Ja bardzo lubię Czerwone Gitary, ale mam z tym zespołem pewien problem. Doceniam ogromny talent kompozytorski (szkoda, że nie tekściarski) Klenczona (zwłaszcza) i Krajewskiego, wśród dorobku zespołu (do 1970, ponieważ dla mnie Czerwone Gitary to zespół z Klenczonem i tyle) znajduje się wiele utworów, za które dałabym się pokroić, ale z bólem serca muszę przyznać, że nasi polscy Beatlesi w pewnym momencie tak jakby zapomnieli, że muzyka młodzieżowa idzie naprzód i że śpiewanie w 1968 roku o "takich ładnych oczach" na melodię i aranżację wyjęte jak gdyby z połowy lat 60. trochę zgrzyta... głownie ze względu na fakt, że w owym czasie grupa ta byli absolutni giganci polskiej sceny muzycznej i nikt nie sprzedawał więcej od nich płyt.
Nie mówię, większość polskich zespołów w owym czasie co prawda kombinowala melodycznie, ale suma summarum prezentowała się na tym polu podobnie lub jeszcze gorzej, wciąż kierując się popularną we wcześniejszych latach dekady zasadą "Polska młodzież śpiewa polskie piosenki" i konsekwentnie wplatając do swojej twórczości, z mniej lub bardziej zachwycającym efektem, motywy słowiańsko-ludowe. Tego typu koszmarków zbyt wielu u CzG nie ma, nagrali wprawdzie utwór "Hosa Dyna", ale od słuchania tego uszy nie bolą. I o ile ten cały słowiański prąd prowadził do efektów bardziej (Skaldowie lub mniej (trochę dla mnie za mało strawni Trubadurzy) udanych, to szacunek się Czerwonym Gitarom należy za trzymanie się gitarowego grania. No i mieli przynajmniej w miarę przyzwoitą nazwę, w odróżnieniu od całej hordy grup o nazwach w stylu Skaldowie-Trubadurzy (trend historyczny) czy inni tam Polanie-Wiślanie-Chochoły (trend słowiański)
Niemniej jednak, jak pisałam wcześniej, rok 1968 a nasi chłopcy nie dość, że melodycznie i tekstowo stoją w miejscu, to jeszcze wyprawcowują koncepcję ubrania zespołu w stroje edwardiańskie, co w Wielkiej Brytanii było popularne 4-5 lat wstecz. Wiem, że do Polski w owym czasie wszystko docierało z opóźnieniem, ale jednak trochę to dziwne. Tym bardziej, że były zespoły (trochę wcześniej Polanie - mój obecny nr 1 jeśli chodzi o polskie lata sześćdziesiąte, a nieco później Breakout), które jakoś lepiej nadążały
Niby Czerwone Gitary dalej sprzedawały się wyśmienicie, ale krytyki związanej z brakiem muzycznego rozwoju i infantylnymi tekstami
Nie zrozumcie mnie źle ;o) Tak jak pisałam ogromnie lubię CzG i wiele ich piosenek, uwielbiam np. "Kwiaty we Włosach", piękny utwór, ale czy pod względem muzycznym to jest kompozycja na miarę 1968 roku? Albo Krajewski i Klenczon uparcie marnowali swoje talenty, albo po prostu nie mieli natury eksperymentatorów, co bardzo jest w sumie smutne. Jakieś próby były - tu fujarka (
Ballada Pasterska), tam chórek dziecięcy (
Anna Maria), ale kurczę, coś tego było za mało i za przaśnie. Potem Klenczon, już z Trzema Koronami, jakoś nabrał więcej wiatru w żagle i potafił przyzwoicie przyostrzyć na przykład (
Port,
Nie przejdziemy do historii)
Natomiast Krajewski z zespołem, po skręceniu totalnie w stronę jakiejś dziwnej i nie bardzo mi podchodzączej muzyki środka, to już totalny odwrót od grupy, która jeszcze nie tak dawno "grała i darła się najgłośniej w Polsce".
Niemniej jednak Czerwonych Gitar słucha mi się lepiej od uważanych za o wiele bardziej wyrafinowanych muzycznie Skaldów, których styl jakoś średnio mi podpadł i których słucham raczej pojedyńczych piosenek niż całych albumów.
Moje ulubione utwory Czerwonych Gitar:
- Kwiat we włosach - absolutny nr 1
- Historia jednej znajomości
- Byle co (no i proszę, niby dziewczyny w listach do Filipinki skarżyły się, że teksty utwórów chłopaków prezentują zawsze płeć piękną jako tą "niedobrą i nieczułą", a tu proszę, jaki uczciwy utwór o męskich przywarach ;o)
- Jesień idzie przez park
- Barwy jesieni
- Co za dziewczyna
- Wróćmy na jeziora
- Co z nas wyrośnie
- Gdy kiedyś znów zawołam cię
PS A co do dzisiejszych Czerwonych Gitar to hmmm... Nie przeczę, że na ich koncertach można się wyśmienicie bawić (aczkolwiek nie wiem, bo nigdy na takowym nie byłam), ale gdy widzę taki skład pod tym szyldem to normalnie zęby mi zgrzytają. Nie bronię im śpiewać utworów Czerwonych Gitar, w końcu Skrzypczyk i do pewnego momentu Zomerski oraz Kossela to członkowie tej grupy, ale no błagam. Litości. To tak, jakby Ringo i świętej pamięci George skrzyknęli się, dobrali trzech 30 lat młodszych muzyków i występowali pod nazwą The Beatles. Albo - jeszcze lepiej - George, Pete Best i Stuart. No jakoś cholera wyjątkowo mi to nie podchodzi.