Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Sob Kwi 27, 2024 9:01 pm

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 6 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
PostWysłany: Czw Wrz 17, 2009 11:59 am 
Offline
Lovely Rita
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 14, 2005 9:32 pm
Posty: 373
Dzień 1

Podróż trwała jakieś 4 godziny, w tym 2 godziny na odcinku Londyn – Liverpool, który stanowi jakieś 80% całej trasy. Pociąg jechał tak szybko, że oglądając widoki za oknem można było dostać oczopląsu. O 13:15 dojechaliśmy do Liverpool Lime Street. Jeszcze tylko szybko zameldować się w domku gościnnym i można zaczynać podróż po Liverpoolu. Zaczęliśmy od Mathew Street. Tutaj wszystko przypomina Beatlesów, wszystko jest z nimi związane i na każdym prawie pubie lub sklepie można dostrzec podobizny czterech chłopaków. W samym Beatles Shop nawet chodzi się po dywanie The Beatles. Wszędzie słychać ich muzykę – w sklepie i pobliskich pubach. Na każdym kroku spotyka się turystów fanów z różnych zakątków świata. Do samego Cavern zdecydowaliśmy się pójść na sam koniec dnia.
Udaliśmy się zatem w kierunku Albert Dock, gdzie znajduje się wystawa/muzeum The Beatles Story. Po drodze, tuż na rogu Mathew Street, co było dla nas kompletnym zaskoczeniem, natknęliśmy się na hotel Hard Day's Night. Oczywiście rzeźby Beatlesów w ogóle ich nie przypominają...
Samo muzeum było dla nas lekkim rozczarowaniem. Z wyjątkiem pierwszych gitar Johna i George'a, cała reszta to po prostu opowieść o Beatlesach, którą znamy od lat. Można zamówić sobie przewodnik audio w języku polskim, ale to strata czasu. Na końcu muzeum znajdował się kolejny sklep z pamiątkami, płytami i koszulkami. Tutaj jednakże płyta kosztuje odpowiednio drożej - £17.00
Trochę rozczarowani pokręciliśmy się trochę przy Albert Dock, znaleźliśmy pojazd wodno-lądowy, który nazywał się Yellow Duck Marine, ale nie skusiliśmy się na przejażdżkę.
Wchodząc do Cavern Club trzeba pokonać mnóstwo schodów w dół. Stamtąd usłyszeliśmy faceta, który brzmiał jak John i grał jego piosenki na gitarze. Jak potem sprawdziliśmy, był to Marcus Cahill. Niezmiernie sympatyczny gość, który ma to specyficzne lennonowskie poczucie humoru. http://www.imaginethetribute.com/documents/marcus.html

To nagranie z mojego aparatu: http://www.youtube.com/watch?v=eOux-_r7Z0M

Słuchaliśmy go do końca, po czym podeszło do mnie dwóch starszych mężczyzn i jeden z nich spytał:

- To twój pierwszy raz w Liverpoolu?
- Tak
- To nie jest prawdziwy Cavern. Tamten był dużo większy. Niby go odbudowali, ale to jednak nie to.
- Widzieliście grających tu Beatlesów? - spytałem
- Widzieliśmy – powiedział jeden
- On mnie przedstawił Beatlesom – powiedział drugi

Tak zakończył się pierwszy dzień w Liverpoolu.

Dzień 2

Prawie spod naszego nosa odjeżdżał autobus na Penny Lane. No więc od Penny Lane trzeba było zacząć. Szukaliśmy jej długo. Skrzyżowanie wygląda jak pająk i wszystko nosi nazwę Penny Lane. Jest i bank i fryzjer i przystanek autobusowy na rondzie. Dalej skręcając w Dovedale Road można zobaczyć szkołę do której chodził John (ale to nie jest Quarry Bank).
Następny przystanek – Strawberry Field – szukaliśmy tego bardzo długo, bo uparłem się, żeby iść na pieszo. Strawberry Field jest bardzo zaniedbane i ponoć jest siedliskiem narkomanów.
Dalej, skręcając w Church Road, doszliśmy do St Peter's Church, obok którego znajduje się grób Eleanor Rigby.
Przy kościele zaczepił nas miejscowy obibok, snując nieskończone opowieści okraszone liverpoolskim akcentem. Myślę, że gdybym mu pozwolił mówić, to spędziłbym tam najbliższy tydzień.
Po drugiej stronie ulicy znajduje się hala, przy której odbywał się festyn, na którym Paul po raz pierwszy zobaczył Johna. Większość ludzi myśli, że John i Paul spotkali się przy kościele, a to nie prawda.
Kolejny cel – lotnisko Johna Lennona. Tutaj ściany pokryte są cytatami Johna. Jest i pomnik i tabliczki i zdjęcia. Naprzeciwko stoi replika żółtej łodzi podwodnej. Bardzo wybrakowana i niepodobna.
Po zwiedzeniu lotniska zostało już tylko jedno – druga część wystawy The Beatles Story, która znajdowała się po drugiej stronie Albert Dock. Mieści się w terminalu promów pasażerskich na piętrze. Oprócz wystawy mogliśmy obejrzeć krótki film animowany w 4D.
Film okraszony był muzyką Beatlesów oczywiście.
Na koniec dnia poszliśmy jeszcze raz do klubu Cavern i spotkaliśmy tam Marcusa, który, jak się okazało, grywa w Cavern od poniedziałku do czwartku od 16:00 do 18:00.

Dzień 3

Na ten dzień zamówiliśmy sobie zwiedzanie domów Johna i Paula.
Południowy Liverpool jest piękny, w odróżnieniu od pozostałych rejonów położonych w centrum miasta. Okolice są zielone i zadbane i nie ma śmieci przewalających się po ulicach.
Sam Mendips jest wręcz oszałamiający. Ciotka Mimi bardzo dbała o czystość i porządek i chwała jej za to. W środku znajdują się zdjęcia, których nie można fotografować, więc to wszystko co widzieliśmy musi zostać w naszych głowach. Koledzy Johna zawsze wchodzili tylnim wejściem przez kuchnię. Za kuchnią znajduje się pokój „poranny”, a za nim jadalnia i pokój dzienny, w którym grali The Quarry Men.
Na pierwszym piętrze znajduje się pokój Johna (najmniejszy), pokój Mimi oraz pokój gościnny, który wynajmowała studentom. Mendips jest bardzo wytworny jak na tamte czasy. Ma nawet elektryczny system dzwonków przygotowany dla służących.
20 Forthlin Road znajduje się w mniej imponującej okolicy. Były to mieszkania socjalne, więc brzydsze i mniej okazałe. Kustoszem domu Paula jest od 11 lat niejaki John Halliday, który wygąda i zachowuje się jak McCartney. Na zdjęciach tego w ogóle nie widać, to trzeba zobaczyć. Nawet poczucie humoru ma dokładnie takie samo jak Paul. Uśmiech nie schodził nam z twarzy, bo facet był bardzo śmieszny. Kasia stwierdziła, że jest on żywą karykaturą Paula.
Sam dom McCartneya nie jest ładny. Jest mocno zniszczony, a to ze względu na fakt, że po śmierci Mary McCartney nikt o dom nie dbał.
Warto wykupić wycieczkę z National Trust – wrażenia są nie do opisania.
Na koniec poszliśmy szukać drzew poświęconych Johnowi i George'owi, które zasadzone są w ogrodach Świętego Jana na tyłach St George's Hall. Znaleźliśmy dwa dęby, ale nie są oznakowane. Być może to właśnie one.
Tuż przed 17:00 odjeżdżał nasz pociąg. Ostatnie spojrzenie na Liverpool i po chwili mknęliśmy na południe.

A to pokaz slajdów z całej wycieczki:

http://picasaweb.google.com/gietek80/KasiaGietekWLiverpoolu#slideshow/5382176248134560690


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Wrz 17, 2009 1:25 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Wielkie dzięki za tę relację, nagrania video i świetne zdjęcia :-) To już dziesięć lat, od kiedy sama odwiedziłam Liverpool, i bardzo chciałabym tam wrócić. Dlatego zazdroszczę Wam strasznie ale jednocześnie cieszę się, że kolejni polscy fani mogli to wszystko zobaczyć.

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Wrz 17, 2009 2:44 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Lip 06, 2006 10:52 am
Posty: 1499
Dodam też parę zdań od siebie.
Już na samej stacji Lime Street zaczynamy czuć ducha Beatlesów. Właśnie z tego miejsca Beatlesi podróżowali we wczesnych latach sześćdziesiątych. Stacja została również wspomniana przez Lennona: „Oh Maggie Maggie May they have taken her away and she’ll never walk down Lime Street any more”.
Na stacji warto kupić jednodniowy bilet zwany Saveaway, który pozwoli nam za jedyne 3.30 funta poruszać się autobusami, pociągami i promami po mieście.

Bardzo sympatycznym akcentem jest fakt, że teksty Wielkiej Czwórki użyte są np. w pogotowiu energetycznym - open 8 days a week, albo w autobusie jest opisane – here there and everywhere.

Czasem jadąc autobusem można dostrzec nieoczekiwanie nowe miejsca związane z czterema chłopakami. Już pierwszego dnia dostrzegłam domek przy Kensington 38 oznaczony napisem „Birthplace of The Beatles” i z tabliczką informującą, że właśnie w tym miejscu zespół Quarry Men zarejestrował pierwsze nagranie (In Spite of All the Danger).

Na Matthew Steet znajduje się tzw. The Cavern Quarter. Tak jak już wspomniał Krzysio wszystko tutaj dotyczy Beatlesów. Mieliśmy troszku pecha, bo nie było pomnika Eleanor Rigby, który jest w tej chwili odnawiany.

Sporym zaskoczeniem dla nas był fakt, że tuż zaraz za Cavern Club znajduje się Hard Day’s Night Hotel. Warto wejść do sklepu hotelowego, bowiem na piętrze znajduje się galeria zdjęć Astrid Kirchher i Klausa Voormana (nawet jest wystawiony komiks Klausa nawiązujący do Revolvera). Wejście do galerii jest bezpłatne, należy poprosić obsługę o wpuszczenie do środka, niestety zdjęć nie można zrobić i bardzo pilnują.

Muzeum The Beatles Story jest bardzo dobre dla początkujących fanów. Przed wejściem do muzeum nie ma wizerunku żółtej łodzi podwodnej – komuś się tak spodobała, że postanowił ją sobie przywłaszczyć.

Warto wejść do klubu Cavern, panuje tam bardzo fajna atmosfera, bawią się i młodzi i starzy. Spore wrażenie robi grający Marcus na scenie. Wygląda, śpiewa i mówi jak John Lennon żywcem wyjęty z 1971 roku. Akurat gdy Krzysia zagadali panowie starsi dwaj, ja akurat przebywałam w toalecie, nie ma to jak dobre wyczucie chwili.

Strawberry Field jest trochę zaniedbana. Za to okolica jest pełna zieleni i jest bardzo sympatycznie. W chwili gdy przebywaliśmy na Strawberry zaświeciło słoneczko i promyki słońca oświetliły bramę. Widok przepiękny i jakoś taki wzruszający.

Krzysio zapomniał wspomnieć o pewnym taksówkarzu, który podwoził nas do miejsca zbiórki wycieczki z National Trust. Typowy liverpoolczyk z typowym akcentem :) Przy okazji opowiedział nam trochę mniej znanych (dla nas znanych) historyjek związanych z Beatlesami, dowiedzieliśmy się też że on nie jest fanem Beatlesów, nie znosi Paula, George jest nudny, Ringo jest nic nie warty, jedynie John coś tam reprezentuje :)

Warto wiedzieć, że jeżeli nie mamy wykupionej wycieczki z National Trust to raczej nie będzie nam dane wejść do środka domów Paula i Johna. Napisałam raczej, bo oczywiście robią wyjątki, jak jesteś Bobem Dylanem ( a zawitał tam ostatnio) albo księciem Williamem to wpuszczą bez niczego. O ile dobrze pamiętam, pan Kazimierz Musiałowski coś wspominał, że go wpuszczono do domu Johna, to naprawdę nie lada wyczyn.
Opłaca się zainwestować w tą wycieczkę. Oglądając domy, mamy porównanie w jakich warunkach mieszkali John i Paul. Możemy się przekonać, że tak naprawdę John Lennon nie wywodził się z klasy robotniczej, tylko z klasy średniej. Możemy sobie bardziej uzmysłowić scenę podczas której ciotka Mimi podejmuje decyzję czy wpuścić do mieszkania Paula, chłopca z biednej dzielnicy. Ponoć zawadiacki uśmiech Paula sprawił, że surowa ciocia Mimi uległa i Paul zdał egzamin, aby wejść do środka domu.
Dom Paula jest malutki i strasznie w nim śmierdzi stęchlizną. Kustosz przy Forthlin 20 jest bardzo dobrą karykaturą Paula McCartneya. Świetnie opowiada historię domu, pokazuje na przykład rurę odpływową i mówi: „zobaczcie to jest oryginalne z 1960 roku, tutaj właśnie stali Paul i John. Po prostu WOW”

Drzewa poświęcone Johnowi i George’owi w St. John’s Garden ponoć specjalnie są nieoznaczone, aby fani nie rozpoznali tych drzew. To jest bardzo śmieszne, bo prawie wszystkie drzewa poświęcone komuś są oznaczone i przez to łatwiej zidentyfikować te nieoznaczone.

Miejsc związanych z The Beatles w Liverpoolu jest ponad 100, ale jak dla mnie nie wszystkie są warte zwiedzenia.
Trochę żałuję, że nie zdążyliśmy zwiedzić Casbah Coffe Club tam gdzie naprawdę Beatlesi zaczynali. Następnym razem zdążymy :D

_________________
Image
Strawberry Fields Forever


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Wrz 18, 2009 4:54 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Przeczytał, obejrzał, podziekował.

Noelka napisał(a):
dowiedzieliśmy się też że on nie jest fanem Beatlesów, nie znosi Paula, George jest nudny, Ringo jest nic nie warty, jedynie John coś tam reprezentuje :)


3 ostatnie opinie nie sa specjalnie przesadzone. :wink: A co do Paula to dośc często sie spotykam z podobnymi opiniami ludzi, dla których Beatlesi nie są najwazniejsi, mimo, że ich szanuja. Czesto słysze "Paul jest zbyt angielski" cokolwiek to znaczy.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Wrz 18, 2009 6:49 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Kwi 13, 2005 8:27 am
Posty: 1052
Miejscowość: Warmia
Dzięki za zdjęcia, za relację. Przenosicie się do Liverpoolu? :D

_________________
http://www.ratujkonie.pl/.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Wrz 18, 2009 7:26 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Lip 06, 2006 10:52 am
Posty: 1499
Gdybym miała możliwość przeprowadzić się do Liverpoolu pewnie bym skorzystała. Szkoda, że tam pogoda nie jest zbyt rewelacyjna, zbyt dużo deszczu mnie po prostu dobija.

Co do Paula, że jest "zbyt angielski" to u mnie miałby dodatkowego plusa. Dlaczego Anglicy nie lubią Paula, a bo jest za słodki, za skąpy, fałszuje na koncertach i w ogóle taki dziwny koleś z niego jest ;)
Tak w ogóle Anglicy większą sympatią darzą Rolling Stones, ale większość uważa Anglików za dziwaków i chyba coś w tym jest :D

_________________
Image
Strawberry Fields Forever


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 6 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 112 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY