Ryszard napisał(a):
Jest trochę w nim nieścisłości, tez trudnych do obrony, przy całym założeniu, że jest on subiektywny, czasem wprost błędnie oceniający - sorry - to co wydali i stworzyli Beatlesi. Napisz więcej niebawem - lub wcale, ale może krótko kilka moich uwag: Beatlesi na pewno nie byli zafascynowani - nigdy - Floydami. W 1967 co prawda The Piper at the Gates of Dawn zdobyło szczyty list, ale album ten - zresztą wyprodukowany przez Normana Smitha, dawnego inżyniera Beatlesów - niczym nie mógł zafascynować Mistrzów jako praca uczniów. Sami Floydzi oglądali pracę Beatlesów w studiu dzięki Smithowi.
Beatlesi siedzieli głeboko w nowinkach muzycznego Londynu w tamtym czasie i jak gąbka wszystko chłonęli. Nie trzeba było premiery The Piper at the Gates of Dawn, Beatlesi mogli znać ten materiał choćby z koncertów. Zresztą na jednym dokumencie widac Johna na koncercie Floydów, chyba jeszcze w 66 roku. Nie jest takie oczywiste czy końcówka MMT to fascynacja Floydami ale można tak przypuszczać. Tak samo jak Flying. Jedno jest dla mnie pewne - fragmenty tych utworów brzmią jak Floydzi z Barrettem. Nie każdy musi tak odczuwać, ale ja tak słyszę.
Ryszard napisał(a):
Również przy okazji nie zgadzam się z często wstawianą tam tezą, że wiele tych wspaniałych psychodelicznych dzieł powstało w naćpanym umyśle Johna. Bzdura. John zawsze podkreślał - także wszyscy beatlesi - że nigdy ale to nigdy trawka, hasz, palenie nie wpływało na to jak produkowali, co i jak komponowali,
Narkotyki miały olbrzymi wpływ na eksperymenty muzyczne. Wręcz decydujący. Ty chyba mylisz nagrywanie z wymyślaniem ciekawych zabiegów przy tworzeniu. Beatli nagrywali na trzeźwo, bo i naczej sie nie da, ale najbardziej zwariowane pomysły wyszły z narkotycznych wizji, na długo zanim muzycy weszli do studia. Pomysły a praca w studio to są 2 różne sprawy.
Ryszard napisał(a):
choć wspomnienie, że np. 'revolver' to acidowa płyta (kwasowa) oznacza tylko, że w tamtym okresie John rzeczywiście sporo brał, chodzi tu bardziej o jego prywatne życie. Sugerowanie, że np. Lucy, Strawberry czy A Day i inne dzieła powstały tylko dzięki narkotykom, dzięki zamieszaniu w naćpanej głowie beatlesów (johna) jest złym i nieprawdziwym sygnałem dla fanów zespołu mniej 'oznajomionych' z jego biografią i informacją, że geniusz powstał dzięki ćpaniu
Naprawdę sądzisz, że pomysł przykładowo zapętlenia wokoł jednego motywu Tomorrow Never Knows powstał na trzeźwo? Te całe zabawy dźwiękiem, puszczanie ścieżek od tytułu i wciąganie egzotycznych insterymentów? A ja myślę, że to narkotyki otworzyły chłopców na arstystyczną swobodę i eksperymenty. Jeśli nie, to co? Może przeczytali jakąś prace naukowa o eksperymentowaniu i stad efekty?
Ryszard napisał(a):
Nie uważam, że Getting Better to słabizna
Tez nie uważam. Kto tak twierdzi?
Ryszard napisał(a):
gdzie Autor dopsłuchał się transowych rytmów w Beneficie mr Kite ?
Wszędzie. Cały utwór jest transowy.
Ryszard napisał(a):
Zdanie Autora pewne by podobnie skomentował John: nawet nie wiedziałem o tym. Owszem, cała twórczość Beatlesów z 1967 to psychodelia i ale transowa muzyka - czy autor miał na myśli 'bycie w transie' ?
Czyli odmawiasz komuś odczuwania muzyki w taki czy inny sposób tylko dlatego, ze Lennon coś tam powiedział (a był chociaż trzeźwy gdy to mówił?
) a Ty bierzesz jego słowa jako jedyny wyznacznik. Określenie "transowy" jest prawie tożsame z psychodelią, jest to sposób odbierania takich dźwięków. Być moze tego po prostu nie czujesz.
Ryszard napisał(a):
Za nic nie mogę dokopać się łącznika między 'Flying' a muzyką drugiego mojego ulubionego zespołu muzycznego, jakim są Pink Floydzi.
Wielka strata
Ryszard napisał(a):
A myślę, że chyba nikt
To źle myślisz bo np. w Brytyjskim Rocku Leśniewskiego jest o porównaniu tego utworu i chyba jeszcze Blue Jay Way do wczesnych Floydów z Barrettem.
Ryszard napisał(a):
Jestem takim samym bezkrytycznym fanem twórczości Fab4.
Nie wiem kogo jeszcze masz na myśli ale ja bezkrytycznym fanem nie jestem i nigdy nie byłem.
svarog napisał(a):
Jaką rolę odegrały narkotyki? Czy "otworzyły" umysły bitlesów i pozwoliły im wyzwolić się od swoich "ego"? Dla mnie najbardziej widocznym efektem był wyraźny spadek kondycji, w tym także twórczej Johna. Równolegle do nagrywania płyt Revolver i Sgt. Pepper tracił bezpowrotnie dominującą pozycję w zespole
W 68 roku znów dominował jako kompozytor. Natomiast w latach 66-67 jedyne co widzę to wyraźny wzrost formy kompozytorskiej Johna
Przede wszystkim jakościowy wzrost. Ale i ilościowo był bardzo płodny - w pierwszej połowie 67 roku wyszło aż 6 jego kompozycji plus 2 wspólne. Gdzie tu kryzys? Ktos kto tworzy Strawberry Fields może miec jakiś spadek kondycji?
W 66 też żadnego spadku kondycji Johna nie widzę. Po prostu Paul wtedy mocno nadgonił.
Kryzys miał dopiero pod koniec 67 roku z jednym tylko wydanym wówczas utworem. Z drugiej strony JAKIM utworem.
svarog napisał(a):
A tak swoją drogą co jest psychodelią? Kiedy zaprezentowałem Sierżanta kolegom słuchającym Pink Floyd byli zdziwieni, że nazywam to psychodelią.
Może wsłuchali się tylko w With A Little Help..., Getting Better oraz When I'm 64?
Tylko tak to tłumaczę
Psychodelie trudno zdefiniować. Na pewno podstawą jest eksperyment, niecodzienne instrumentarium, ale tak naprawdę to przede wszystkim trzeba czuć. Ktoś może nie odczuwać, że Fixing A Hole to psychodelik a ja po prostu wpadam w trans