BUDGIE!!!!!!!!
Najbardziej rozwala mnie.. Nie, nie potrafie! Powaznie - nie potrafie wybrac JEDNEJ plyty... Co prawda znam tylko piec pierwszych albumow - wszystko, co wyszlo na kasetach dzieki kochanemu MMP.. Moze ciut mniej dziala na mnie "Squawk" i "In For The Kill"... Ale pomiedzy "Budgie", "Never Turn Your Back On A Friend" i "Bandolierem" juz nie potrafie rozstrzygnac... Pierwsza plyta moze faktycznie jakos tak naj, naj, najsilniej - jest przepieknie surowa, kopie niesamowicie zgromadzona energia.. I BLUES... kapitalne przejscia... Pamietam, ze kiedy wlaczylam po raz pierwszy kasete (poczatek liceum, kasete zamowilam z klubu Twoja Muzyczna Przestrzen;) - owszem, spodobalo mi sie, ale nie bylam w stanie zrozumiec, czemu polecil mi ich moj grajacy genialnie na gitarze kolega i sasiad z gory. "Guts" - fajne, ale proste - pomyslalam. "Everything In My Heart" - przyjemna balladka, ale gdzie tam poownywac ich z Zeppelinami... Przy "Author" nadstawilam uwazniej ucha. A przy kolejnym kawalku zupelnie odjechalam ("Nude Disintegrating/Parachutis Woman") - to bylo wlasnie to, czego szukalam. Dluuugie, pokrecone przejscia, struktura rozkrecajaca sie, to specyficzne brzmienie gitary.. BLUES-ROCK...Przy "Rape Of Locks" wylam z radosci! I tak juz to konca plyty - z rewelacyjnym "Homicidal Suicidal" na koncu.
"Never Turn..." jest znacznie bardziej dopracowane brzmieniowo. Nadal slychac bez pudla, ze to Budgie, ale znika pewien hmm.. w calym "heavy" brzmieniu byla jakas taka "hipisowska" spontanicznosc.. Ktora na kolejnych plytach (mocno to czuc na skad inad genialnym "Bandolierze", zaczela coraz bardziej sie "scalac" i utwardzac... Shelley zaczal spiewac nizej (wreszcie slychac bylo na pewno, ze to nie kobieta ;p), obnizyly sie tez gitary (nastrojenie)... W kazdym razie "Never Turn..." - pamietam, jak niesamowitym przezyciem bylo przesluchanie po raz pierwszy w zyciu "Parents"... Przepiekna muzyczna opowiesc... Cudowna linia basu przeplatajaca sie z lkaniem gitary... I te dzwieki mew (to mewy?)...
"Bandolier" rozwala przede wszystkim "Napoleonem", ale oczywiscie nie tylko..
I te fantastyczne, na kazdym z albumow obecne (przynajmniej na tych pierwszych, ktore znam) miniaturki muzyczne...
Yer Blue, strasznie mi przykro, ze nie dostales sie na ich koncert w Wwie... I ze tak o tym marzyles... Ja faktycznie kupilam bilet chyba od razu, jak tylko sie dowiedzialam o koncercie. I co? Szczerze? Spodziewalam sie takiego klimatu jak z "Parents", czegos niesamowitego pomiedzy dzwiekami, niosacego... Oraz soczystego blues-rocka, kapitalnej swiezosci i ... i nie dostalam tego. Choc koncert byl faktycznie udany. Ja po prostu oczekiwalam nie czegos po prostu faktycznie udanego, tylko nadzwyczajnego, niemalze metafizycznego. A nie - fajnego rockowego koncertu. To bylo dla mnie za malo... Czekalam na ten koncert ok. 7 lat... Choc wiem, ze niektorzy wyszli zachwyceni z koncertu. Ja wyszlam tylko zadowolona. W zadnym wypadku nie przezylam jakichs muzycznych orgazmow, muzyka nie przeniosla mnie (tak jak na plytach) poza lata 90-te, poza mury Stodoly... To nie bylo dla mnie przezycie kalibru koncertu Page'a/Planta w 98 roku w Spodku, Jethro Tull w Spodku w.. emm.. chyba w '99tym, kolejnego koncertu Jethro, w Kongresowce rok pozniej (chyba rok pozniej... rany, daty juz mi sie placza
, koncertu Maidenow (a nawet nie bylam ich tak wielka fanka PRZED koncertem) w... Emm... To byl koniec roku, czerwiec, Warszawa-Torwar, chyba 2000, Oasis - to samo miejsce dwa tygodnie wczesniej, koncert Planta (jako support Stinga (sic!) na Wyscigach, W-wa, czy wreszcie jak narazie ostatnim moim tak niesamowitym koncertem, czyli Gorgoroth, Krakow '03.. Z drugiej strony koncert Budgie nie rozczarowal mnie poziomem muzycznym, czy tez podejsciem do publicznosci (NAJWIEKSZE ROZCZAROWANIE MUZYCZNE w moim zyciu przezylam kilka miesiecy temu. Bylam tutaj na koncercie Dylana... Klapa. Totalna klapa. Zawiodlam sie maksymalnie), nie byl tez fatalny pod wzgledem naglosnienia (tak jak koncert Cave'a we Wrocku).. Po prostu, kolejny "fajny" koncert. Podobnie rozczarowal mnie (czyli - nie byl zly sam w sobie, ale czekalam baaardzo dlugo, w zasadzie od jakiegos 8-mego roku zycia, i oczekiwalam pewnego klimatu.. ktory sie nie wytworzyl) - to ostatni koncert REM w Wwie...
O rany, ze tez ja nie moge nigdy przestac o sobie i to w tysiacach dygresji, SORRY.
Fajnie, ze Wy tez sluchacie!
A co do "Parents" - ja nie znalam kawalka, dopoki nie kupilam kasety. To samo tyczylo sie np. "Stairway To Heaven", rok wczesniej. Niby leci czasem w radio, ale.. Poza tym trzeba czesto sluchac radia. Ja zawsze wolalam sluchac plyt...