Tymon Tymański o złożonej naturze Harrisona i Lennonie - społeczniku
całkiem świeży wywiad
tutajCytuj:
Skąd pomysł wzięcia na warsztat piosenek George’a Harrisona? Dlaczego jest dla pana ważnym artystą?
To temat na dłuższą rozmowę. Myślę, że każdy jest rozdarty pomiędzy wiarą i niewiarą w siebie. Z jednej strony wierzymy w siebie, ale z drugiej pytamy sami siebie: kim jesteśmy, żeby w siebie wierzyć? Jesteśmy równocześnie wyjątkowi i niewyjątkowi. Niewiara w siebie sprawia, że wycofujesz się z życia, a nadmiar wiary w siebie sprawia, że możesz stracić bliskich. Harrison jest ciekawym przykładem takiej osoby. Był kimś, kto dostał szansę ujawnienia talentu, ale przyszło mu rywalizować z dwoma najzdolniejszymi sukinsynami w historii muzyki rozrywkowej. Pech, prawda? Fajne było to, że Harrison potrafił się wycofać z gwiazdorstwa.
A Lennon?
Kocham Lennona, ale to trochę śmieszne, że facet, który miał taką kupę kasy, zaczyna udawać społecznika i socjalizującego buntownika. Lennon zaczął przemawiać tym głosem w momencie, kiedy już sam nie musiał zarabiać. Wiadomo, że w momencie, kiedy nie musisz zarabiać, nie masz wspólnego punktu odniesienia z ludźmi, którzy chodzą po ulicy i myślą o tym, jak zapłacić czynsz. Skłamałbym mówiąc, że pieniądze nie są ważne, ale chyba nie warto mieć tyle kasy, żeby przestać rozumieć, o czym mówią twoi przyjaciele czy ludzie na ulicy. Myślę, że bogaci ludzie mają smutne życie i tracą motywację do walki, do samorozwoju. Wola przetrwania i wkurw mogą być siłą, dzięki której pracujesz nad sobą. Warto umieć zarabiać pieniądze, ale nie warto się do nich przywiązywać. Są dużo ważniejsze rzeczy.