowego, ekscytującego, nieznanego. Możliwe, że legendy arturiańskie albo romantyczna poezja kryją jeszcze jakiś klucz interpretacyjny.

I tak jest już długo, więc przywołam jeszcze jeden z wierszy, które znajdują się w mieszkaniu bohatera filmu, a co! :) Ten jest krótki i łatwy do zrozumienia w oryginale, w przeciwieństwie do Tennysona.

Christina Rossetti - "An End"

Love, strong as Death, is dead.
Come, let us make his bed
Among the dying flowers:
A green turf at his head;
And a stone at his feet,
Whereon we may sit
In the quiet evening hours.

He was born in the Spring,
And died before the harvesting:
On the last warm summer day
He left us; he would not stay
For autumn twilight, cold and gray.
Sit we by his grave, and sing
He is gone away.

To few chords and sad and low
Sing we so:
Be our eyes fixed on the grass
Shadow-veiled as the years pass,
While we think of all that was
In the long ago.

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Wonderwall (1968)
PostWysłany: Czw Cze 11, 2015 6:41 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Cytuj:
Jestem pewien, że ma, tylko jakie? Scenografia w "Wonderwall" jest bardzo dopracowana i daleka od przypadkowości. Najbardziej oczywiste skojarzenie to dla mnie połączenie mitów arturiańskich i romansów rycerskich, które wywodzą się w dużej mierze z tychże mitów, z wizjami profesora, w których pojedynkuje się o swoją "damę serca" (Penny) z przeciwnikiem (sąsiadem). Ten pojedynek jest postmodernistyczną mieszanką różnych skojarzeń, bo poza romansami rycerskimi (z charakteru) przypomina także późniejsze pojedynki na broń palną (obecność sekundanta), a takie elementy jak szminka, wiertarka, papieros to już odniesienia do współczesności. Tu też ciekawe są same stroje bohaterów, bo profesor ubrany jest niczym magik, iluzjonista (w długim płaszczu i cylindrze) - nie wiem do końca, dlaczego właśnie tak, może jest to rodzaj "zbroi" (znów romanse rycerskie), "odświętnego" stroju, który rzadko kiedy jest używany (scena zdejmowana zakurzonego ubrania z szafy) i zakładany jest w konkretnym celu. Albo jest to po prostu zestawienie staroświeckości profesora z nowoczesnością jego oponenta (w stroju Supermana, też z płaszczem). Poza tym długi płaszcz z czerwonym podbiciem kojarzy mi się z Draculą (z wersji z 1958 r. z Christopherem Lee w roli głównej). Postać Draculi, szczególnie w powieści, i jego głód krwi jest często utożsamiany z tęsknotą za miłością, bliskością, spełnieniem seksualnym, którego ze względu na swą wampirzą naturę hrabia nie jest w stanie zrealizować. Scena, gdy Collins (w płaszczu) nachyla się nad leżącą bezwładnie Penny przypomina mi właśnie ikoniczne sceny, gdy Dracula nachyla się nad swoją ofiarą, a ekwilibrystyczna "wycieczka" Collinsa do Penny i zjawienie się przez okno w dachu jest niczym pojawienie się wampira w mieszkaniu ofiary (zwykle wchodził przez okno, czyli też z nietypowej strony). Tylko że Collins - oprócz tęsknoty za miłością i strojem - jest raczej przeciwieństwem Draculi. Choć to i tak pewnie spora nadinterpretacja. Chociaż... Co o tym myślisz, Rito?


Dzieki Twoim interpretacjom zaczynam dostrzegac, ile ten film ma ukrytych kluczy do interpretacji, ile w nim ukrytych interpretacyjnych perelek!

Chyba nawet zmienie zdanie na jego temat na o wiele bardziej pozytywne. Obraz, ktory do tego stopnia polegal na inteligencji wiedzy widza - nie tak znowu ogolnej przeciez! - zasluguje na najwyzsze uznanie.

Ja moze skojarzen z Dracula nie mialam, chociaz nie przecze, ze moze to byc jedna z mozliwych interpretacji.

Raczej myslalam o tym, ze typowy romans rycerski zakladal w zasadzie jedynie platoniczne uwielbianie swojej wybranki, ktora mogla przeciez byc nawet mezatka - ale do niczego poza spiewaniem serenad pod oknem czy przechowywania drogocennego pukla wlosow damy dochodzic nie moglo. To troche tak jak z profesorem i Penny Lane, bo trudno sobie wyobrazic, by uczucia profesora do niej wyszly kiedykolwiek poza swoja platoniczna rame. Zreszta wydaje sie, ze profesor wlasnie o takim platnicznym uczuciu marzy, a moze jest po prostu zbyt niewinny / niedoswiadczony na cokolwiek innego.

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Wonderwall (1968)
PostWysłany: Sob Cze 13, 2015 6:50 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Rita napisał(a):
Raczej myslalam o tym, ze typowy romans rycerski zakladal w zasadzie jedynie platoniczne uwielbianie swojej wybranki, ktora mogla przeciez byc nawet mezatka - ale do niczego poza spiewaniem serenad pod oknem czy przechowywania drogocennego pukla wlosow damy dochodzic nie moglo. To troche tak jak z profesorem i Penny Lane, bo trudno sobie wyobrazic, by uczucia profesora do niej wyszly kiedykolwiek poza swoja platoniczna rame. Zreszta wydaje sie, ze profesor wlasnie o takim platnicznym uczuciu marzy, a moze jest po prostu zbyt niewinny / niedoswiadczony na cokolwiek innego.

To mniej więcej chciałem powiedzieć w tym przydługim wywodzie o tennysonowskim królu Arturze i św. Sebastianie. Podsumowując: zestawienie miłości dworskiej, platonicznej i miłości fizycznej. Czyli wiadomo, o co chodzi :)

Myślę, że dla odbiorcy angielskiego odniesienia do romantyzmu i króla Artura są bardziej czytelne; to tak, jakby u nas umieścić aluzję do Mickiewicza i kultury szlacheckiej - każdy Polak coś na ten temat kojarzy i mniej więcej odczyta.

Co najmniej od lat 60. sztuka popularna bardzo często odnosi się do innych gałęzi sztuki (zarówno wysokiej, jak i niskiej, jeśli uznajemy taki podział). Kino i muzyka to nieustanne nawiązywanie. Osobiście uwielbiam takie zabawy z widzem i poszukiwanie odniesień, aluzji, ukrytych znaczeń, "drugiego dna". O niektórych filmach (i muzyce pewnie też) można pod tym kątem napisać niezłą książkę :)

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 17 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 3 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
cron
POWERED_BY