W Krakowie spędziłem niecałe 20 godzin. Dzieło się jednak tyle, że aż trudno mi się skupić i coś napisać. Ale do rzeczy.
Zacznijmy od tego, że od samego rana prześladował mnie pech. Mój organizm rozsynchronizował się do tego stopnia, że nie byłem w stanie dopasować wczesnej pory do aktualnego rozkładu jazdy pociągów. Tym sposobem zaspałem dwa razy a gdy dotarłem w końcu na pociąg, wiedziałem, że i tak nie dojadę na początek pierwszego punktu programu. No trudno! Wiedziałem jednak, że na sali będzie Rita, Dominika i Maxwell, więc będę miał relację (ewentualnie nagrania) z pierwszej ręki! Wskoczyłem więc do wagonu i czytając jubileuszowy numer Tylko Rock ruszyłem w Magical Mystery Tour, która swój koniec dla mnie miała mieć w dawnej stolicy kraju! Po pierwszych 2 godzinach podróży doceniłem technikę i jej możliwości komunikacji na odległość. Telefoniczny kontakt z Maxwellem (który nie wiedząc czemu pojechał wcześniejszym pociągiem), resztą załogi będącej już na miejscu lub szykującej się do podróży umilił mi kolejne 3 godziny tułaczki w scenerii industrialnej przestrzeni górnego śląska. Mijając tablicę: KRAKÓW GŁÓWNY wiedziałem jedno: dotarłem...
Empik With The BeatlesNa miejscu czekał już na mnie mój przyjaciel Mateusz, którego mieszkanie (przy każdej mojej wizycie w tym pięknym mieście) jest schronieniem oraz bazą noclegową. Zresztą na zeszłorocznej edycji BD również u niego nocowaliśmy, choć trochę w innym składzie. Dotarliśmy razem na Rynek, wstępnie dogadaliśmy się w sprawie powrotu po imprezie i udaliśmy się w swoją stronę: on do domu, ja na 2 piętro EMPIKu, ulokowanego w sąsiedztwie krakowskiego oddziału Hard Rock Cafe.
Jak wspominałem, przyszedłem na spotkanie z niemal 30 minutowym opóźnieniem. Odnalazłem wśród ludzi Maxwella, zalogowałem się na wykładzinie dywanowej, wyciągnąłem sprzęt i ruszyłem z rejestracją tego, co w stanie byłem uchwycić. Na środku wydzielonego obszaru, w którym było spotkanie, znajdował się stolik a przy nim trzy osoby. Paulina Jędrychowska - organizatorka całego zamieszania, Piotr Metz oraz Jerzy Jarniewicz - poeta, krytyk literacki i tłumacz. Jako, że dobiegłem do salonu dość późno, ominęła mnie główna część związana z omówieniem przygotowywanej biografii McCartney'a. Niemniej jednak goście prowadzili dość ciekawą dyskusję na temat dostrzegalnych i słyszalnych różnic miedzy nośnikiem winylowym a kompaktowym, choćby na przykładzie Sgt. Pepper'a. I to było w sumie wszystko na co się załapałem, gdyż zaraz po tej dyskusji, spotkanie dobiegło końca. Zdążyłem jeszcze przywitać się z Paulina, zamienić z Panem Metzem kilka słów w sprawie konferencji z Ringo... i za chwilę wszyscy razem maszerowaliśmy przez krakowski Rynek w poszukiwaniu punktów usługowych (których sprzęty akurat tego dnia odmawiały posłuszeństwa). Na osłodę dowiedziałem się, że Rita nagrała tą część, która mi przepadła, więc pełni humoru (choć z pustymi brzuchami) udaliśmy się marszem do Sali Konferencyjnej Biblioteki Jagielońskiej...
I Want To Tell YouPanel dyskusyjny odbywał się w tym samym miejscu co w zeszłym roku, choć ludzi było mniej niż na wcześniejszej edycji. A szkoda, bo merytorycznie była utrzymana na bardzo wysokim poziomie. Głównie dlatego, że trzon całej debaty stanowili członkowie The Quarrymen, którzy jak wiadomo byli naocznymi świadkami prób, występów i nagrań młodego Lennona i McCartney'a. Poza tym, wychowywali się w Liverpoolu, więc opowieści o starych czasach (nie tylko związanymi z samym zespołem) naprawdę były dość ciekawe. Na scenie oprócz gości była również tłumaczka, która niestety - nie wypadła najlepiej. Poziom jej tłumaczenia mógł czasami wprowadzać w błąd osoby, które nieobeznane były z tematem Beatlesów. Nie chodzi tutaj o nie znajomość słówek. Bardziej chodzi o nieznajomość faktów, które przydatne by były osobie podczas tłumaczenia tej rozmowy. Efektem było to, że zrezygnowaliśmy z jej pomocy po kilku pierwszych minutach spotkania. Szkoda trochę ludzi, którzy nie znają języka Szekspira.
I tutaj ukłon w ich stronę: dostałem informację od Ph.D. Jeremy Hillary Boob'a, że na podstawie tego co zarejestrowałem, postara się przetłumaczyć to co działo się na panelu dyskusyjnym. Jeśli ktoś miał kłopot ze zrozumieniem - proszę o info!
Wracając do samej dyskusji - zostało poruszonych kilka ciekawych wątków. Z tych najlepszych i najciekawszych warto wspomnieć o dniu w którym John poznał Paula. Jak twierdzą świadkowie: nie wiedzą dlaczego Paul wciąż wspomina, że John był po kilku piwach. Każdy z nich pamięta, że John nie pił tego dnia alkoholu, zresztą nawet nie byłby go w stanie sobie kupić (w odróżnieniu od Colina Hantona, który już w tym czasie pracował). Ciekawa rzecz. Prawie tak samo jak pytanie o film "Nowhere Boy" i o to czy zespół został przedstawiony w nim tak jak powinien. Oprócz tego, że nie skakali po scenie podczas występów... to ponoć w 80 procentach film ponoć pokrywa się z tym jak właśnie było. Ostatnią rzecz to rozmowa o zapisie z Woolton '57 roku. Na taśmę zostało zarejestrowanych 12 utworów...ale właściciel taśmy skasował 10 nich, nagrywając w to miejsce coś innego! O losie!! Było też sporo rzeczy o samym Liverpoolu, muzyce tamtych lat, skiffle, relacjach z ex-beatlesami na obecna chwilę oraz o klubach w których grali. Musze przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem ich poczucia humoru. Wspaniali ludzie...o czym będę miał okazję się jeszcze przekonać w dalszej części programu! Z pytań, które udało mi się zadać (niestety jak panel dotarł już do finiszu) było to na temat zachowanych zdjęć, które mogą posiadać w swoich prywatnych zbiorach. Niestety - te, które powielane są w książkach i internecie, to wszystko co zachowało się się dzisiejszych czasów!
W czasie gdy publiczność robiła sobie pamiątkowe zdjęcia i podsuwała do podpisu książki i płyty, nasza paczka powiększyła swoja liczebność! Taaak! Do ekipy przyłączył się Dawid i wszyscy razem zamiast udać się na warsztaty tańca (które były następne w harmonogramie) udaliśmy się na warsztaty machania widelcem i wrzucania w siebie tzw. jedzenia! Kapitan Rita zarządziła: Greenway...
(a jak Rita coś zarządzi to odwrotu już nie ma)I’m Happy Just To Eat With YouWarsztaty kulinarne były naprawdę wyjątkowe. Wszyscy usiedliśmy przy jednym stoliku i w gorącej atmosferze pełnej zapachu przypraw oczekiwaliśmy telefonu on kolejnych trzech osób, które wędrowały w naszą stronę. Mowa tutaj o Maćku, Hubercie i Yer Blue, którzy dotarli do Krakowa tuz po panelu i bezskutecznie szukali nas w okolicy Żaczka. Spotkaliśmy się 10 minut później na ulicy Mikołajskiej i tutaj nastąpiło mało pogrupowanie: ja z Dawidem ruszyliśmy na chwilę do niego do domu, Dominika z Rita powędrowali w nieznanym mi bardziej kierunku a reszta rzuciła się do zwiedzanie Rynku. Wspólny plan był jeden: najpóźniej o 20:00 wszyscy widzimy się w klubie...
All Together NowKilkanaście minut po 20:00 poleciały ze sceny pierwsze akordy! Były to dźwięki wydobywające się z gitar
The Quarrymen. Trochę zdziwiło mnie, że zespół rozpoczyna część koncertową, bo wg mnie był zdecydowanie gwoździem programu. Co tu dużo pisać - panowie z siwymi włosami byli niewątpliwie największa atrakcją tego wieczoru. Z ogromną charyzma zagrali standardy rock'n'rolla mieszając to z odrobiną skiffle a nawet sięgnęli po jeden numer Beatlesów. Oczywiście po "In My Life" podczas wykonywania którego na twarzy Garry'ego można było zauważyć emocje jakie niosło za sobą to wykonanie. Uwierzcie mi - on niemal płakał wykonując tribute dla przedwcześnie zmarłego Johna. Dla Johna przyjaciela i dla Johna muzyka! Było też trochę Presla'a, Perkinsa jak i patenty w stylu "Blue Moon of Kentucky" czy choćby "Midnight Special". Zespół niemal cały czas utrzymywał dobry kontakt z publicznością a nawet - co przeszło wszystkie moje przypuszczenia - zapraszał na scenę ludzi do pomocy przy obsłudze tarki. Totalne wariactwo! Na coś takiego nasza paczka odpowiedziała od razu. Jak tylko pojawiła się możliwość Hubert wspomógł zespół przy "Lost John" Donegana a ja dograłem się w bardziej skocznym "Freight Train" - przeboju Nancy Whiskey z 1957 roku.
Owoce tej scenicznej współpracy możecie zobaczyć tutaj:
The Quarrymen & Hubert - Lost John
http://www.youtube.com/watch?v=US8LK3_w5JU The Quarrymen & macho - Freight Train
http://www.youtube.com/watch?v=qnArHxGWUqMPrzez większą cześć koncertu domagałem się (zresztą nie tylko ja) "Twenty Flight Rock" - to jeden z moich ulubionych kawałków z tamtej epoki. W końcu się doczekałem, niestety...na zakończenie przedstawienia. No cóż - jeśli to koniec to wariujemy jeszcze bardziej niż zazwyczaj! Tak tez było. Wg mnie - to najmocniejszy muzyczny punkt programu!
Po skończonym show, zespół udał się do swojej garderoby. My odczekaliśmy kilka minut, dając im czas by doszli do siebie... i ruszyliśmy na spotkanie! Plan zakładał zdobycie autografów i wykonanie wspólnych zdjęć, ale trochę się pozmieniało i doszły dodatkowe atrakcję. Ja, Hubert, Maxwell i Dawidsu wdaliśmy się w rozmowę na John Lowe na temat prób The Quarrymen. Jak to wyglądało, kto dominował, po jakie kawałki sięgali, co odrzucali. Opowiedział nam również o nagrywaniu "That'll Be the Day" i "In Spite of All the Danger" w liverpoolskim Phillips Sound Recording Service itd. Informacje i opowieści - bezcenne! W tym czasie dziewczyny - jak to dziewczyny - prowadziły jakieś prywatne dyskusję z Len Garrym. My jednak zajęliśmy się muzyką. Później był czas na wspólne fotki, podpisy i podziękowania. Nie wiem czy dobrze naliczyłem, ale wg spędziliśmy w środku łącznie 30 minut!
W międzyczasie zaczął się koncert
The Bootels, więc jak znów zjawiliśmy się na parkiecie, chłopaki na scenie byli już po kilku kawałkach. Ja już w tym czasie odsunąłem się nieco od centrum zgromadzonej publiki i razem z Maxwellem, chłodząc się napojami, bawiliśmy się, że tak powiem z "drugiego planu". Śpiewaliśmy, wygłupialiśmy się itd. W sumie to co robimy na każdym wyjeździe, więc kto czasem była na imprezach ten wie co mam na myśli! : )
Bootelsi grali bardzo dynamicznie i z pazurem. Bardzo się cieszę, że zespół wyrobił sobie własny styl, dzięki czemu kompozycje Beatlesów czasem zyskiwały na świeżości. Szkoda tylko, że dźwiękowcy nie za bardzo się przyłożyli do swojej roli, bo wg mnie nagłośnienie nie było najmocniejszą cecha tego wieczoru.
Ostatnim punktem programu był występ
Tymona Tymańskiego & The Transisors, w którym składzie na perkusji zagrał syn Tymona - Lukas. Rozczarował mnie ten koncert. Do czasu jak sięgali po kompozycje Beatlesów, było wszystko w porządku (mieli wspaniałe wykonanie "Tomorrow Never Knows"). Przełknąłem nawet ich własne kompozycję, które sprytnie wplatali w całość programu. Ale w momencie gdy promocja ich muzyki stała się główną częścią koncertu - zmęczyłem się. Zupełnie tak samo jak ludzie na poprzednich dwóch koncertach, więc serwowanie leniwych dźwięków reggae po północy było trochę nieprzemyślaną decyzją. Rezultat - 9 osób pod sceną, bujających się niczym w transie.
Całość skończy łam się około 01:00. W międzyczasie Hubert z Maćkiem ulotnili się z Żaczka. My na szybkiego pożegnaliśmy się z dziewczynami i w towarzystwie Dawidsu ruszyliśmy niemal biegiem na najbliższy przystanek. W autobusie jeszcze długo rozmawialiśmy o muzyce, o płytach, imprezie itd. I tak w zasadzie wszystko wyglądało....
Kto nie był - niech żałuje, bo było naprawdę wspaniale! Dziękuję organizatorom i wszystkim z Was którzy ze mną byli. To dzięki Wam bawiłem się tak wyjątkowo! Do zobaczenia w przyszłym roku. Mam nadzieję, że w tym samym składzie!
pozdrawiam
macho