Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Pią Mar 29, 2024 12:08 am

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 11 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
PostWysłany: Pon Sie 31, 2015 1:34 am 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Licząc na oddanie prawdziwych odczuć bez zbędnego rozumowania, skrobnąłem parę zdań na temat koncertu, z którego właśnie wróciłem. I choć może za jakiś czas nie będę się zgadzał z tym, co tu teraz piszę, to jestem zwolennikiem przekonania, że pierwsze wrażenie bywa najszczersze. Z góry uprzedzam, że miała być recenzja koncertu, a wyszedł trochę niedopracowany niby-esej :)

Wczoraj na wrocławskiej pergoli przy Hali Stulecia odbyło się dosyć huczne „Pożegnanie lata” połączone z obchodami 35. rocznicy powstania „Solidarności” i festiwalem piwa (kuriozalna kombinacja). Koncertem wieńczącym imprezę był występ jednego z wielu tzw. tribute bandów naszego ulubionego zespołu – składu pod nazwą The Cavern Beatles.

Widziałem kilka razy w telewizji bądź w Internecie występy tego typu zespołów i wiedziałem, jakie jest podstawowe założenie istnienia podobnych grup – maksymalne upodobnienie się wizualne i dźwiękowe do swoich idoli. Zobaczenie i usłyszenie na żywo takiego zjawiska pozostawiło mnie jednak z mieszanymi uczuciami.

Ale po kolei: koncert zaczął się przed czasem (!) i ominęło mnie pewnie kilka piosenek, ale szybko zorientowałem się, że panowie będą grać utwory Beatlesów w porządku chronologicznym. Pierwsza część to piosenki z lat 1963-1966 (a może i od 1962 roku, bo niewykluczone, że zaczęli od „Love Me Do”), potem nastąpiła dwudziestominutowa przerwa, zmiana strojów, powrót w roku 1967, by zakończyć w 1970 (nie licząc bisów z 1968 roku). Już od pierwszej chwili było widać, że The Cavern Beatles nie tylko próbują odtwarzać niemal nuta po nucie piosenki Beatlesów, ale także zachowania sceniczne Johna, Paula, George'a i Ringo. Trzeba przyznać, że są w tym naprawdę sprawni – mimika twarzy, ruchy ciała, akcent, barwa głosu, sposób wypowiadania się, gesty, interakcja słowna z publicznością (zapowiedzi piosenek), nie mówiąc oczywiście o pieczołowicie dobranym ubiorze, włosach (w tym peruce u Johna) i wzajemnym odnoszeniu się muzyków per „John”, „Paul” i tak dalej. Nie ma tu miejsca na improwizację, adaptację, interpretację. Jest tylko odtwórstwo i ewentualnie naśladownictwo (na przykład w wypadku utworów, których Beatlesi nie grali na żywo, artyści musieli wymyślić hipotetyczne zapowiedzi piosenek).

Tak więc, przyjmując odgórne założenie będące fundamentem istnienia zespołów takich jak The Cavern Beatles, można przyjąć dwie postawy: dać się porwać chwili i przekonać samego siebie, że oto stoją przede mną Beatlesi, albo widzieć tylko czterech muzyków próbujących wcielić się w członków The Beatles. Spróbowałem tego pierwszego – z marnym skutkiem. Niby od strony muzycznej nie można im wiele zarzucić – wykonania są poprawne, dobre technicznie (o ile się na tym znam, a się nie znam :wink: , ale – pomijając kilka wpadek z niedziałającym sprzętem – prawie wszystko brzmiało jak na płytach); artyści wcielają się w role czterech chłopców z Liverpoolu z autentycznością, radością i luzem; wokalnie także dają radę i brzmią niemal jak oryginały (poza „Johnem” który ma głos raczej jak Liam Gallagher niż John Lennon i „Paulem” nie wyrabiającym się w górnych rejestrach). Wyglądają na prawdziwych fanów i miłośników The Beatles, a granie sprawia im wyraźnie radość.

Jednak nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jestem widzem raczej przedstawienia teatralnego z aktorami w rolach czterech muzyków z Liverpoolu niż koncertu zespołu muzycznego. Zabrakło po pierwsze własnego, osobistego, szczerego podejścia artystów – już może nawet nie do repertuaru (w końcu to tribute band), ale do publiczności i samych siebie. Jeśli na scenie wołają się imionami członków zespołu, z publicznością komunikują się naśladując barwę i brzmienie głosu Beatlesów, wypowiadając kwestie, które padły z ust członków The Beatles podczas koncertów lub w studiu i zostały zarejestrowane na płytach, to czy są twórcami czy odtwórcami? Czasem miałem wrażenie, że cały ten proces zaszedł za daleko i posuwa się do schizofrenicznego wcielenia się w swoich idoli, całkowitego przybrania na scenie ich osobowości (mam nadzieję, że poza sceną używają przynajmniej swoich prawdziwych imion). Publiczność jednak bawiła się dobrze, więc większości nie przeszkadzał ten brak własnego wyrazu.

Pierwsza część występu przebiegła pod znakiem utworów z lat Beatlemanii – „All My Loving”, „She Loves You”, „I Wanna Be Your Man”, „A Hard Day's Night”, „Can't Buy Me Love”, „Help!”, „Yesterday”, „Paperback Writer”; nie zabrakło także nie granych przez Beatlesów na koncertach „You've Got to Hide Your Love Away”, „Drive My Car”, „In My Life”, „Michelle”, „Yellow Submarine”. Przeważały więc utwory bardzo znane i raczej dynamiczne, choć – jak widać – zdarzyło się i kilka ballad. Panowie z The Cavern Beatles oczywiście wystąpili w jednakowych garniturach z epoki. Ta część koncertu zupełnie mnie nie porwała, brakowało mi autentycznej żywiołowości (oczywiście w ramach przyjętej konwencji) – wykonania były zbyt „kwadratowe”, przepełnione jakby strachem przed zagraniem innej nuty niż była w oryginale. Gdy po przerwie na scenie pojawili się czterej muzycy ubrani w stroje pomiędzy Mad Day Out a Abbey Road – atmosfera nieco się zmieniła. Znów dominowały dynamiczne utwory, mocne rockery i skoczne kawałki („Hello Goodbye”, „Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band”, „With a Little Help from My Friends”, „Back in the U.S.S.R.”, „Ob-La-Di, Ob-La-Da”, „Get Back”, „Revolution”, „Come Together”, „The Ballad of John and Yoko”, „Something”), przeplatane jednak spokojniejszymi piosenkami („Strawberry Fields Forever”, „Penny Lane”, „Let It Be”, „Hey Jude”, „Here Comes the Sun”). Tu muszę pochwalić dobór repertuaru (w obu częściach) – choć były to w większości te najbardziej znane i oczywiste utwory ułożone w zwykłym porządku chronologicznym, to repertuar sprawiał wrażenie urozmaiconego, był świetnym przekrojem przez twórczość The Beatles, a czas płynął szybko.

W drugiej połowie artyści pozwolili sobie na więcej muzycznych odstępstw od oryginału, a problemy sprzętowe „George'a” spotkały się z wyrozumiałym przyjęciem publiczności, po czym zrehabilitował się on całkiem niezłym wykonaniem „Something”. Bohaterem był jednak dla mnie „Ringo”, bezbłędnie odtwarzający perkusyjną ekwilibrystykę oryginału podczas „Strawberry Fields Forever”. Jednak kończące występ „Hey Jude” za bardzo sprawiało wrażenie tańszej wersji koncertu Paula McCartneya, by mogło mi się spodobać (może gdyby nie było mnie na Stadionie Narodowym?). Znów The Cavern Beatles nie przekroczyli raczej granicy odtwórstwa, choć usłyszenie na żywo utworów z późniejszych lat zespołu warte było przyjścia na koncert (który, nawiasem mówiąc, był darmowy, i gdybym był złośliwy, to napisałbym, że była to jego największa zaleta :wink: ). Po cichu liczyłem nawet na „I Want You (She's So Heavy)”, ale zespół zakończył występ bisem „Revolution” i „Hey Jude”.

Jak pisałem, publiczność reagowała bardzo żywiołowo i było widać, że dobrze się bawi. Wystarczyło „kupić” założenie istnienia zespołu, uwierzyć, że tribute band jest tak samo dobry jak oryginał – i można było dać się ponieść chwili (albo wystarczyło nie pamiętać bądź nie znać dokładnie twórczości The Beatles). Panowie grali dobrze, efekt ich muzycznej pasji był atrakcyjny, ale ciągle w głowie pozostawało mi przeświadczenie, że to tylko przedstawienie, sztuka teatralna, musical – że to tylko podróbka, a nie oryginał. I że to wszystko nie jest do końca szczere. Po koncertach Paula i Ringo The Cavern Beatles nie robią już na mnie wrażenia. Postaram się, by był to mój ostatni kontakt z formacją zwaną tribute bandem i wzbogacony o doświadczenie kontaktu na żywo z takim zespołem wrócę chętnie do słuchania oryginalnych i niepowtarzalnych The Beatles.

Tak na koniec – refleksja, która naszła mnie po zakończeniu koncertu: dziękuję Bogu, że członkowie The Beatles nigdy nie zeszli się, by „odrabiać chałturę” po latach, by koncertować z dawnymi hitami jako starzy dziadkowie (przecież mogliby to zrobić nawet we trzech czy we dwóch). Że w przeciwieństwie do wielu innych zespołów (z których przez szacunek do ich fanów nie wymienię żadnego), które rozmieniają się na drobne i śpiewają po festynach utwory z czasów swej świetności – że wbrew niewątpliwej koniunkturze i zainteresowaniu, a nawet zapotrzebowaniu, woleli iść naprzód, a nie patrzeć w przeszłość. I że dzięki temu pozostali Legendą.

PS. Jeśli pomyliłem jakieś utwory, to liczę, że dr Maxwell to skoryguje, bo także tam był :)

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Sie 31, 2015 10:30 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Sob Sie 30, 2003 12:06 pm
Posty: 1537
Miejscowość: Wrocław
Dzięki Fangorn za obszerne wrażenia. Też byłem na the Cavern Beatles i o ile w sferze opisu zgadzam się ze wszystkim co opisałeś, to jak dla mnie takie wydarzenia są całkiem fajne. Przejść się wieczorem po pergoli, posłuchać na żywo coverów bardzo bliskich oryginałom, super sprawa na przyjemne zakończenie weekendu. Mnie również zaskoczyło, że zaczęli wcześniej i opuściłem 80% pierwszej części, trafiając jedynie na YSM i Paperback Writer. Druga część mnie natomiast zachwyciła, wywołując nawet dreszczyk sentymentu i to przyjemne wrażenie brzmienia piosenek nigdy na żywo nie zagranych przez oryginały (SFF - rozpłynąłem się:).

Drobne uwagi, jakie ja mam, to że instrumentalnie na prawdę zespół jest spoko (no poza zepsutą gitarą Georga, gdy już miał wchodzić z solówką ...chyba w Come Together, okazało się że jego sprzęt nie działa, na szybko pobiegł po zmianę, zespół zapętlił parę taktów bez solówki, czekając na G. i gdy ten był gotowy solówki się doczekaliśmy:), natomiast w sferze wokalnej, Georgeowy naśladowca śpiewał całkiem ok, pozostali niestety trochę męczyli (choć niesamowicie wręcz podrabiając manierę / barwę / akcent głosu swoich ról:)), no ale w sumie było do słuchania.

Moim zdaniem trudno się czepiać takich koncertów, ludzie po 50 latach dostają namiastkę Beatlesów, bawią się świetnie, poznają, że poza częścią pierwszą była jeszcze ta część druga twórczości TB. I nawet nie przyjmując postawy "dać się porwać chwili", o której pisze Fangorn, można, moim zdaniem, spokojnie pozachwycać się trochę nad coverami, nawet jeśli co chwilę czegoś nam w nich brakuje i wiemy, że nie dorastają do pięt oryginałom. Jestem za, było fajnie, nie widzę minusów.

btw. 10 lat temu na rynku grał przy Sylwestrze the Beatles Revival Band bodajże z Czech, Wrocław lubi te beatlesowo-coverowe bandy:)

PS. Pozwoliłem sobie wydzielić temat o tym koncercie do nowego wątku


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Sie 31, 2015 8:16 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Paź 12, 2010 6:31 pm
Posty: 866
Fangorn napisał(a):
Jeśli pomyliłem jakieś utwory, to liczę, że dr Maxwell to skoryguje, bo także tam był :)


Obaj z Fangornem spóźniliśmy się , ale zanim podeszliśmy pod estradę zdołałem "namierzyć" z daleka dźwięki "I Saw Her Standing There" i "I Want to Hold Your Hand". Wspólnie dotarliśmy przy "Roll Over Beethoven" Usłyszeliśmy jeszcze cztery kompozycje , których nie wymieniłeś:"Day Tripper" , "If I Fell", "I Want To Tell You" i na zakończenie pierwszej części "Twist And Shout".
Uważam ten wieczór za sympatyczne i miłe wydarzenie.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Wrz 01, 2015 3:04 pm 
Offline
Sierżant Pepper

Rejestracja: Czw Cze 10, 2004 9:36 pm
Posty: 145
Miejscowość: Sulechów
Ogladałem cały koncert.Ogólnie wrażenia bardzo pozytywne.Przez chwie poczułem się w klimacie tamtych lat. Ale widownia raczej nie "szalała" jak to widać na koncertach z tamtego okresu.Byc może przyszli z ciekawości albo na koncert fontann..Byłem na spacerze po miescie pare godzin wcześniej i niestety nigdzie nie widziałem jakichkolwiek plakatów informujących o tym koncercie.Szkoda też że sami wykonawcy nie umieścili logo zespołu na bębnie,duza czesc widowni nie wiedziała nawet jak się nazywa zespól który gra i skad pochodzi. Mojej 20 letniej siostrzenicy podobała się lepiej pierwsza część.Dlaczego ? Bo kojarzyła Beatlesów z taką muzyką i tymi ich charakterystycznymi garniturkami. "Problemy" ze sprzętem "Georga" według mnie uwiarygodniały ten występ ,przecież przez niemal 2 godziny byliśmy w latach 60 tych.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Wrz 01, 2015 3:53 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
ziggi napisał(a):
Byłem na spacerze po miescie pare godzin wcześniej i niestety nigdzie nie widziałem jakichkolwiek plakatów informujących o tym koncercie.Szkoda też że sami wykonawcy nie umieścili logo zespołu na bębnie,duza czesc widowni nie wiedziała nawet jak się nazywa zespól który gra i skad pochodzi.

Ja myślę, że dużej części nawet nie interesowało, jak nazywa się zespół i skąd pochodzi. A jako mieszkaniec Wrocławia chciałbym sprostować: plakaty były wszędzie! Na płotach, słupach, przystankach tramwajowych, w tramwajach, na tablicach z różnymi plakatami, latarniach, blokach mieszkalnych... W rejonie Placu Grunwaldzkiego i Starego Miasta było ich szczególnie dużo. Może nie zauważyłeś, bo logo The Cavern Beatles było tam dość małe, a plakaty reklamowały całe "Pożegnanie lata", a w szczególności festiwal piwa. Tak wyglądały:

Image

Jeszcze była druga wersja:

Image

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Ostatnio edytowany przez Fangorn, Wto Wrz 01, 2015 4:06 pm, edytowano w sumie 1 raz

Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Wrz 01, 2015 3:57 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Sob Sie 30, 2003 12:06 pm
Posty: 1537
Miejscowość: Wrocław
ziggi - plakaty były, i to nie mało, ale informacja o koncercie była jedynie elementem ogólnego, informującego o całym 3 dniowym evencie na Pergoli.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Wrz 01, 2015 11:10 pm 
Offline
Sierżant Pepper

Rejestracja: Czw Cze 10, 2004 9:36 pm
Posty: 145
Miejscowość: Sulechów
Faktycznie jakoś przeoczyłem ale wypiłem tylko jedno piwko do obiadu ,więc pomroczność odpada. Ale jestem pod wrażeniem starówki wrocławskiej.Z 10 lat albo więcej tam nie byłem .
Jest też zespól the Cavern Cub Beatles na youtube ale to chyba inni wykonawcy.


Załączniki:
Komentarz do pliku: Taki plakat to bym zobaczył z daleka.
S1150017 (Kopiowanie).JPG
S1150017 (Kopiowanie).JPG [ 112.58 KiB | Obejrzany 7744 razy ]


Ostatnio edytowany przez ziggi, Śro Wrz 02, 2015 12:06 pm, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Śro Wrz 02, 2015 9:33 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Sob Sie 30, 2003 12:06 pm
Posty: 1537
Miejscowość: Wrocław
"Wrocławscy" też są

Czarno-białe nagrania robią dodatkowe wrażenie.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Śro Wrz 02, 2015 10:31 am 
Offline
Sierżant Pepper
Awatar użytkownika

Rejestracja: Sob Cze 07, 2014 8:26 am
Posty: 104
Nie są najgorsi, ale mimo wszystko nadal sporo brakuje do The Fab Four.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Wrz 04, 2015 3:22 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Lip 06, 2006 10:52 am
Posty: 1499
Dokładnie rok temu byłam na koncercie The Cavern Beatles w lokalnym kino-teatrze. Zastrzeżenia miałam jedynie do pana grającego Paula McCartneya. Szczególne wrażenie zrobiły na mnie piosenki z późniejszego okresu. Obok mnie siedział starszy pan, który podczas przerwy opowiedział mi, jak to w kwietniu 1964 udał się z kamerą na lotnisko Gatwick by nakręcić Beatlesów. Taśma z nagraniem wciąż ma się dobrze i leży sobie spokojnie u niego w domu.

_________________
Image
Strawberry Fields Forever


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Wrz 11, 2015 1:50 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Fangorn napisał(a):
Tak więc, przyjmując odgórne założenie będące fundamentem istnienia zespołów takich jak The Cavern Beatles, można przyjąć dwie postawy: dać się porwać chwili i przekonać samego siebie, że oto stoją przede mną Beatlesi, albo widzieć tylko czterech muzyków próbujących wcielić się w członków The Beatles. Spróbowałem tego pierwszego – z marnym skutkiem.


Parę lat temu byłam raz czy dwa na koncercie The Beatles Revival z Czech i myślę, że moja postawa była czymś pomiędzy. Tzn. cały czas miałam świadomość, że nie stoją przede mną Beatlesi i nie próbowałam wmówić sobie inaczej, ale cały czas kibicowałam chłopakom w ich staraniach do "bycia" Beatlesami. Zabawa zawsze była przednia - ale może to też zasługa faktu, że chłopaki z The Beatles Revival są szalenie sympatyczni i mają bardzo fajny kontakt z publicznością :)

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 11 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 5 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY