Fangorn napisał(a):
Byłem pewien, że "For No One" będzie miał zestaw dziesiątek, ale jednak nie.
W życiu by mi nie przyszło do głowy by mu dać najwyższą notę
Fangorn napisał(a):
Za to jestem zaskoczony wysoką średnią "She Said She Said"; myślałem, że "And Your Bird Can Sing" jest bardziej lubiane od "She Said...".
Z tego co obserwuję reakcje i opinie fanów to "Bird" jest dużo bardziej ceniony. Być może nasze wąskie grono "krytyków gazetkowych" wskazało na minimalnie wyższe noty dla "She said", ale niezauważalnie wyższe bowiem oba mają po jednej nocie maksymalnej i oba nie schodzą poniżej poczciwej siódemki.
Inaczej to wygląda choćby w plebiscycie wszystkich numerów Beatli ("And Your Bird Can Sing" jest sporo wyżej od konkurenta) czy niedawnej ankiecie revolverowej Joryka - jeden ma 7 głosów, drugi cały 1.
W ogóle dziwnie się, że Argus określił "And Your Bird Can Sing" jako niedoceniony. Nigdy bowiem nie spotkałem się z choćby średnią opinią dla tego utworu. Wszyscy go albo mocno chwalą albo jak ja - "tylko" lubią. Ten utwór nie ma antyfanów.
Mam wręcz odwrotne spojrzenie - ten utwór jest trochę przereklamowany! Jakieś prawie same zachwyty a ten utwór ginie marnie przy większości "Revolvera" i nic nie wnosi. Podczas gdy mniej mniej ceniony "She Said She Said" bije go pod każdym względem na głowę.
I jeszcze jedna kwestia. Zabawne jak trudno określić gitarowe granie w "And Your Bird Can Sing". Jedni mówią o riffach, drudzy o solówce, ja z kolei nazwałem to gitarowym motywem - tak dyplomatycznie bo zbyt złożone to jest jak na riff, za krótkie jak na solówkę
Fangorn napisał(a):
Zastanawiam się także, dlaczego "Good Day Sunshine" - rzeczywiście z banalną, przewidywalną melodią - tak mi się podoba, a "Yellow Submarine" jednak nie. Może to wina tego, że "Żółta łódź podwodna" jest niemiłosiernie ograna, a "Good Day..." zdecydowanie mniej. Ciekawe, bo zwykle nie lubię takich słodko-błogo-radosnych utworów, a ten mnie kupił z łatwością. Choć niższym ocenom w tym wypadku się nie dziwię.
"Yellow Submarine" ma dużo gorszą melodię (chyba w ogóle szczyt nijakości melodii w tej części kosmosu
) ale aranż i Ringo, któremu wszystko się wybacza pozwalają inaczej na to spojrzeć