Kontynuując relację z imprez lennonowskich, część dotyczącą Warszawy pozwolę sobie rozpocząć od słowa: "Nooooo
"
To znaczy -- właśnie takiej imprezy chciałam
A na samym początku nawet się na to zbytnio nie zapowiadało. Zespół cośtam sobie próbnie brzdąkał, ludzie się schodzili, ale jakoś tak niemrawo i nielicznie, przyszedł Metz i usiadł
Po czym puszczono Yellow Submarine, które wzbudziło zainteresowanie obecnych w klubie dzieci, i to nawet pomimo tego, że nie puszczono im nawet polskich napisów (angielskich też nie, zresztą chyba tak czy owak za małe brzdące to chyba były; swoją drogą podziwiałam te dzieciaki, ja będąc w ich wieku pewnie bym kichnęła na taki seans, że oglądam coś i nic nie rozumiem -- ale może to potęga kolorów była tak interesująca?
). Byłam bardzo zadowolona z seansu, jako że Żółtej Łodzi nie oglądałam jakoś bardzo długo. Dzieci (i ich rodzice) stopniowo się ulatniały, coraz liczebniej schodzili się natomiast fani właściwi, różnego wzrostu, postury, płci i kolorytu. Ostatecznie odetchnęłam z ulgą, że jakiś tłumek ludzi się jednak się tą imprezą zainteresował
Potem po koncercie Rebelsów zdumiony organizator wyznał, że nie wiedział, iż jest w W-wie tyle osób, "które nie mogą żyć bez Lennona i muzyki Beatlesów"
A właśnie. Ponieważ macho już streścił mniej więcej co i jak w jakiej kolejności się odbywało, ja się wypowiem na temat koncertu. Koncert -- i to w w wykonaniu facetów, którzy nie grali ze sobą przez spory szmat czasu - był po prostu MEGA. Nie tylko pod względem muzycznym i wokalnym, ale także pod względem doboru repertuaru. Tak jak Łukasz wspomniał, I Want You, Sie Liebt Dich, TOMORROW NEVER KNOWS, jak często słyszy się to na koncertach beatlesowskich cover bandów?? Wyrazy naprawdę szczerego uznania dla
Rebelsów (jako że na samym koncercie miały miejsce nie tyle wyrazy, co raczej ruchy szczerego uznania
) Mam nadzieję, że już niedługo jeszcze gdzieś dla nas zagrają!
Btw niezwykle przyjemnie patrzy się na wszystkich, których do tańca i gibania porywa beatlesowska muzyka. Zwłaszcza, że w klubie tym (jak i na wieczornej imprezce w Łodzi zresztą) przeważali zdecydowanie ludzie młodzi. I ta niesamowita świadomość, że wszyscy oni przyszyli posłuchać muzycznego dorobku zespołu, który nie istnieje od 40 lat, i doskonale się przy tym bawią! Jak doskonale? Jeśli chodzi o mnie, to pod sam koniec miałam gardło zdarte od śpiewania, a z powodu intensywnego (ekhm?) tańczenia -- stracone kalorie chyba z całego poprzedniego tygodnia
Oprócz tego również i ode mnie wielki szacun dla organizatorów imprezy za wykroczenie poza typowy schemat "znanych i lubianych" jeśli chodzi o utwory Lennona, które były puszczane z głośnika. Niby za pomocą niemniej znanej mi Anthology, ale jednak... Robiło różnicę
I lecimy ze zdjęciami (przepraszam za jakość, ale ciemno było i cykałam trochę na ślepo
)
Projekcja Yellow S.:
The Rebels:
Waszmościowie z Obiektu -- zróbcie znowu taką imprezę za rok, a może i wcześniej!
Tako rzekła i zilustrowała zdjęciami
Rita