Udało mi się dzisiaj dotrzeć do kina na Nowhere Boy. Jak dla mnie film jest świetny. Ani razu nie pada w nim słowo The Beatles, bo nie na tym film się skupia. Pierwszoplanowe postacie to John, ciotka Mimi i matka Julia. Pokazany jest świat zbuntowanego Johna i jego relacje z Julią i Mimi. Aaron Johnson fizycznie nie jest podobny do Johna, ale zagrał go bardzo dobrze. Genialnie zagrała Kristin Scott Thomas ciotkę Mimi, właśnie taką ją sobie wyobrażałam.
Thomas Sangster w roli Paula nie sprawdził się dla mnie za bardzo, aktor odtwarzający George'a Harrisona to już totalna porażka, ale w sumie w tym filmie to nie ma aż takiego znaczenia, bo jak już wcześniej wspomniałam obraz skupia się na trzech postaciach. Reżyserka chciała przede wszystkim pokazać rywalizację dwóch kobiet o miłość Johna i myślę, że zrobiła to w sposób mistrzowski.
Srogo mogą się zawieść osoby, które oczekują po filmie ukazania początków powstania zespołu Johna, jego przyjaźni z Paulem. Oczywiście reżyserka wspomniała o tym, ale te sceny są tylko tłem do filmu.
W wywiadach reżyserka wypowiadała się jak bardzo ważne dla niej było zachowanie szczegółów z końca okresu lat pięćdziesiątych. Niestety, dom ciotki Mimi nie został wiernie przedstawiony, nawet z wyglądu nie przypomina budynku z Menlove Avenue. Być może Sam Taylor-Wood nie dostała pozwolenia z National Trust, który jest teraz właścicielem domu Johna, ale przynajmniej mogłaby się bardziej postarać. Nie wiem czemu, ale reżyserka dołożyła tylko starań, by brama do ogrodu przypominała dom z dzieciństwa Lennona. Ale to taki mały szczególik.
Film jest bardzo dobry i mam nadzieję, że w polskich kinach będzie można go zobaczyć, a jak nie, to przecież jest Internet
_________________
Strawberry Fields Forever