Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Pią Mar 29, 2024 12:34 am

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 31 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2

Która lepsza?
1. Sgt Pepper's Lonely Hearts Club Band 70%  70%  [ 14 ]
2. Magical Mystery Tour 30%  30%  [ 6 ]
Razem głosów : 20
Autor Wiadomość
PostWysłany: Czw Kwi 30, 2015 10:38 pm 
Offline
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Cze 02, 2002 3:07 pm
Posty: 964
When I'm Sixty Four zaczęto nagrywać 6 grudnia. Od 19 stycznia szedł A Day In The Life. No ale właściwie sesje do Pieprza rozpoczęły się nagraniami dwóch kawałków do singla Strawberry, czyli jeszcze dużo wcześniej.
Faktycznie sesje do Revolvera i do Pieprza były równie dłuuuugie, męczące i pełne dziwacznych udziwnień ( http://beatles.kielce.com.pl/?action=ne ... ewsid=4365 ). Co ciekawe, podczas Revolvera najwięcej czasu tracono na wokale. Są tam trzygłosowe harmonie, które szlifowano całymi dniami (choć efekty nie były tak spektakularne jak na Abbey Road).

Lennon kiedyś powiedział, że poza tytułowym utworem, piosenką Billy Shearsa oraz repryzą wszystkie inne utwory z Pieprza mogłyby się znaleźć na innej płycie.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Kwi 30, 2015 11:41 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Robi się nam trochę off-top, ale zawsze można przenieść do innego tematu :)

Wyciągnąłem z szafy swój mono box, żeby przesłuchać jeszcze raz (wcześniej słuchałem na komputerze z FLAC-ów, winylowego Peppera niestety nie mam) i dalej słyszę wyraźnie to brzmienie. Nie wiem, czy to autosugestia (a może Argusosugestia ;) ), ale Pepper jest dla mnie dźwiękowo komplementarną całością. I moim zdaniem nie jest to "magia", ale coś wymiernego, do czego można dotrzeć i opisać. Fakt, że oddziałuje to na emocje utrudnia odkrycie istoty rzeczy, ale skłaniałbym się ku temu, że to kwestia odpowiedniej produkcji (zmiksowania?) całości, a nie "aura czasów" czy coś takiego.

Po pierwsze, to nie ma zbyt wiele wspólnego, moim zdaniem, z samymi kompozycjami. Są one różnorodne stylistycznie, ale tworzą efekt kompozycyjnej całości dźwiękowej. Jedna część idealnie pasuje do drugiej (i to niezależnie od kolejności, w jakiej słucha się utworów). Można to nazwać "klimatem płyty" (może rzeczywiście dochodzi tu do różnych interpretacji tych samych terminów lub niemożności nazwania jakiegoś zjawiska) albo zabiegiem produkcyjnym. Tak jak eklektyczny budynek łączący w sobie elementy stylu gotyckiego, barokowego i np. modernizmu potrafi dać wizualne wrażenie zwartej jedności; albo jak zabytkowe meble komponują się idealnie z nowoczesnymi wytworami architektury użytkowej – tak samo poszczególne utwory Peppera pasują do siebie, mimo że są eklektyczną mieszanką stylów. Moim zdaniem klucz tkwi w produkcji. Takiego klucza można dopatrzyć się także na Revolverze (chociaż tam aż takiego eklektyzmu stylistycznego nie ma), natomiast na MMT nie udało mi się do czegoś takiego dotrzeć (utwory zbyt różnią się od siebie brzmieniowo).

Pamiętam, że już od pierwszego przesłuchania Pepper wydawał mi się inny. A za pierwszym razem odczuwam raczej ogólny klimat, brzmienie albumu, a melodie i niuanse instrumentalne odkrywam dopiero potem. Ciężko opisać słowami wrażenia dźwiękowe, ale Pepper przypomina mi coś miękkiego, ciepłego, pozbawionego kantów. Np. Revolver jest zimny, chropowaty, ostry. Dalej – Pepper jest bardziej przestrzenny, wokal unosi się jakby nad instrumentami, a muzycy stoją w głębi, lepiej można wyobrazić sobie przestrzeń fizyczną na podstawie umiejscowienia dźwięków. Revolver jest bardziej stłoczony, ciasny, z wokalem wysuniętym do przodu i instrumentami nacierającymi wręcz na słuchacza. Pepper sprawia takie wrażenie w każdym utworze (nawet w "When I'm Sixty-Four") i jest to element łączący brzmienie poszczególnych piosenek mimo ich odrębnej stylistyki. Brzmienie instrumentów jest ponadto na Pepperze łagodniejsze, cieplejsze niż na Revolverze; w kilku momentach zostaje wprowadzony dysonans w postaci podkreślenia konkretnych partii instrumentalnych, jakby muzycy grali głośniej lub podchodzili bliżej do mikrofonu (może po to, by przydać wartość emocjonalną tekstowi, jak w "She's Leaving Home"), ale nie burzy to obrazu całości. Pepper jest też bardziej dynamiczny dźwiękowo, większa jest wykorzystana skala głośności dźwięku (od ciszy do "wybuchu orkiestry" w "A Day in the Life" na przykład).

Tak więc nie chodzi tu o uwypuklenie jednego elementu na całym albumie (niedokładnie się wyraziłem w poprzednim poście), ale o takie dobranie poszczególnych własności dźwięków w konkretnym momencie (fragmencie utworu, utworze), by efekt końcowy (album) brzmiał jak audialna całość. Moim zdaniem to zasługa George'a Martina (choć pewnie i Geoffa Emericka, jak i Paula i Johna), że udało się stworzyć coś tak spójnego.

To wszystko wychodzi moim zdaniem ładnie przy porównaniu "Love You To" i "Within You Without You". Inne podejście do produkcji, inny zamysł dotyczący efektu brzmieniowego, inny efekt końcowy. I nie chodzi tu o kompozycję. To mógłby być ten sam utwór, jednak odpowiednia produkcja mogłaby stworzyć dwie różne dźwiękowo piosenki. Dlatego wstawienie "Within You Without You" zamiast "Love You To" spowodowałoby dysonans i dyskomfort dźwiękowy - chyba żeby utwór został poddany obróbce dźwiękowej raz jeszcze (żeby nie było, to moim zdaniem "Revolver" jest także genialną dźwiękową całością i wyprodukowanie go jak "Peppera" nie dałoby takiego efektu :) ). Tak samo można porównać, jak brzmią smyczki w "Eleanor Rigby", a jak w "She's Leaving Home".

Poniekąd wymuszone to zostało charakterem kompozycji, gdyż pewnie utwory z Peppera wyprodukowane w Revolverowy sposób nie brzmiałyby tak dobrze. John, Paul i George Martin w tym wypadku po prostu doszli do tego, co i jak połączyć, by stworzyć rozbudowany i wzajemnie się uzupełniający, będący przemyślaną całością świat dźwięków.

Co do MMT, to tu nie słyszę takiego klucza. Część utworów jest brzmieniowo podobna do Peppera ("Your Mother Should Know", "Penny Lane", "Baby You're a Rich Man"), ale tylko do pewnego stopnia; wokal jest wyraźniej wyeksponowany, brzmienie instrumentów ostrzejsze (szczególnie perkusji), jak na "Strawberry Fields Forever" albo "Blue Jay Way"; inaczej brzmi także "All You Need Is Love". "I Am the Walrus" natomiast to produkcyjny majstersztyk, w którym udało się połączyć tak wiele elementów w jedną całość, że wydawałoby się to wręcz niemożliwe. A bajecznie zniekształcony wokal, który unosi się do góry i do tyłu w momencie "sitting in an English garden...", by powoli powrócić na dawną pozycję (z przodu), to coś niesamowitego (szczególnie na słuchawkach wydaje się, jakby Lennon mówił ze środka głowy słuchacza).

I znowu wyszło długo... Nie wiem, czy udało mi się coś wyjaśnić, czy tylko zagmatwać, ale próbowałem wyjaśnić :wink: Może rzeczywiście nie możemy się po prostu zrozumieć co do interpretacji terminów :)

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Maj 01, 2015 6:20 am 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Paź 12, 2010 6:31 pm
Posty: 866
Fangorn krótko: lubię Twoje posty!


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Maj 01, 2015 10:35 am 
Offline
młodszy fan
Awatar użytkownika

Rejestracja: Sob Maj 04, 2013 1:19 pm
Posty: 23
Tak samo trudno jest porównać AHDN i HELP, prawdopodobnie się nie da, ale coś trzeba wybrać.


Mimo tego, że uważam, że Sierżant jest najbardziej przełomową, najbardziej nowatorską i "najświeższą" płytą beatlesów, to gdybym miała wybrać jedną z nich, żeby postawić na swojej półce w honorowym miejscu, to wybrałabym MMT. Nie jest najlepsza, jak dla mnie nie jest nawet w najlepszej 3, ale jej klimat, kolorowa otoczka, morsy, truskawkowe pola.. nie da się nie kochać tej płyty. Sgt jest bardziej dopracowane, więcej tam majstersztyku, rzetelności, album jest perfekcyjny, jednak MMT ma to coś. Może to zwykły sentyment, ale wybieram Magical Mystery Tour.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Maj 01, 2015 11:23 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
dr Maxwell napisał(a):
Yer Blue napisał(a):
Swoją drogą połowa utworów z Peppera pasuje jak ulał na Revolvera (np. Fixing A Hole na miejsce For No One,

Z uwagi na użycie klawesynu? Takiego brzmienia gitary jak w Fixing...w okresie płyty Revolver nie było.


Przede wszystkim taki utwór jak Fixing A Hole w 66 by nie powstał, ale chodzi o dopasowanie na Revolvera na konkretne miejsce, czysto hipotetycznie. I moim zdaniem pasuje.

dr Maxwell napisał(a):
Yer Blue napisał(a):
Z późniejszych płyt najbardziej jednolite brzmienie ma z pewnością Let It Be.

Co miałeś na myśli Piotrze? chyba nie porównywałeś brzmienia One After 909 z The Long And Winding Road , Dig a Pony z Across The Universe czy I Me Mine ( dodatkowe partie pochodzą już z 1970 roku) z Maggie Mae? :)


Nie wszystkie są jednolite, niemniej na Let It Be odczuwam specyficzną surowiznę prostego, gitarowego grania, prawie jak na żywo. Podoklejane rozmowy między utworami potęgują to wrażenie. Nawet takie Maggie Mae pasuje idealnie.
Oczywiście kilka utworów odstaje klimatem, na pewno ballady z orkiestracjami, które trochę gaszą spontan płyty.


Fangorn napisał(a):
I znowu wyszło długo... Nie wiem, czy udało mi się coś wyjaśnić, czy tylko zagmatwać, ale próbowałem wyjaśnić :wink: Może rzeczywiście nie możemy się po prostu zrozumieć co do interpretacji terminów :)


Na pewno inaczej interpretujemy słowo "brzmienie".
Love You To i Within You może mają inną produkcję ale brzmienie moim zdaniem takie samo, żeby już ograniczyć się do najprostszego przykładu. Z drugiej strony jeśli potraficie wyłowić niuanse w różnicach produkcyjnych i są to dla Was na tyle istotne różnice, że mają wpływ na zmianę ogólnego brzmienia - to też nie będę się tutaj spierał. Może po prostu macie lepsze ucho, a ja patrze na zagadnienie bardziej ogólnie.
Twój post, Fangornie jest bardzo ciekawy i wnikliwy.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Maj 01, 2015 2:47 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lis 19, 2013 3:54 pm
Posty: 1335
Fangorn napisał(a):
Robi się nam trochę off-top...

Często jest offtopowo, nie wiem jak innym, mi to nie przeszkadza, co więcej ja właśnie nie potrafię tak „jednotorowo” :wink:

Przychylam się do pochwał pod adresem Fangorna. Nie dlatego, ze akurat w tutejszych postach zgodził się ze mną, ale dlatego że są to treści ciekawe. Czytam je kilka razy. Ich długość jest zaletą :)

Fangorn napisał(a):
Nie wiem, czy udało mi się coś wyjaśnić, czy tylko zagmatwać, ale próbowałem wyjaśnić :wink:

W powyższym poście Fangorn precyzyjnie wyjaśnił to, czego ja za bardzo nie potrafiłem zwerbalizować. Co więcej, cieszę się że „odrobił pracę domową” :wink: wysłuchując obok siebie wspomnianych dwóch ‘orientalików’ Harrisona, bo mówienie/pisanie o muzyce bez jej słuchania, to jak czytanie podręcznika pływania bez wchodzenia do wody :lol:

Żeby uzmysłowić to, czego dotyczy ta dyskusja, proponuję (jeśli ktoś ma ochotę się potrudzić) jeszcze jedno zadanie, które ja też niegdyś sobie przeprowadziłem. Należy wgrać sobie do komputera 5 oficjalnych ‘wersji’ Dizzy Miss Lizzy:

1) wersję mono - z angielskiego albumu Help! - z boxu The Beatles In Mono
2) oryginalną wersję stereo z 1965 roku - z bonusowego stereofonicznego albumu Help! dostępnego tylko w boxie The Beatles In Mono
3) wersję stereo na nowo zmiksowaną przez Martina w 1986 roku - ze stereofonicznego remastera Help! z 2009 roku [ten album Help! który obecnie jest powszechnie znany, to nie jest oryginalny miks!]
4) wersję mono - z amerykańskiego albumu The Beatles VI - box Capitol Albums Vol.2
5) wersję stereo - z amerykańskiego albumu The Beatles VI - box Capitol Albums Vol.2

Następnie należy włączyć każdą wersję, jedna za drugą, powiedzmy pierwsze 30 sekund (najlepiej w słuchawkach). Każda Miss Lizzy BRZMI inaczej, choć materiał wyjściowy był taki sam.

Albo różnice jeszcze bardziej słyszalne - zestawienie obok siebie i porównanie każdego utworu z „Yellow Submarine Songtrack” (gdzie mamy piosenki, którym nadano nowy kształt, nowe brzmienie, nowy miks) z odpowiednimi wersjami oryginalnymi, z oryginalnych płyt Beatlesów (wszystko na "Songtracku" brzmi inaczej, są tam też utwory z Peppera).

O to mi chodzi z Kreowaniem Brzmienia :)

Yer Blue napisał(a):
Z późniejszych płyt najbardziej jednolite brzmienie ma z pewnością Let It Be.

Tym razem to ja przecieram uszy ze zdumienia! Yer Blue, albo Ci się w pośpiechu napisało na odwrót, albo mamy dwie różne wersje albumu Let It Be :wink: , albo naprawdę „inaczej” słyszymy. Ja tę płytę wymieniłbym w pierwszej kolejności jako przykład NIEJEDNOLITEGO brzmienia albumowego u Beatlesów. Biały Album to inna bajka, tam jest to kwestia artystycznie zamierzona, zaś na Let It Be jest to BŁĄD producenta.

Yer Blue napisał(a):
...na Let It Be odczuwam specyficzną surowiznę prostego, gitarowego grania, prawie jak na żywo.
Oczywiście kilka utworów odstaje klimatem, na pewno ballady z orkiestracjami, które trochę gaszą spontan płyty.

Nie mów eufemistycznie o „odstawaniu klimatem”, czy „gaszeniu spontanu”, tylko nazwijmy rzecz po imieniu: Across The Universe i The Long And Winding Road KOMPLETNIE ROZWALAJĄ ZAŁOŻONE BRZMIENIE ALBUMU. Miała być „surowizna prostego gitarowego grania”, a tu nagle dwukrotne zderzenie z hollywoodzkimi smykami i chórami? To jest spontan grania na żywo? Hollywoodzkie orkiestrowe brzmienie? Na dodatek dotyczy to nie jakichś zapełniaczy, tylko dwóch Bardzo Ważnych Utworów. Spector schrzanił sprawę jednolitego brzmienia albumu i już. Nie jest tak wszechstronny jak Martin, który na Pepperze poradził sobie z różnorodnością po mistrzowsku. Umieścić The Long And Winding Road między One After 909 i For You Blue - to ma być to jednolite brzmienie? Chyba geniusz Spectora zrobił sobie przerwę na lunch :wink:

Dalej - co z tego, że albumowa wersja utworu tytułowego zawiera surowsze solo Harrisona, skoro tutaj też mamy ORKIESTRACJĘ i to bardziej dominującą niż w wersji singlowej Let It Be. To już trzeci (znowu ważny) utwór na tym albumie, który zakłóca jednolitość (surowego) brzmienia. Jest jeszcze wspomniane przez Maxwella I Me Mine - nie mające surowizny, bo laboratoryjnie dopieszczone dogrywkami i co więcej - w celu wydłużenia zapętlone przez Spectora! (chyba jedyny taki przypadek u Beatlesow, poza amerykańskimi I’ll Cry Instead i And I Love Her). To też już nie jest spontan grania na żywo.

Czyli, Yer Blue, trochę „przelicytowałeś” :wink: z tą „największą jednolitością brzmienia” Let It Be...

Jeśli chcesz w miarę JEDNOLITEGO BRZMIENIA albumu Let It Be - sięgnij po wersję ‘Naked’. Znamienne, że akurat album Let It Be jest jedyną płytą Beatlesów, którą po rozpadzie McCartney ośmielił się „poprawić”.

Yer Blue napisał(a):
Może po prostu macie lepsze ucho, a ja patrze na zagadnienie bardziej ogólnie.

Uszy trzeba ćwiczyć :) Można słuchać „ogólnie”, można też WNIKLIWIE. Przy słuchaniu „po wierzchu” wiele się traci. Beatlesów Warto Słuchać Wnikliwie, bo w Ich Muzyce Dzieje Się Bardzo Wiele! :) Warto Wnikliwie Słuchać nie tylko tych bardziej zaawansowanych nagrań (jak Pepper i MMT), ale tych wczesnych również. Wtedy Wrażenia są Pełniejsze. Ja dzięki Wnikliwemu Słuchaniu Beatlesów nauczyłem się słuchać Muzyki w ogóle.

_________________
WISH is the future and ASH was the past, what stood in between was WISHBONE ASH.

Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Maj 01, 2015 8:30 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Dzięki Wam za miłe słowa :) Cieszę się, że post okazał się zrozumiały, bo ja sam po kilkukrotnym przeczytaniu już nie wiedziałem, o co mi chodziło :wink:
Argus9 napisał(a):
Albo różnice jeszcze bardziej słyszalne - zestawienie obok siebie i porównanie każdego utworu z „Yellow Submarine Songtrack” (gdzie mamy piosenki, którym nadano nowy kształt, nowe brzmienie, nowy miks) z odpowiednimi wersjami oryginalnymi, z oryginalnych płyt Beatlesów (wszystko na "Songtracku" brzmi inaczej, są tam też utwory z Peppera).

Niestety próbę z "Dizzy Miss Lizzy" odkładam na później, bo nie mam teraz dostępu do wersji CD, a z mp3 nie wszystko da się usłyszeć. Za to "Yellow Submarine Songtrack" jest już słyszalny na pierwszy "rzut ucha" :wink: , przede wszystkim ze względu na inny miks, czyli rozłożenie dźwięku na kanały. To była chyba taka zabawa, ukazanie, co można zrobić z utworami, które są znane od tak długiego czasu - wokale poprzesuwano na środek (szczególnie przy utworach z "Yellow Submarine"), co ma może jeszcze jakieś praktyczne zastosowanie (lepiej brzmi na słabszym sprzęcie), ale np. rozdzielenie smyczków na dwa kanały w "Eleanor Rigby" i inne takie usprawnienia to dla mnie może i ciekawy eksperyment, ale nie wiem czy wnoszący coś do jakości utworu. Najbardziej podoba mi się tamburyn w "Baby You're a Rich Man", który odnaleźli gdzieś i wyciągnęli z tła :) Jeśli chodzi o samo brzmienie, to jest ono na pewno czystsze, bas jest bardziej uwypuklony, czasem też perkusja. Ale z "All You Need Is Love" to przedobrzyli, brzmi bardzo sterylnie.

Pozostaje jeszcze jedna kwestia, która mnie nurtuje, mianowicie ile do brzmienia albumów The Beatles dołożył George Martin jako producent, a ile Geoff Emerick, Ken Scott czy Norman Smith jako inżynierowie dźwięku. Do tego za miksy odpowiadali i Martin, i inżynierowie dźwięku (np. Emerick). A miksy mono nadzorowali sami Beatlesi. Mieszają się tu dwa aspekty: artystyczny i techniczny (Martin odpowiadał za obie kwestie, natomiast Emerick i inni tylko za stronę techniczną). Ale niewiele więcej wiem, a to temat na inną dyskusję :wink: Może ktoś z Was czytał wspomnienia Emericka, Scotta albo Smitha? Albo pociągnie temat? (niekoniecznie w tym wątku, żeby nie odejść zbytnio od tematu)

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Maj 02, 2015 4:57 am 
Offline
Mean Mr Mustard
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lut 07, 2012 7:49 am
Posty: 158
Miejscowość: Chicago
Już dawno na forum nie było tak ciekawej dyskusji - mimo braku czasu nie mogłem oderwać wzroku od ekranu zanim nie doczytałem "od dechy do dechy".
Dzięki zatem wszystkim szanownym Adwersarzom za wnikliwe analizy :) :!: - zwłaszcza Fangornowi i Argusowi a Yer Blue za tak zażartą obronę naszych "Okopów Św. Trójcy" czyli skazanego z góry na pożarcie MMT. Przepraszam , że brak czasu nie pozwolił mi wesprzeć Ciebie w tej nierównej walce :wink:


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Maj 02, 2015 10:59 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Argus9 napisał(a):
Yer Blue napisał(a):
Z późniejszych płyt najbardziej jednolite brzmienie ma z pewnością Let It Be.

Tym razem to ja przecieram uszy ze zdumienia! Yer Blue, albo Ci się w pośpiechu napisało na odwrót, albo mamy dwie różne wersje albumu Let It Be :wink: , albo naprawdę „inaczej” słyszymy. Ja tę płytę wymieniłbym w pierwszej kolejności jako przykład NIEJEDNOLITEGO brzmienia albumowego u Beatlesów. Biały Album to inna bajka, tam jest to kwestia artystycznie zamierzona, zaś na Let It Be jest to BŁĄD producenta.


Kwestia lubienia płyty Let It Be i jej brzmienia. Dla mnie jedynym błędem Spectora jest nie włączenie do płyty Don't Let Me Down, natomiast sama produkcja wycisnęła moim zdaniem to co najlepsze ze zgliszczy sesji Get Back.

Argus9 napisał(a):
Yer Blue napisał(a):
...na Let It Be odczuwam specyficzną surowiznę prostego, gitarowego grania, prawie jak na żywo.
Oczywiście kilka utworów odstaje klimatem, na pewno ballady z orkiestracjami, które trochę gaszą spontan płyty.

Nie mów eufemistycznie o „odstawaniu klimatem”, czy „gaszeniu spontanu”, tylko nazwijmy rzecz po imieniu: Across The Universe i The Long And Winding Road KOMPLETNIE ROZWALAJĄ ZAŁOŻONE BRZMIENIE ALBUMU. Miała być „surowizna prostego gitarowego grania”, a tu nagle dwukrotne zderzenie z hollywoodzkimi smykami i chórami? To jest spontan grania na żywo? Hollywoodzkie orkiestrowe brzmienie? Na dodatek dotyczy to nie jakichś zapełniaczy, tylko dwóch Bardzo Ważnych Utworów. Spector schrzanił sprawę jednolitego brzmienia albumu i już. Nie jest tak wszechstronny jak Martin, który na Pepperze poradził sobie z różnorodnością po mistrzowsku. Umieścić The Long And Winding Road między One After 909 i For You Blue - to ma być to jednolite brzmienie? Chyba geniusz Spectora zrobił sobie przerwę na lunch :wink:


Czepiasz się teraz tych kilku ballad na Let It Be, ale na Pieprzu obecność kontrastowo różnie brzmiących numerów - też zestawionych obok siebie - już Ci nie przeszkadzała. Nie widzę w tym logiki. Naprawdę nie znajdę wytłumaczenia dlaczego kontekst umieszczenia tej ballady tak bardzo Ci nie pasuje podczas gdy pasuje Ci np. When I'm 64 obok Within You Without You.
Przyznaję The Long And Winding Road nie wpasowuje się w brzmienie płyty i zgadzam się jest dopasowany w miejscu najmniej logicznym, ale jedno tak rażące uchybienie nie rujnuje całości. Płyta nie jest jednolita brzmieniowo w całości, ale bez dwóch zdań uważam, że w latach 66-70 Beatlesi bardziej jednorodnej brzmieniowo nie mieli.
Co do Across The Universe - pasuje w swym miejscu idealnie. I dobrze, że Let It Be nie jest cała surowa, przesadna jednorodność to dla mnie żadna zaleta. Spectorowi nie zależało na uchwyceniu surowizny w 100% - on po prostu sprawił, że te nagrania lepiej zabrzmiały. Niemniej wykreował specyficzną aurę płyty, takimi czy innymi zabiegami.

Argus9 napisał(a):
Dalej - co z tego, że albumowa wersja utworu tytułowego zawiera surowsze solo Harrisona, skoro tutaj też mamy ORKIESTRACJĘ i to bardziej dominującą niż w wersji singlowej Let It Be. To już trzeci (znowu ważny) utwór na tym albumie, który zakłóca jednolitość (surowego) brzmienia.


A mi utwór tytułowy W OGÓLE nie zakłóca czegokolwiek na Let It be. Masz jakieś uprzedzenia do orkiestracji czy co? ;) Tego utworu nigdy nie odbierałem jako przesłodzonego, ma swój charakter (wspaniałe solo gitarowe!) i pasuje na płytę idealnie.

Argus9 napisał(a):
Jest jeszcze wspomniane przez Maxwella I Me Mine - nie mające surowizny,


I Me Mine to obok I've Got A Feeling największy ogień płyty - to, że ma klawisze, dodaje mu tylko dramatyzmu. Nie widzę żadnego dysonansu względem brzmienia płyty. Posłuchaj wyładowania gitar na refrenie, oraz przedłużającej go superszybkiej partii Prestona - surowe i bezkompromisowe.

Argus9 napisał(a):
Czyli, Yer Blue, trochę „przelicytowałeś” :wink: z tą „największą jednolitością brzmienia” Let It Be...


Oczywiście, że nie :)
Tak samo zresztą Ty odpowiesz jak wspomnę o Twoim przelicytowaniu jednolitości brzmienia Peppera. :)

Prawdopodobnie jesteś uprzedzony do tego co zrobił na Let It Be Spector, stąd wytykanie czegokolwiek, nawet dla I Me Mine się dostało, tylko dlatego, że jest podbarwiony orkiestracją, przy której Twoim zdaniem ginie cały gitarowy wulkan.

Można powiedzieć, że pięknie się różnimy ale proponowałbym zakończyć ten spór. Mamy zupełnie inne spojrzenie na spójność brzmieniową. Zresztą już jedno zestawienie Love You To i Within You Withou You dowiodło, że odbieramy temat biegunowo inaczej. Dla Ciebie to 2 różne brzmienia, dla mnie 2 prawie bliźniacze... No nie dogadamy się :)

Wróćmy do Peppera i MMT.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Maj 02, 2015 6:35 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lis 19, 2013 3:54 pm
Posty: 1335
Off-topu ciąg dalszy… :wink:

Yer Blue napisał(a):
...sama produkcja [Let It Be] wycisnęła moim zdaniem to co najlepsze ze zgliszczy sesji Get Back.

Przecież nie o tym mówimy. Ja wcale tego nie kwestionuję! Nie kwestionuję JAKOŚCI pracy Spectora, wytykam mu tylko BRAK KONSEKWENCJI w stworzeniu jednolitego brzmienia płyty.

Yer Blue napisał(a):
I Me Mine to obok I've Got A Feeling największy ogień płyty (...) Posłuchaj wyładowania gitar na refrenie...

Przecież ja temu nie przeczę. Ale na Let It Be nie chodziło o „ogień” i „wyładowania gitar”, tylko o AUTENTYCZNOŚĆ GRANIA NA ŻYWO - bez orkiestry: I’ve Got A Feeling spełnia ten ‘postulat’, a I Me Mine NIE SPEŁNIA. Stąd moja uwaga.

Yer Blue napisał(a):
Czepiasz się teraz tych kilku ballad na Let It Be, ale na Pieprzu obecność kontrastowo różnie brzmiących numerów - też zestawionych obok siebie - już Ci nie przeszkadzała. Nie widzę w tym logiki.

KILKU? Tych “kIlka ballad” na Let It Be (podkreśliłem: WAŻNYCH) stanowi AŻ 30% zawartości albumu! Ale nie w tym rzecz, już wyjaśniam.

ZAŁOŻENIEM Peppera była RÓŻNORODNOŚĆ i WIELOBARWNOŚĆ (a nie raczej „pstrokatość”) i to założenie ZOSTAŁO ZREALIZOWANE.
Czyli: JEST LOGIKA (założona)

ZAŁOŻENIEM Let It Be był POWRÓT DO KORZENI - NIEROBIENIE NAKŁADEK, NIEORKIESTROWANIE, POKAZANIE ZESPOŁU: 3 GITARY + PERKUSJA i z tego zadania Spector się NIE WYWIĄZAŁ, a przynajmniej w znacznym (decydującym) stopniu NIE. Miał być zespół grający Live In Studio, a wyszła sekwencja Live / Hollywood / Live / Hollywood / Live.
Czyli : BRAK LOGIKI (założonej)

Ideą Peppera była Różnorodność i ‘bogata dźwiękowość’ - to się udało (tu kontrasty nie zgrzytają)

Ideą Let It Be była Prostota i ‘bez-ozdobnikowość’ - to się NIE udało (dlatego kontrasty zgrzytają!)

Ot, zwykła logika :)

Yer Blue napisał(a):
Masz jakieś uprzedzenia do orkiestracji czy co? ;) Tego utworu [Let It Be] nigdy nie odbierałem jako przesłodzonego

A czy ja mowię coś o „przesłodzeniu”?! Czy ja napisałem, że mam „uprzedzenia do orkiestracji”?! Nie, nie mam nic przeciw orkiestracjom, wręcz przeciwnie, a Across The Universe i The Long And Winding Road to dla mnie jedne z czołowych osiągnięć zespołu, uwielbiam je we wszystkich wersjach ze spectorowymi włącznie, ale NIE TAKA BYŁA IDEA Let It Be. Yer Blue, zobacz jaki świetny „klubowy” koncert by się zrobił gdyby tak znakomicie otwierająca się strona B: I’ve Got A Feeling + One After 909, i tak znakomicie kończąca się: For Yo Blue + Get Back nie została ZAKŁÓCONA, wręcz ZEPSUTA skądinąd przepięknym-łzawym-hollywoodzkim The Long And Winding Road… Gdyby w środek tej sekwencji, w miejsce The Long And Winding Road włożyć Don’t Let Me Down, albo Dig A Pony.

Tego dotyczą moje zastrzeżenia o zepsutej jednolitości brzmienia Let It Be.

Natomiast na Peperze Z ZAŁOŻENIA MIAŁO BYĆ RÓŻNIAŚCIE I TĘCZOWO - I TAK JEST - sam wspomniałeś wcześniej, że tam „wszystko do siebie logicznie pasuje” - sprawdziłem Twoje słowa, a mówię o tym w związku z tym co następuje:

Yer Blue, możemy się spierać do końca świata :wink: w różnych tematach i na różne sposoby, nie mam nic przeciwko temu, mam tylko jedną WIELKĄ prośbę odnośnie kwestii, której naprawdę NIGDY NIE ZAAKCEPTUJĘ (i czego NIE ZNOSZĘ!): próba przypisywania mi treści, których NIE napisałem, NIE wyraziłem…

Yer Blue napisał(a):
Prawdopodobnie jesteś uprzedzony do tego co zrobił na Let It Be Spector, stąd wytykanie czegokolwiek...

NIE wytykam Spectorowi „CZEGOKOLWIEK” - zwróć uwagę, że nie wytknąłem mu NIC odnośnie: Two Of Us, Dig A Pony, I’ve Got A Feeling, One After 909, For You Blue, Get Back. Wyraziłem KONKRETNE zarzuty dla jego (nieważne jak udanego) potraktowania KONKRETNYCH utworów NIEZGODNIE z zaleceniami zainteresowanych - czyli: nie wytykam (wg. Ciebie) „CZEGOKOLWIEK”, tylko bardzo KONKRETNIE.

Yer Blue napisał(a):
I Me Mine się dostało, tylko dlatego, że jest podbarwiony orkiestracją, przy której Twoim zdaniem ginie cały gitarowy wulkan.

???!!! Yer Blue, na Jowisza, nie wspomniałem NIC! o gitarach w ‘I Me Mine’, ani o „ginięciu gitarowego wulkanu”?! Wymieniłem ten tytuł w kontekście tego, czego na albumie miało NIE BYĆ - NAKŁADKI I ORKIESTRACJA. Resztę to już Ty mi „dopisałeś”. Co mi się NIESTETY BARDZO NIE PODOBA… :(

Powtórzę: w czasach kiedy SŁOWO MÓWIONE LUB PISANE NIESTEtY NIC NIE ZNACZY, dla mnie jednak SŁOWA WCIĄŻ ZNACZĄ. Jeśli mówi się „palec”, a ktoś ‘czyta’ „ręka”, to ja się oburzam. Jeśli słyszę to drugi, trzeci, piąty raz - dziękuję, nie rozmawiam. Nie mówię tego „obrażalsko”, czy „złośliwie”, rozumiem że są różne ‘techniki stymulowania dyskusji’ (czytaj: ‘prowokowania’ :wink: ), ale mi po prostu nie chce się w to „bawić”. Wolę merytoryczność :)

Do off-topu wracając :wink:

Spectorowo-orkiestrowe wersje Across The Universe i The Long And Winding Road (mimo bardzo nie-rockowego obrobienia - wręcz staromodnego) są PIĘKNE! :) Ale na albumie Let It Be - ZGRZYTAJĄ i odstają niemiłosiernie (czy naprawdę jestem jedynym, który tak uważa???)

Pytanie brzmi: a czy można było inaczej, lepiej?

Prawdopodobnie Spector wykonał swoją pracę lepiej niż zdołałby ktokolwiek inny (a kto by w ogóle chciał walczyć z takim materiałem?) Lennon powiedział (to nie jest dokładne cytowanie, tylko z pamięci), że Spector „dostał kilkadziesiąt godzin najgorszego gówna jakie kiedykolwiek zostało nagrane, a gdy usłyszałem rezultat, to nie rzygałem”. Jak wiadomo, u Lennona to bardzo pozytywna ocena :wink: . Ale ten sam Lennon mówił, że ideą Let It Be było pokazanie Beatlesów „bez spodni”. I tu Spector (częściowo) zawiódł. Ubrał Beatlesów nie tylko w spodnie, ale również w niezłe… falbany! Chyba wiem, dlaczego (!) :wink:

Pomijając to, że Spector zawsze był apodyktyczny i bezkompromisowy, myślę że gdy usłyszał Across The Universe, The Long And Winding Road i Let It Be, ZROZUMIAŁ, że nie są to utwory takie jak Dig A Pony, czy I’ve Got A Feeling, i że aż PROSZĄ SIĘ o WZBOGACENIE - i nie mógł oprzeć się… POKUSIE.

No właśnie…

Na drugiej płycie Anthology 3, po jednej z tych ‘surowych’ wersji Let It Be jest dołączony (choć ‘zmontowany’) komentarz Lennona, na który zwraca uwagę Mark Lewisohn. Lennon, będąc pod wrażeniem premiery nowej piosenki McCartneya mówi: „Uważam, że to jest wspaniałe! (…) Zróbmy nakładki (dogrywki).” Po czym sam żartobliwie karci siebie: “Och, ty łobuzie, ty oszuście!” - co miało podkreślić, że te sesje miały NIE BYĆ obrabiane, nakładkowane, orkiestrowane, że miało być „RYGORYSTYCZNIE NA ŻYWO (…) ale jednak była POKUSA”. (Lewisohn)

One After 909 to prosty rock and roll - co tu Spector miał ‘obrabiać’? ale niektóre inne kompozycje nie były tak ‘elementarne’ by nie poddać ich Bogatszemu Ukształtowaniu… Jak tu się nie poddać POKUSIE? :wink:

Spector ULEGŁ POKUSIE i gdy już obrobił po swojemu Across The Universe i The Long And Winding Road, prawdopodobnie (jako egocentryk i uparciuch) nie był w stanie zrezygnować ze swoich dzieł (dla dobra sprawy) i NA SIŁĘ UPCHAŁ je na album, niszcząc powierzoną mu ideę stworzenia albumu „czystego-pierwotnie-autentycznego”.

Czy było jakieś wyjście z tej rozterki? Przez lata myślałem, że nie, aż… wymyśliłem! (chyba :wink: )

Album Let It Be miał towarzyszyć filmowi Let It Be. Skoro film pokazywał Beatlesów w studio, “bez spodni”, bez orkiestry i bez studyjnych tricków, można było album uczynić W PEŁNI TAKIM SAMYM: a więc zawrzeć na nim surowe, nieobrobione wersje Across The Universe, The Long And Winding Road i Let It Be („prawda czasu ,prawda ekranu” - aluzja :wink: tylko że dla EMI byłoby to niekomercyjne… ).

Ale teraz dylemat: czy nie żal tych spectorowych ukształtowań Across The Universe i The Long And Winding Road? Zrezygnować z nich? Ależ oczywiście, że żal! No to CO zrobić, żeby był „i Spector syty i owca cała”? :wink:

Moje „rozwiązanie” problemu jest takie: skoro na singlu wydano inną wersję Let It Be niż na albumie, trzeba było to samo zrobić jeszcze raz!

Przecież w USA ukazał się singiel The Long And Winding Road / For You Blue (zresztą # 1). Można było na albumie zostawić wersje “Spector-free” (co korespondowałoby z założeniem całości przedsięwzięcia i filmem), a na singlu wydać The Long And Winding Road + Across The Universe w wersjach ‘Spectorowych’ (takie Fab Spectr-um). Mógłby to być singiel z podwójną stroną A - Piękne Balladowe Zwieńczenie Fab-Kariery TYCH DWÓCH…

Co powiedziawszy, idę na grilla: Let It Beer! (= Niech się piwcy!) :)

Off-Top-Owo! :wink:

_________________
WISH is the future and ASH was the past, what stood in between was WISHBONE ASH.

Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Maj 03, 2015 10:37 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Argus, przepraszam Cię jeśli przypisałem Ci słowa, których nie wypowiedziałeś. Wynikło kilka niejasności, być może z mojej winy, z niedoprecyzowania, z mojego przesadyzmu. Ale nie zawsze.

Argus9 napisał(a):
???!!! Yer Blue, na Jowisza, nie wspomniałem NIC! o gitarach w ‘I Me Mine’, ani o „ginięciu gitarowego wulkanu”?! Wymieniłem ten tytuł w kontekście tego, czego na albumie miało NIE BYĆ - NAKŁADKI I ORKIESTRACJA. Resztę to już Ty mi „dopisałeś”. Co mi się NIESTETY BARDZO NIE PODOBA… :(


Napisałeś też, że I Me Mine nie ma surowizny, co wzbudziło mój natychmiastowy sprzeciw. Próbowałem więc utworu bronić, bo jest naprawdę mocarny i jest ważną częścią brzmienia płyty. Nie musiałeś przecież wypowiadać konkretnie tych słów, bo komunikat był jasny: "nie ma surowizny". No więc ma :) Orkiestracje nic a nic go nie wygładzają, odbieram je jako wzbogacenie tła, podkreślenie głębi. Zresztą zauważ, że upiększanie aranżacyjne niektórych numerów z Let It Be też jest swoistym elementem jego brzmienia. Wspólnym mianownikiem kilku utworów.

Argus9 napisał(a):
ZAŁOŻENIEM Peppera była RÓŻNORODNOŚĆ i WIELOBARWNOŚĆ (a nie raczej „pstrokatość”) i to założenie ZOSTAŁO ZREALIZOWANE.
Czyli: JEST LOGIKA (założona)

ZAŁOŻENIEM Let It Be był POWRÓT DO KORZENI - NIEROBIENIE NAKŁADEK, NIEORKIESTROWANIE, POKAZANIE ZESPOŁU: 3 GITARY + PERKUSJA i z tego zadania Spector się NIE WYWIĄZAŁ, a przynajmniej w znacznym (decydującym) stopniu NIE. Miał być zespół grający Live In Studio, a wyszła sekwencja Live / Hollywood / Live / Hollywood / Live.
Czyli : BRAK LOGIKI (założonej)

Ideą Peppera była Różnorodność i ‘bogata dźwiękowość’ - to się udało (tu kontrasty nie zgrzytają)

Ideą Let It Be była Prostota i ‘bez-ozdobnikowość’ - to się NIE udało (dlatego kontrasty zgrzytają!)


Pepper miał być concept albumem, a nie płytą z założenia różnorodną. Koncept czyli miała być wspólna nić między kolejnymi piosenkami. To nie wyszło, przyznają to sami muzycy. Jest Tytułowy utwór przechodzący w With A Little Help a potem dopiero repryza przypomina, że to jest całość. Cały środek powstał bez żadnego zamysłu, ani idei. Brzmieniowo płyta też nie ma większej konsekwencji. Jest uważana za psychodeliczną - jeśli można nadać jej jakieś założenie to właśnie ducha eksperymentu - ale utwory eksperymentalne zderzają się tutaj z bardziej konwencjonalnymi, czasem bardziej to przypomina Biały Album niż psychodeliczną płytę. Też można powiedzieć: nie do końca się udało. Już sztucznie stworzony Magical bardziej przypomina psychodeliczny concept (niechcący powróciłem do głównego wątku tematu :)), choćby przez brak wodewilowego utworu. Oczywiście w tym wypadku powstało to przez przypadek, chociaż Capitol trochę temu przypadkowi pomógł.

Założeniem Let It Be było powrotem do prostego, gitarowego grania i to się udało. Płyta zawiera prosty, bardzo zwarty materiał. Brzmienie płyty ma wiele wspólnych mianowników, pasujących tylko tutaj, tworzących swoisty mikroklimat. Spector zrobił tak, że aranżacyjne upiększenia też ten klimat współtworzą. Również dodane rozmowy. A surowizna wyziewa z wielu stron i ten charakter nie został zaprzepaszczony. Włączając Let It Be od razu odczuwam to specyficzne brzmienie, właściwe tylko tej płycie. Specyficzny spontan i nieskrępowanie. Oczywiście nie w 100%, nigdy nie napisałem, że płyta ma w całości jednorodne brzmienie.

Argus9 napisał(a):
Spectorowo-orkiestrowe wersje Across The Universe i The Long And Winding Road (mimo bardzo nie-rockowego obrobienia - wręcz staromodnego) są PIĘKNE! :) Ale na albumie Let It Be - ZGRZYTAJĄ i odstają niemiłosiernie (czy naprawdę jestem jedynym, który tak uważa???)


The Long And Winding Road trochę tak, ale Across The Universe to już cholernie istotny klocek w układance pod tytułem Let It Be. Ten utwór jest zrośnięty z brzmieniem płyty, bez niego czegoś by brakowało. Nie ma tej zurowizny, ale wtopił się idealnie. Tak jak zresztą Two Of Us.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 31 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 7 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
cron
POWERED_BY