kurcze, zupęłnie się z Tobą nie zgadzam
moim zdaniem Abbey Road jest wygładzony jak nie wiem co! przykłady? proszę bardzo:
Come Together, niby jest ostra gitarka, ale jak dla mnie ten kawałek to kompromis, zrobili go tak, żeby był bujający, melodyjny, akurat na singla. posłuchajcie sobie pierwotnej wersji! co za pazur, co za czad! a tu jest bardzo wolno, a John totalnie śpiewa bez charyzmy, mam wrażenie, że zrobił to celowo. gitary są dość ostre to fakt, ale te wszystkie sola są takie miękkie... utwór na przebój.
Something miał bardzo wyraziste organy w pierwowzorze, no a przede wszystkim kilkuminutową, genialną kodę, a na Abbey Road jest słodkim cukierkiem (fakt, że wyjątkowo pięknym
)
kolejny przebój.
Maxwell, w przeciwieństwie do wcześniejszych lekko pastiszowych kawałków Paula, ma zdecydowanie popowy sznyt, też na singla mógłby trafić.
Octopus, z tymi chórkami znowu przypomina utwór do radia, Don't Pass Me By był na pewno słabszy, ale artystycznie nie do porównania...
You Never Give Me...też został skrócony (z genialnej improwizacji), ale takie eksperymenty nie pasowały do krajobrazu tej płyty.
Mean Mr Mustard moim zdaniem został schrzanoiny, ten utwór brzmi nie naturalnie (dla mnie), a jeszcze bardziej nie znoszę Polythene Pam, ale ten przynajmniej ociera się o eksperyment, tylko jak na moje ucho jest to eksperyment wyjątkowo chybiony. John jakby celowo odchodzi od linii melodycznej śpiwając przez jakiś przetwornik, dodatkowo te chórki są obrzydliwie mdłe...
warstwa tekstowa tego albumu jest również WYJĄTKOWO wygładzona, właściwie to tylko Mustard i Pam są kąśliwe, Come Together to fajna gra słów, ale John nie wysilił się na jakiś szczery, poważny tekst, o swoich frustracjach, rozczarowaniach...(a miał ich sporo...).
dobra, Magda teraz czas na Twoją ripostę