Agnes!!!
Najmocniej Cie przepraszam, ze z takim opoznieniem
. Serdeczne zuczkowe zyczenia!
Wygrania biletow na koncert Paula i Ringo z mozliwoscia poznania wyzej wymienionych!!! Calej masy "wariackich" i niespodziewanych zdarzen (tych pozytywnych), zwiazanych z Twoja Muzyka i Twoimi Pasjami!!! Wykupywania tych "akurat ostatnich" egzemplarzy fantastycznych starych ksiazek (np. o Beatlach:)), plyt itd.
Piotrku!!!
Goracy, beatlesowski, urodzinowy HUG!!! Takze i tobie zycze spotkania Paula i Ringo (ech, koncertu tez
).. oraz przegadania jakiegos tam czasu z Dave'em Mustaine'em
. Zeby kolekcja Twoich plyt powiekszala sie w zastraszajacym tempie (oczywiscie, nie wiekszym, niz Twoje ich Pochlanianie), i zebys odkrywal i zdobywal coraz wiecej Skarbow! Zeby Twoj entuzjazm muzyczny (i nie tylko muzyczny) byl stale podscycany! A - i stalego dostepu do neta!
Zarowno Piotrkowi, jak i Agnes (a takze pozostalym Beatlefanom - ale pierwszenstwo maja ww solenizanci;)) zycze takze Tortowego Smoka Urodzinowego, ktory powinien niedlugo dotrzec wreszcie do was z tortem i swieczkami.
A jemu zycze, zebyscie sie go nie przestraszyli, tylko powitali z nalezytym... entuzjazmem!
Beata Krupska - Sceny z zycia smokow napisał(a):
Z krzaków wyszedł smok. Ale jaki! Wielki, puchaty, różowy od łba do ogona, o prześlicznych pomarańczowych oczach i niebieskich kłach. Futro miał bardzo długie i gęste, i bardzo miękkie. Wyglądał jak kłębek puchatej wełny. Tylko że ten kłębek był potwornie wielki.
Smoki rozdziawiły pyski ze zdumienia. Żabie oczy zrobiły się jeszcze większe, a Chenia spojrzała na Rysia Kapustnika, mrugając długimi rzęsami i szepnęła z uwielbieniem:
- Och, Rysiu...
Rysio Kapustnik wypiął dumnie wątłą pierś, a potem spuścił skromnie oczka i powiedział spokojnie:
- To jest Tortowy Smok Urodzinowy. Błąkał się tu w okolicy jak bezpański pies, więc postanowiłem przyprowadzić go do was.
- Pies, jaki pies? - zaskomlał Łysy Pies wychylając łeb z saksofonu, a zobaczywszy puchatego smoka oniemiał. Ciekawe, jaka to rasa - zdążył pomyśleć, ale wtedy Smok Zygmunta zauważył go i zmarszczył brwi bardzo groźnie. Łysy Pies uśmiechnął się do niego, fałszywie szczerząc zęby i schował się szybko.
Tortowy Smok Urodzinowy stał, przestępując z nogi na nogę, i najwidoczniej bardzo się wstydził. Na szyi miał termos w aksamitnym, żółtym pokrowcu przewiązany czarną aksamitką. Obok termosu, na złotym łańcuszku, wisiał smoczek.
- O, ssak - powiedziała Chenia na widok smoczka.
- Smok - poprawił ją Tortowy. - Tortowy Smok Urodzinowy. Cieszę się, że tu jestem.
Najlepiej wśród swoich.
- Pewnie, pewnie - rozczulił się Antoni. - Siadaj, chłopie, pogadamy. Czemu tak śmiesznie się nazywasz?
- Bo to nie jest moje imię. to jest definicja.
- De... - co?
- Definicja. Definicja tłumaczy, po co coś istnieje i do czego jest używane. Ja jestem używany do urodzin. Albo byłem. A może nigdy nie byłem, a miałem być? Sam nie wiem.
- Może powiedz dokładniej o co chodzi, bo my nic nie rozumiemy - przerwał mu Rysio Kapustnik. Puchaty smok zmarszczył brwi i zaczął tłumaczyć:
- Miałem być takim smokiem, który w dniu urodzin przychodzi do dzieci, żeby ich urodziny były jeszcze bardziej uroczystym dniem. Przynosiłem tort i świeczki, potem pomagałem zdmuchiwać te świeczki i urządzałem gry i zabawy. Ale dzieci się mnie bały...
- Bały?!
- Bały! - potwierdził Tortowy.
- Dziwne dzieci - zamyśliła się Żaba.
- Właśnie - przytaknął Smok Zygmunta. - Jak można bać się smoka. Smoki są takie przytulne.
- I miłe - dodał Wincenty.
- I ładne - powiedział Antoni.
- I inteligentne - stwierdził Nowy Średni.
- I kochające - chrypnął Zdzisław.
- Rozsądne - zauważyła Chenia.
- Zarozumiałe i pyskate - przerwała im Żaba ze złością, a z saksofonu rozległ się chichot Łysego Psa. Smoki zamilkły, trochę speszone.
Po chwili Wincenty Smok powiedział:
- Słuchaj, Tortowy. Ty się tymi dziećmi nie przejmuj. My znajdziemy ci inne. Na pewno na świecie jest dużo dzieci, dla których urodziny bez Tortowego Smoka to nie są żadne urodziny.
- Żadne!!! - wrzasnęły chórem smoki.
Tortowy się wzruszył. Wydobył skądś wielki tort urodzinowy i postawił go obok ogniska. Potem powiedział łamiącym się ze wzruszenia głosem:
- To teraz jemy. Niech dzieci żałują.
- Niech!!! - wrzasnęły chórem smoki.
http://www.mhkm.mud.pl/ksiega/ulubione/ ... mokow.html