Do obu płyt często zaglądam i bardzo je lubię, ale większą przyjemność sprawia mi słuchanie drugiej części "Past Masters"; te późniejsze utwory bardziej do mnie trafiają. Oba albumy zawierają wiele naprawdę genialnych utworów, jednak ich stężenie na PM2 przyprawia o zawroty głowy. Rain, Across the Universe, Paperback Writer, Let It Be, The Inner Light, Day Tripper, Revolution, Hey Jude – dla mnie to zabójczy zestaw. A przecież są jeszcze We Can Work It Out, Old Brown Shoe, Lady Madonna... trzeba by wymienić wszystkie piosenki z płyty. PM1 natomiast zawiera dwa utwory, przez które ciężko mi przejść, nagrane dla naszych zachodnich sąsiadów. Nadal uważam, że język niemiecki nie nadaje się do śpiewania, a przynajmniej nie do śpiewania muzyki rockowej. I nie znalazłem utworu, który pomógłby mi zmienić zdanie. Poza tym nieszczęsnym duetem są natomiast prawie same perełki – She Loves You, Bad Boy, This Boy, I'm Down, Long Tall Sally, I Want to Hold Your Hand... Dużo żywiołowego rock & rolla i jedne z najlepszych wczesnych kompozycji duetu Lennon/McCartney.
Oba zestawy moim zdaniem świetnie mogłyby się sprawdzić także jako pierwszy kontakt z The Beatles, są całkiem udanym przekrojem przez karierę i zachęcają do szukania dalszych smaczków na podstawowych albumach. I podobnie jak na nich, mamy większość kompozycji Johna i Paula, trochę coverów, na drugiej części dwa utwory Harrisona, jeden dostaje do zaśpiewania Ringo. Pierwsza część jest na pewno bardziej jednorodna stylowo, spójna, druga natomiast to tygiel różnorodności – i właśnie to jest dla mnie zaletą PM2. Pomaga zdać sobie sprawę z niesamowitego rozwoju zespołu w ciągu praktycznie czterech lat.
Głosuję więc na "Past Masters II".
_________________ Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie
|