Mój głos na "Venus and Mars".
Na początku myślałem, że "Venus and Mars" z łatwością pokona "Wings at the Speed of Sound", ale przesłuchałem znowu te albumy i doszedłem teraz do wniosku, że późniejszy z nich wcale nie jest o wiele gorszy. Mimo wszystko wolę VAM, przede wszystkim ze względu na lepsze kompozycje i brzmienie albumu jako całości. ATSOS zawsze wydawało mi się zbyt "ciepłe", łagodne, pozbawione rockowej ostrości, a wokal jakiś "wycofany". Czasem się to sprawdza (Silly Love Songs), a czasem brakuje trochę "pazura" (Beware My Love). Na plus bardziej podkreślona perkusja. Z drugiej strony VAM nie jest równy jeśli o to chodzi - czasem basu jest zbyt mało (Listen to What the Man Said), czasem zbyt dużo (Letting Go; tutaj szkoda "schowanych" gdzieś w tle gitar kosztem uwypuklonego na pierwszym planie basu). Mimo wszystko punkt dla VAM za zimne, bardziej surowe brzmienie.
Kompozycje - tutaj miałem problem. Rozpatrując pojedyncze piosenki, wygrywa ATSOS. Moje ulubione Silly Love Songs (linia basu jest cudowna, sekcja dęta - niesamowicie pozytywna piosenka na pograniczu kiczu, ale zawsze miałem słabość do kiczowatych wytworów kultury jak filmy czy muzyka), świetne rockowe numery - Beware My Love, niewiele gorsze Time to Hide, liryczne The Note You Never Wrote (piękna solówka). Dalej udane Let 'Em In, She's My Baby, Must Do Something About It, no i Wino Junko (refren taki sobie, ale jest ładne solo). Na VAM moimi faworytami są Venus and Mars/Rock Show (tutaj plus dla VAM za przechodzenie utworów z jednego w drugi, zawsze to lubiłem), Letting Go i Call Me Back Again (świetny wokal Paula). Tuż za nimi Medicine Jar. Zresztą na żadnym z albumów nie ma piosenek, których bym nie lubił; najsłabsze (jeśli musiałbym wybrać, to Treat Her Gently/Lonely Old People i Warm and Beautiful, a szczególnie Cook of the House) to nadal udane kompozycje (jednakże Linda sprawdza się w chórkach, a nie na głównym wokalu).
Wydaje mi się, że gdyby w ATSOS bardziej uwypuklić gitary, wyciągnąć je do przodu, wyostrzyć, to może i podobałby mi się bardziej niż VAM. Poziom kompozycji na obu płytach jest wyrównany, a brzmieniowo wolę VAM. Jednak na VAM Paul duże pole do popisu zostawił sekcji dętej kosztem gitar, co ma swój urok, ale solówki gitarowe na ATSOS wygrywają pojedynek z trąbkami i saksofonami. O wiele bardziej trafia w moje gusta bardziej rockowe, gitarowe, mocne brzmienie piosenek z omawianych albumów na Wings Over America (chociaż jakby za dużo tam basu). Kompozycje z obu albumów świetnie sprawdzały się na koncertach (Rockshow rządzi!). Chyba nawet brzmiały lepiej niż w wersjach studyjnych.
Teraz trochę o nowych edycjach. Kolejny raz przy okazji różnorakich remasterów (Beatlesów i Paula) mam wrażenie, że podkreślono bas. Fajnie, ale np. przy extended version Letting Go aż od niego boli głowa. Szkoda, że na VAM nie znalazły się takie kompozycje, jak Junior's Farm (pewnie w ramach niepowtarzania na LP tego, co już wyszło na singlach) czy szczególnie moje ulubione Soily. Tutaj dopiero żałuję, że nie wydano prawdziwej studyjnej wersji, najlepiej właśnie na VAM. Let's Love (przypominające mi klimat płyty Wild Life) po dopracowaniu mogłoby być naprawdę piękne. Za to My Carnival jest wysoce denerwujące. Beware My Love z Bonhamem równie dobre co wersja albumowa.
_________________ Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie
|