Yer Blue napisał(a):
No tak, nic nie mieli do gadania, w końcu to tylko tytuł płyty, która miała pójść w milionach egzemplarzy a Beatlesi przed jej wydaniem byli tylko bogami
Kto by ich pytał o zdanie
Z tymi bogami, troche bym polemizował, bo z dzisiejszej perspektywy tak to może wyglądac ,ale wówczas to był wciąż zespół, który bardzo dobrze sprzedał debiutancki album
i wytwórnia postanowiła kuć żelazo , póki gorące. Naprawdę nie sądze by ktokolwiek pytał chłopaków o pomysł na nazwe płyty, to ludzie wytwórni brali ciężar promocji na siebie,
więc ten tytuł, to zapewne zasługa jednego z ich gryzipiórków
Nazwa trzeciego albumu, była formalnością przez wzgląd na film, natomiast od czwartego albumu, być może, mogli miec juz wpływ na tytuły, okładki( chociaz ich pomysł "rzeżnicki"
np. nie przeszedł ) czy kolor czcionki
Yer Blue napisał(a):
Naprawdę musisz wciągac Johna w słabą forme Paula w tym czasie?
Zostaw Johna, pokaż wkład kompozytorski tego drugiego, skoro się nie zgadzasz.
W tamtym okresie, nikt nie był w słabej formie
. Oni rozkwitali z piosenki na piosenkę, stając się "fabryką przebojów". Przeciez nigdy nie byłoby cudownego refrenu "I Fell Fine" , gdyby
w pewnym momencie, nie wtrącił swoich czterech groszy...George. My fani często zapominamy o tym, że w tamtym okresie oni naprawde pisali piosenki razem. Ja nie wierzę, nawet w to,
że "All My Loving" jest Paula w 100% (idąc tropem Ryszarda). Napisałem w zyciu kilkanaście piosenek i wiem jak to funkcjonuje. Mała dygresja. W latach młodości śpiewałem w kapeli blues rockowej,
ale przy tym samym Domu Kultury działały tez inne zespoły( końcówka lat 80`tych ekspansja muzyki alternatywnej). Zdarzyło mi się więc kiedys, pod wpływem fascynacji jarocińskim koncertem
Chłopców z Placu Broni( Polski Lennon nr 3
), gdzie bisowali niemiłosiernie słynne "O Ela", napisać balladę w podobnej konwencji. Oczywiście nie mieściła sie ona w kanonie repertuaru
mojego zespołu, więc poszedłem z nią do lidera grupy alternatywnej, żeby ją sobie zrobili. Bardzo mu się spodobała(był to ich pózniej największy przebój-pierwsze miejsce na licealnej liście he,he)
Ale ...no właśnie, przyniosłem mu ballade , a on stwierdził , że po spokojnym wstępie, fajnie by było przyśpieszyć i na dodatek zaproponował ciekawszy mollowy funt, do jednego przejścia.
Zaakceptowałem to z przyjemnością. Czy jestem więc autorem 100%-owym? No właśnie, nawiasem mówiąc mam tę piosenkę nagrana w ich wersji koncertowej, jak ktos miałby ochote , to piszcie na PR, to poślę
)
Wracając więc do tematu, w tamtym okresie, będąc non stop w trasie pisali razem, uzupełniając się wzajemnie. Oczywiście ktoś te pomysły zarzucał, drugi uzupełniał. Pamiętac musimy również,
że liderem The Beatles wciąż był John, a więc zarazem głównym wokalistą. Ekspansja Paula, na tym polu nastąpiła znacznie pózniej.
Mimo całego mojego "macartneizmu" nie mam z tym problemów. Dla mnie obaj sa geniuszami. Ile straciły piosenki , które po 1970 roku pisali juz naprawde oddzielnie, możemy się jedynie domyślać.
Wiemy tez, że John również był zainteresowany ponowną współpraca z Paulem, ale pewna sympatyczna i zazdrosna o jego wpływ na niego, Pani, skutecznie im to uniemozliwiła