Przeczytaliście już? Bo ja tak. A raczej wysłuchałam - audiobooka w interpretacji Leszka Filipowicza.
To było moje pierwsze zetknięcie z twórczością Mariusza Czubaja, chociaż jego nazwisko było mi oczywiście znane już wcześniej. Dlatego nie mam za bardzo punktu odniesienia. Na lubimyczytac.pl pojawiają się opinie, że "Piąty bitels" to pozycja słabsza od poprzednich książek tego autora. Nie wiem, czy tak jest, ale mogę na pewno dodać, że intryga i wątek z okładką "Abbey Road" naprawdę mnie zaciekawił, natomiast samo rozwiązanie... niestety nieco rozczarowało. W duchu Beatlemaniaka liczyłam chyba na nieco bardziej skomplikowany motyw zbrodni i pojawienia się takiej, a nie innej okładki. Czegoś zapewne w stylu "Paul is dead" (o tej teorii spiskowej zresztą w książce jest wspomniane), gdzie trzeba z lupą szukać poszczególnych tropów, które potem układają się w logiczną całość
Ale ja jestem ogólnie fanką starego dobrego kryminału w stylu Agathy Christie, w których podstawą rozwiązania zagadki jest praca szarych komórek.
Drugie, malutkie rozczarowanie: wbrew temu, co przez chwilę myślałam (w powieści wspomniana jest nawet trylogia Lewishona!), autor sam raczej nie jest betlemaniakiem. Tzn. niewykluczone, że lubi naszą Czwórkę, ale przy pracy nad kryminałem zasięgał szerokich konsultacji beatlesologicznych
(od osoby jak najbardziej kompetentnej, choć przyznaję, że jeden szczegół wspominany w powieści - dotyczący właśnie rzekomego "Piątego bitelsa" - mnie zadziwił. Nie powiem, jaki, żeby nie było spojlera
)
Nie chcę przez to powiedzieć, że nie warto przeczytać książki Czubaja... Na pewno warto, i do tego Was zachęcam. Książka znakomicie pozwala oderwać się od rzeczywistości. Chciałabym też poznać Wasze wrażenia i ... no cóż kochani, wątek czeka