Yer Blue napisał(a):
Świetny tekst o Johnie, Ryszardzie. Dopiero teraz przeczytałem.
Zaintrygowała mnie ta wypowiedź Lennona: Myślę, że jedyną osobą, która może się obawiać czegokolwiek jest Paul, ponieważ on jako jedyny z całej czwórki ciągle pracuje nad ulepszeniem swojego profilu.
To było powiedziane w kontekście bania się swoje życie. Taki paradoks, że człowiek, nad którym niby wisi widmo zamachu i tysiące legend o jego śmierci - żyje do dzisiaj i ma się dużo więcej niż dobrze. Paradoks będzie jeszcze bardziej widoczny jak jeszcze przeżyje wszystkich Beatlesów.
A z tym ulepszeniem swojego profilu to John trafił w dychę, bowiem Paul lubi się sprawdzać, lubi wyzwania i ciągle chce być na topie. To widac nawet po 33 latach od śmierci Johna.
Ryszard napisał(a):
Yer Blue - trafiłeś w sedno, Paul - chociaż nie musi przecież od wielu wielu lat - chce być dla wszystkich cool! Taka natura.
A nie macie wrażenia, że mimo tego, że się stara, aby tak było, Paul nie jest jednak
cool? Zastanawiałam się nad tym po audycji Anny Gacek i Piotra Metza w Trójce, którzy właśnie wysunęli taką tezę, że Paul zawsze chciał być
cool, ale już pogodził się z tym, że tak
nie jest (nie pamiętam dokładnie, ale porównali go chyba z Davidem Bowie).
Mi to oczywiście różnicy nie robi, czy ktoś tam będzie postrzegany przez ludzi jako
cool, obciachowy czy jaki tam dusza zapragnie. Jednak porównując Paula z przykładowo nawet Rolling Stonesami czy chociażby Johnem Lennonem, wypada on w ogólnej opinii większości ludzi mniej
cool.
Co do powyższych wypowiedzi, to zgadzam się, Paul ma to wszystko chyba we krwi. Moim zdaniem dochodzi tutaj jeszcze tylko jedna rzecz.
Po koncercie Paula w Warszawie, moja mama powiedziała, że "ten Paul to musi naprawdę kochać to, co robi". I ja się zgadzam. Jak się na niego patrzy, słucha, to widać od razu, że muzyka, koncertowanie to jego żywioł i on pewnie nie potrafiłby przestać nagrywać, bo byłby po prostu nieszczęśliwy.