Od zawsze (naciągane, ale co tam 

), tyle, że nie na zawsze, bo zaprzestali emisji - "Kochane Kłopoty" (kretyński polski tytuł, w oryginale - "The Gilmore Girls"). Wspaniałe, wciągające, a przede wszystkim rozbrajające dialogi pomiędzy matką a córką (główne bohaterki serialu). Niby 'fabuła' banalna, ale teksty z poszczególnych odcinków ciężko czymś przebić. 
Jako dziecko bardzo lubiłam "Dom" (powiedzmy, że to serial 

), "Zmienników" (hehehe), "Alternatywy 4" (chociaż podtekstów wtedy nie pojmowałam), Wojnę domową", "McGyvera" i "Alfa" <ten kot 

> (tak - kompletnie inna tematyka i stylistyka, ale określmy to artystycznym misz-maszem 

). 
Nie chcę nic mówić, ale kilka odcinków Alfa było zatytułowanych piosenkami Beatlesów (np. "Drive My Car" 

 zresztą taka była konwencja - w każdym odcinku pojawiał się jakiś charakterystyczny utwór, który był zarazem tytułem danego odcinka). 
Dużo uciechy miałam z "Tata... A Marcin powiedział..." z młodym Mikołajem Radwanem 
 
 
 Szkoda, że takich bezpretensjonalnych i w jakimś sensie wychowawczych, ale w nie narzucający się sposób, seriali już praktycznie nie ma. 
 
Hitem były też "Cudowne lata" (czołówka!!!!  

 ). 
Przeżyłam nawet dość długi okres fascynacji "Przyjaciółmi"... ale to się wytnie.  

 W każdym razie pokładałam się ze śmiechu tylko do pewnego czasu. Poziom żartów sytuacyjnych staczał się tu po równi pochyłej w miarę rosnącej w naszym kraju popularności tegoż serialu. 
Początkowe serie to było coś, ale potem nie chciało się już tego oglądać. 
 
 
 
Ciężko nie wspomnieć o legendach - jak chociażby "Latający Cyrk Monty Pythona", czy "Allo Allo". 

 To już jednak coś więcej niż seriale - to była klasa sama w sobie. 
Absolutny szczyt szczytów. 
 
"Miasteczko Twin Peaks" również miało swój urok... 
 
PS Ja wiem, pewnie masy nie wymieniłam, więc nie zdziwcie się, jeśli niebawem za kimś powtórzę: "Ja też! Ja też to oglądałam". 
Tylko naturalnie z jakimś obszerniejszym komentarzem, żeby nie było, że spamuję. 

. 
 
A - jeszcze odpowiedź na pytanie zawarte w temacie.  
 
 
To zależy od serialu. Dzisiaj wprost toniemy w morzu (a kto wie, czy nie w oceanie 

 ) sitcomów i tasiemców, które są wyłącznie zabijaczami czasu i odpoczynkiem (dość nieefektownym, bo przed telewizorem  

 ) po męczącym dniu - zapomnieniem na chwilę o własnych problemach, skupieniem się na tarapatach fikcyjnych postaci (które są przecież tak reaaaaalneeeee 

). 
Zdarzają się jednak wyjątki i one stanowią siłę tego gatunku; jednak są to seriale najeżone aluzjami, spełniające jakąś szczególną wizję, zrobione w konkretnym, 'ukrytym' celu lub też po prostu doskonałe w swojej wymowie... a niekiedy prostocie. 

 I dla takich wyjątków czasem warto sięgnąć po pilota. Czasem - bo dość sporadyczna jest emisja tych perełek. 
