Pora na moją ocenę płyty - spóźnioną ale chyba dzięki temu już ugruntowaną.
Gdy do uszu moich po raz pierwszy dotarł singiel ? (czy teraz w ogóle wydaje się single - ale pozostańmy przy tym archaicznym terminie )
New miałem dokładnie takie samo wrażenie jak przed laty gdy ukazał się " Just like starting over " - to świetnie , że John wreszcie wraca , ale czy to nie będzie znowu nostalgiczna stylizacja a la lata 50-te i Rock'nRoll ? Na szczęście Double Fantasy przyniósł takie perełki jak "I'm loosing You" , "Woman" czy "Watching the wheels".
Podobnie było z
New - nie dość , że żywcem przypomina Good day sunshine to jeszcze ten głos Paula i te Beach Boysowe wtręty ( wiem , że Makka od początku był fanem Pet Sounds , ale jednak wolę God only knows w oryginale ... , sorry Paul
).
Potem miałem przerwę i od razu przyszła cała płyta - pierwsze wrażenie , podoba mi się dlatego , że brzmi eklektycznie. Wszystko już gdzieś przecież słyszałem - ale Paul tak świetnie to wymieszał ( The Beatles , solowe stare pomysły i pomysły innych , którzy z The Beatles czerpali ) do tego szczypta nowoczesnych brzmień i wyszła z tego zupełnie przyzwoita potrawa muzyczna. Jest to (nawet w utworach "nowoczesnych" ) swego rodzaju muzyczny recykling - ale po pierwsze kto jak nie Fab ma historycznie uzasadnione prawo do autoplagiatu , a po drugie - robi to przecież tak cudownie
.
Zresztą - starym ( jak ja )to nie przeszkadza , wręcz przeciwnie , uwielbiam takie odniesienia - a młodzi pewno w góle tego nie zauważą zafascynowani tym , że Paul czerpie także z dokonań wspólczesnych.
Pierwszy numer z płyty to rozgrzewka , dobry opener ( i tylko tyle ) , za to drugi to już perełka.
Aligator to cudowne połączenie klimatów rodem z RAM nagranych zupełnie nowocześnie ale też z pełnym szacunkiem dla "McCartneyowskiej tradycji", bez zbędnych udziwnień. Ukryty przebój na tym albumie (przynajmniej ja go sobie chętnie nucę -w pamięci
)
On my way to work - utwór ( jest ich kilka na płycie ) sprawia wrażenie trochę sklejonego z dwu różnych piosenek (to normalne u Makki z jego eksplozją pomysłów)
Riff gitarowy (wg. Piotrka element folkloru irlandzkiego , mnie bardziej kojarzy się z duetem gitar w środkowej partii Old Siam Sir) został tam " wsadzony" trochę "ni przypiął ni przyłatał ". Pewno to pomysł producentów na urozmaicenie piosenki , skądinąd i bez tego udanej.
Queenie Eye - Nr 1 jeśli chodzi o przeboje na albumie a jednocześnie ( dla mnie ) perfekcyjny kolaż ( recykling ? ) muzyczny Beatles>KLAATU>ELO czyli Calling occupants + Mr Blue sky a wszystko w "polewie truskawkowej" z Magical MT. Spróbujcie jednak rozrzucić te klocki lego ( w czasie ) a potem ułożyć je w taką konstrukcję - to potrafi tylko Mistrz: Mr Walrus ( jeszcze i to ! ). A propos - tak w ogóle cały album po pierwszym przesłuchaniu wybrzmiał mi tak jakoś "elektrykowsko" ( może bardziej "Lynnonowsko"). Nie chodzi oczywiście o dosłowność muzyczną .
Dla wygody i przypomnienia podaję linki.
http://www.youtube.com/watch?v=9URM_5R-vWkhttp://www.youtube.com/watch?v=bjPqsDU0j2IEarly Days - Zawsze robi mi się jakoś "miętko na duszy" gdy słucham takich nostalgicznych ballad , ale trzeba pewno przekroczyć pewną barierę wieku by coś takiego odczuwać i nie odbierać jako wyłącznie smętny utwór w stylu Dylanowskim. Wszystkie tego typu tematycznie rzeczy (wspominki) brzmią trochę podobnie - czy to będzie Blue sky - Watersa , czy ten śliczny utwór Strawbs
http://www.youtube.com/watch?v=SU6u5R2vdy4PS 1
Hubert, nie zaśpiewałbyś kiedyś tego? ( chodzi mi oczywiście o Strawbs )
PS 2
Piotrku - Mother nature's son też Cię nie przekonuje
?
Appreciate -ten utwór przebył u mnie dziwną drogę- od odrzucenia do zachwytu , choć początkowo wydawał mi się tylko powieleniem pomysłu brzmieniowego , próbą swego rodzaju imitacji Pielgrzyma Claptona:
http://www.youtube.com/watch?v=8V9tSQuIzbQOczywiście to tylko powierzchowne podobieństwo - w utworze Makki tyle się przecież dzieje , u Claptona jest tylko udana, nowatorsko ( wtedy -1998 ) brzmiąca piosenka. W tym miejscu chylę głowę przed produkcją - te wszystkie "scratche", efekty brzmieniowe i hipnotyzujące , szorstkie solo gitarowe tworzą niesamowity klimat.
To ten utwór Piotrku, jest dla mnie Tomorrow XXI wieku. Podejrzewam , że teraz wielu tak gra i brzmi ale ja nie słucham ( już ) niestety nowej muzyki , toteż dziękuję Paulowi ,że On weteran ( a przecież młody duchem ) mi ją przybliżył.
I jeszcze jedna uwaga - ta muzyka jest muzyką wyobraźni , dla mnie soundtrackiem do jakiegoś paranaturalnego horroru. Pamiętacie scenę z Poltergeist, gdy złe moce wzywają Carolyn na tamtą stronę za pośrednictwem odbiornika TV. Te wszystkie głosy w tle brzmią dla mnie tak właśnie jakby tysiące cierpiących duchów prosiło nas o pomoc w przejściu do Światła (przepraszam niektórych za patetyczne określenie , ale tak mi się jakoś ta muzyka kojarzy ) . Czytałem gdzieś ,że Lennon oryginalnie chciał zatrudnić chór mantrujących mnichów do nagrania Tomorrow , dziś wystarczyłby komputer. A czy jest w tym melodia - nie wiem , wiem jedno że zapętlonego w odtwarzaczu Appreciate słuchać mogę 5 razy pod rząd.
Everybody out there - pewno Was zdziwię ale ta piosenka podoba mi się nie mniej od Appreciate , choć dzieli je przepaść stylistyczna.
Bądźmy jednak szczerzy Piotrku , TO jest dla wielu prawdziwy Mc Cartney jakiego znają i lubią , TO a nie eksperymenty będą zapamiętane z albumu przez przeciętnego słuchacza. Rewolucja Beatlesów polegała na tym , że dotarli ze swą muzyką do masowego odbiorcy i nie zrobili tego za pomocą utworów typu She's so heavy.
A tak w ogóle to naprawdę chwytliwa melodia , a że podobna do piosenki ze znanego albumu , za którym nie przepadasz ... . Ja np. znajduję tam pomysł z sygnałem z Morse moose and grey goose i wcale mi to nie przeszkadza.
Przy okazji ogólna uwaga co do albumu , dotycząca produkcji . W dawnych czasach producent odpowiadał głównie za dobór i kolejność utworów na płycie , później odpowiadał za brzmienie ( choć niekoniecznie był inż. dźwięku ) , teraz współkomponuje , często sam coś tam podgrywa a zapomina o podstawowych obowiązkach czyli jak to po kolei brzmi dla odbiorcy. Tu jest to sprawa fatalna - kto tak ustawił utwory , że Appreciate sąsiaduje z Everybody , na jakiej zasadzie wyrzucono Struggle a zostawiono Hosanna , a przede wszystkim po Looking at Her i Road (klasyczny "zamykacz" ) wlepiono skoczny I turned out i jeszcze na dodatek pastiszowego bluesa I balladę Scared ?
Tak w ogóle to najlepiej gdyby wydano podwójny album - na każdej płycie w jakiejś logicznej kolejności , osobno klasyka - osobno eksperymenty. Ponoć jak piszesz Piotrku zostało sporo "odrzutów" , może udało by się z tego skroić dwie zwarte stylistycznie całości - choć wiem , że to nie marketingowe.Z drugiej strony istnieje niebezpieczeństwo podziału fanów na konserwatystów i zwolenników eksperymentu , każdy słuchałby " swojej " ulubionej płyty i czułby się oszukany taką sprzedażą wiązaną. Może więc lepiej było dać każdemu jak ta sroczka po troszeczce i jeszcze zostawić sobie na potem ( i różnego rodzaju bonusy). Choć przecież dziś podobno i tak na płytach niewiele się zarabia. Tak czy inaczej pod tym względem ( kolejność utworów ) płyta pozostawia wiele do życzenia.
Hosanna - wolałbym ten kawałek na płycie "eksperymentlnej" , a jeśli już tu , to w bonusach.
I can bet - Kolejny "zlepiany" z kawałków utwór, który lubię ze względu na "uderzające" podobieństwo do znanego przeboju Beatles ( w refrenie ) - zgadnijcie jaki ? oraz syntezatorowe solo żywcem wyjęte z epoki Band on the run.
Looking at her - tu zatrzymam się chwilkę; po intro w stylu Let me roll it , Paul śpiewa trochę w manierze Bono z gitarą w stylu Edge'a w tle, by na moment zanurkować głęboko w lata 60-te ( cudowne akustyczne solo, zupełnie jak z And I love Her czy Till there was You ). Ze względu na Lennonowski wokal tę piosenkę jak sądzę lepiej zaśpiewałby John ( chórki jak w Woman) . Kolejny "niedoceniony"-potencjalny przebój.
Road - Nie byłbym miłośnikiem progresywnego rocka w jego klasycznej postaci ( z klawiszami w roli głównej ) gdybym nie postawił tego utworu na najwyższym podium .
Paul mimo , że nie ma nic wspólnego z tym gatunkiem , pokazuje wielu weteranom ( choćby YES ) , że potrafi stworzyć coś wartościowego i frapującego także i w tej konwencji. Zresztą czego tu nie słychać - od Raiders of the storm poprzez New Years Day U2 po mroczne klimaty The Cure.
Utwór znakomicie wieńczy album i nieuszanowanie tego jest dla mnie porównywalne z umieszczeniem np. reprise Sgt.Pepper po wybrzmieniu ostatnich akordów A Day in the life - Potraficie sobie coś takiego wyobrazić !? Sir George miał jednak więcej muzycznej wyobraźni od syna.
Bonusy bonusami ale ja wychowany na vinylach płyt zwykłem słuchać w całości I tak je niestety odbieram.
Turned out - niestety na eksperymencie pt układ utworów na albumie najbardziej ucierpiała ta piosenka ulokowana za Road , zraziłem się do niej kompletnie i (sorry Piotrku ) potrafię wyszukiwać w niej same minusy. Jest dla mnie ucieleśnieniem schyłkowego ELO (od Secret messages do Balance of power). Pamiętam też jak przy okazji wydania Antologii i nowych singli tutejsza krytyka ostro pojechała po Jeffie , że ubzdurał sobie rolę substytutu Johna a reszta zespołu ( z podpuszczenia Wilbura/George'a) w to uwierzyła. Czym innym było jednak twórcze naśladownictwo Beatlesów na genialnym niebieskim albumie ELO, a zupełnie czym innym producencki dyktat na płytach innych wykonawców( Beatlesa G. włączając).
To jakieś dziwne uprzedzenie bo wydawało mi się że płytę Cloud nine lubię
Może gdyby Turned Out znalazło się na tej "klasycznej" płycie( double lp) , w innym towarzystwie i miejscu - nastawienie miałbym inne.
Get me out of here - dla mnie żart muzyczny, dobry - ale właśnie na bonus
albo na kolejne reunion Page -Plant.
Struggle - nie wiem doprawdy dlaczego nie zmieścił się na regularnej światowej edycjii NEW , to przecież prawdziwa ozdoba (i to nie tylko eksperymentalnej części mojego wymyślonego dbl lp ) . Kolejny "hipnotyzer" w którym liczy się nastrój i rytm . Znowu kłania się Bono jako wcielenie Mefisto z ZOO TV Sydney a w warstwie muzycznej Eno- Byrne :My life in the bush of ghosts -rok wydania 1981 , a zatem czy aż Tomorrow XXI wieku Piotrku ?
http://www.youtube.com/watch?v=rONasb9H24Yhttp://www.youtube.com/watch?v=ysGjmm648dsJak widzisz Piotrku każdy słyszy co innego wg matrycy swej pamięci muzycznej - ale liczy się efekt finalny czyli co lubimy a co nie (tak naprawdę nieistotne dlaczego ).
Scared - całkiem przyjemna liryczna piosenka (surowo , oszczędnie - z pianem , nie ma chyba takiej?lub podobnej na regularnej liście utworów , dlaczego więc wypadła ?
Słowa naiwne ? Prawda , Love może brzmiało autentyczniej w wykonaniu 30 letniego Johna - ale czasy się zmieniają więc dlaczego 70 latek nie mógłby
tak śpiewać o miłości ?
To tyle bo wyjdzie na to , że przebiję objętością oryginał.
Ale przecież obiecałem Piotrkowi a więc siedzę do drugiej w nocy
- choć nie wiem czy ze wszystkich uwag będzie zadowolony