Witam wszystkich moich fanów!
Jak się macie? Dobrze? No to dobrze.
A teraz do rzeczy!
Wydanie Beatlesów w mono przyjąłem dość sceptycznie od samego początku. Bo niby co - to samo co w stereo tylko mono? No ludzie... Potem mnie trochę Kasia oświeciła, potem jeszcze poczytałem wypociny jakiegoś fana (pisane chyba w euforii), skrupulatnie kopiowane z jednego miejsca w tysiące innych, opisujące Mono Box od A do Z.
Po odsłuchaniu kilku dosłownie utworów okazało się, że wcale nie tak od A do Z. Kopiują te bezmyślne ludzie nie wysilając swoich mózgownic w ogóle. I tak jak się ludowi powie, że Mono jest lepsze od Stereo, to wszyscy automatycznie popadają w zachwyt nad Mono, a stereo to w ogóle kupa.
Czym się różni mono od stereo? Oprócz tego bla bla bla na czterdzieści stron, to się w
90% nie różni niczym. Dokładnie tak. I proszę mi nie wmawiać się się tak bardzo różni, bo uszy mam i to całkiem niezłe.
Najbardziej przypadł mi do gustu Biały Album i Revolver - tam dość sporo się dzieje - utwory dłuższe, coś tam poucinane nie tak, gdzie indziej jakiś dodatkowy instrument, którego w stereo nie ma - przez to utwory czasami mają inną dynamikę (Helter Skelter). Tu i ówdzie czegoś brakuje (np początkowe oklaski w Obladi Oblada).
Czterech pierwszych płyt nie słuchałem i stwierdzam z dość dużą śmiałością, że nie dzieje się tam zbyt wiele. Uwaga - powiedziałem "zbyt wiele" a nie "nic.
Są inne płyty, na których słychać sporą różnicę - Magical Mystery Tour i Sgt Pepper, ale one mi się NIE PODOBAJĄ. Beatlesi - powinniście być wdzięczni inżynierom, że tak a nie inaczej wam to zmiksowali.
Perkusja w Your Mother Should Know to jakiś syczący czajnik, w którym woda prawie wyparowała. Całe Lucy In The Sky With Diamonds przepuszczone przez jakieś phasery i flangery - wcale to dobrze nie brzmi.
Repryza Sgt Pepper woła o pomstę do niebios, bo tam wszystko wrzucone chaotycznie jak do wora Św Mikołaja - oj nieładnie Beatlesi, nieładnie.
Ale są też miłe akcenty - żeby nie było, że gietek to największy malkontent na ziemi - końcówka tytułowego utworu z "trasy koncertowej (wg Marka Sierockiego
)" jest genialna - dłuższa i bardziej psychodeliczna. Z tejże samej płyty bardzo miłe zaskoczenie - Flying.
Tak czy siak - coś nowego. Ładnie wydanego i drogiego. Tak... wydane jest cudownie! Foliowe koszulki + papierowe koszulki + dodatki - wszystko na styl winyli! Za to należy się piątka! Co do wartości muzycznej - tylko dla kolekcjonerów i czcicieli. Nie dość, że mono nie nadaje się do słuchania na słuchawkach, to naprawdę - zmian szokujących tam nie ma. Miło jest jak stoi na półce, ale raczej będę słuchał Beatlesów w stereo.
A co się tyczy łatwości obchodzenia się z płytami - ludzie, przecież coś takiego się od razu kopiuje na inne płyty, ewentualnie na mp3, a oryginały zostawia w spokoju! Nie wiem, postawić na ołtarzu i czcić rano i wieczorem, cieszyć tym oko, ale na Zeusa, nie wsadzać do niebezpiecznych i brudnych odtwarzaczy, które tym laserem zamiatają po całym krążku, nagrzewając go i zmieniając z czasem jego właściwości! Wydanie stereo jest pod tym względem jeszcze gorsze, ale tak samo - skopiować po czym zanurzyć w formalinie i wystawić w mauzoleum jak Lenina.
Z ceną Mono wydawnictwo pojechało mocno po bandzie. Zapewne limitowany nakład podbił cenę, że wuj! Tak się wszyscy tym Mono podjarali i masz! Widząc to, wielcy bogowie wrzechświata szerzej otworzyli swe zachłanne sakwy i rozesłali w cyberprzestrzeń mroczne anioły propagandy, ażeby głód i żądzę narodu podsycić.
Ogólnie rzecz ujmując - nie ma czym się tak bardzo zachwycać. Kilka perełek się znajdzie, ale znakomita większość materiału jest wszystkim doskonale znana. Cena za tą zawartość trochę rozczarowuje i dobrze, że chociaż ładnie to wszystko wygląda.
Ciekaw jestem reakcji innych fanów - nawet tych, którzy boxu nie kupili (hej, od czego jest internet!
).
Pozdrawiam
gietek