Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Pią Mar 29, 2024 1:43 am

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 74 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4  Następna

Revolver czy Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band?
Revolver 38%  38%  [ 10 ]
Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band 62%  62%  [ 16 ]
Razem głosów : 26
Autor Wiadomość
PostWysłany: Wto Maj 06, 2014 1:19 pm 
Offline
Sun King
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Kwi 08, 2005 3:13 pm
Posty: 452
Miejscowość: Kłobuck
Lechu napisał(a):
Właśnie przesłuchałem "Pet Sounds" Chłopów z plaży z 66.


Jak Ci się podoba ta płyta? Ja byłem zaskoczony, że w porównaniu z Sgt. Pepper's jest bardzo spokojna i trochę monotonna.

_________________
you can boogie if you try


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Maj 06, 2014 2:05 pm 
Offline
Sierżant Pepper

Rejestracja: Sob Sie 03, 2002 10:53 pm
Posty: 112
Miejscowość: Olsztyn
Podoba mi się, choć masz rację, ciut jest monotonna, nie taka rozbudowana jak Pieprz.
Dwa utwory na Pet Sounds to pierwowzór She's Leaving Home z Pieprza ;-)


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Maj 06, 2014 5:32 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Jeśli Pet Sounds zainspirowało Pieprza to chyba od tej najlżejszej strony i tylko utworów Paula. Nie widzę nawet wspólnego pierwiastka między płytą Beach Boysów a jakimkolwiek utworem Lennona i George'a na Sierżancie. W skrócie: bez Pet Sounds Pepper i tak by powstał, może byłby trochę inny, strzelam, że byłby jeszcze bardziej psychodeliczny.

Dla mnie Pet Sounds kojarzy się klimatem z Rubber Soul. Takie lekkie, ale dostojne piosenki, szlachetny pop. A utworem Beatlesów, który najbardziej zajeżdża Amerykanami jest w moich uszach Back In The USSR. Na Sierżancie nie znajduję żadnych jednoznacznych skojarzeń. Może Getting Better?

Słowem: trochę to naciągana teza, że Pepper był odpowiedzią na Pet Sounds.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Maj 06, 2014 5:46 pm 
Offline
Sierżant Pepper

Rejestracja: Sob Sie 03, 2002 10:53 pm
Posty: 112
Miejscowość: Olsztyn
Nie Kolego, to nie jest naciągana teza.
Kto skomponował większość kawałków na Pieprza? Macca.
Jeśli Pieprz przebił (a przebił) Pet Sounds, to dzięki Lennonowskiemu LSD i wspólnemu A Day in The Life, ale podwaliny na Pieprza dali jednak "Chłopcy z plaży".


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Maj 06, 2014 9:01 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pon Cze 10, 2013 10:41 pm
Posty: 598
Miejscowość: Cieszyn
Ja akurat mam podobne zdanie jak Piotr. Całe zamieszanie związane z porównywaniem obu albumów w kategorii inspiracji, wzięło sie z tego, że mówił o tym sam ...Macca.
Muzycznie są to dwa skrajne albumy, na których oczywiście, czasem jakieś zbiezności występują, powstawały wszak w podobnym okresie.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Maj 06, 2014 9:21 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Paź 12, 2010 6:31 pm
Posty: 866
Helter-Skelter napisał(a):
powstawały wszak w podobnym okresie.

Niezupełnie. Pet Sounds nagrywano od stycznia do kwietnia 1966 roku ( płyta ukazała się w sprzedaży w maju). Pieprz powstawał w studiu generalnie równo rok później. W tamtych czasach "rok muzyczny" to była cała epoka.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Maj 06, 2014 9:40 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Kwi 11, 2006 10:21 pm
Posty: 2315
Miejscowość: New Salt
51 do 49 procentowo na teraz, dla pistoleta.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Śro Maj 07, 2014 7:17 pm 
Offline
Mean Mr Mustard
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Paź 26, 2012 8:52 pm
Posty: 187
Ja jestem za Revolverem. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że Pieprz jest przereklamowany. Pamiętam, że jak zbierałam materiały do pracy i przewertowałam dziesiątki różnych książek na temat Fabsów znalazłam same peany na cześć tego albumu. A to, że krytycy bardzo chwalili, a to, że fani kupowali jak zwariowani itp. Ciężko znaleźć w literaturze choćby słówko krytyki na temat albumu. Trochę mnie to dziwi. Ok, Pieprz był nowością, super pomysłem jako całość i wniósł coś świeżego. Ale wydaje mi się, że całe to zamieszanie wokół wspaniałości Pieprza zostało jakoś... nadmuchane? :D
Bo jeśli album jest psychodeliczny to nie do końca go ogarniam, a psychodelię lubię. Ok, mamy tam Lucy in the Sky with Diamonds i A Day in The Life - jak dla mnie psychodeliki i coś idealnie reprezentującego ten nurt. Reszta mnie... (uwaga, tu będzie mega bluźnierstwo) ... nudzi. Cała płyta jest konceptem Paula, który włożył całe serce, i ostro harował, żeby to wszystko miało ręce i nogi. Jak dla mnie, nie do końca je ma. Może dlatego, że kompozycyjnie zawsze bliższy był mi John. Teraz pewnie ktoś wytoczy ciężkie działo pt "ale na Revolverze tez jest dużo Paula" - tak, ale tego Paula, który był jeszcze w stanie przykuć moją uwagę.

_________________
mój FB ------> https://www.facebook.com/darietaband


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Śro Maj 07, 2014 7:27 pm 
Offline
Sierżant Pepper

Rejestracja: Sob Sie 03, 2002 10:53 pm
Posty: 112
Miejscowość: Olsztyn
Ja to tłumaczę w ten sposób:
Revolver kończy się "Tomorrow Never Knows" (dla mnie genialne, ale to wielka zasługa Martina i jego nowatorskich sztuczek)
Potem singiel AA "Strawberry F F i Penny L", czyli kolejne hity, to album już przed wydaniem był z góry "kupiony" jako przełomowy.
Uwielbiam Sierżanta, ale bez przesady Panie i Panowie ;-)


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Śro Maj 07, 2014 9:38 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Zrobiłem sobie pojedynek na utwory - dopasowując adekwatnych i godnych konkurentów.

Taxman vs Sgt. Pepper's
Otwieracze. Dwa najostrzejsze w historii The Beatles. Wydaje mi się, że Paul troche pozazdrościł Taxmana i chciał sam stworzyć takiego czaderskiego rockersa na otwarcie (oczywiście wiemy, że za cieżkie brzmienie Taxmana odpowiada tez Macca, ale tam był tylko gościem u Harrisona). Zdecydowanie wolę Taxmana. Pod każdym względem (brzmienie, riffy, solówka, tekst). Nie udało sie też Paulowi przebić cieżaru Taxmana.
1 punkt dla Revolvera.

Eleanor Rigby vs She's Leaving Home
Oba utwory z wykorzystaniem muzyki klasycznej. Też wydaje się, że Paul chciał udoskonalić tę formę i nawiazać do poprzednika. I choć normalnie ubóstwiam balladę z Pieprza to jednak Eleonora jest bez konkurencji. Ale wygrywa minimalnie. Oprawa smyków wypadła po prostu genialniej. Ale tekstowo wolę She's Leaving Home - wg mnie najlepszy tekst Paula w karierze.
Malutki punkt dla Revolvera.

I'm Only Sleeping vs Lucy In The Sky With Diamonds
Psychodeliczne balady Johna. Lucy jest megaprzebojowe i urzekające, ale Sleeping mną zwyczajnie sponiewiera. Brzmieniwo obydwa tak samo ciekwe, tesktowo obie mistrzowskie ale słowa Johna z I'm Only Sleeping zaważają na tym, ze jednak jest mi bliższy.
Trzeci punkt dla Revolvera.

Love You To vs Within You Without You
Harrison po hindusku. Jedna z moich ulubionych potraw. Wszystko wibruje gdy słucham obydwu. Ale cóż, Within You jest po prostu dosknalszy.
3:1 dla Revolvera

Yellow Submurine vs With A Little Help From My Friends
Punkt płyty pt zaśpiewaj to Ringo. Oba albumy mają szczęście do wyjatkowo udanych kompozycji z wokalem wielkiego nosa. Wg mnie jeszcze tylko Abbey Road miało to szczęście. Aranżacyjnie wygrywa Łódź ale świetna melodia tego drugiego zjada konkurenta z całym jego aranżacyjnym bajerem, bez problemu.
3:2

Good Day Sunshine vs Getting Better
Oba najlżejsze momenty płyty i najbardziej banalne. Jednocześnie najsłabsze. Ale Getting to bardzo fajny kawałek przy Słoneczku, które zawsze nisko ceniłem.
3:3

For No One vs Fixing A Hole
Nie wiem jak Wy ale odczuwam jakieś pokrewieństwo tych utworów. Dojrzałe, dostojne, trochę rozmarzone. Tutaj waltornia, tam klawesyn. Z tym, że Fixing jest dużo bardziej kunsztowny i jak dla mnie z 5 razy lepszy, chociaż For No One bardzo tez lubię.
3:4

Got To Get You Into My Life vs Good Morning Good Morning
Wiem, wiem, ryzykowny duet. Ale pewna przebojowość, zwartość i dęciaki dają im wspólny mianownik. Oba są tez przed samym finałem płyt. Strasznie cenię utwór Paula, ale o te 2 milimetry bliżej mi do piosenki Johna.
3:5

Tomorrow Never Knows vs A Day In The Life
Finały. Wielkie eksperymenty. Najmocniejsze punkty płyt. Najlpiej dać im remis ale jak by mi ktoś przyłożył pistolet do skroni to wydusiłbym A Day In The Life.
3:6

And Your Bird Can Sing vs repryza Peppera.
Krótkie, konkretne i do przodu. Wolę tego pierwszego.
4:6

No i tutaj niestety kończą się utwory, które łatwo ze sobą porównać. Oczywiście moim uchem. Każdy ma swoja parę.
She Said i Dr Robert to pantenty, z których Pepper zrezygnował.
Ale od biedy mogę porównac najlepszy z nich czyli She said She Said z Mr Kite!
Soczyste gitarki przeciw transowym rytmom i odlotom. O pół paznokcia wolę to drugie.
4:7


Z Peppera pozostają tylko When I'm 64 i Lovely Rita, z Revolvera Here, There, Robert i I want To Tell You.
Lovely Rita cenię prawie na równi z Here There And Everywhere. Jakoś nie przepadam za nimi, tylko lubię. Minimalnie bardziej balladę z Revolvera.
5:7

When I'm 64 cenie wyżej od dwóch pozostałości z Revolvera razem wziętych :) Średniak plus bardzo dobry numer przeciwko genialnemu - to ja poproszę tego genialnego.
5:8

Tak wiec po kilu minirundkach wygrywa na pukty Sgt. Pepper. O nokaucie mowy nie było, Revolver cały czas trzymał się dzielnie na nogach a w pierwszych kilku rundach miał nawet kilka celnych trafień i zaskakujaco prowadził. Ostatecznie wygrał silniejszy, stosunkiem 8:5.

Nie da się tak porównac zbyt wielu płyt Beatlesów, bo większość bardzo się ze soba różni. Ale moim zdaniem Revolver i Pepper mają tak dużo punktów wspólnych, że idzie to w zaskakująco logiczny sposób.

_________________
Image


Ostatnio edytowany przez Yer Blue, Czw Maj 08, 2014 1:27 pm, edytowano w sumie 1 raz

Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Maj 08, 2014 12:11 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lis 19, 2013 3:54 pm
Posty: 1335
Dalida napisał(a):
Nie mogę pozbyć się wrażenia, że Pieprz jest przereklamowany. (...) ...znalazłam same peany na cześć tego albumu. A to, że krytycy bardzo chwalili, a to, że fani kupowali jak zwariowani itp. Ciężko znaleźć w literaturze choćby słówko krytyki na temat albumu. Trochę mnie to dziwi.

Odpowiedź może być jedna: a może dzieje się tak dlatego bo to Bardzo Dobry Album :) . Zwróćmy uwagę, że Sierżant oprócz zachwytów fanów (to przeważnie rzecz oczywista), i oprócz zachwytów krytyków (to już nie zawsze idzie w parze z opiniami fanów), ma również ‘zachwyt’ ze strony INNYCH MUZYKÓW (z ‘konkurencją’ włącznie!). A tak nie zawsze się dzieje, więc to ISTOTNY ELEMENT i chyba jednak o czymś świadczy…
Dalida napisał(a):
Bo jeśli album jest psychodeliczny to nie do końca go ogarniam, a psychodelię lubię.

To ‘uproszczenie’. Cały Sierżant nie jest psychodeliczny. Przecież NIE WSZYSTKIE utwory na Pieprzu są stricte psychodeliczne. Niektóre są ‘psychodelikami, w 100%, niektóre zawierają tylko ELEMENTY psychodelii, a niektóre z psychodelią nie mają NIC wspólnego (np. When I’m Sixty-Four).
Lechu napisał(a):
Ja to tłumaczę w ten sposób:
Revolver kończy się "Tomorrow Never Knows"... (...) Potem singiel AA "Strawberry F F i Penny L", czyli kolejne hity, to album już przed wydaniem był z góry "kupiony" jako przełomowy.

My o Sierżancie mówimy ‘przełomowy’ Z OBECNEJ, czyli PÓŹNIEJSZEJ PERSPEKTYWY. Natomiast WÓWCZAS (w 1967) wiele fanów wcale nie oczekiwało na album ‘przełomowy’, tylko po prostu na kolejną dobrą płytę Beatlesów, najlepiej pełną melodyjnych piosenek.
Część fanów dojrzewała i ‘rozwijała się’ muzycznie RAZEM z Beatlesami, a bardzo spora część za nimi po prostu NIE NADĄŻAŁA. Przyjrzyjmy się tym rozhisteryzowanym nastolatkom z amerykańskich stadionów, którzy już po premierze Revolvera w sierpniu 1966 nadal piszczeli przy Rock And Roll Music – czy uważacie, że WSZYSCY oni usłyszawszy wówczas premierowo Tomorrow Never Knows reagowali „Ach, tak - to jest to! Rozumiemy Cię, John - na to czekaliśmy!” ??? Zdecydowana większość ówczesnych małolatów pewnie przeżyła szok i rozczarowanie, raczej reagując „Ach, John, CO TO JEST?! Dopiero co tak ślicznie i wzruszająco śpiewałeś Girl, a teraz tworzysz takiego dziwoląga?!”
Pamiętajmy, że my oceniając to dzisiaj, podchodzimy INACZEJ. Trzeba zawsze uwzględnić TAMTE REALIA (zawsze podkreśla to Lewisohn).
Do wielu (do większości?) Tomorrow Never Knows zwyczajne WÓWCZAS NIE PRZEMAWIAŁO – woleli Beatlesów takich na jakich się wychowali i jakich pokochali – bezpośrednich, prostych, melodyjnych. Najlepszym dowodem jest fakt, że singiel Strawberry / Penny NIE trafił na 1. miejsce (ustępując łzawemu Muzakowi w postaci Release Me Engelberta Humperdincka – dowód na to co kocha masowa publiczność). Z Beatlesowskiej perspektywy była to ‘porażka’ – pierwszy taki przypadek od debiutu oraz dowód na to że część fanów ‘nie rozumiała’ i nie akceptowała sygnałów ‘przełomu’. W tym kontekście Truskawkowy singiel raczej ‘przeszkodził’ niż ‘pomógł’ jako forpoczta Sierżanta.
Toteż, (podsumowując), gdyby nie było singla Strawberry, przyjęcie i rola Sierżanta i tak byłaby TAKA SAMA JAK BYŁA.
Yer Blue napisał(a):
...mogę porównac najlepszy z nich czyli She said She Said z Mr Kite!
Soczyste gitarki przeciw transowym rytmom i odlotom.

Yer Blue, z całym szacunkiem: CO Ty rozumiesz pod pojęciem ‘transowe rytmy’? Bo ja w Mr Kite nie mogę takowych się doszukać…
Niemal przez całość Kite’a rytm jest prosty: um-pa, um-pa, z uderzeniami raz w centralny, raz w talerz - to nie jest rytm transowy. W dwóch fragmentach instrumentalnych Kite’a rytm to po prostu walc: ra-dwa-trzy, raz-dwa-trzy. Walc to też nie jest rytm transowy. Całość utworu (łącznie z efektem ‘katarynkowym’), także WARSTWA RYTMICZNA, miała stworzyć (i stworzyła) atmosferę PRZEDSTAWIENIA CYRKOWEGO i z ‘transem’ (jakimkolwiek) nie ma nic wspólnego (przynajmniej w moim rozumieniu definicji rytmow transowych).

_________________
WISH is the future and ASH was the past, what stood in between was WISHBONE ASH.

Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Maj 08, 2014 1:22 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Argus9 napisał(a):
Część fanów dojrzewała i ‘rozwijała się’ muzycznie RAZEM z Beatlesami, a bardzo spora część za nimi po prostu NIE NADĄŻAŁA. Przyjrzyjmy się tym rozhisteryzowanym nastolatkom z amerykańskich stadionów, którzy już po premierze Revolvera w sierpniu 1966 nadal piszczeli przy Rock And Roll Music – czy uważacie, że WSZYSCY oni usłyszawszy wówczas premierowo Tomorrow Never Knows reagowali „Ach, tak - to jest to! Rozumiemy Cię, John - na to czekaliśmy!” ??? Zdecydowana większość ówczesnych małolatów pewnie przeżyła szok i rozczarowanie, raczej reagując „Ach, John, CO TO JEST?! Dopiero co tak ślicznie i wzruszająco śpiewałeś Girl, a teraz tworzysz takiego dziwoląga?!”
Pamiętajmy, że my oceniając to dzisiaj, podchodzimy INACZEJ. Trzeba zawsze uwzględnić TAMTE REALIA (zawsze podkreśla to Lewisohn).
Do wielu (do większości?) Tomorrow Never Knows zwyczajne WÓWCZAS NIE PRZEMAWIAŁO – woleli Beatlesów takich na jakich się wychowali i jakich pokochali – bezpośrednich, prostych, melodyjnych. Najlepszym dowodem jest fakt, że singiel Strawberry / Penny NIE trafił na 1. miejsce (ustępując łzawemu Muzakowi w postaci Release Me Engelberta Humperdincka – dowód na to co kocha masowa publiczność). Z Beatlesowskiej perspektywy była to ‘porażka’ – pierwszy taki przypadek od debiutu oraz dowód na to że część fanów ‘nie rozumiała’ i nie akceptowała sygnałów ‘przełomu’. W tym kontekście Truskawkowy singiel raczej ‘przeszkodził’ niż ‘pomógł’ jako forpoczta Sierżanta.


Zgadzam się z Argusem.
Jest taki fragment jakiegoś programu amerykańskiego, w którym po raz pierwszy zaprezentowano promo videos do Strawberry Fields i Penny Lane (kto pamięta, co to był za program?)
Reakcje zgromadzonej w studio (młodej) publiczności były... mieszane :)

Ja sama poznawałam w Beatli będąc w wieku niewiele młodszym od przeciętnej fanki w tamtych latach. Moją pierwszą własną płytą był Pieprz. Odsłuchałam ją po raz pierwszy.. i byłam rozczarowana, bo to nie byli ci Beatlesi, których znałam z filmów AHDN i Help! oraz ze składanek.

Znajomy Beatlefan namiętnie szukał na Pieprzu "starych" Beatlesów (znalazł w "Getting Better").

Być może wiele osób miało w latach 60. podobnie :)

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Maj 08, 2014 1:25 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Argus9 napisał(a):
Yer Blue napisał(a):
...mogę porównac najlepszy z nich czyli She said She Said z Mr Kite!
Soczyste gitarki przeciw transowym rytmom i odlotom.

Yer Blue, z całym szacunkiem: CO Ty rozumiesz pod pojęciem ‘transowe rytmy’? Bo ja w Mr Kite nie mogę takowych się doszukać…
Niemal przez całość Kite’a rytm jest prosty: um-pa, um-pa, z uderzeniami raz w centralny, raz w talerz - to nie jest rytm transowy. W dwóch fragmentach instrumentalnych Kite’a rytm to po prostu walc: ra-dwa-trzy, raz-dwa-trzy. Walc to też nie jest rytm transowy. Całość utworu (łącznie z efektem ‘katarynkowym’), także WARSTWA RYTMICZNA, miała stworzyć (i stworzyła) atmosferę PRZEDSTAWIENIA CYRKOWEGO i z ‘transem’ (jakimkolwiek) nie ma nic wspólnego (przynajmniej w moim rozumieniu definicji rytmow transowych).


A nie sądzisz, że właśnie monotonny rytm może wprowadzać w trans, jak mantra. Na mnie tak działa Mr Kite!, jak i Tomorrow Never Knows, którego rytm jest jeszcze prostszy. Transowe są również spreparowane dźwięki w instrumentalnej części. Cały utwór jest dla mnie transowy i właściwie definiuje dla mnie to pojęcie :)
A tak z ciekawości, jaki byś podał przykład transowego utworu? Jestem ciekawy :)

Zgodzę się z ryzykowaną tezą Dalidy, że Pepper jest przereklamowany. Jego legenda trochę przerosła zawartość muzyczną. Sam twierdze, że płyta jest genialna i nie ma słabych punktów ale gloryfikowanie tej płyty na tle innych dokonań zespołu jest momentami trochę zbyt przesadzone (tak samo jak Dark Side na tle dokonań Floydów). Legenda Pieprza pozostawiła tez trochę w cieniu Revolvera, który ponad wszelka wątpliwość jest równie ważny. Mam nadzieje, że nie będę się teraz musiał tłumaczyć z terminu "przereklamowany" ;)

Argus9 napisał(a):
Najlepszym dowodem jest fakt, że singiel Strawberry / Penny NIE trafił na 1. miejsce (ustępując łzawemu Muzakowi w postaci Release Me Engelberta Humperdincka – dowód na to co kocha masowa publiczność). Z Beatlesowskiej perspektywy była to ‘porażka’ – pierwszy taki przypadek od debiutu oraz dowód na to że część fanów ‘nie rozumiała’ i nie akceptowała sygnałów ‘przełomu’. W tym kontekście Truskawkowy singiel raczej ‘przeszkodził’ niż ‘pomógł’ jako forpoczta Sierżanta.


Moim zdaniem tutaj "zawiniło" danie na stronę A Strawberry Fields. Jak na stronę A to trochę za trudny w odbiorze utwór. Dlatego też pod koniec roku nie zaryzykowano już Walrusa na A-Side, razem z Hello Goodbye. Jestem przekonany, że gdyby Penny Lane było na A stronie jako jedyne, Truskawy na B - byłby nr 1. Przebój mus być chwytliwy.
W kontekście czysto komercyjnym Truskawkowe Pola faktycznie tylko zaszkodziły.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Maj 08, 2014 2:36 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lis 19, 2013 3:54 pm
Posty: 1335
Mówiliśmy nie o ‘utworach transowych’ tylko o ‘rytmach transowych’. To nie to samo.
Zgoda, że jednym z elementów rytmu transowego jest MONOTONNE powtarzanie jakiejś figury rytmicznej na bębnie, czy na bębnach, ale nie KAŻDEGO UKŁADU RYTMICZNEGO. Przecież tysiące utworów popowych, czy rockowych ma monotonny podkład rytmiczny, co wcale automatycznie nie oznacza, że Ty, czy ja zaliczymy je do kategorii ‘rytmy transowe’. To tak jak z hipnozą – nie wszystkie słowa są w stanie ją wywołać. Powodują ją określone treści, określone sugestie, odpowiednio mówione, w odpowiednim tempie – intonacja, barwa głosu itp. W różnych obrzędach rytualnych u różnych plemion, wprowadzanie w trans odbywało się nie tylko za pomocą monotonnego bębnienia, ale ważny był też taki a nie inny układ i ton uderzeń. Tak więc nie każdy rytm i nie każda monotonia, to od razu ‘rytm transowy’ poza tym – jak zanaczyłem, w Mr Kite ta MONOTNIA JEST ŁAMANA dwukrotną zmianą metrum – poprzez przejście na WALCA!!!

Ale to nie do końca takie ważne. Bo każdy może odczuwać jak chce. Skoro na Ciebie tak to działa, to niech tak będzie – pod warunkiem że zaznaczasz że to SUBIEKTYWNE odczucie (jak robisz to powyżej), a nie prezentujesz to AUTORYTATYWNIE (jak poprzednio). Bo jednak jakaś definicja ‘rytmu transowego’ istnieje (nie trzeba jej sobie tworzyć):

Trans określany jest przez szamanów jako wyjście duszy z ciała, najważniejszy jest rytm transowy wybijany na płaskim szamańskim bębenku: uderzenie w brzeg, bliżej środka i pośrodku, pauza, uderzenie pośrodku, bliżej brzegu i przy brzegu, pauza, trzy uderzenia w różnych częściach bębenka co sprawia wrażenie pulsowania rytmu, naukowo stan zwany transem to wyłączenie kory mózgowej, rozsynchronizowanie neuronów kory mózgowej przez rytm transowy.

Oczywiście, przeniesienie ‘rytmu transowego’ do muzyki oznacza poddanie go różnym modyfikacjom i odbiegnięcie od tego pierwotnego znaczenia/użycia zastosowania, ale Yer Blue – przy całym szacunku dla Twojego Osłuchania i nic Ci nie ujmując z Twojej Pasji i Wiedzy, tak sobie myślę, że w przypadku Beatlesów – najbardziej opisanego zespołu świata, i w przypadku Sierżanta – najbardziej opisanej i przeanalizowanej płyty w historii muzyki, to chyba przez te 47 lat od jej premiery, ktoś (jakiś ekspert) chyba dopatrzyłby się tych ‘transowych rytmów’ w Mr Kite, a mi o tym nic nie wiadomo.

Ty oczywiście możesz Odczuwać Inaczej – tylko zaznacz że to Twoja Opinia.

Koniec, kropka :) .

_________________
WISH is the future and ASH was the past, what stood in between was WISHBONE ASH.

Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Maj 08, 2014 6:35 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pon Cze 10, 2013 10:41 pm
Posty: 598
Miejscowość: Cieszyn
Rita napisał(a):
Zgadzam się z Argusem.
Jest taki fragment jakiegoś programu amerykańskiego, w którym po raz pierwszy zaprezentowano promo videos do Strawberry Fields i Penny Lane (kto pamięta, co to był za program?)
Reakcje zgromadzonej w studio (młodej) publiczności były... mieszane :)

Ja sama poznawałam w Beatli będąc w wieku niewiele młodszym od przeciętnej fanki w tamtych latach. Moją pierwszą własną płytą był Pieprz. Odsłuchałam ją po raz pierwszy.. i byłam rozczarowana, bo to nie byli ci Beatlesi, których znałam z filmów AHDN i Help! oraz ze składanek.

Znajomy Beatlefan namiętnie szukał na Pieprzu "starych" Beatlesów (znalazł w "Getting Better").

Być może wiele osób miało w latach 60. podobnie :)


Oczywiście u mnie jest tak samo. To klasyka pierwszych płyt uczyniła ze mnie Beatlefana. Pamiętam dokładnie, kiedy starsza koleżanka, która wprowadzała mnie w świat ich muzyki,na moje niecierpliwe pytanie, na początku mojej "edukacji" o najlepszą płytę, wskazała Sierżanta :shock: . A ja, lekko zniesmaczony...poważnie? "Docenisz po latach", dodała. Miała rację :D .


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Maj 08, 2014 8:19 pm 
Offline
Mean Mr Mustard
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Paź 26, 2012 8:52 pm
Posty: 187
Argus9 napisał(a):
Część fanów dojrzewała i ‘rozwijała się’ muzycznie RAZEM z Beatlesami, a bardzo spora część za nimi po prostu NIE NADĄŻAŁA.

To jest to! Ja chyba nie nadążam :D tzn nie dojrzewałam RAZEM z nimi, bo akurat jestem z młodego pokolenia, ale odczuwam to w taki sposób. Może reinkarnacja istnieje? :P Śmiało mogłabym nazwać Peppera dziwolągiem i czymś co do mnie nie bardzo przemawia.
Nie jestem może dokładnie jak te rozhisteryzowane panienki z wrzeszczących tłumów, bo Tomorrow Never Knows naprawdę lubię i podoba mi się ta otoczka tajemniczości i nienormalność, jaka się tam pojawia :)

_________________
mój FB ------> https://www.facebook.com/darietaband


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Maj 10, 2014 10:31 am 
Offline
Sun King
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Kwi 08, 2005 3:13 pm
Posty: 452
Miejscowość: Kłobuck
Yer Blue napisał(a):
A nie sądzisz, że właśnie monotonny rytm może wprowadzać w trans, jak mantra. Na mnie tak działa Mr Kite!, jak i Tomorrow Never Knows, którego rytm jest jeszcze prostszy. Transowe są również spreparowane dźwięki w instrumentalnej części. Cały utwór jest dla mnie transowy i właściwie definiuje dla mnie to pojęcie :)


Muszę przyznać, że pierwsze co mi przyszło do głowy kiedy przeczytałem określenie "transowe" to jednak muzyka klubowa "trance". "Being For The Benefit" jednak jej nie definiuje. Ale myślę, że Yer Blue użył tego określenia w innym znaczeniu. Utwór miał oddawać atmosferę cyrkowego przedstawienia ale próżno tutaj szukać analogii do dzisiejszych cyrków. Chodzi o cyrk z XIX wieku, oglądany oczami osób, które nie posiadały telewizorów i dla których podróż do sąsiedniego miasteczka była wyprawą. Dlatego właśnie muzycy przywołali atmosferę olśnienia i tajemniczości osiągającej w końcówce wymiar niemal kosmiczny.

Ja nigdy nie doznam takich wrażeń w cyrku nawet jeśli byłem w cyrku tylko dwa razy w życiu. Rozmaite media dostarczają bardziej intensywnych wrażeń. Trudno dziś uwierzyć, że jeszcze nawet siedemdziesiąt lat temu ludzi ściągał do cyrku pokaz kankana, wykonywanego przez tancerki z odsłoniętymi nogami. Porównajmy to z dowolnym portalem (wp, onet, interia) i jego stroną główną, dostępną nawet dla dzieci...

Wracając do pana Kite. Efekty zastosowane w utworze, włączając w to genialne gitarowe solo Paula, a szczególnie końcowa część utworu kojarzy mi się z muzyką takich artystów jak Marek Biliński czy Jean Michel Jarre. Dziewiętnastowieczny widz doznaje w cyrku zachwytu i widzi rzeczy niesamowite, prawie ponad naturalne. Ja słuchając tego czułem się jak podczas kosmicznej podróży. Myślę, że odpowiedni specjaliści wybaczą mi to stwierdzenie ale byłem zahipnotyzowany dźwiękami tej piosenki.

Co do rytmu - nie jest taki prosty. Początkowo jest łamany - raz 4/4, raz 3/4 ale jakie jest metrum końcówki? W dodatku na sam koniec dochodzi do spowolnienia tempa.

Argus9 napisał(a):
To ‘uproszczenie’. Cały Sierżant nie jest psychodeliczny.


Kiedy się dobrze zastanowię, to z mojego dzisiejszego punktu widzenia psychodeliczne pozostają tylko Lucy oraz A Day In The Life. Reszta to dobry pop łączący elementy rocka, muzyki klasycznej i folkloru.

Rita napisał(a):
Ja sama poznawałam w Beatli będąc w wieku niewiele młodszym od przeciętnej fanki w tamtych latach. Moją pierwszą własną płytą był Pieprz. Odsłuchałam ją po raz pierwszy.. i byłam rozczarowana, bo to nie byli ci Beatlesi, których znałam z filmów AHDN i Help! oraz ze składanek.


Słuchałem The Beatles w zasadzie od zawsze z powodu rodziców ale były to nagrania z wczesnych płyt. W latach osiemdziesiątych wciągnął mnie cykl audycji prezentujący CAŁĄ dyskografię. Nagrywałem wszystko czego nie miałem, niestety w mono, co mi jednak nie przeszkadzało. Tuż przed audycją poświęconą Sierżantowi zdobyłem przypadkowo na jakimś bazarze kasetę magnetofonową, dzięki której poznałem ten album od razu w stereo! I muszę przyznać, byłem trochę zdezorientowany. Sprzedawca zapewniał z przekonaniem, że jest to muzyka do filmu bitlesów (!). Wkrótce dowiedziałem się całej prawdy. Dla fana wczesnych brzmień The Beatles jakim byłem pewnym rozczarowaniem były już wcześniejsze nastroje typu Nowhere Man (najgorsze miało dopiero nastąpić :D ) ale Sierżant Pieprz ze swoim brzmieniem zachwycił mnie natychmiast. Tej wielobarwności, egzotyki i perfekcji w każdym calu nie da się nie dostrzec.

Yer Blue napisał(a):
Zrobiłem sobie pojedynek na utwory - dopasowując adekwatnych i godnych konkurentów.


Nie spodziewałem się, że utwory z tych dwóch płyt można tak idealnie dopasować. Rzeczywiście podany przez Ciebie porządek jest logiczny. Jedyne, co bym zmienił to Here, There And Everywhere, które dla mnie jest idealną parą dla When I'm 64. Mają inne aranżacje ale obie melodie są mocne i chociaż tylko ta druga jest w sposób jawny stylizowana na retro to chórki tej pierwszej jak też sama melodia również sprawiają wrażenie czegoś starego i klasycznego.

Idealną parę stanowią piosenki Eleanor Rigby i She's Leaving Home. Nie tylko jako melodie i nie tylko dzięki brzmieniom. To tak jakby jedna historia i jeden temat. "Spójrz na wszystkich samotnych ludzi, skąd oni się biorą?" A na następnej płycie historia dziewczyny, która porzuca swoich rodziców, z którymi się nie rozumiała. Tak jakby odpowiedź.

To porównanie, utwór do utworu, nasunęło mi jeszcze jedną refleksję. Revolver jest zbiorem dość kontrastujących ze sobą piosenek. Obok hardrockowego Taxmana mamy tu pseudoklasyczną Eleanor Rigby, zaraz potem balladę, po której następuje indyjski folklor. Potem kołysanka, piosenka dla dzieci i znowu coś cięższego. W pewnym stopniu dotyczy to również strony B, gdzie najbardziej wyróżniają się dwa ostatnie utwory - odpowiednio Motown i wprawiająca w trans muzyka eksperymentalna.

Piosenki z Sierżanta Pieprza, dające się, jak to wykazał Yer Blue, dopasować i porównać z utworami z Revolveru nie mają już takiego kontrastu. Album jest bardziej jednorodny i spójny. Każda piosenka jest wynikiem muzycznego eksperymentu polegającego na nowatorskim łączeniu brzmień. To mogłyby być nadal utwory rockowe, ballady albo klasyki czy folklor ale są elementy, które je łączą. To przede wszystkim wykorzystanie instrumentów klasycznych. Są obecne zarówno w najcięższych utworach jak tytułowy czy Good Morning jak i w hinduskim Within You Without You. Instrumenty hinduskie "wyciekły" tymczasem z utworu George'a do takich niehinduskich piosenek jak Lucy In The Sky, czy Getting Better. Właściwie cała płyta stanowi rodzaj suity w stylu będącym "stopem" wszystkich stylów muzycznych obecnych na poprzedniej płycie.

Zastosowanie tej koncepcji na taką skalę, przez zespół z taką pozycją i w dodatku w tak udany sposób musiało być przełomem i inspiracją dla świata muzyki pop w tamtych czasach.

_________________
you can boogie if you try


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Maj 10, 2014 11:40 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lis 19, 2013 3:54 pm
Posty: 1335
svarog napisał(a):
Nagrywałem wszystko czego nie miałem, niestety w mono, co mi jednak nie przeszkadzało.

Sierżant Pieprz ZDECYDOWANIE LEPIEJ brzmi w wersji mono. Ja w takiej wersji go poznałem i kiedy w końcu usłyszałem wersję stereo, nie mogłem ‘rozpoznać’ tego albumu - wszystko brzmiało nie tak, ‘źle’. Jeszcze lepiej ilustruje to następujący ‘incydent’.
Otóż kiedy w roku 1987 Pepper ukazał się na CD, George Harrison powiedział, że nie za bardzo podoba mu się „nowa” (!) wersja Sierżanta – nie podobają mu się te wszystkie zabiegi (nowe miksy?) George’a Martina, których dokonał (w mniemaniu Harrisona) przygotowując kompaktową edycję tego albumu. Tylko że Martin NIC nie zrobił z oryginalnymi taśmami, nie ingerował w nie...
Okazało się, że przy okazji kompaktowej premiery Sierżanta, Harrison po raz pierwszy (!) usłyszał go w wersji stereo i dlatego mu nie „pasowało”. (jak wiadomo, Beatlesi zawsze zainteresowani byli miksami mono swoich dzieł).

_________________
WISH is the future and ASH was the past, what stood in between was WISHBONE ASH.

Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Maj 10, 2014 12:22 pm 
Offline
Lovely Rita
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 14, 2011 6:16 pm
Posty: 347
Miejscowość: Kołobrzeg
Również wolę mono, stereo brzmi tak metalicznie i zimno, a mono ma takie ciepłe brzmienie, jednak ja najpierw poznałem stereo, a potem mono w zestawie Mono Box.
Głos oddałem na Sgt. Pepper's..., bo jest to mój ulubiony zaraz po Abbey Road, Revolver też bardzo lubię, ale przegrywa dosłownie o 0,1 procent jeśli można tak porównać :) .
Myślę, że pomimo fenomenalnych Tomorrow Never Knows, Eleanor Rigby czy Taxman Revolver traci trochę na brzmieniu, Sgt, Pepper ma bardzo rozbudowane brzmienie z orkiestrą i z innymi instrumentami.
Przy okazji zawsze lubiłem to na moim winylu (na każdym jest) co nazywa się Sgt. Pepper's Inner Groove z kolażem dźwiękowym :wink: .


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Maj 10, 2014 12:24 pm 
Offline
Sun King
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Kwi 08, 2005 3:13 pm
Posty: 452
Miejscowość: Kłobuck
Przez długi czas słuchałem moich nagrań, które jednak były tylko monofonicznym zapisem emitowanych wersji stereofonicznych. Przewagę prawdziwego mono nad stereo dostrzegam szczególnie w przypadku pierwszych płyt, np. With The Beatles. Za to duże wrażenie robią na mnie efekty stereo z Magical Mystery Tour :D

_________________
you can boogie if you try


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 74 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 7 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
cron
POWERED_BY