MOJA PRZYGODA Z BEATLESAMI
Przyznaje sie bez bicia, ze czesciowo przepisuje calymi zdaniami z maila, ktory napisalam ostatnio do mojego dobrego znajomego internetowego. Heh, to szczegolnie, gdyby zdecydowal sie kiedys na wejscie na to forum. Ostrzegam, ze historia bedzie dluga... Wiem, ze NA PEWNO wielu z Was mogloby napisac rownie dluga... Ale niestety – trafiliscie na gadule, ktora w dodatku lubi pokazywac wszystko w kontekscie wydarzen z jej zycia i innych fascynacji muzyczno-kulturowych
. Ostrzegam – sporo tu dygresji. To taka historia mojego zycia (do czasow Beatlesow) w skrocie, wiec nie musicie czytac, jesli nie macie ochoty
:p Tak, wiem, ze od tego sa blogi, ale nie przepadam za ta forma... Duuuza czesc z tego to pisanie ”nie na temat”, ale trudno :p. Poza tym wychodze poza pierwszy raz, opisujac generalnie moja historie beatlesowska. Zahaczam tez o inny watek, ktory na forum opisany jest jako ”jak bardzo zmienili was Beatlesi”. Tak, wiem, ze jestem egocentrykiem
Najwazniejsza w kontekscie tematu watku jest czesc druga, zaznaczylam ja na niebiesko, opisujaca wydarzenia, ktore najbardziej bezposrednio zlozyly sie na wybuch mojej Beatlemanii. W razie czego - mozna sie ograniczyc do przeczytania tylko tej czesci.
W skrocie: Co sie zlozylo wiec na moja manie beatlesowska? Moj tata i... McGyver.Tak, gdyby nie bylo McGyvera (---> zarazenie mnie Beatlami przez moja przyjaciolke), to losy mojego zycia potoczylyby sie zapewne inaczej
Spis tresci:
1.Prehistoryczne czasy, czyli wplyw taty (i mamy)
a) Beatlesi od kolyski
b) Rock i fenomen poczatku lat dziewiedziesiatych - refleksja
2.Czasy historyczne, czyli McGyver
a) Misz-masz muzyczny
b) McGyver
c) wyjazd na zimowisko
d) przelomowe wakacje
3.Beatlemania w rozkwicie
a) Poznawanie i histeria
b) Paczka beatlemaniakow
b) Poza Beatlesami
4.Druga fala beatlemanii
CZESC PIERWSZA:
PREHISTORYCZNE CZASY czyli WPLYW TATY (i MAMY)
a) Beatlesi od kolyski
Tak, jak w przypadku wielu osob tutaj na forum, Beatlesi byli w moim zyciu obecni zawsze. To jeden z najukochanszych zespolow mojego ojca. Tyle, ze on zachwyca sie przede wszystkim pierwszym okresem, z drugiego wybierajac pojedyncze utwory. Zawsze mielismy w domu ich pierwszy album
”Please Please Me”, ”Beatles For Sale” oraz pierwsza czesc
”Past Mastera” - na starych kasetach sprzed ustawy licencyjnej. Szczegolnie ”Please Please Me” lecialo dosc czesto, a z moj gust nie klocil sie nigdy specjalnie z gustem taty, mialam o nich pozytywne zdanie. Gdyby ktos zapytal mnie w podstawowce, czy lubie Beatlesow, odpowiedzialabym pewnie, ze tak.
Pamietam jak przez mgle, ze wybralismy sie z tata kiedys do kina, mialam chyba z 8-9 lat, na
"Help!". Niewiele z tego zapamietalam, oprocz tego, ze chodzilo o pierscien jednego z Beatlesow, ktory zwie sie
"Ringo". I, ze Ringo gra na perkusji. Pamietam, ze kiedy bawilam sie z kolezankami z klasy w zespol muzyczny, to udawalam, ze gram na perkusji, jak Ringo (ale w ogole, to majac 10-11 lat, chcialam miec
wlasny zespol, ktory mial sie nazywac Hey Clouds, napisalam nawet wtedy dwie, trzy piosenki. Dotad pamietam calkowicie jedna: ”World Of Imagination”
)).
b) Rock i fenomen poczatku lat dziewiedziesiatych - refleksja
Druga-trzecia klasa podstawowki to jednak czas w ktorym duzy wplyw na to, czego ja sluchalam, miala moja mama. Fantastyczne czasy, sam poczatek lat dziewiedziesiatych (magiczna atmosfera, moim zdaniem...). Niedawno kupiony
komputer (stare dobre
286 z Norton Commanderem, edytorem tekstow TAG i grami typu qbasic, czy gorilla – pamieta to ktos??
, i grajaca non stop
telewizja kablowa. Godzinami ogladane poranne programy dzieciece na Television Children Channel oraz
MTV – wowczas swietne.
Stara gwardia: programy
Paula Kinga, czy
Raya Cokes'a. Stare animacje artystyczne. Stare reklamy, np. ksiazek (But now the baby wants the dog...). Razem z mama, szalalysmy na punkcie
REM, moja pierwsza prawdziwa pasja muzyczna. Poza tym uwielbialysmy
Nirvane (mielismy kasety),
Gunsow (ja bardziej niz mama), czy ballady Metalliki i inne rzeczy lecace na MTV –
Red Hot Chili Peppers, Bon Jovi, Aerosmith, Pearl Jam, Ugly Kid Joe, Dire Straits, Bruce'a Springsteena, Scorpionsow itd. Ja nawet nie zastanawialam sie nad nazwami zespolow – poza klipami, w domu, sluchalo sie REM i Nirvany w zasadzie. Swiadomosc tego, ile dzieje sie w muzyce, i kto gra jaki utwor, przyszla znacznie pozniej, kiedy powrocilam do tej muzyki z zupelnie innym podejsciem poznawczym – w osmej klasie, pod wplywem Led Zeppelin i poczatkow ”subkulturowania”. Owe czasy to takze dwa tylko i wylacznie moje (nie mamy) odkrycia muzyczne, bardziej rock-popowe, czyli
Roxette oraz
Chesney Hawkes (Kto go jeszcze w ogole teraz pamieta??). Pamietam tez jakiego typu towarzystwo przesiadywalo pod blokiem... Byli to czesto dlugowlosi faceci (duzo starsi ode mnie – bo az 14-16 lat – dorosli prawie
w koszulach w krate, w trampkach, przesiadujacy np. nocami w piaskownicy i wyjacymi do ksiezyca na gitarach (i z nieodlacznym piwkiem) ”Knockin' On Heaven's Door”... Coz, nie takie towarzystwo przesiaduje teraz pod tymi samymi blokami...
CZESC DRUGA: CZASY HISTORYCZNE czyli McGYVER
a) Misz-masz muzyczny
Kolejny punkt przelomowy to szosta klasa podstawowki. W miedzyczasie zdazylam przejsc dwuletnia pasje zwiazana z muzyka i kultura peruwianska i boliwijska (jakze ja marzylam o zwiedzeniu Machu Picchu w Andach wtedy...). W piatej i przede wszystkim szostej klasy, ”doszlam” (a wlasciwie ”spadlam”) do sluchania wszystkiego. Od swietnych kawalkow rockowych do totalnego shitu na Vivie i MTV (ktore wtedy juz zaczynalo sie coraz szybciej staczac) – disco, dance, techno, pop – you name it. Ale w tym czasie tata kupil dwie oryginalne (! ) kasety Beatlesow - ”With The Beatles” i ”20 Greatest Hits”. Niesamowicie spodobalo mi sie ”Let It Be” i chodzilo za mna caly czas.
b) McGyver
Gdzies od trzeciej klasy podstawowki, maniakalnie (znowu – razem z mama) ogladalam (nagrywalysmy) Star Trek: The Next Generation. Ale w okolicy klasy szostej przyszedl czas na kolejna manie: dostalam dziaba na punkcie McGyvera, probowalam byc taka jak on, chodzic tak jak on, nosic takie buty, starac sie lepiej zrozumiec fizyke i chemie (co mi szlo opornie, bo nie jestem umyslem scislym , starac sie na lekcjach techniki nie wbijac sobie gwozdzi w palce (co mi tez szlo opornie, bo mam talent do rozlewania, rozsypywania.. i tysiaca innych gwaltownych, nieprzewidzialnych i niebezpiecznych dla otoczenia - zupelnie nienaumyslnych - akcji). I kazalam innym nazywac sie McGyver, albo Mac.
c) Wyjazd na zimowisko
Wyjechalam na zimowisko w szostej klasie. Na drzwiach od pokoju, pod moim imieniem i nazwiskiem, dopisalam markerem, zeby bylo jasne, MacGyver )) Na kilka dni przed koncem zimowiska wpada do pokoju rozruszona.. no.. mm... wydawalo mi sie wtedy, ze to chlopak, bo glos niski, ubrania raczej chlopiece (przynajmniej w porownaniu z "dziewczetami" z zimowiska) i gwaltowny sposob zachowania sie (wiesz.. inne.. hmmm.. atrybuty.. to jeszcze jak ma sie 11-12 lat nie sa tak widoczne )). "Jak to Mac Gyver?" - slysze. "To ja tu jestem McGyver!!!". Oczywiscie zaraz wyjasnilo sie, ze osoba byla dziewczyna, a reszte dni wypelniala taka cicha rywalizacja o ksywke Na pozegnalnej dyskotece zaczelysmy znow gadac... Z McGyvera przeszlysmy na muzyke. "A lubisz Beatlesow?" - uslyszalam. Odrzeklam, ze owszem, jest jeden kawalek, ktory niesamowicie mi sie podoba. "Let It Be". Super, dziewczyna ma to na gorze na kasecie, zlecimy puszczenie tego glosno. Przy okazji okazalo sie na gorze, ze ma zeszyt z mnostwem starych artyuklow o Beatlesach, wycinanych z gazet, jeszcze z lat szescdziesiatych. Jeszcze zbieranych przez jej mame. Oraz drugi (z tego co pamietam...), juz z obecnymi wycinkami. Bylam w szoku, ze mozna tyle wiedziec o zespole...
No i, zeby nie przedluzac historii, po pol roku, zaprosilam kilka osob z zimowiska na moje imieniny, przyszla tylko jedna - czyli drugi MacGyver. Zdazylysmy sie potem bardzo zaprzyjaznic (choc na poczatku sporo bylo rywalizacji.. przynajmniej z mojej strony ... No i nie jestem pewna, czy "Mac" nie musiala sie do mnie przyzwyczajac troszke, bo mialam specyficzny sposob bycia...
d) Przelomowe wakacje
Decydujace byly wakacje, czyli dwa miesiace po imieninach. Przed siodma klasa podstawowki. Zostalam zaproszona przez "Maca" i jej rodzcow do ich domku letniego na wies/las/jezioro I coz... Po pierwsze pierwszy moj taki wyjazd... Nie, nie, znowu zaczynam sie rozwadniac ) Po prostu - w kolko lecieli Beatlesi, i, co wazne, sporo utworow z drugiego okresu, o ktorym nie mialam oczywiscie wiekszego pojecia (nie liczac ”Let It Be” czy ”Hey Jude”, oraz ”The Long And Winding Road”). Generalnie - bialy album oraz "Live At The BBC". Wiec bialy album, Live At The BBC i opowiesci o Beatlach, przkazywane przez rowniez bardzo charyzmatyczna kolezanke Nastepnie - fragmenty ksiazki o nich Witolda Chromcewicza (byc moze przekrecam nazwisko), ktore dowiozla corce mama. W ten sposob z biegu weszlam w ich swiat, w mentalnosc Johna, w ich poczucie humoru..
Pamietam, ze po tym mialam jeszcze jeden wyjazd z tata. I ktoregos dnia stwierdzilam, ze.. Chodzi mi po glowie jakis swietny utwor.. tylko co to jest? Az przypomnialo mi sie. No tak! Toz to jest "Happiness Is A Warm Gun" z bialego albumu.. O RANY!!!! Stwierdzilam. To jest GENIALNE!!!!!! BRAKUJE mi tego... Przyjazd potem do Wwy, telefon - sluchaj, musisz mi zrobic jakas skladanke, koniecznie.
CZESC TRZECIA: BEATLEMANIA W ROZKWICIE
a)Poznawanie i histeria
Cala
siodma klasa to bylo odkrywanie ich. Po obejrzeniu w
tv "A Hard Day's Night" naprawde poczulam, ze ten zespol jest cudowny... Po obejrzeniu
"Help!" (tym razem troche dojrzalszym okiem
odbilo mi na punkcie
Johna, wtedy jeszcze tak bardzo "podlotkowo", czyli - wyglad, glos, sposob zachowania sie, usmiech... Kolejnym NIEZWYKLE waznym elementem sprzyjajacym nakrecaniu sie manii, byl fakt, ze akurat wtedy, kiedy zaczynalam ich sluchac, swiat muzyczny zamarl w oczekiwaniu na pierwsza czesc
"Antologii".. No i
serial w telewizji, emitowany regularnie, bodajze co tydzien... A zapewne wiecie, jaka sila potrafi oddzialywac forma "serialu" - uzalezniasz sie od kolejnych odcinkow i zyjesz tym swiatem... Reagowalam totalnie histerycznie na Johna... Zdarzaly sie lzy, zdarzaly sie glupsze akcje.
W siodmej klasie poznalam wiekszosc ich plyt, mialam szczescie, bo mnie, i mojej (jednej z najlepszych) przyjaciolce z klasy (ktora z kolei ja zarazilam Beatlami), nasza
pani wychowawczyni, sprezentowala wszystkie swoje kasety Beatli (fakt, nieoryginalne - takie wydania z lat 80tych, ale i tak...)... Podzielilysmy sie rowno.
I w sumie tyle.. Moze jeszcze wspomne, ze w kolejne wakacje (przed osma klasa) kupilam ksiazke - cudo, szczyt moich owczesnych marzen...
"Lennon-legenda", pieeeeekne wydanie, wielki format (chyba A3), twarda lakierowana okladka, duuuuuzo kolorowych zdjec i przede wszystkim SWIETNIE napisana ksiazka.. Ktora uzupelnila mi to, czego mi brakowalo, aspekt zycia Johna.. Jego spojrzenia na swiat.. Po tym, odbilo mi juz totalnie na jego punckie, i to bynajmniej nie tylko fizycznie. Jego buntowniczosc, cynizm, intelektualizm, niespokojna dusza, marzycielstwo, prowokacyjnosc, iscie pod pradd, surrealizm, poczucie humoru... Jego przejscie od lobuzowania w wieku szkolnym i chuliganstwa w wieku przedstudiowym, do wojownika o pokoj na swiecie..
b) Paczka beatlemaniakow
Gdzies chyba
pod koniec, albo w srodku siodmej klasy, Mac rozwalila nasza MacGyver&MacGyver company, oswiadczajac, ze zmienia swoja ksywke na John. Ech, niestety. Najpierw zachowalam McGyvera, ale potem... Stwierdzilam, ze skoro tak, to
ja jestem "Ringo". (Tutaj - patrz dawne czasy, stwierdzilam, ze jak nie John, to wszystko jedno kto, a Ringo jakos juz wczesniej utkwil w mojej pamieci). Moja kolezanka z klasy stala sie Paulem, kolega "Maca-Johna" - Gerge'em. George i Paul wymienili sie potem ksywkami (i bardzo dobrze, bo bardziej do nich pasowalo, a George byl ulubionym Beatlesem mojej kolezanki z klasy). John kupila sobie gitare. Ja (o rany, ale malpowalam wtedy...) oczywiscie TEZ, chociaz ciutke pozniej, chyba w osmej klasie. Film Piwowarskiego (”Yesterday”) nie jest wcale przesadzony, a najlepszym tego przykladem bylismy my, paczka zwariowanych kolezanek, zyjacych swiatem Beatlesow. Lazacych na filmy Beatlesowskie do kina i denerwujace wszystkich mowieniem linijek filmu wraz z aktorami (Beatelsami). Wloczacymi sie po ulicach i wydzierajacymi sie na caly regulator - utwory Beatlesow. W mojej klasie sluchalalysmy w trojke maniakalnie Beatli. Poza tym – John sluchala Beatli wraz ze swoja najlepsza przyjaciolka... Kolejne osoby z podstawowki tez podochodzily – w mniejszym lub wiekszym stopniu uwielbiajace ich. Do tego przyjaciolka Johna, ktora poznalam przez niego – pierwsza poznana przeze mnie hippiska (wowczas) – bedaca tym samym moim pierwszym ogniwem w historii mojego (zakonczonego juz zreszta) hippisowania. Ktora oczywiscie tez stala sie moja bardzo blisko przyjaciolka. Oraz moja najlepsza przyjaciolka (w sensie: "siostre") z Krakowa, ktora poznalam poprzez ta hippisujaca, takze (wowczas) hippiska. Ktora sama korespondowala z osobami z calej Polski sluchajacymi podobnej muzyki (choc nie tylko Beatli).
c) zespol
Stwierdzilysmy, ze zakladamy
zespol. W zespole zmienial sie caly czas nieco sklad, ale trzon byl trzyosobowy. ksztalt zespolu. Ja - poczatkowo mialam grac na perkusji, ale poniewaz tego nie umialam, a perkusja droga rzecza jest i trzeba miec gdze cwiczyc, objelam role
wokalistki i drugiej gitarzystki (nie pamietam - albo w osmej, albo w pierwszej liceum kupilam sobie gitare elektroakustyczna).
Liderem i gitarzystka prowadzaca miala oczywiscie byc
John.
Basistka - "Stu" (niesamowicie zreszta uzdolniona artystycznie!).
Na klawiszach przez jakis czas grala moja przyjaciolka z klasy
("George"). Ale tak na "powazniej" zaczelismy sie spotykac dopiero w polowie liceum, kiedy zlozylismy sie na
uzywany zestaw perkusji i znalezlismy
perkusiste. Tak przez jakies 2-3 lata sobie pogrywalismy, glownie covery, plus kilka naszych utworow. Oczywiscie - amatorsko.
d) Poza Beatlesami
W siodmej klasie podstawowki zakochalam sie tez w
Oasis. Nastapila tez wyrazna zmiana, porzucilam
ubieranie sie jakkolwiek (lacznie z dresem ortalionowym adidasa – uwaga, jeszcze wtedy nie istnialo TO skojarzenie z dresami!!!!!), albo McGyverowsko. Czulam, ze bardzo wiele sie zmienia w moim zyciu... Okreslilam sie wyraznie po stronie. Zaczelam sluchac szczegolnie
rock'n'rolla i muzyki lat 60tych. Sprawilam sobie po raz pierwszy w zyciu czarne dzinsy, czarna kurtke dzinsowa, szare adidasy (nie pytajcie... Bylo to lepsze od bialych) i zrobilam sobie moja pierwsza beatlesowska koszulke – na bialej koszulce nalozone zdjecie Lennona z bialego albumu. I scielam sie na Beatlesa. Zapisalam sie tez do
fan clubu w Liverpoolu.
Beatlemania tak silna trwala jakies
poltora roku, nastepnie zostala nieco przycmiona przez
nowe uderzenie – Led Zeppelin, przez moje odkrywanie muzyki lat siedemdziesiatych i przez moj
powrot do rocka jako takiego. A to, ze w miedzyczasie sluchalam tez, khe khm...
Kellysow (W szoku??!!
), to juz inna sprawa. Nadal mam zreszta do nich sentyment (nie bijcie!!!). To przyklad zespolu, ktorego srednio cenie (dziwne, prawda?
), a jednak nie potrafie sie oprzec, zeby wlaczyc np. na gwiazdke, kiedy ich potworna kiczowatosc swietnie wpisuje sie w lukierkowaty nastroj swiat
)))) Nawet wtedy nie ”porownywalam” nawet poziomu tych zespolow
))
Moje jedno z najwiekszych marzen,
wyjazd do Liverpoolu, mial stac sie rzeczywistoscia dzieki mojemu tacie – na przelomie podstawowki i liceum.Cieszylam sie jak wariat, ale jednoczesnie zastanawialam sie, czy potrafie sie jeszcze AZ TAK entuzjazmowac jak na poczatku. Watpliwosci zostaly rozwiane, jak tylko przyjechalam do tego miasta...
CZESC CZWARTA: DRUGA FALA BEATLEMANII
Czyli liceum.
Pierwsze dwie klasy liceum.
Tu juz nie mam dlugiej opowiesci, poniewaz tutaj zaczyna sie historia np. mojego sluchania
metalu (konsekwencja powrotu do rocka – Led Zeppelin), mojej fascynacji
Irlandia i Celtami oraz – przede wszystkim –
mojego hippisowania. Po prostu – do liceum trafilam naladowana emocjami pobytu w Anglii... Znow wrocila mi chec ”nawracania” innych na Beatli, i gadania o nich non stop, monotematycznie, 24 godziny na dobe.. przynajmniej 12..
Tyle...