Mam nadzieje, ze ten temat sie jeszcze w tej formie nie pojawil - chodzi mi mianowicie o wasze wrazenia z najlepszych koncertow, w ktorych udalo sie Wam uczestniczyc.
Nie ukrywam, ze pomysl na temat jest w moim przypadku zwiazany z moimi muzycznymi przezyciami z ostatnich dni, ale o tym za momencik...
Jeszcze kilka lat temu, gdy zadawale sobie pytanie 'kogo cialbym zobaczyc live' - ale nie tak, ze fajnie byloby tego kogos zobaczyc, tylko raczej 'zobaczyc GO i umrzec' - to na liscie ABSOLUTOW znalazl sie Paul McCartney oraz Pink Floyd. Oczywiscie wielu innych artystow chcialem w miedzyczasie zobaczyc i nawet niektorych zobaczylem, ale to nie byla ta skala pragnienia, to nie byla kategoria ciezka
Moje marzenia wydawalo mi sie totalnie nierealne, ale udalo mi sie je w czesci spelnic, podejmujac w 2003 roku szalona decyzje zakupu biletu przez internet i wyprawy na koncert Paula w Monachium. Pojechalem sam i spedzilem w nieznanym mi miescie kilka niezapomnianych godzin. Ten koncert byl dla mnie jakims przelomem, nic juz nie bylo takie samo - nr 1 z mojej listy moglem odhaczyc, co oczywiscie nie oznacza, ze nie chcialbym sie ponownie wybrac na koncert Paula
O koncercie Pink Floyd moglem z oczywistych wzgledow zapomniec, bo nie liczac pozniejszego ich wystepu na Live8, zespol praktycznie juz nie istnieje. Jednak ludzie zwiazani z zespolem wciaz sa mniej lub bardziej aktywni, co pozwolilo mi na wziecie udzialu w koncercie Rogera Watersa w Warszawie. Takiej okazji odpuscic nie moglem. Uslyszalem wiele z moich ukochanych utworow, zobaczylem legende na zywo, ale mimo wszystko Pink Floyd nie moglem jakos odhaczyc z mojej listy. Czegos mi jeszcze brakowalo... Do ostatniej soboty
Moje losy potoczyly sie nieco zabawnie - obce mi miasto, w ktorym zobaczylem Paula na zywo, stalo sie w ciagu dwoch ostatnich lat, zupelnie niezaleznie od wspomnianej wyprawy na koncert, moim drugim domem. Tu spedzam wiekszosc czasu, tu poki co pracuje i tu udalo mi sie w ostatnia sobote przezyc jeden z najwspanialszych koncertow w moim zyciu - wystep drugiej legendy Pink Floyd, Davida Gilmoura. I niech brak szyldu Pink Floyd nikogo nie myli - to BYL zespol Pink Floyd, moze poza wyjatkiem Masona na perkusji. Praktycznie rzecz biorac widzialem te same twarze, ktore wystepowaly na ostatniej wielkiej trasie Pink Floyd w polowie lat 90-tych - m.in. Rick Wright, Guy Pratt, Phil Manzanera, Dick Parry. Muzycy byli w swietnej formie i nastroju, a David sporo zartowal z publicznoscia i staral sie mowic po niemiecku, co wychodzilo mu raczej topornie
Na samym wstepie uslyszelismy (zabralem na koncert mojego tate) wiazanke:
'Breathe - Time - Breathe (Reprise)', pochodzace ze slynnego Dark Side Of The Moon
w nastepnej kolejnosci David z zespolem zaprezentowal swoj caly najnowszy album 'On An Island' - zrobilo sie pieknie, choc nie jest to muzyka (klasyka), ktora porywa tlumy. Wiele spokojnych, refleksyjnych ballad, ktorych ludzie na ogol sluchali w skupieniu. Zreszta bylo jeszcze jasno, wiec wrazenia dodatkowe w postaci gry swiatel jeszcze sie na dobre nie rozpoczely. Jedyna 'torpeda' w trakcie tej czesci koncertu bylo 'Take A Breath' ze wspomnianego nowego albumu. W trakcie przedstawiania zespolu David zaintonowal 'Happy Birthsday' dla obchodzacego wlasnie urodziny Ricka Wrighta, co oczywiscie publicznosc podchwycila i wstajac z miejsc odspiewala do konca i nagrodzila jubilata wrzawa oklaskow.
Po zagraniu ostatniego utworu z 'On An Island' David zapowiadzial 20-to minutowa przerwe, po ktorej mozna sie juz bylo spodziewac samych 'klasykow'.
A zaczelo sie od 'Shine On...' z ewidentnym nawiazaniem do niedawej smierci Syda - po normalnym (albumowym) wstepie David zagral i zaspiewal tekst utworu jedynie z towarzyszeniem swojej gitary, stojac w prostym, jasnym swietle. W tym momencie rozpetala sie ulewa...
Kolejne dwa utwory: 'Astronomy Domine' oraz 'Dark Globe', takze nawiazywaly do Syda. Z powodo deszczu, wiele osob opuscilo miejsca siedzace i ruszylo pod scene. Zrobilismy tak samo i chodz mielismy miejca w bardzo dobrym sektorze, to dopiero pod scena mozna bylo w pelni 'zyc' tym koncertem.
Dalej lecialy juz tylko klasyki:
'Fat Old Sun' (fantastycznie rozbudowane w koncowej czesci)
'Coming Back To Life' i 'High Hopes' z 'Division Bell'
'Echoes' (pelna 20-to minutowa wersja!! marzenie!!)
a na bis:
'Wish You Were Here'
'Comfortably Numb'
Bylo pieknie, bylo wzruszajaco, ale takze i czadowo
Zrobilem sporo zdjec, nagralem kilka krotkich fragmentow audio i video i tylko zaluje, ze kilka lat temu, w tym samym miejscu (Königplatz w Monachium) nie mialem przyzwoitego aparatu i nie moglem zrobic porownywalnie dobrych zdjec z koncertu Paula.
No nic, tak tylko chcialo mi sie na goraco popisac, wiec juz Was dalej nie zanudzam
Tak wiec zamieszczam kilka przykladowych zdjec, a jesli ktos ma ochote na wiecej, albo na amatorskie fragmenty audio lub video (mam w sumie cale 'High Hopes'), to zapraszam na priva i moze cos sie wymysli (pliki video sa raczej spore, wiec trzeba je jakos pokompresowac)
Czekam oczywiscie takze na wrazenia z Waszych koncertowych przygod!!
pozdrawiam
Karol
_________________
"Going fast, coming soon,
We made love in the afternoon.
Found a flat, after that
We got married"