Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Czw Mar 28, 2024 1:58 pm

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 11 posty(ów) ] 

Some time in NYC vs. Double Fantasy
Some time in New York City 15%  15%  [ 2 ]
Double Fantasy 85%  85%  [ 11 ]
Razem głosów : 13
Autor Wiadomość
PostWysłany: Pią Paź 09, 2015 11:16 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Maj 10, 2006 10:11 am
Posty: 1293
Miejscowość: Piernikowo
W dniu urodzin autora chciałabym zaproponować taki pojedynek.


Załączniki:
Komentarz do pliku: Double Fantasy
john lennon double fantasy.jpg
john lennon double fantasy.jpg [ 18.86 KiB | Obejrzany 13602 razy ]
Komentarz do pliku: Some Time in NYC
john lennon some time in nyc.jpg
john lennon some time in nyc.jpg [ 76.58 KiB | Obejrzany 13602 razy ]

_________________
"Czekaj i nie trać nadziei"
"Żeby czekać trzeba żyć"
"Do, or not do - there is no try"
Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Paź 10, 2015 12:03 am 
Offline
młodszy fan
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Paź 04, 2015 10:59 pm
Posty: 27
W pojedynku zdecydowanie wybieram Double Fantasy. Mam szczególny stosunek do tej płyty - tu słychać, jak po latach zagubienia John odzyskał wreszcie równowagę i wewnętrzny spokój - i tylko straszny żal, że to trwało tak krótko... Owszem, na "Some Time" są niezłe momenty, ale jest to płyta trochę"szkicowa", zresztą John traktował to jako taką "muzyczną gazetę" - i po oderwaniu od aktualnego kontekstu jednak traci. Natomiast takie piosenki jak "Woman", "Watching the Wheels" czy "I'm Losing You" pozostają w moim pojęciu znakomite, a nawet piosenki Yoko pozostają zupełnie do przyjęcia. Jak dla mnie - Wielki Finał.

_________________
People say I'm crazy, doing what I'm doing...


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Paź 10, 2015 10:32 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Kwi 11, 2006 10:21 pm
Posty: 2315
Miejscowość: New Salt
Zagłosowałem na "Double Fantasy". Dla mnie zdecydowanie lepsza płyta.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Paź 10, 2015 2:43 pm 
Offline
Sun King
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Kwi 08, 2005 3:13 pm
Posty: 452
Miejscowość: Kłobuck
Pomimo różnic oba albumy mają podobny schemat - na przemian piosenki Johna i Yoko. W ten sposób Yoko skutecznie dotarła do słuchaczy... Ten słaby punkt obu albumów jest stanowczo bardziej odczuwalny w przypadku Some Time In New York City. Mylę, że wiele piosenek brzmiałoby tutaj lepiej bez wokalu Yoko. Jednak bardzo mi się podoba We're All Water w jej wykonaniu.

_________________
you can boogie if you try


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Paź 10, 2015 9:18 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Wczoraj przesłucham Double Fantasy... pierwszy raz w życiu w całości, bez przewijania. Kilku piosenek Yoko nawet nie znałem. Zaskoczenie bardzo pozytywne. Raz, że jej utwory są lepsze niż się spodziewałem, dwa - fajnie komponują się razem z numerami Johna i nie przeszkadza to, że są z reguły słabsze (ale nie zawsze, bo np. wolę Beautiful Boys od Dear Yoko).
Yoko po raz kolejny udowadnia, że umie śpiewać, jeśli tylko jej się zechce :)

Double Fantasy to płyta z kilkoma lepszymi kompozycjami od New York City, ale jako całość zdecydowanie wyżej cenię album z 72 roku. Dla mnie ta płyta ma wyjątkowy klimat, pomimo braku jakiegoś wybitnego numeru na miarę Woman czy Beautiful Boy. Double Fantasy traci trochę nowocześniejszym brzmieniem i niewyrównanym jakościowo materiałem. Przy czym to nie tylko wina Yoko, większą huśtawkę jakości serwuje jak dla mnie John. Z jednej strony wielkie perły, z drugiej Cleanup Time czy Dear Yoko, za którymi nigdy nie przepadałem.
Na Some Time In NYC nie pasuje mi tylko Sisters, O Sisters i rozwlekła końcówka We're All Water. Średnio lubię New York City. Poza tym jest tam zdecydowanie więcej bliższych mi utworów.
Jeszcze jedna uwaga. Podoba mi się naprzemienny dialog John - Yoko na Double Fantasy, naprawdę fajny pomysł, ale zdecydowanie wolę gdy się razem udzielają w kompozycjach na Some Time In NYC. The Luck Of The Irish, Attica Satate, Angela czy Sunday Bloody Sunday (tak, uwielbiam refren tego utworu! :)) na tym bardzo zyskują.

Obie płyty mają jednak wspólną wadę - na jednej i drugiej finał należy do Yoko i jest to finał mało ciekawy. Natomiast do największych wad nie zaliczyłbym obecność samej Yoko, a przynajmniej dopóki komponuje takie perełki jak Born In A Prison czy Every Man Has a Woman Who Loves Him.

Double Fantasy wygrywa za to swoją boską okładką. To druga rzecz, która od razu kojarzy mi się z tą płytą, zaraz po utworze Woman.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Paź 10, 2015 10:13 pm 
Offline
Sun King
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Kwi 08, 2005 3:13 pm
Posty: 452
Miejscowość: Kłobuck
Yer Blue napisał(a):
Wczoraj przesłucham Double Fantasy... pierwszy raz w życiu w całości, bez przewijania.


Przesłuchałem ten album nie raz cały ale to było w czasach kaset magnetofonowych. Od czasów CD, a szczególnie mp3 słucham bardziej wybiórczo. Oba albumy bardzo się proszą o przewijanie. W przypadku Double Fantasy do klasycznego rocka, ewentualnie rock and rolla i popu Johna ni jak mi nie pasuje kakofonia Yoko Ono. Owszem, są wyjątki. Jednak wyjątki powinny pozostać wyjątkami, zostawiłbym na płycie maksymalnie jedną piosenkę Yoko jako ciekawostkę. I pewnie byłaby to właśnie Every Man Has A Woman Who Loves Him. Mój wybór jest tutaj prosty, zostawiam piosenki Johna. Trochę bardziej złożona jest sprawa Some Time In NYC. Pierwsza płyta zawiera dwa szlagiery godne eksbitlesa - New York City i Woman Is The Nigger Of The World oraz jednego średniaka John Sinclair. Znośne są Sunday Bloody Sunday i We're All Water (genialny tekst). W pozostałych za bardzo przeszkadza mi udział Yoko. Rzadko mam ochotę łączyć słuchanie nagrań studyjnych i koncertowych. Jeśli jednak sięgam po drugą płytę to nie wiele mam z niej pożytku - da się słuchać w zasadzie tylko dwóch utworów...

Jeśli chodzi o popularność jest to starcie giganta z karłem. Some Time In New York City poznałem najpóźniej ze wszystkich płyt Johna. Trudno było go zdobyć zanim pojawił się internet, poza tym jak już był w jakimś sklepie, podwójne wydawnictwo było drogie. Jeszcze do niedawna byłbym pewien swojego głosu na Double Fantasy ale muszę się przyznać, że Yer Blue ma rację pisząc:

Yer Blue napisał(a):
Dla mnie ta płyta ma wyjątkowy klimat, pomimo braku jakiegoś wybitnego numeru na miarę Woman czy Beautiful Boy. Double Fantasy traci trochę nowocześniejszym brzmieniem


Osobiście wyczuwam na STINYC niesamowity entuzjazm pary artystów. Wydaje się, że John ośmielony sukcesem Imagine jest w swoim żywiole. Pisze i nagrywa szybko, piosenki są pełne energii, prawie jak Instant Karma czy Power To The People. Melodie nie są może tak chwytliwe jak u Paula ale mają potencjał stać się przebojami. Album gubi polityczne zaangażowanie, cena, zniechęcenie publiczności do kontrowersyjnych działań Johna i Yoko.

Yer Blue napisał(a):
huśtawkę jakości serwuje jak dla mnie John. Z jednej strony wielkie perły, z drugiej Cleanup Time czy Dear Yoko, za którymi nigdy nie przepadałem.


Nic nie przebije Yoko ale rzeczywiście wymienione utwory uważam za słabsze. Ten ostatni jest przesłodzony jak Oh Yoko z albumu Imagine.

_________________
you can boogie if you try


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Paź 12, 2015 7:58 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Jeszcze jedna rzecz przeszkadza mi w odbiorze Double Fantasy - ta płyta jest za słodka, za wesoła, za bardzo optymistyczna, co trochę nie pasuje mi do Johna. Dear Yoko pod tym względem jest aż denerwujące ;) Lennon jako bardziej ponury i zagubiony twórca bardziej do mnie trafia.

Natomiast chyba głównym powodem odrzucenia Some Time In New York City przez fanów jest druga, koncertowa płyta. Momentami jest bardzo niestrawna, zbyt trudna w odbiorze a co najgorsze Yoko pokazuje się tam od awangardowej strony przez co skreśla spory procent odbiorców na starciu. Strzelam, że gdyby wyszła tylko jedna, studyjna, jedynie piosenkowa płyta - cieszyła by się większym poważaniem.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Paź 16, 2015 2:31 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
W ramach "rozgrzewki" przed porównaniem Johna i Paula w 1963 roku... U mnie bez zaskoczenia (biorąc pod uwagę wyniki ankiety) - zdecydowanie i bez żadnych wątpliwości "Double Fantasy".

"Some Time in New York City" to moim zdaniem najsłabszy album muzyczny Johna (muzyczny, bo nie biorę pod uwagę tych trzech "eksperymentów dźwiękowych" wydanych z Yoko). Przede wszystkim ciągnie go w dół druga płyta. Nawet przy mojej dobrej woli nie byłem w stanie wysłuchać w całości 16-minutowego "Don't Worry Kyoko". Musiałem przerwać w połowie i odpocząć :wink: Jedyne, co nadaje się do odbioru na koncertowej części płyty, to "Cold Turkey" i "(Well) Baby Please Don't Go". Niestety, ówczesny radykalizm Johna i Yoko spowodował, oprócz mocno zaangażowanych tekstów, także wydanie tych koncertowych cudactw w postaci np. wykrzykiwania przez pięć minut jednego słowa z pozbawionym melodii podkładem muzycznym. Interesujące świadectwo czasów i konkretnego momentu w biografii Johna, ale słucha się tego ciężko. Pierwsza część jest znacznie lepsza - zagrana i zaśpiewana z pasją, tekstom nie można odmówić szczerego zaangażowania i przekonania o słuszności wyśpiewywanych problemów. Same kompozycje może do najlepszych nie należą, nie są tak błyskotliwe jak np. wcześniejsze "Instant Karma!", ale też nie są tragiczne. Sympatią darzę szczególnie najbardziej chyba przebojowe "New York City", "John Sinclair" ze świetną gitarą i wkurzająco "zacinającym się" refrenem :wink: , nawiedzone "Sunday Bloody Sunday" (też lubię ten refren), a z piosenek Yoko "We're All Water" (co do samej Yoko, to uważam, że jej obecność akurat wpływa na plus, jednak tylko na pierwszej płycie...). Podoba mi się także sam pomysł muzycznego, robionego na bieżąco komentarza socjopolitycznego, choć to sprawiło, że po latach piosenki bywają nieczytelne bez zaznajomienia się z kontekstem. Jestem właśnie po biografii Lennona autorstwa Richarda Buskina i choć po książce Normana to nic nadzwyczajnego (oprócz świetnie dobranych, rzadkich zdjęć) - jest tam jedno zdanie, które chyba dobrze charakteryzuje ówczesne "zainteresowania" Johna: był to pierwszy raz w biografii Lennona, kiedy musiał się cofnąć, aby coś osiągnąć.

"Double Fantasy" ma natomiast idealnie wyważone proporcje: między wkładem Johna a Yoko, między rockiem a popem, między starym a nowym brzmieniem, a nawet między kompozycjami mocniejszymi i słabszymi. Nie przeszkadza mi "jaśniejsza" strona Johna ani (może rzeczywiście) przesłodzone "Dear Yoko". Tak jak na "Some Time in New York City", z piosenek wyziera nieskrępowana szczerość - w tym czasie John był ukontentowany życiem, upojony błogim spokojem, więc przekazał to w piosence. Wychodzi to całkiem przekonująco. "Double Fantasy" na pewno nie wymaga takiej uwagi jak "Some Time..." - utwory są lekkie (przeważnie) i łatwe w odbiorze; nawet piosenki Yoko. Do gorszych kompozycji zaliczyłbym "Cleanup Time" Johna i wodewilowe "Yes, I'm Your Angel" Yoko. W ogóle Johnowi udała się rzecz niesamowita - oswojenie muzyczne Yoko Ono! I to przy zachowaniu jej charakterystycznych wokaliz i imitacji dźwiękowych (np. "Kiss Kiss Kiss"). Kompozycje Yoko po odpowiedniej aranżacji wcale nie odstają wiele od kompozycji Johna. Ten proces zaowocował powstaniem tak rewelacyjnego, moim zdaniem, dzieła, jak "Walking on Thin Ice", które na pewno byłoby "killerem" na następnym albumie. Co do nowoczesnej produkcji, to uważam ją za mocny punkt albumu; szczególnie w utworach Yoko robi ona wiele dobrego (kompozycje Johna są pod tym względem bardziej rockowe, klasyczne). Teksty - zdecydowanie wolę, gdy opowiadają o miłości i relacjach międzyludzkich niż o więźniach politycznych (w tej tematyce John niestety nie był Bobem Dylanem). A "Woman" to moim zdaniem jeden z lepszych solowych tekstów Johna. No i (co dla mnie mimo wszystko niezwykle ważne) - przebojowość poszczególnych kompozycji. Tutaj "Double Fantasy" nokautuje rywala.

Trudniejszym pojedynkiem byłoby starcie dwóch wersji "Double Fantasy" - tu bym miał problem z wyborem. Albo taki masochistyczny pojedynek: "Electronic Sound" kontra "Two Virgins" :wink:

I jeszcze taka refleksja na marginesie: w latach 70. pięć lat przerwy między wydaniem jednego a drugiego albumu studyjnego to ogromna ilość czasu. Dzisiaj - przeciętna przerwa między nowymi albumami wynosi mniej więcej tyle. Oczywiście dziś mało która gwiazda jest w takim stopniu popularna, jak Lennon w latach 70., ale przy zdecydowanie łatwiejszym procesie tworzenia muzyki dziś niż w latach 70. takie przerwy mimo wszystko ogromnie dziwią i pozostawiają niedosyt. Ba, są często niezrozumiałe (przecież współcześni muzycy mają taki sam potencjał jak ci z lat 60. czy 70., a wtedy wydawano nawet po dwa albumy jednego roku, a jeden co roku to była norma). Pewnie (niestety) wiąże się to z marketingowymi sposobami kreowania dzisiejszego rynku muzycznego i sterowania zapotrzebowaniem na nowe albumy. Co niestety odbija się na kreatywności muzyków i na nasyceniu rynku remasterami, składankami i innymi odgrzewanymi starociami kosztem nowości. Dziś hasło "pierwszy album po pięciu latach milczenia" nie robi żadnego wrażenia.

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Paź 16, 2015 7:37 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Fangorn napisał(a):
"Some Time in New York City" to moim zdaniem najsłabszy album muzyczny Johna (muzyczny, bo nie biorę pod uwagę tych trzech "eksperymentów dźwiękowych" wydanych z Yoko). Przede wszystkim ciągnie go w dół druga płyta. Nawet przy mojej dobrej woli nie byłem w stanie wysłuchać w całości 16-minutowego "Don't Worry Kyoko". Musiałem przerwać w połowie i odpocząć :wink: Jedyne, co nadaje się do odbioru na koncertowej części płyty, to "Cold Turkey" i "(Well) Baby Please Don't Go".


Musze przyznać, że nie brałem pod uwagę koncertowej płyty w tym pojedynku. Nawet nie wiem jak bym miał ją porównywać do nagrań studyjnych.
Zgadzam się, że zaniża ona poziom całości, nigdy nie wysłuchałem jej w całości za jednym razem, ale oprócz świetnych Cold Turkey i Baby Please Don't Go zawsze podobał mi się jeszcze utwór "Jamrag", który po denerwującym początku (Yoko :evil: ) przeradza się w znakomity jazz rock i jest tego 3-4 minuty super grania, chociaż to akurat zasługa zespołu Zappy niż Lennona.
Dzisiaj chciałem posłuchać sobie Jamrag na YT i niechcący trafiłem na zapis video koncertowej części z Zappą :shock: Nawet nie wiedziałem, że ten koncert można sobie również pooglądać :) Mimo wszystko zobaczyć Lennona i Zappę na jednej scenie to nie w kij dmuchał. A już posłuchać Baby Please Don't Go z obrazkiem to czysta przyjemność:
https://www.youtube.com/watch?v=fjp4W7uI040
W utworze "Scambag" (kiepskim, dodajmy ;)) jest jedna śmieszna scena jak ktoś z zespołu Zappy nakłada na Yoko jakąś płachtę, całą ja zakrywając - pewnie po to by już nie skrzeczała. O dziwo cała zakryta, śpiewa dalej ;)


Fangorn napisał(a):
W ogóle Johnowi udała się rzecz niesamowita - oswojenie muzyczne Yoko Ono! I to przy zachowaniu jej charakterystycznych wokaliz i imitacji dźwiękowych (np. "Kiss Kiss Kiss"). Kompozycje Yoko po odpowiedniej aranżacji wcale nie odstają wiele od kompozycji Johna. Ten proces zaowocował powstaniem tak rewelacyjnego, moim zdaniem, dzieła, jak "Walking on Thin Ice", które na pewno byłoby "killerem" na następnym albumie.


Też bardzo lubię "Walking on Thin Ice". Jak trzeba, Yoko okazuje się zdolną kompozytorką w estetyce pop-rocka. Wg mnie najlepszy jej utwór to Born In A Prison z Some Time In NYC, od pierwszego przesłuchania jestem w nim zakochany ;)

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Paź 16, 2015 11:19 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Yer Blue napisał(a):
Musze przyznać, że nie brałem pod uwagę koncertowej płyty w tym pojedynku.

Niestety album wyszedł w wersji dwupłytowej i by oddać stan faktyczny musiałem wyrazić opinię na temat obu płyt... Natomiast "pół-Some Time in NYC" to byłaby inna bajka (ale i tak nie tak dobra jak "Double Fantasy").
Yer Blue napisał(a):
Dzisiaj chciałem posłuchać sobie Jamrag na YT i niechcący trafiłem na zapis video koncertowej części z Zappą :shock: Nawet nie wiedziałem, że ten koncert można sobie również pooglądać :)

Też nie wiedziałem, że jest zapis wideo. Spojrzę w wolnej chwili. Co do Yoko w worku - podejrzewam, że to był zamierzony element występu i miał związek z propagowaną wtedy przez Johna i Yoko akcją (ideą?) bagismu. Skoro udzielali wywiadu z worków, to mogli i śpiewać z worka :wink: Zresztą w spisie wykonawców na drugiej płycie przy nazwisku Yoko - oprócz wokalu - wymieniony jest właśnie ów "bag" :)

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Paź 17, 2015 10:20 am 
Offline
Sun King
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Kwi 08, 2005 3:13 pm
Posty: 452
Miejscowość: Kłobuck
Fangorn napisał(a):
Natomiast "pół-Some Time in NYC" to byłaby inna bajka (ale i tak nie tak dobra jak "Double Fantasy").


Druga płyta byłaby dla mnie bez większego znaczenia, może poza ceną gdyby pierwsza była rewelacyjna.
Fangorn napisał(a):
Co do Yoko w worku - podejrzewam, że to był zamierzony element występu


Myślę, że tak. Chyba nikt by się nie ośmielił zrobić to bez zgody ekscentrycznej pary :D

Yer Blue napisał(a):
najlepszy jej utwór to Born In A Prison z Some Time In NYC,


Pierwszy raz usłyszałem go (i zobaczyłem) oglądając kasetę VHS z nagraniem koncertu w Nowym Jorku. Niestety wyglądało to trochę tak jakby wysiłki przedszkolaka (Yoko) wspierał usilnie jego rodzic (John). W ogóle odniosłem wrażenie, że wiele osób zaczyna pisać piosenki przy Johnie, Paulu i George'u. Nawet May Pang :D

Fangorn napisał(a):
"Double Fantasy" ma natomiast idealnie wyważone proporcje: między wkładem Johna a Yoko, między rockiem a popem, między starym a nowym brzmieniem, a nawet między kompozycjami mocniejszymi i słabszymi. Nie przeszkadza mi "jaśniejsza" strona Johna ani (może rzeczywiście) przesłodzone "Dear Yoko". Tak jak na "Some Time in New York City", z piosenek wyziera nieskrępowana szczerość - w tym czasie John był ukontentowany życiem, upojony błogim spokojem, więc przekazał to w piosence. Wychodzi to całkiem przekonująco.


Jak dla mnie Double Fantasy nie brzmi tak autentycznie jak STINYC. Ten ostatni album jest trochę zbyt naiwny, żeby brzmiał 100% autentycznie ale można to przypisać spontaniczności. Obu albumom daleko do tej wyważonej wypowiedzi artysty, którą widzę na Walls And Bridges. Mimo wszystko daję plus STINYC za spontaniczność ale Double Fantasy, choć nieautentyczne, zostało przesłodzone w sposób mistrzowski. To już nie jest tylko lukier jak w przypadku Imagine :D

Głosuję z Double Fantasy, chociaż już mam wyrzuty sumienia. Ale fakty są twarde.

_________________
you can boogie if you try


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 11 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 6 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY