Ja nie znosilam WF-u. To byl szkolny koszmar. Nie bylam ostatnia niezdara, nie wykazywalam tez zadnego talentu sportowego. Ale forma WFu wydawala mi sie (i nadal wydaje) kompletnie bezsensowna. Nie jestem tez nastawiona antysporotowo (ani nie bylam wtedy). Tylko ja osobiscie nic w takim typowym szkolnym WFie nie odnajdywalam, cwiczenia niczego mi nie "dawaly". Raczej tylko denerwowaly i frustrowaly. Z o ile wieksza radoscia pedzilam w tamtych czasach (to znaczy, ok, mowie o siodmej i osmej klasie podstawowki) na karate - a przeciez treningi "ciezsze" fizycznie niz taki szkolny WF. Ale tez wrazenie, ze wszystko jest na swom miejscu, ma sens - i niesamowity kop energii na treningach.. NA WFach, odwrotnie. Juz nie mowiac o tym, ze zabijala mnie monotonia - 90% szkolnego wfu, zarowno w podstawowce jak i w liceum, przynajmniej w szkolach do ktorych ja chodzilam, to byla siatkowka. W ktorej nie bylam specjalnie dobra (tez nigdy nie uczylam sie serwowania gora, pilka nie wiedziec czemu, zawsze ladowala w siatce, albo na podlodze - po naszej stronie). Ewentualnie od czasu do czasu kosz - w ktorym bylam fatalna. Powaznie - wolalam juz rzadkie zajecia, na ktorych po prostu "cwiczylismy" - pompki, przeskoki i inne takie. Mimo, ze szlo mi srednio - przynajmniej czulam, ze moge cos poprawic.
Nie lubie sportow druzynowych. OK, moze poza gra w dwa ognie
.
I KUBB!!!!
I poza pilka nozna (chociaz nie znam zasad :p) - tez zawsze wkurzalam sie, poniewaz dziewczyny zawsze chcialy w niesmiertelna siatke, a ja mialam ochote pobiegac za pilka. Ale - NIE, w pilke gralismy moze raz, czy dwa - to tylko FACECI mieli wieksze szczescie
).
Ach - i nie znosilam (w podstawowce) palanta.
Irytowalo w grach druzynowych jeszcze jedno. Jesli nie bylo sie "popularnym" uczniem (a ja olewalam "bycie popularnym" i podrygiwanie na imprezach klasowych przy "um-cyk, um-cyk), to z miejsca wychodzilo to przy wybieraniu osob do druzyn. Idiotyzm - w liceum juz mnie to nie ruszalo, ale rozumiem frustracje nadwrazliwcow... Szczegolnie w mlodszych klasach - dzieci moga przezywac bycie wybieranym zawsze niechetnie i na szarym koncu przez swoich kolegow z klasy. To pierwszy krok do mobbingu szkolnego. Wybieranie do druzyn powinno sie jakos inaczej odbywac.
Jakas forma WFu potrzebna jest, moim zdaniem, w szkole, ale absolutnie nie powinno sie stawiac stopni. Idealnym rozwiazaniem jest obowiazkowy wf na studiach - z szeroka gama ROZNYCH zajec do wyboru. Fakt - najciekawsze sa platne, ale wlasnie fakt, ze mozna chodzic dla przyjemnosci na swoj ukochany sport, i miec przy okazji zaliczony wf.. Oczywiscie - bez zadnych ocen.. Super! Siatkowke tez mozna wybrac. Ale tez (tez za darmo) judo. Czy tez basen, albo ping-pong. Albo (z platnych) yoge, aikido czy walke na miecze.