W najnowszym numerze "Bluszcza" jest wywiad z panią Joanną. Poniżej przytaczam interesujące dla nas fragmenty.
Cytuj:
- A jak było z powieścią Kocham Paula McCartneya, która ukazała się jesienią?
JSz: Podpisałam z wydawnictwem umowę na dwie powieści. Z ośmiu tematów wybrano ten mi najbliższy, bo ocierający się o moje własne życie. Ale akurat ta fabuła była najmniej skonstruowana w mojej głowie.
- Rodziła się w trakcie pisania?
JSz: Tak. Ale też wiedziałam, jakie elementy na pewno chcę wykorzystać, jak na przykłąd postać Paulojohna, który istniał naprawdę. Przesiadywał w kawiarni na Ochocie tak, jak to przedstawiłam w książce. Nie okazał się jednak agentem SB. W powieści opisałam też lalkę amerykańską, nie moją. Pamiętam ją z dzieciństwa. Budziła na naszym szarym podwórku wielkie emocje. Wydawała się lepsza od nas, była z innnego świata. Wiedziałam, że pewne wspomnienia i emocje muszę z siebie kiedyś wypuścić.
- Część krytyków oskarżyła panią, że tytuł książki jest zbiegiem marketingowym.
JSz: "Kocham Paula McCartneya" to zdanie, które towarzyszyło mi wszędzie w latach 60. Otaczało mnie. Wypisywałam je w zeszycie albo kredą na ulicy. Jest dla mnie hasłem, znakiem tamtych czasów. Użyłam go z najczystszymi intencjami. Boli mnie, gdy słyszę, że to jakiś celowy zabieg. Tytuł powstał, zanim skreśliłam pierwsze słowo powieści.
i dalej:
Cytuj:
JSz:(...) Bardzo intensywnie przeżyłam lata młodzieńcze. Miałam cały bagaż przeczuć dotyczących mojego późniejszego funkcjonowania wśród ludzi, miłości, pewnej samotności. Muzyka The Beatles mocno łączyła się z tymi przeczuciami. Do dziś, gdy ją słyszę, dostaję gęsiej skórki(...)
Cytuj:
- Nadal słucha pani Beatlesów?
JSz: Nie tak często, jak kiedyś. Jeśli w ogóle słucham muzyki, to klasycznej, podczas czytania. Kiedy piszę, potrzebuję ciszy. Muzykę zabieram też na spacery, które są ważną częścią mojego życia. Najwięcej myślę, właśnie chodząc. Zdarza mi się wtedy brać ze sobą odtwarzacz z płytą The Beatles. Ale najczęściej słyszę ich przez przypadek. Jadę samochodem, wchodzę do sklepu albo do domu i akurat leci kawałek Beatlesów. I nagle wspomnienia powracają...
- To nie chyba nie może być przypadek...
JSz: Może nie...
Muszę przyznać, że też miałam takie wrażenie z tym celowym zabiegiem marketingowym odnośnie tytułu, ale po przeczytaniu wywiadu jakoś wierzę pani Szczepkowskiej, sama nie wiem, czemu.
Co nie zmienia faktu, że -- moim zdaniem -- książka mocno pod Beatlesów naciągana.
No i ten "to nie może być przypadek" do mnie nie przemawia. Mi też zdarza się słyszeć Beatlesów tu i ówdzie, a poza tym skoro pani Joanna Beatlesów specjalnie już nie słucha, to chyba normalne, że w takim razie jeśli już ich słyszy to w radiu czy w sklepie.
Pozdrawiam,
niesypiająca Rita