Ringo napisał(a):
Pytasz, co znamy? Coz, JA z autorow przez Ciebie wymienionych, kojarze tylko
Pratchetta (UWIELBIAM jego specyficzny styl pisania, brytyjski humor, postmodernistyczna zabawe nawiazaniami, parafrazami; wspaniala galerie postaci (BIBLIOTEKARZ, kufer i (pan) Smierc rzadza!!!), niesamowicie zywym jezykiem (genialne tlumaczenie na polski!!!!) z tysiacem gier slow, rewelacyjny swiat... Za to, ze jest tak jakby.. jednoczesnie pisze porzadne fantasy.. i parodiuje fantasy.. zreszta czego on nie parodiuje
Fajerwerki pomyslow!!! Ale, wstyd sie przyznac, zatrzymalam sie na "Piramidach"...
)
Pratchett jest piewsza klasa. O tłumaczeniu na język polski pisałam wyżej, nie będę się powtarzać.
Co do gatunku literackiego, który Terry uprawia, to myślę, że przez samych fanów nazywany jest 'humorystycznym fantasy' (lub też 'cynicznym fantasy' - różnie to określają). Jego teksty (np. "Mort zauważył, że idzie naprzód, chociaż nie dyskutował o tym z nogami."
są niesamowicie rozbrajające).
Do moich ulubionych książek tego autora napewno należą: oczywiście cały Świat Dysku (a to sobie kombinatorsko jednym tytułem objęłam masę jego powieści
- szczególnie "Mort", "Trzy Wiedźmy", "Piramidy", "Kosiarz", "Pomniejsze bóstwa" no i wsławiony "Wiedźmikołaj"), "Kot w stanie czystym" (przy czym przyznam się jak na spowiedzi, że sięgnęłam po książkę z powodu intrygującego tytułu
) i to by było na tyle. Podkreślam, te są ulubione, ale ja sympatię żywię praktycznie do wszystkich prac Pratchetta.
Ringo napisał(a):
b]Tolkiena[/b] (no coz.. dziwne, prawda?
W dodatku nadal mam przeczytane jedynie GENIALNEGO (mimo, ze tak obecnie "ograne".. ale coz ksiazka znacznie przebija film, oczywiscie) "Wladce pierscieni", oraz "Hobbita"...
Sprawa 'tolkienowska' wymaga dłuższego wyjaśnienia, bo łatwo mnie przy tym źle zrozumieć. Otóż ja, pomimo, że zawsze go zagorzale bronię (jeśli trzeba, ale to nie zdarza się często), uważam, iż ma swoje mankamenty. Rzeczywiście tworzy odosobniony i oryginalny klimat swoich dzieł, potrafi snuć niesamowite, stworzone na użytek powieści, legendy; jednak często ponosi go wyobraźnia i zaczyna dryfować, unoszony przez rwący prąd swojego natchnienia. Sama muszę przyznać, że jeśli przez 10 stron wlecze się opowieść o jakimś elfie, który zamieszkiwał Śródziemie wieki temu, ja wymiękam.
Jednakże te fragmenty można jakoś przegryźć, a dalej już jest coraz lepiej. Tolkien i tak wychodzi w mojej ocenie na plus.
A właściwie na 5+
Ringo napisał(a):
Goodkinda (znam az jedna ksiazke - "Pierwsze prawo magii", wow...
- niezle, ale nie powalilo mnie) i
Zawsze żartowałam sobie z innymi czytelnikami, że w świecie fantasy nie ma miejsca na podium dla dwóch pisarzy o imieniu Terry. Zwłaszcza, gdy jeden jest Anglikiem, a drugi Amerykaninem. Dobra, nie bierzcie tego na serio. In fact, ja wcale nie uważam Goodkind`a za złego autora. On jest tylko... niewystarczający. Dobry, ale nie bardzo dobry. Czegoś brakuje, choć sama dokładnie nie potrafię określić, co pominął, czego nie wykorzystał, a mógł.
"Miecz prawdy" wcale nie jest złą serią. Tylko, tak jak nadmieniałam, średnią.
Ringo napisał(a):
Sapkowskiego (na mnie pierwsze dwa tomy opowiadan zrobily dosc duze wrazenie, szczegolnie dwa opowiadania, gdzie pojawia sie Ciri.. Ale sagi nie czytalam. Znam wiele osob, ktore twierdza, ze tylko te dwa tomy opowiadan sa dobre. Rozumiem, ze Ty, nawet opowiadan nie trawisz?
Do mnie trafia jego specyficzne poczucie humoru (chociaz nie da sie go absolutnie porownac z Pratchettem) i pewne "sformulowania" Zwróćcie uwagę na podkreślenie. Mam dokładnie takie same odczucia. Ja jednak uważam, że by odnaleźć to specyficzne poczucie humoru, trzeba się bardziej "wkopać" w jego twórczość. Co tam saga. Saga mnie wcale nie zachwyciła. Straszliwe labidzenie w dużej części, a ciekawych fragmentów było tyle, co kot napłakał. Cenię za to zbiory opowiadań (np. "Miecz przeznaczenia") i część krótkich opowiadań.
Pisarza, jako osoby, człowieka z krwi i kości (a nie w kontekście tego, czym się trudni) bardzo nie lubię. Jest prowokacyjny, często 'chlapnął' coś bardzo uwłaczającego innym, a przy tym i jemu, bo świadczyło to o jego kulturze (czy też raczej braku). Przykłady można było zaobserwować w zeszłym roku. Ludziom, którzy wzięli jego zachowanie tylko za "prowokację" serdecznie współczuję. Uważam, że to nie mogło być prowokacją, z podobnych rzeczy nie 'żartuje' się w ten sposób.
Nie ukrywam, byłam oburzona, zaskoczona i zniesmaczona.
Ringo napisał(a):
Pilipiuka i Gainmana[/b] znam z okladek i tytulow tylko.
Zacznę od Pilipiuka. A może raczej od Tomasza Olszakowskiego? Hehehe, skubaniec.
Powiem tak... "Kroniki Jakuba Wędrowycza" nie spodobały mi się. Bardzo się zawiodłam, bo słyszalam wiele entuzjastycznych opinii na ich temat.
Dla zainteresowanych przygodami Jakuba Wędrowycza, okładka piątego tomu
http://tawerna.rpg.pl/dane/img/misc/wie ... dymoze.jpgCo do Gai
nmana... chodziło Wam o Gaimana? Ja tylko tego znam.
I bardzo sobie cenię, zwłaszcza, że w jakimś sensie to on przekonał mnie do fantasy. Wcześniej ten gatunek omijałam sszeeeeroooookim łukiem, a po przeczytaniu "Nigdziebądź" zmiękłam i zaczęłam się w tym zaczytywać.
Poza tym ma on ścisły związek z późniejszym odkryciem Pratchetta; a to za sprawą "Dobrego Omenu", którego był współautorem.
Jeszcze jedno. "Amerykańcy bogowie" to powieść wybitnie przeceniana. Gaman napisał kilkanaście lepszych prac.
Ringo napisał(a):
Ach, no i oczywiscie
King i Lovecraft . Lovecrafta uwielbiam, mimo, ze jeszcze nie zaczelam go czytac, jesli ktokolwiek mnie rozumie
.
Ja doskonale rozumiem, znam to uczucie. Jeszcze nie zna się utworów danego muzyka, pisarza itd. a już pewność, że będzie się za nim szalało. W przypadku Lovecrafta miałam to samo wrażenie. Zanim sięgnęłam po jego horrory, z opisów i poleceń moich kolegów wiedziałam, że będzie mi się podobało. I, dla odmiany
, nie pomylilam się. Raz w końcu można się nie zawieść, nie?
Ringo napisał(a):
Kinga czytalam "az" jedna ksiazke - "Lsnienie" (ksiazka nie wystraszyla mnie.. za to zdolowala... Autentycznie, nie wiem czemu. Wprawila mnie w zly nastroj. Za to UWIELBIAM genialna, ironiczna, ale i prawie surrealistyczna, ekranizacje Kubricka! Coz, w domu czeka na mnie od jakiegos czasu absolutnie obowiazkowa jego lektura, czyli "Miasteczko Salem"
. Plus ogladalam tez bardzo dobra (ale nie na poziomie Kubricka) ekranizacje jego ksiazki "Carrie" - Briana De Palmy.
King jest mistrzem, mówię to bez przekory. Pierwszą książką, a zarazem jedną z tych, które wywarły na mnie największe wrażenie, była "Misery".
Jeszcze do dziś pamiętam jak kibicowałam Sheldonowi, żeby w końcu wyrwał się od tej chorej, owładniętej obsesją, kobiety.
Strasznie mu współczułam, King opisał jego sytuacją tak, jakby sam to przeżył. Wszystko był dobitnie realistyczne, żadnych uporoszczeń, żadnego maskowania i łagodzenia. Zaznaczam, że nigdy nie oglądałam filmu. Ileż to razy próbowałam zastawiać na niego sidła
, śledziłam program w gazetach telewizyjnych, ale nic. Jesli nawet gdzieś wyświetlali, to ja dowiadywałam się o tym albo grubo po fakcie, albo tego dnia i o tej godzinie byłam gdzieś bardzo daleko od telewizora.
"Lśnienie" to też klasyka, wystraszyło mnie w takim samym stopniu, jak ów głośny, kultowy film.
Czy ktoś z was oglądał wersję "Shine", której reżyserem był sam King (nie wiem czy pamiętacie, ale King pożarł się ostro z Kubrickiem, kiedy ten wprowadzał korekty w scenariuszu, zmieniał trochę historię <wiadomo, ze nie wszystko co sprawdza się na papierze, będzie wywierało ten sam wpływ na widzu> na potrzeby filmu, a niekiedy wycinał całe długie fragmenty, zastępując je własnymi interpretacjami. King zaskarżył nawet Kubricka do sądu <ech, powstrzymam się od komentarza...
>)?? Ponoć było to wybitnie kiepska adaptacja. Cóż, King najwyraźniej przecenił swoje możliwości reżyserskie.
Każdy powinien robić to, w czym jest naprawdę dobry... King chyba nie uznaje tej tezy.
Ringo napisał(a):
A apropos powiesci grozy - kojarzy ktos
Grabinskiego? (Ty pewnie tak, Johnny Drake'u
) Jest swietny!
Hehehe rozumiem, wcześniej wspomniałaś o Lovecraft`cie, więc można się było spodziewać i Grabińskiego.
Jak przez mgłę pamiętam jego opowiadania, które nota bene były bardzo dobre, ale przede wszystkim kojarzę jeszce jego "Salamandrę i "Cień Bafometa". Wspaniale potrafił utrzymać napięcie, które właściwie nie znajdowało swojego ujścia, co następuje przedwcześnie w wielu utworach literackich. Ten nastrój grozy, ciągłe podsycenie strachu.
Świetna robota.
Reszty już sobie nie przypomnę. Szkoda, że zmarł tak młodo (w chwili śmierci miał niecałe 50 lat
); myślę, że napisałby jeszcze wiele wspaniałych dzieł i wieksza ilość ludzi poznałaby jego wcześniejsze powieści.
To na tyle, bo zdecydowanie za bardzo się rozpisałam, w dodatku cały czas sie powtarzając.
PS Singer jest boski! Chyba najlepszy (chyba, bo jest jeszcze paru wybitnych) pisarz, w którego dziełach przewija się tematyka żydowska.
Bomba.
Johny Drake, a co konkretnie teraz czytasz?