U mnie nadal oceny są niepewne.
Z ocen jestem dość niepocieszona, bo trafiła mi się jedna czwórka (ech, ten przeklęty w-f
jestem fatalna
to mało powiedziane
), a jeśli chodzi o oceny celujące, to ich nigdy nie można być pewnym aż do końca roku.
Szykowały się do tej pory trzy: z polskiego, WOS-u i historii (a musiałam się nieźle natrudzić - i to nie przez ten rok, ale całe trzy lata; u nas obowiązuje taki system, iż aby mieć celujące na koniec trzeciej klasy, trzeba wytrwale pracować całe trzy lata, inaczej nie ma nawet co liczyć na taką notę
), ale teraz już sama nie wiem, co strzeli moim nauczycielom do głowy...
Hehe, gdyby nie ten dobry z "wychowania fizycznego", byłabym
najlepszą uczennicą w szkole (nie ma czym się zachwycać, moja szkoła jest kiepska ) <przynajmniej tak mi powiedzieli, ja średnio na jeża im wierzę ), a tak już się zrównuję z... moją najlepszą przyjaciółką
(i nawet mnie ten obrót sprawy cieszy
). Dobra, dość o szkole, bo nie chce mi się myśleć o moim tragicznym wyniku egzaminu i o tym, że za parę tygodni bedę się martwić tym, ze nie dostałam się do żadnego liceum z mojej listy preferencji
Ech.... wakacje.
Powiem szczerze - nie tęsknię do nich, według mojego mniemania mogłyby się wcale nie zaczynać
(ej, tylko nie weźcie mnie za oszołoma
).
Jeśli rozchodzi się o te ukochane przez uczniaków dwa miesiące, mam dość (jak niemal zawsze) spontaniczne, niezorganizowane i chaotyczne plany.
Z moją mamą planujemy wypad na dwa dni (ech, śmiesznie mało, ale przynajmniej jest to prowizoryczne spełnienie moich marzeń
) do Londynu.
Wcześniej sądziłam, że pojadę na obóz, ale grupa, z która miałam się wybrać, rozłazi się.
Każdy sobie rzepkę skrobie.
Znając mnie, pewnie namówię moich rodziców w ciągu tych dwóch miesiecy na jednodniowe wypady do Wrocławia, Torunia, Krakowa...
Oczywiście wakacje to dla mnie (co roku
) czas, by poszerzyć moją wiedzę muzyczno-książkowo-filmową (w końcu mam kupę cennego czasu), przyuczenia się tego, czego nie zdążyłam dobrze opanować w ciągu roku i... popracowania nad moją kondycją fizyczną (jesli mam mieć problemy w liceum, wolę się wziąć za siebie). Wiecie - biegi, jazda na rowerze (ooo, akurat do TEGO to mnie NIKT nie musi przymuszać
) i wszystkie takie.
Szkoda, że nauczyciele nie oceniają pływania, jazdy konnej, jazdy na nartach...
za dużo bym chciała naraz.
mam tylko szczerą nadzieję, że tych 2 miechów nie przepitolę...