Argus napisał(a):
Tytuły:
wg. mnie oba fajne: krótkie i chytliwe. (czytałem taką ‘interpretację’, że to ‘For Sale’ to taka niby ‘wyprzedaż’ coverów po autorskim A Hard Day’s Night?)
Oba fajne
Potrafisz rozśmieszyć człowieka
Oba są takie jakby ktoś miał 2,5 sekundy na ich wymyślenie. szczególnie "With The Beatles". Co im strzeliło do łba by tak nazywać płytę? Wobrażacie sobie "With The Rolling Stones" albo "With Led Zeppelin"? Szczyt obciachu
Argus napisał(a):
Okładki:
Przeczytałem też opinię na temat ewentualnego ‘związku‘ między zdjęciem na BFS, a zawartością albumu: „czy na tych twarzach nie widać przypadkiem oznak zmęczenia?” Mhm… może rzeczywiście po trzech znakomitych albumach to pierwsza ‘zadyszka’?
Tez słyszałem takie spostrzeżenie. Ale chodziło chyba bardziej o zmęczenie Beatlemanią, koncertami, terminami - intensywnym życiem. I juz w pierwszym utworze słychać jakby zmęczonego w głosie Lennona. Coś w tym jest.
Argus napisał(a):
Otwieracze:
It Won’t Be Long – już po 1 sekundzie jest czad! No Reply – najbardziej (i jedyny) ‘pasywny’, delikatny otwieracz na płytach zespołu. Choć go bardzo, bardzo lubię, to jednak otwarcie WTB jest Porażające!
Ubóstwiam It Won't Be Long, po prostu nokaut. ALE No Reply to bez najmniejszych wątpliwości najlepszy opener w historii zespołu. Każdy by z nim przegrał. Mam totalnego świra na punkcie tej piosenki.
Punkt dla For Sale.
Argus napisał(a):
Klasyki – takie które przeszły do historii (również koncertowej), znane i pamiętane do dzisiaj:
WTB: All My Loving i Wanna Be Your Man, a BFS – chyba nic… (?)
(uwielbiam I’ll Follow The Sun, ale światu ‘postronnemu’ nie jest tak znany jak All My Loving – lubiany i kowerowany)
Koncertowo mocno eksploatowany był też Baby's In Black.
Zgoda, All My Loving to najbardziej rozpoznawalny numer z tych płyt. Ale jednak takie numery jak I’ll Follow The Sun czy 8 Day's A Week to też bardzo znane piosenki.
Argus napisał(a):
Kowerowość:
Covery WTB wygrywają z coverami BFS prawie przez nokaut! Na BFS naprawdę mocnymi coverami są tylko Rock And Roll Music i Kansas City. (lubiane przeze mnie Everybody’s Trying To Be My Baby jest za delikatne jak na rock and rolla). WTB to najmocniejsza kowerowo płyta Beatlesów.
Pierwsze zdanie - pełna zgoda. Ale dalej już nie. Kowerowo wyżej cenię Please Please Me, a Kansas City to kicha
Argus napisał(a):
Czadowość:
Zdecydowanie WTB! BFS nie ma tego kopa, nie ma tu Beatlesów żywiołowych (poza Rock And Roll Music i Kansas City). To chyba główny „zarzut” pod adresem BFS. Oprócz energii, WTB ma taką chropawą surowość, co nadaje temu albumowi więcej autentyczności, podczas gdy BFS jest taki bardziej ‘wykalkulowany’. WTB jest chyba najbardziej surowym albumem Beatlesów i jak przymknąć ucho na parę ballad, to zaryzykowalbym, ze to jedyny… ‘punkowy’
album zespołu (w odpowiednim – liverpoolskim
znaczeniu tego słowa). Stawiam na surowiznę WTB.
Pod względem surowości znów daje pierwszeństwo Please Please Me. Poza tym zgadzam się z Tobą, ta energia to atut With TB.
Chociaż na wysokości For Sale te rock & rolle są już passe i dobrze, że jest ich tam względnie mało. Po A Hard Day's Night rock & rolle to przeżytek. Tak więc punkty dla obu płyt
Argus napisał(a):
Gitara GH:
Na BFS klarowna i czysta, rzekłbym, że miejscami aż zbyt sterylnie za czysta (poza lekkim omsknięciem w Every Little Thing). GH na BFS jest o wiele bardziej dojrzałym i zdyscyplinowanym gitarzystą – to ważne przy pracy w studiu, ale odnoszę wrażenie, że czasem gra niemal ‘instruktażowo’ i… brak tej ikry. Na BFS Harrison gra głównie ‘Carlowo Perkinsowo’, ale najlepsza jego partia na tym albumie, to gdy gra bardziej rasowo – solo w Kansas City. Na WTB mniej jest gitary GH, ale jest bardziej zróznicowana: inna w Roll Over Beethoven, inna w I Wanna Be Your Man, i wreszcie PONADCZASOWA w Till There Was You – mogę tego sola słuchać w nieskończoność! (tak przy okazji to pierwszy utwór unplugged na płytach Beatlesów). Obiektywnie gitara GH na BFS jest dojrzalsza, pełniejsza, ale przez to że precyzyjna jak w laboratorium co do każdej nutki… to np. ‘zabija’ Everybody’s Trying To Be My Baby. Na WTB gitara GH jest bardziej chropawa, zadziorniejsza – zadziornie Fajniejsza. Wstęp do I Wanna Be Your Man – mistrzostwo świata – jeden dźwięk, podciągnięcie struny i jazda!
A solo w All My Loving - bez komentarza!
GH jako rock and rollowiec (i wokalista, i gitarzysta) za pomocą Roll Over Beethoven bije Everybody’s Trying To Be My Baby. (nawet mimo jednego nieczystego dźwięku w solówce Beethovena).
Bardzo ciekawa analiza.
Argus napisał(a):
Perkusja:
BFS to chyba najsłabsza perkusyjnie płyta Ringo (taki jest niemrawy i delikatny). A w Words Of Love to nawet gra na walizce!
Z drugiej strony, taki charakter kompozycji na BFS zmusza do pasywnego bębnienia… Gra Ringo na WTB jest poza dyskusją: czy to Roll Over Beethoven, czy Not A Second Time, czy All I’ve Got To Do. (w ‘innowacjach’ perkusyjnych jest remis – na WTB w Till There Was You i Don’t Bother Me gra na bongosach, w przypadku BFS w Every Little Thing gra na kotle, a walizka się nie liczy
)
A czy wycofana gra Ringo na czwórce nie była czasem spowodowana jego chorobą w 64 roku? Bo faktycznie bębni słabo - dzisiaj nawet sobie posłuchałem.
Argus napisał(a):
Brzmienie:
BFS robi brzmieniowo wrażenie bardziej dopracowanej, wygładzonej, wypolerowanej, mniej szorstkiej (poza Kansas City) ale brak jej zęba.
Wraz z BFS kończy się era albumów żywiołowo spontanicznych pełnych młodzieńczej energii i radości, w zamian na BFS jest większa dbałość o brzmienie bardziej dopieszczone ‘ładne’, bardziej zawodowe, ale ucieka trochę ta rock and rollowa dusza – no cóż: coś za coś (coś się kończy, coś się zaczyna) .Miejscami na BFS chłopcy są aż zbyt poprawni, aż nadto uładzeni – Honey Don’t – żeby chociaż jedna struna zabrzęczała, przecież to rock and roll! (ciekawostka: jeśli się nie pomyliłem, to ustaliłem, że Honey Don’t to jedyny utwór, który po rozpadzie zespołu został zagrany i zarejestrowany przez każdego ex-Beatlesa).
Brzmieniowo WTB bliżej jest duszy koncertowego zgiełku, BFS bliżej domowego ‘ciepełka’. Wolę ten zgiełk.
Ja wolę po prostu lepsze kompozycje. Mogą sobie być w jakimkolwiek stylu.
Argus napisał(a):
Układ utworów na albumie:
Na BFS covery nie współgrają z kompozycjami własnymi, jest jakiś zgrzyt, rozdźwięk, mi BFS wyraźnie ‘dzieli się’ na utwory L-McC i na obce. Jest niespójność. Ta płyta nie jest dobrze poukładana, ale z drugiej strony, z tym materiałem nie da się jej inaczej, dobrze ułożyć. BFS to najbardziej ‘zbałaganiony’ album Beatlesów.
Tutaj 100% zgody niestety. Czwórka z jednej strony czaruje autorskim materiałem, z drugiej niceo irytuje beznadzieją kowerów. Jedno z drugim do siebie nie pasuje. Nie da się tej płyty przesłuchać w całości. Wiecie, że chyba nigdy jej nie przesłuchałem od A do Z za jednym zamachem bo na kilka utworów mam ochotę raz na 5 lat. Trudno jest mi przebrnąc przez takie Honey Don't, Kasas City a Everybody's juz moze 10 lat nie słuchałem.
Argus napisał(a):
Oczywiście pytanie - co by było gdyby: zasilić BFS 3 utworami: Leave My Kitten Alone, I Feel Fine, She’s A Woman – album dostałby powera! (tylko które usunąć?).
Troche by to pomogło ale za żadnym z trzech utworów nie przepadam. She's A Woman uważam za słabiznę, chyba wolę Rock & Roll Music.
Argus napisał(a):
Układ na WTB może trochę młodzieńczo szalony, ale trzyma się kupy - covery i utwory własne brzmią ze sobą.
Tak.
Argus napisał(a):
Bajery / smaczki:
‘podwójne’ zakończenie w Everybody’s Trying To Be My Baby – zawsze mi się ten chwyt podobał
Nawet nie pamiętam tego. To dla mnie najgorszy numer podpisany nazwą The Beatles. Może kiedys go jeszcze posłucham i odkryje na nowe te zakończenie
Argus napisał(a):
Minusy:
BFS – niezamieszczenie Leave My Kitten Alone (drugim równie wielkim ‘błędem’ było chyba tylko nieskorzystanie z Not Guilty na Bialym Albumie), oraz… uwaga: BFS to jedyny album Beatlesów, na którym NIE MA ostrego rockera autorstwa zespołu! (niewybaczalne!
)
WTB – Hold Me Tight.
Argus, zapomniałeś o Magical Mystery Tour
Znajdź mi tam ostrego rockersa
For Sale zdumiewa też tym, że nie ma...sentymentalnej ballady. Ale też w osamotnieniu nie jest bo na Abbey Road też takowej nie ma - a na wszystkich pozostałych - zdecydowanie tak.
Minusy Beatles For Sale to te cholerne kowery. Sam pomysł ich zamieszczenia, juz nawet nie ich jakość. Po A hard Day's Night powinni się ich wystrzegać.
Minusy dwójki to słaba forma kompozytorka Paula, to niestety kładzie cień na te płytę. Poza All My Loving praktycznie nie ma o czym mówić.
Argus napisał(a):
PS. Żeby nie było o BFS tak całkiem na nie, to wbrew powszechnym opiniom oswiadczam, że LUBIĘ Mr Moonlight. Nie wiem skąd to całe zamieszanie, z tym utworem - to chyba tak się porobiło, że to taki przysłowiowy chlopiec do bicia, i że to tak chyba „wypada narzekać”
na Mr Moonlight (?) Dla mnie Mr Moonlight (może to prekursor You Know My Name?) jest takim zderzeniem ‘knajpiarskiego’ grania (żartobliwego, przecież to zabawa, ale – co ważne - zaczynają się eksperymenty w studio z instrumentami - ciekawe brzmienie, ciekawe instrumentarium) z cholernie rasowym wokalem Lennona – przecież on to świetnie śpiewa! A wokal w intro – bajka!
Intro wymiata. Też lubie Mr Moonlight - choć nic poza tym. Faktycznie traktować go nalezy z przymrużeniem oka.
Znalazłbym ze 20 innych numerów, ktore bardziej zasługują na miano "chłopca do bicia" - dobre okreslenie. Akurat ten kower wstydu nie przynosi.
No i niestety, poraz kolejny pogrom w ankiecie