Cały czas czekam na edycje DVD i specjalnie nie chcę poznać niektórych kawałków choć mam je na dysku. Dlatego nie będe pisał nic na temat : At The Mercy,Certain Softness, Riding To Vanity Fair, Anyway.
Co natomiast napisze o innych kawałkach :
Fine Line - ciekawe schodzone intro fortepianu na dzień dobry. Pózniej powtórka receptury wypracowanej na albumie Flaming Pie (skojarzenia z utworem tytułowym praktycznie natychmiastowe) niestety perkusja to schemat i to (za) bardzo typowy nawet jak na "Macca perkusite" ... czasami pojawiają się oszczędne smyki. Ale melodia wpada w ucho i za to kawałkowi (tak jak Paweł przyznam oceny szkolne) daje solidną czwóreczkę.Znamy już parę wersji koncertwych (Relief,AOL Session,Miami Rehearsal) i oczywiście kiedy ten kawałek jest grany "całą kapelą" wyczuwa się zmiany. Od momentu : "Whatever's more important to you" Rusty dorzucił naprawde melodyjny szereg akordów. Jeśli chodzi o Macce to jego wokal w tym utworze w wersji na żywca jest podbarwiony.... Presleyem
How Kind Of You - Hehe ten kawałek (szczególnie do 1:34) to połączenie
i przedewszystkim pokazanie jakie bajki można wyczyniać sobie na 4 śladzie. W audycji dla BBC (29.08.2005) Macca po krótce przedstawia proces powstanie utworu. Możemy w zasadzie prześledzić numer od wykorzystania pianina Bosendorfera do gitarowych loopów ktore wytworzyli razem z Nigelem. Sądze że utwór jak najbardziej zasługuje na wielokrotne przesłuchanie i rzeczywiście ma w sobie coś hipnotyzującego ... 4
Jenny Wren - fundament tego utworu to kompozycja Bacha (bodajże Bouree o ile mnie pamięć nie myli). Paul razem z Harrisonem lubili mieć w zanadrzu nawet śladowe zagrywki z klasyki. Tak powstał Blackbird a Jenny Wren jak wiadomo jest jego córeczką. Nie wiem czy kiedykolwiek ten utwór przynajmiej zbliży się do cienia "Ciornego Drozda" ( jak mam napisane na ruskim białym albumie
) ale fakt faktem że jest on z pewnością ciekawiej zbudowany i urozmaicony smakowitymi basikami.
Po raz pierwszy na płycie Paul gra na swoim ukochanym akustycznym Texanie (którego od paru miesięcy firmuje własnym nazwiskiem :
http://www.epiphone.com/default.asp?Pro ... ectionID=2)
Inna sprawa to oczywiście Duduk. Mac mówi ze pierwszy raz usłyszał ten instrument w Royal Albert Hall na koncercie dla George'a. Grał na nim Pedro Eustache flecista Raviego Shankara. I on tez wystąpił na Chaos wytwarzając niepowtarzalny orientalny (wręcz mroczny) klimat.
Z początku uważałem ten utwór za coś nieciekawego.... nie wiem jak mogłem nie docenić wielkości TEGO kawałka. 5+
Friends To Go - w końcu coś naprawde pogodnego i odprężającego po fali zadumy i rozmyśleń spowodowanych przez numer 2 i 3 na płycie. Leciutkie Coutry praktycznie idealnie w stylu Wingsowkiego "Indeed I Do" lub "Your Way" z Driving Rain (tu może bardziej chodzi mi o podobieństwo w samej koncepcji niż melodii). Ludzie ja naprawde czuje tu George'a...
jak słucham tego utworu to (prawie zawsze) mam przed oczami sekwencje (czy może raczej obraz) Harrisona siedzącego na kocyku z Ukulele w jego posiadłości (tak tak..chodzi mi o ten własnie kadr z Antologii)..mocna czwórka.
English Tea - kolejny pastisz i kolejny ukłon w stronę ojca. Bardzo dostojnie ,bardzo angielsko, bardzo melodyjnie i bardzo McCartneyowsko. Świetne rozwinięcie kompozycji w refrenie. (w zasadzie utwor na bas i fortepian nie licząc intra) Powtórze za Jorykiem.Zdecydowanie pierwsza liga i śmiały powrót do tradycji komponowania tematów klasy "You Gave Me The Answer" (choć zgadzam się z Walrusem... bardziej For No One niż Sixty Four) 5
Too Much Rain - no w końcu jakaś wpadka ..choć nie mogę powiedzieć że narzekam na ten utwór. Po prostu Paul pisząc kawałki typu Jenny Wren i English Tea postawił tak wysoko poprzeczke że naprawde z trudem udaje mu się ją samemu przeskoczyć. "Często słyszę od ludzi : dziękuje Ci za tą za tamtą piosenkę ..pomogła mi przezyć w bardzo trudnych dla mnie chwilach ...Too Much Rain zostało napisane własnie dla takich ludzi" We Francji jest to już drugi single po Fine Line. Grany był w większości audycji radiowych promujących album. Czy na serio jest to kawałek na tyle komercyjny żeby zdziałał coś na listach ? Nie wiem ....średniak choć wstydu na pewno nie przynosi. 3
Follow Me - o mamo .... utwór który znamy praktycznie od roku (nie pamiętam kiedy dokładnie miał bootlegową premierę choć plącze mi się w głowie souncheck z Goteburga - czerwiec 2004) Fakt faktem ...jakąś tam melodie ma (i w końcu skrzypce się obudziły). Pierwsze akordy (C,Cmaj7) na zawsze będą kojarzyć się z Something a brak w wersji studyjnej Abe'a (który znał już tą piosenkę praktycznie na pamięć) jest dla mnie co najmniej paradoxem (nie budziło by to mojego zdziwienia gdyby nie sytuacja że "zaszczytne" miejsce przy gitarach akustycznych zajmują tutaj Brian i Rusty) a zresztą trója z minusem ! (ciesz się Macca
)
Promise To You Girl - nareszcie !! Powrót do normy (nie formy... chodzi o normalny -baaaaardzo wysoki--- poziom albumu) Niepowtarzalny mix : Waterfalls (intro), Bohemian Rhapsody (wiadomo-chórki), Listen What The Man Said (sposób gry na fortepianie- dokładniej rzecz biorąc skopiowanie linni melodycznej na klawisze) 1985 (dynamika,tempo, żywioł +głosy od 2:34 - choć zastanawiam czy lepiej nie wrzucić ich do beczki razem z London Town) i ciekawa solówka (welcome back my lovely Casino !!
) daje to co kochamy najbardziej. Klasyczny numer Misia.. 5+
na koniec tego co znam
This Never Happened Before - od razu przyznaje na samym początku. Mój ulubiony numer z całego zestawu... dlaczego ? ponieważ tak piękne linie melodyczne zdarzały mu się ostatnio tylko w latach 80 (że wspomne mn. No More Lonely Nights). W zwrotce mieści się tyle klimatu beatlesowskiego że po prostu trudno dojśc do siebie. Najczęsciej może się to skończyć łzami szczęscia lub niezapomnianymi uczuciami z olbrzymią dawką pozytywnych emocji. Subtelne smyki (tutaj tworzące tło a nie jak np w Spectorowskim The Lond And Widing Road wpychające się na pierwszy plan) jazzująca fraza na początku (z basikiem a'la You Never Give Me Your Money) świetnie zaranżowany fortepian, smaczki gitarowe i ten tekst. Banalne miłosne przełanie ? Ringo : "Beatlesi zawsze śpiewali o miłosci, zresztą czy jest lepszy temat ?" i niech to zostanie klamrą moich wywodów. SZÓSTKA
Kupie limita napiszę o innych kawałkach...
Klasycznie na sam koniec "hubertowe plusy i minusy
"
PLUSY :
- cudowne kompozycje, ani jednego wypełniacza jak to miało miejsce w przypadku WSZYSTKICH płyt Paula z lat 90 i terażniejszych. (mam nadzieje że się na zawiode pozostałymi utworami)
- powrót do tradycji komponowania pastiszu (English Tea) i nadawania nowego wymiaru kompozycji przez pryzmat własnej twórczości (Promise To You Girl,Jenny Wren)
- spójnośc i równość albumu (faktycznie Bartek ma racje ...Comfort Of Love jakkolwiek świetne, tutaj by nie pasowało)
- wyśmienite brzmienie i produkcja
Plusiki :
- obecny w wielu tematach duch Harrisona
- przywrócenie do łask Epiphone'a Casino którego przecież tak często używał w latach 60 (widocznie przypomniał sobie o nim podczas Live
- wykorzystanie instrumentów których często nie spotykaliśmy na wczesniejszych płytach (Moog,Duduk)
Minusy :
-Paul na bębnach
(mówcie mi co chcecie ale kawałki na tym tracą i zdania nie zmienie)
- w niektórych utworach co raz bardziej słyszalna sześdziesiątka na karku (co podczas słuchania Driving Rain nie było jeszcze słyszalne)
a zresztą co ja narzekam : Ram, Band On The Run, Venus And Mars, Tug Of War, Chaos And Creation In The Backyard.... ja już przynajmiej od miesiąca wymawiam to jednym tchem jako odpowiedz na pytanie : "Najlepsze płyty Paula McCartneya"
Tym którzy nie zasnęli przy czytaniu ... dzięki
pozdrawiam Hubert