Cóż...wreszcie uporałem się z lekturą. Mam ja stosunkowo długo,ale notoryczny brak czasu no i parę set stron zawiera.
Rzeczywiście najlepsza pozycja, jeśli chodzi o polskie wydawnictwa(niestety jestem w grupie osób, która nie włada językiem Szekspira,
co najwyżej lepiej lub gorzej w formie śpiewanej
). Najbardziej pozytywnie zaskoczyła mnie część "finansowo-rozpadowa", bo
bardzo rzeczowo i zrozumiale wytłumaczył autor ten proces, a szczerze mówiąc nigdy za tymi fragmentami nie przepadałem.
Dużo ciekawych rzeczy dowiedziałem się o Epsteinie i kilku innych z najbliższego otoczenia. Za to cześć i chwała.
Plusów starczyło na 80% całości,bo końcówka mówiąc delikatnie lekko mnie zirytowała. Jestem świeżo po lekturze, więc pewnie jeszcze
nabiorę dystansu,ale w telegraficznym skrócie:
Ostatnią 5 część, czyli życie po Beatlesach mógł śmiało zatytułować "Epilog czyli jak John Lennon został Bogiem", bo spłaszczenie dokonań Paula
do nadętego,zadufanego w sobie bufona,którego m.in prostacki "Mull Of Kintyre" jakimś cudem nawiązał do dokonań "She Loves You"(to tylko przykład),
sprowadza pomału do wniosku, że najlepiej gdyby w ramach pokuty co miesiąc na kolanach odpalał świeczkę w bramie Dakoty. Kolejny nieudacznik
mruk i beztalencie George ,który po prostu miał niesamowite szczęście, bo gitarzystą wszak był przeciętnym. No i wreszcie "katalizator" całej trójki, Ringo,
który tak naprawdę coś tam fajnego nagrał na początku lat siedemdziesiątych i generalnie był maskotką.
W sumie nie dziwie się, że Paul waha się co do biografii pisanej przez, zgrabnego literacko,owszem, autora,ale jak by to wyglądało: "Paul McCartney biografia"
autor ...Philip Ono Norman?
P.S Wybaczcie sarkazm, ale trochę...zabolało...pewnie przejdzie...zawsze przechodzi