No wlaśnie chciałbym Was spytać jakich wioślarzy uwarzacie za najwybitnieszych? Oto moi faworyci:
Największe wrażenie z żyjących gitarzystów zrobił na mnie Eddie Van Halen. To czego dokonał na pierwszej płycie swego zespołu to normalnie mistrzostwo świata! pamiętam swoją pierwszą reakcje na "Eruption"- po prostu mnie zdmuchnęło
Zwyczajnie Edek ściga się tam z prędkością światła
Jak dla mnie ten człowiek wynalazł dynamit i miał większy lub mniejszy wpływ na każdego metalowego gitarzystę lat osiemdziesiątych!
Bardzo lubię jak w zespołach jest po dwóch gitarzystów i jak ze soba pojedynkują. Chyba najlepszym tego przykładem jest mój najwspanialszy 'solówkowy' utwór- Hangar 18 zespołu Megadeth. Scigają się ze tam sobą Marty Friedman (nieprawdopodobny!) i Dave Mustaine. To co tam się wyprawia to czysta magia, kunszt, szczyt maestrii i sam nie wiem jeszcze czego...
Utwór o tyle charakterystyczny, że zawiera 9(!) gitarowych solówek, granych...pod rząd! Bomba! Wspaniały jest też duet King/Hanneman ze Slayera- u nich co drugie solo to prędkość światła...uff.
Bardzo jest mi bliski również Jimmy Page- wszystko co najlepsze pokazał w półgodzinnym Daze And Confused z filmu The Song Remains The Same . Swego czasu katowałek ten utwór nieustannie...Strasznie podoba mi się patent ze smyczkiem. Kto widział film ten wie o co mi chodzi...Jimmy pięknie grał również akustycznie, na przykład ta miniaturka z Physical Graffiti- ukojenie dla uszu.
Natomiast moim ukochanym 'klimatycznym' gitarzystą jest Stive Hackett. Naprawdę bajkowo potrafi zagrać, na przykład w takim Fifth Of Fifth.
Celowo pominąłem Jimmiego Hendrixa, gdyż jak każdy szanujący się fan muzyki wiem, że jest nie do przebicia, więc zawsze będzie poza wszelką konkurencją...