Wiesz, profesorze czarnej magii,
najgorsze jest to, że w ostatnich sondażach poparcie dla PIS-u wzrosło jeszcze o kolejne 4% (A PO bodajże spadło 3, ale nie jestem pewna). Czy wyborcy naprawdę nic nie widzą, czy cierpią na chroniczną ślepotę, dotykającą ich wtedy, gdy w kraju wyraźnie źle się dzieje? Czy nikt z elektoratu PIS-u i naszego obecnego prezydenta (ja wiem, że nie zawsze to ci sami wyborcy, ale jednak to się dość często pokrywa
) nie zaniepokoił się z jak błahego powodu prezydent nie pojawił się na szczycie weimarskim (chciał pokazać Niemcom, "kto tu rządzi"?
wybaczcie, ale dolegliwości żołądkowe to NIE JEST i NIE POWINNA być przyczyna odwołania!
), a jeśli ktoś, chociażby tylko z urzędu, tak szacowny jak
prezydent (urząd ma jednak pewną wagę... niezależnie od tego, kto go obejmuje <bo to się zmienia
jedyna pociecha
>) nie może przejmować się tym, co wypisuje jakaś lewicowa (?) gazeta. Przecież to totalny absurd!
Wiecie... ja może przesadzam... może pomyślicie, że to nieszczere, wymyślone dziwactwo gówniarza, który nie ma tak szerokich horyzontów jak dorośli, nie wie tyle o historii, polityce, co inni, ale... ja się boję. A jeśli ja się boję, to co czują ci, którzy patrzą na to szerzej, z perspektywy kilkudziesięciu lat, które w tym kraju przeżyli, i z których to lat wyciągnęli wnioski. Historia, to wedle swojego zamierzenia nauka, która ma nas uczyć o tym, co było dawniej, wpoić nam pewne zasady (ale nie narzucać... te zasady sami musimy odszukać i przyswoić) i przestrzec nas przed błędami przodków. Polacy (generalizuję i nie mówię o wszystkich
) tyle przeżyli, ale... chyba przysypiają na historii (i to, niestety, zdaje się, że nie tylko w moim pokoleniu).
Nie chcę stąd wyjeżdżać. Nie jestem urodzoną patriotką, prędzej kosmopolitką, ale mimo wszystko... no, kocham ten kraj. Kraj, a nie władze tego kraju. I obawiam się, że kiedyś to miejsce wbrew własnej woli będę musiała opuścić. O ile byłby to mój wybór, nie czułabym, że coś ktoś mi narzuca; a tak - czuje się tylko taki niewidzialny sznur zaciskający się na twojej szyi.
Czy można tak bezkarnie niszczyć tyle lat tradycji, kultury, historii Polski i tego, co jakimś nieziemskim trafem udało nam się odbudować? To... konstytucja naprawdę tego nie zabrania?
<wiem, że przesadzam, celowe
>
Kiedyś Norman Davies napisał, że to, iż Polska jeszcze istnieje, mimo rozbiorów, mimo tego, że nie było jej 123 lata na mapie, mimo zawirowań, to jakiś cud! I patrząc na to, co i teraz się dzieje, muszę przyznać mu rację.