Jedna z ciekawszych dyskusji pojedynkowych, którą w miare mozliwości czasowych starałem sie sledzić.
W zasadzie mógłbym sie podpisac pod tym co napisał Argus, bo jak zwykle uchwycił wiele trafionych uzasadnień.
Nie zgadzam sie tylko z opinia, że "To You" to jakis wybitny "koszmarek"...ot zwykły przeciętniacha w dorobku
mistrza o którym, jak ktos słusznie zauważył, pewnie on sam juz nie pamięta.
Oba albumu rózni jedna podstawowa rzecz. LT jest albumem koncepcyjnym, przemyslanym i dopieszczonym,
natomiast powstały rok pózniej BTTE, zbiorem piosenek od klasycznego McCartney`a po raczkujący na wyspach punk rock.
Wiele o tym albumach zostało juz powiedziane, ale chciałbym dorzucic , kilka własnych uwag.
Odnosze wrażenie , że w piosence "With a Little Luck" mamy do czynienia, z jednym z najdłuższych zakonczeń piosenki.
Nie mam tu na mysli klasycznych rozwlekłych rozwinieć typu nananana, tylko muzyczne schody, wiodące do zakończenia.
w tej piosence po zwiastującej jej finał puencie, nastepuje od około 3:10 piekne rozwinięcie tej muzycznej "łamigłówki".
Wiele złych słów padło o piosence Famous Groupies, a ja uważam, ze w tym muzycznym żarcie, który przywołuje
klimat You Know My Name (Look Up the Number) chętnie odnalazł by sie nawet John, ze swoim sarkastycznym zacięciem.
Na LT, mamy dużo więcej czynienia ze współtwórcą tego albumu Denny Laine. Tak naprawde po tym jego wkładzie , troszeczkę
głębiej próbowałem przeniknąć jego solowa twórczość i doszedłem do wniosku, że tak naprawdę ten artysta, dopiero pod
"pręgierzem" genialnych muzyków dostaje..."skrzydeł". Słuchając więc takiego Deliver Your Children, odnoszę wrażenie, że świetnie
sprawdzil by się w ...Traveling Wilburys...chociażby za...Dylana
Kolejna krytykowana przez wielu piosenka Name and Address, utrzymana w stylistyce wokalnej Elvisa, mogła smiało być jedną z propozycji koncertowych,
tego chętnie coverującego, króla. Niestety powstała za pózno, może to nawet taki mini hołd Paula?
Finałowe dwie piosenki LT są ostatecznym dowodem na koncepcyjność albumu. Od intrygującej i ujmującej do bólu rozkoszy
Don't Let It Bring You Down, po niesamowitą szanty/jazz rockową hybrydę(swoją drogą juz wiemy, skąd grupa Kombi czerpała inspiracje, do instrumentalnych kawałków, ze swoich pierwszych płyt
)
Druga strona pojedynku, to z perspektywy czasu naprawde niezły album, tyle że himeryczny.
To troche tak jakby po przemyslanym albumie, przyszła pora na dobranie kilku piosenek, do tych które po nim zostały( może dlatego Piotrek go tak lubi, bo jest entuzjastą odrzutów
)
Pomimo całej swojej niespójności, zawiera naprawde mnogość ciekawych propozycji. O tych, które sa najlepsze juz pisaliście,zostaje sie tylko pod tym podpisać.
Ale czasami pozostaje niedosyt, chociażby po We're Open Tonight, w której daje się wyczuc brak pomysłu na jakies ciekawe rozwinięcie.
Widoczne "gołym uchem" chłoniecie przez mistrza, eksplozji punk rocka na wyspach tez widoczna.
Róznica polega na tym , że żaden, chocby najlepszy zespół z tego gatunku, nie miał nigdy na froncie tak genialnego wokalisty i twórcy
jak Macca. Swoja droga ciekawe, jakby na dzisiejszych koncertach zabrzmiały Spin It On, So Glad to See You Here czy ...daj Boże...Old Siam, Sir!
Niektórzy artyści pisza raz w życiu taką piosenkę jak Baby's Request i potem do końca kariery na niej 'jadą", a mój kochany Mistrz,
umieszcza takową na końcu, swojego wcale nie najpopularniejszego albumu, przez co taaaakie cudo nie dociera do masowego odbiorcy