Pierwszym zalążkiem hard rocka u Beatlesów było zdecydowanie Day Tripper. Mocno uwypuklony riff, mocno osadzona solówka, mocna perkusja, tylko melodie ciągle słodkie.
A Taxman to już rasowy hard rocker. Wszystko sie tam zgadza, sam ogień. A że akurat śpiewa mało czadowy Harrison - trudno.
Argus napisał(a):
Zaraz, zaraz, nie dajmy się zwariować. Z całym szacunkiem – muzyka zawdzięcza Beatlesom Niewyobrażalnie Wiele, są oni odpowiedzialni za taką Rewolucję w Muzyce, która już więcej się nie zdarzy, ale nie przesadzajmy: do powstania hard rocka NIE PRZYCZYNIŁY SIĘ najcięższe fragmenty Białego Albumu, z żywiołowym Helter Skelter na czele.
Pewnie, że nie, ktos tak powiedział? Wpływ oczywiście był (np. patent spiewu a'capella z pauzami w Yer Blues to prosta droga do war Pigs Sabsów, Helter Skelter brzmi niemal jak wyjęty żywcem z In Rock Purpli), ale nie na tyle by orzekać, że Beatlesi Białym Albumem zainicjowali powstanie grania hard'n'heavy.
Argus napisał(a):
3) Są tacy, którzy widzą elementy hard rockowe już w… Taxmanie Beatlesów!
o to to!
Argus napisał(a):
Wreszcie: Biały Album ukazał się w listopadzie 1968, natomiast PRZED nim pojawiły się:
4) w lipcu 1968 - pierwszy album Deep Purple
I co z tego? To jeszcze nie byli ci Pururowi w hard rockowej odsłonie.
Argus napisał(a):
5) w sierpniu 1968 - album Wheels Of Fire grupy Cream
Sorry ale Cream studyjny to taki blues rock z jakimś może elementem ciężiego grania. Dopiero koncertowo wychodziło z nich zwierzę.
Argus napisał(a):
6) w październiku 1968 - Electric Ladyland Jimi Hendrixa (to już jego trzeci album!)
I kolejna, która zahacza o ostre granie, jak i o psychodelię i funky. Ale tutaj jest podoba sytuacja co u Beatlesów. Gdyby zebrać do kupy tylko ostre kawałki Hendrixa (również z debiutu) to też możnaby ułozyć hard rockowy zestaw. Choć jednak twierdzę, że Beatlesi w swych momentach przyczadzenia przyćmiewali hałasem boga gitary.
Argus napisał(a):
7) w czerwcu 1968 - klasyk In-A-Gadda-Da-Vida zespołu Iron Butterfly
No tak, kolejna strasznie ostra płyta
Psychodeliczny klasyk. Czekam aż wymienisz Pipera Floydów
Argus napisał(a):
8.) już w styczniu 1968 - uważany za jeden z pierwszych albumów heavy metalowych Vincebus Eruptum amerykańskiej grupy Blue Cheer
Znam. Zgoda, niektórzy przypisuja mu pierwszeństwo, spotkałem się z takim stwierdzeniem. Oczywiscie wystarczy posłuchać, aby przekonać sie, żę jest to opinia potwornie na wyrost.
Argus napisał(a):
9) wreszcie w 6 tygodni po premierze Białego Albumu – w styczniu 1969 pojawia się na rynku album Led Zeppelin I – nagrywany we wrześniu i październiku 1968 – a więc PRZED premierą Bialego Albumu.
Tak, Biały nie miał żadnego wplywu na Jedynke Zepsów, ale był pierwszy, w dodatku mimo wszystko rocznikowo starszy.
Własnie Led Zeppelin I jest uważany powrzechnie za pierwsza płytę definiującą hard rockowy styl (tez trochę na wyrost, ale jednak się z tym zgadzam). Biały Album mógł odebrać mu to miano, gdyby wyszedł z wyselekcjonowanym, wyłącznie cieżkim materiałem z sesji. Stało sie inaczej, wyszła podwójna płyta z bardzo róznorodną muzyką, której do hard rocka nikt poczytalny jej nie zaliczy
Argus napisał(a):
Być może żaden z tych albumów nie był w całości hard czy heavy rockowy, ale na każdym są utwory świadczące o tym, że ciężkie granie rozwijało się WCZEŚNIEJ i NIEZALEŻNIE od Białego Albumu.
Ha, ha, ha - ale mnie tym rozbawiłeś
Piszesz tak jak bym gdzieś stwierdził, że przed Bialym Albumem nie było ostrego grania. No tak rozumiem sens Twoich słów.
Nieśmiało od 65 roku, a juz całkiem śmiało od 66 hard rock stawał się odrębnym stylem (wtedy, oczywiście jeszcze bez nazewnictwa). W 68 ostro grać mógł każdy ale NIKT nie wydał jeszcze pełnowymiarowego, hard rockowego albumu. I mój składak z Białego miał być własnie dowodem na to, że Beatlesi mogli być pierwsi gdyby zebrali na płytę wyłącznie ostre rzeczy z 68 roku. Nie mam wątpliwości, że gdyby to zrobili dzisiaj byłby to kanon ostrego grania, pierwsza płyta, która zdefiniowała styl.
W ogóle to uważam, ze ten białoalbumowy zestaw "gramy ostro" brzmi ostrzej i ciężej od Led Zeppelin I. Good Times Bad Times porywa ale to nie Hey Bulldog. Dazed And Confuzed to sama moc ale gdzie mu tam do natężenia zgiełku Helter Skelter. Mocarne You Shock Me nie ma jednak startu do Yer Blues (zdecydowanie bardziej skondensowana energia), a Everybody's Got Something... nie ma kompleksów przy Comunication Breakdown. Znak równości mozna też postawic miedzy Gently Weeps a Babe, I'm Gonna Leave You. Na LZ1 pozostaje właściwie tylko How Many More Times, a na Heavy Białym mamy jeszcze Revolution, In The Road, Not Guilty, Birthday, Glass Onion i Im So Tired. No sorry, ale Beatlesi w swym największym rozkwicie przyczadzili bardziej niż w Led Zeppelin na swej pierwszej sesji.