Witajcie po przerwie!
Nadrobiłam w tym czasie wiele z wymienionych przez Was polskich filmów. Ale o tym za chwilę.
Piotrku, bardzo się cieszę, że podobała Ci się "Ambassada" (dialogi Nergala - był dubbingowany przez rodowitego Niemca
) i że takie wrażenie wywarł na Tobie "Dla Ciebie i ognia". Cieszę się, że się nie zawiodłeś.
Co do polskich filmów, które obejrzałam, pojadę chronologicznie, od marca.
Pierwszym z nich był
"Mój biegun" - film opowiadający historię niepełnosprawnego zdobywcy dwóch biegunów, Jaśka Meli. Film ciekawy, nawet poruszający. Jednak do doskonałości mu daleko. Wydaje mi się trochę sztuczny i nie jestem pewna, czy do końca jest to wina aktorów... Jednak - nie żałuję, że poświęciłam mu te półtorej godziny.
"Drogówka" - pierwszy film Smarzowskiego, z jakim się zetknęłam. Mocny, to fakt. Nie powalił mnie jednak, ale ogólne wrażenie było pozytywne, więc z czystym sumieniem i nadzieją mogłam zabrać się za kolejne jego produkcje.
"Hans Kloss: Stawka większa niż śmierć" - noo, jako zapalona entuzjastka "Stawki większej niż życie", oczekiwania miałam ogromne. No i w sumie nie zawiodłam się. Wbrew niektórym opiniom film nie jest taki zły! Aktorstwo zgrabne, fabuła interesująca i wciągająca... No i są Mikulski i Karewicz! Smakowite, tak popatrzeć na nich po latach!
"Wesele" - Smarzowski odsłona druga. Rozwaliło mnie! Rewelacja!
"Róża" - i znowu Smarzowski. Film mocny, zapadający w umysł i powracający jak natrętna mucha. Czasami tylko miałam wrażenie, że celowo jest taki mocny, żeby szokować. To było lekko przekombinowane. Chyba, że w istocie wtedy tak było na tych Mazurach...
"Chce się żyć" - Matko, jak ja się cieszyłam, jak zobaczyłam, że film ten jest już dostępny! Rewelacja! Cudo! Wspaniały Dawid Ogrodnik! To nadzieja polskiego kina. Bardzo, bardzo zdolny chłopak! Film polecam każdemu! Dotyczy trudnego tematu, a jednak nie epatuje tragizmem, czasami pokuszając się o rubaszny nawet humor. Nie jest wulgarny, przekombinowany, czy na siłę śmieszny. Jest wspaniały!
"Kamienie na szaniec" - na ten film też czekałam bardzo długo i też się nie zawiodłam. Odbiega nieco od książki, którą prywatnie uwielbiam, jednak nie jest profanacją, nie plami pamięci tych chłopców, nie wypacza obrazu tamtych czasów i ludzi. Jedyne ale - za mało postaci Alka!
"Bitwa pod Wiedniem" - nieporozumienie. Więcej nie napiszę, szkoda literek.
"1920. Bitwa Warszawska" - już lepszy. Przekombinowany i wkurza obsada, jednak... Da się na to patrzeć. Rola Szyca wyjątkowo mnie nie irytowała. I gdyby nie pani Natasza Urbańska, śpiewająca co kilka minut, byłoby jeszcze lepiej.
"Tajemnica Westerplatte" - słaby, obrazoburczy, wypaczony. Momentami obrzydliwy. Nie polecam.
"Syberiada polska" - pozytywne zaskoczenie. Praktycznie zero naszej narodowej ukochanej martyrologii, naturalność, realność życia Polaków na Syberii. Bohaterowie wzbudzający sympatię... Naprawdę polecam!
"Wenecja" - nieco odrealniony, magiczny obraz. Mały chłopiec, marzący o Wenecji, tworzy sobie swoją własną na wsi, gdzie musi przebywać ze względu na wybuch wojny. Klimatyczne, magiczne. Polecam.
"Trzy minuty. 21:37" - Jak mnie ujął ten film, jak się spodobał! Obowiązkowa pozycja, mieliście rację! A Linda... Totalnie mnie zaskoczył! Zamordował! Zupełnie nie w jego stylu... Nie chcę spoilować tym, co nie widzieli, a być może obejrzą. Jego monolog w pewnym momencie... Ten do Najwyższego - majstersztyk! Tak mi się ciepło na sercu zrobiło po tym filmie. Dziękuję za polecenie!
"Bilet na księżyc" - faktycznie dobry film. Dobry klimat. No i Kościukiewicz - kolejny wielki talent i nadzieja polskiego kina. Ale mnie, w przeciwieństwie do Was, zakończenie powaliło. Tak, jak oglądałam spokojnie sobie, tak pod koniec nie mogłam na tyłku usiedzieć! Co za zwrot akcji! Uwielbiam takie chwyty!
"Sala samobójców" - Serdecznie mnie wkurzył ten film. Ale nie mogę ocenić go jako słabego. Po prostu fabuła mnie wkurzyła... Tak czy siak, wciągający. Oglądałam z zainteresowaniem.
"W imię..." - nudny, na siłę prowokacyjny... Nie ogarnęłam do końca roli Kościukiewicza... Ani w ogóle tego, po co ten film powstał...
"Matka Teresa od kotów" - kolejna kreacja Kościukiewicza, film wysoko oceniany, chwalony - dlatego się skusiłam. Film dobry, szokujący. Podobno oparty na prawdziwych wydarzeniach - tym straszniejszy. Znowu miałam ten problem, że zirytowała mnie fabuła. Jednak nie mogę nie docenić tego filmu.
"Powstanie Warszawskie" - byłam w poniedziałek. Nie mogłam sobie odpuścić. Raz - tematyka bardzo bliska mojemu sercu. Dwa - część dochodu z biletów idzie do Powstańców. Bez względu na to, co kto sądzi o Powstaniu, jak je ocenia, każdy powinien zobaczyć ten film. Jakby ktoś nie wiedział, zmontowany został cały ze starych kronik powstańczych, które zostały odnowione, pokolorowane, ustabilizowane. Podłożono dźwięk, a wypowiedzi bohaterów często odtwarzano z ruchów ich warg. Tak Wam powiem - papier przyjmie wszystko - czytanie o Powstaniu również napawało smutkiem, jednak... Zobaczyć to... jakby na własne oczy... i uświadomić sobie, że to, co widzimy, to nie jest sztuczna krew... ludzie udający nieboszczyków, to nie są efekty specjalne, ani świetnie grający aktorzy... Widzieć apokalipsę na własne oczy... Jeszcze nigdy nic mnie tak nie zniszczyło. Nigdy. Nic. Zdarzało mi się dotąd płakać na filmach, ale to, co przeżyłam w poniedziałek... Łkałam jak dziecko (po cichutku, oczywiście), nie mogłam dojść do siebie, targana jednym tylko pytaniem: "co oni nam zrobili?". KAŻDY powinien zobaczyć ten film. Absolutnie każdy. Pozycja obowiązkowa. A do tego wspaniała praca filmowców. Arcydzieło techniki.
Weźcie tylko chusteczki. Dużo chusteczek. Podziwiam tylko staruszkę, która była z nami na seansie... Ona wyglądała na taką, która musiała pamiętać tamte czasy. Podziwiam odwagę, jaką było wybranie się na ten obraz.
No, to już wszystko ode mnie odnośnie nadrabiania polskich filmów. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam, jeśli ktokolwiek w ogóle doczytał do tego momentu.
Przepraszam za wszystkie ewentualne usterki. Nie mam teraz sił jeszcze tego sprawdzać...