Nie wiem gdzie jest ten wywiad przytoczony. Kiedyś moja dobra znajoma przesłała mi tekst, pan mod, niejaki macho też tak uczynił pewnego dnia :)
A oto wspomniany wywiad:
Twój Styl
Numer 8 (157)
Sierpień 2003
SERCE BEATLESA BIJE DLA BARBARY
Ringo Starr nagrał swoją najlepszą solową płytę. Ringo Ramę zadedykował żonie Barbarze Bach, dziewczynie Bonda z filmu ‘Szpieg, który mnie kochał’. W piosenkach ‘I Really Love Her’ i ‘English Garden’ dziękuje jej za wspólne 23 lata. Za to, że jest hojna, życzliwa i ma wielkie serce. Choć Ringo od dawna żyje innym życiem, żeby nie zawieść fanów, na każdym koncercie gra ‘Yellow Submarine’ i ‘Let It Be’ Beatlesów.
TwójStyl: Ringo Rama, opowieść o miłości, przyjaźni i pokoju, została uznana za Twoją najlepszą solową płytę. W jednym z wywiadów powiedziałeś, że to dla Ciebie szczególny album. Dlaczego?
Ringo Starr: To najbardziej osobista ze wszystkich płyt, jakie nagrałem. Jest nieco sentymentalna, ponieważ nawiązuję w niej do wszystkiego, co mi bliskie. Do rock’n’rolla, moich brytyjskich korzeni, fascynacji Ameryką i Elvisem Presleyem. W kilku utworach opowiadam o najbliższych mi osobach. Przede wszystkim o mojej żonie Barbarze, której dziękuję piosenkami I Really Love Her i English Garden. Wspominam też swoich nieżyjących przyjaciół: George’a Harrisona, Johna Lennona i aktora Harry’ego Nilssona.
TS: Twój najnowszy przebój Never Without You jest hołdem dla zmarłego dwa lata temu George’a Harrisona.
RS: Nie lubię słowa „hołd”, brzmi patetycznie. Never Without You jest znakiem dla George’a, że o nim pamiętam. Napisałem ten utwór cztery miesiące po jego śmierci. Chciałem, żeby pracowali przy nim ludzie, którzy go znali i kochali. Stąd w piosence poruszające gitarowe solo Erica Claptona, naszego wspólnego przyjaciela i przez wiele lat mojego sąsiada zza płotu.
TS: W dzieciństwie byłeś chorowity. Jako sześciolatek przez dziesięć tygodni leżałeś w śpiączce. Lekarze obawiali się nawet o Twoje życie. Potem znów trafiłeś, i to na długo, do szpitala. W sumie spędziłeś tam aż trzy lata. Czy to wtedy zainteresowałeś się grą na perkusji?
RS: Kiedy miałem 13 lat, zachorowałem na gruźlicę i dziękowałem Bogu, że ktoś wynalazł streptomycynę. W tamtych czasach chorych wywożono na cały rok do tzw. zielonych domów na wsi. Tam wracaliśmy do zdrowia. Dla rozrywki raz w tygodniu organizowano nam zajęcia z robótek na drutach, modelarstwa i sporadycznie z muzyki. Nauczyciel rozwieszał prześcieradło wymalowane w kolorowe kropki. Gdy pokazał na żółtą, należało uderzyć w bębenek, gdy na zieloną, w trójkąt. To było prymitywne, ale właśnie od tego momentu muzyka stała się miłością mojego życia.
TS: Gdy dołączyłeś do The Beatles, miałeś 22 lata. Czy byłeś zaskoczony sukcesem, który odnieśliście?
RS: Tak, wszyscy byliśmy nim zaskoczeni. Mieliśmy ogromne ambicje i, jak nam się wydawało, talent. Ale nikt nie mógł przewidzieć, że zajdziemy tak daleko. Pamiętam, że na początku ciągle sobie powtarzaliśmy: „Dokąd zmierzamy, chłopcy? Na szczyt!” Ale kto by przypuszczał, że to będzie Mount Everest!
TS: Wasze odręczne notatki, listy, nieznane nagrania, a nawet pukle włosów od lat osiągają na aukcjach zawrotne ceny. Czy zbierasz pamiątki po zespole?
RS: Nie, niczego takiego nie kolekcjonuję. Myślę, że Paul przechowuje wszystko, co kiedykolwiek trafiło w jego ręce. Ja straciłem wiele cennych rzeczy. Część spłonęła 20 lat temu w pożarze mojego domu w Los Angeles. Chciałbym dziś mieć to, co do mnie należało, ale który młody człowiek myśli o tym, by zatrzymywać każdy drobiazg, który do niego należy. Nie pilnowaliśmy swoich rzeczy, nie dbaliśmy o nie. Teraz tego żałuję. Gdybym 40 lat temu wiedział, że za kawałek papieru z kilkoma nutami ludzie będą płacili dziesiątki tysięcy funtów, w życiu nie wyrzuciłbym niczego do śmieci.
TS: W filmie Notting Hill jeden z bohaterów opowiada, że widział Ringo Starra spacerującego po ulicy. Możesz sobie na to pozwolić? Czy jak niegdyś wciąż otaczają Cię fani?
RS: Popularność jest częścią gry zwanej show-biznesem. Nie mam z tym problemu. Przyzwyczaiłem się do bycia wielką gwiazdą, ale na co dzień staram się żyć w miarę normalnie. Gdy pracuję, jak teraz promując Ringo Ramę, rozdaję fanom tyle autografów, ile chcą. Ale gdy nachodzą mnie na urlopie, mówię grzecznie: „Przepraszam, ale ja też jestem na wakacjach”. To zwykle skutkuje. Dzieci rozumieją natychmiast, gorzej jest z dorosłymi.
TS: Czy przez popularność musiałeś w życiu z czegoś zrezygnować?
RS: Kiedyś lubiłem jeździć nocą samochodem po Monako. Wsiadałem do wozu i kręciłem się po okolicy. Sprawiało mi to wielką frajdę. Niestety, nie mogę już mieć samochodu. Nie mamy garażu, a gdy tylko ludzie dostrzegli auto przed domem, zaczynali odrywać od niego różne części. Ale są też plusy sławy. Zawsze dostaję najlepsze miejsce w restauracji.
TS: Po rozpadzie The Beatles grałeś w filmach obok takich sław jak Marlon Brando, Richard Burton, Peter Sellers czy Mae West. Wystąpiłeś w dokumentach Weekend Championa (1973) Romana Polańskiego i Ostatni walc (1978) Martina Scorsese. Na planie komedii Caveman Carla Gottlieba poznałeś przyszłą żonę Barbarę Bach. Aktorkę, dziewczynę Jamesa Bonda z filmu Szpieg, który mnie kochał. To była miłość od pierwszego wejrzenia?
RS: Kocham Barbarę, odkąd ją zobaczyłem, i czuję się zaszczycony, że odwzajemnia moje uczucie. Jest hojna, życzliwa i ma wielkie serce. Zakochałem się w jej wnętrzu, ale także w urodzie. Tylko ślepy nie zauważyłby, jaka jest piękna! Co mogę powiedzieć? Szaleję za nią! Pierwszy raz spotkaliśmy się w 1980 roku w Meksyku. Drugi na lotnisku w Los Angeles. Od tamtej pory jesteśmy nierozłączni. Gdy cudem wyszliśmy cało z wypadku samochodowego, postanowiliśmy się pobrać. Zadzwoniliśmy do osób, z którymi wówczas romansowaliśmy, oznajmiając: „Nigdy w to nie uwierzysz! Zakochałem się!”.
TS: Przetrwaliście razem wiele trudnych chwil. Wspomniany wypadek samochodowy, alkoholizm obojga i wspólny odwyk, śmierć Waszych najbliższych przyjaciół: Johna Lennona, Lindy McCartney i George’a Harrisona, Twojej pierwszej żony Maureen i ukochanego ojczyma, a także chorobę Twojej córki, u której wykryto guza mózgu. Czy po 23 latach małżeństwa masz receptę na udane małżeństwo?
RS: Bez względu na to, jak ciężki był dzień, w nocy musisz powiedzieć „kocham Cię, skarbie”. Zawsze oczyszczamy atmosferę przed snem. W dzisiejszych czasach tak szybko można wszystko zaprzepaścić! Gdy nadchodzą złe dni, staramy się pamiętać, jak głęboka jest nasza miłość. Na razie to się nam udaje.
TS: Masz troje dzieci: synów Zaka i Jasona oraz córkę Lee. Jak godziłeś karierę z ojcowskimi obowiązkami?
RS: Nie jestem zadowolony z siebie jako ojca. Czuję, że przed laty w wielu sprawach zawiodłem dzieci. Dziś są już dorosłymi ludźmi, ale kiedy przychodzą do mnie i mówią, że mnie kochają, chce mi się płakać ze szczęścia.
TS: Jesteś też dziadkiem osiemnastolatki. Jak się czujesz w tej roli?
RS: Uwielbiam to! Tatia jest moją jedyną wnuczką. Zak i jego żona Sarah chcieli być nowoczesnymi rodzicami, więc gdy się urodziła, zapytali: „Jak chcesz, żeby do ciebie mówiła? Po imieniu czy jeszcze inaczej?”. Ja na to: „Żartujecie? Ma mnie nazywać dziadkiem!”.
TS: Niedawno przekroczyłeś sześćdziesiątkę. Czy to była dla Ciebie szczególna chwila?
RS: Okropna! Nie potrafię się nią cieszyć. Dopóki nie patrzę w lustro, wydaje mi się, że wciąż mam 24 lata. A mam 63.
TS: Tęsknisz za młodością, za latami spędzonymi z The Beatles?
RS: To było tak dawno … Czasem wracam myślami do tamtych czasów. Słucham muzyki, którą graliśmy. Ale nie tęsknię. Już od dawna żyję innym życiem.
TS: Wkrótce ponownie wyruszasz w trasę ze swoim zespołem All-Starr Band. Zagrasz na koncertach przeboje The Beatles?
RS: Byłbym niepoważny, robiąc inaczej! Gram zazwyczaj kilka kawałków Beatlesów i kilka z moich solowych płyt. Ludzie czuliby się zawiedzeni, gdyby nie usłyszeli Let It Be czy choćby Yellow Submarine. A ja za nic w świecie nie chciałbym ich rozczarować.
|