Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Czw Mar 28, 2024 2:21 pm

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 42 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: Nie Mar 08, 2015 4:03 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Argus9 napisał(a):
No właśnie: „miarą Ringo”. To jest to. Od wielu lat „mierzymy” twórczość Ringo nie jakimis ‘zewnętrznymi standardami’, tylko jego miarą - „miarą Ringo”. Ot, cała prawda.

No właśnie, coś w tym jest. Gdyby Ringo nie był ex-Beatlesem, pewnie byśmy nie poznali nawet jego albumów, nawet jeśli - powiedzmy - byłyby identyczne w zawartości i składzie muzyków. Chociaż wydaje mi się, że Vertical Man i Ringo Rama na tyle wybijają się ponad "poziom Ringo", że jakoś by do nas dotarły. A mi by się spodobały nawet, jeśli nie wiedziałbym, kim jest ten gość, który je wydał (do tego dorzuciłbym jeszcze "Liverpool 8").

Natomiast to, że inni "robią" płyty Ringo to jeszcze żaden minus. Lubię kompozycje Hudsona i spółki i jego charakterystyczną produkcję (współpracował też przecież z Alice'em Cooperem, Ozzym Osbourne'em, Aerosmith), ale bez wokalu Ringo to już nie byłoby to samo. Mam taką słabość do Ringo, że gdy zaczyna śpiewać, po prostu ocena piosenki leci w górę - nie ma siły. I zupełnie mi nie przeszkadza, że fałszuje, desperacko czasami próbuje "ciągnąć wokal w górę" itd. Jest coś takiego w barwie jego głosu, co jest nie do podrobienia i nadaje takiego ciepła i indywidualnego stylu, że musiałby się bardzo postarać, żeby wokalem zepsuć piosenkę. Zupełnie jak późny Ozzy.

Rozstanie z Hudsonem obniżyło niestety poziom kompozycyjno-producencki albumów Ringo.

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Mar 09, 2015 12:51 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Fangorn napisał(a):
Argus9 napisał(a):
No właśnie: „miarą Ringo”. To jest to. Od wielu lat „mierzymy” twórczość Ringo nie jakimis ‘zewnętrznymi standardami’, tylko jego miarą - „miarą Ringo”. Ot, cała prawda.

No właśnie, coś w tym jest. Gdyby Ringo nie był ex-Beatlesem, pewnie byśmy nie poznali nawet jego albumów, nawet jeśli - powiedzmy - byłyby identyczne w zawartości i składzie muzyków. Chociaż wydaje mi się, że Vertical Man i Ringo Rama na tyle wybijają się ponad "poziom Ringo", że jakoś by do nas dotarły. A mi by się spodobały nawet, jeśli nie wiedziałbym, kim jest ten gość, który je wydał (do tego dorzuciłbym jeszcze "Liverpool 8").


Absolutnie Vertical Man i Ringo Rama to już klasa poziom i żadna miara Ringo (czyli taka taryfa ulgowa), którą podałem odnośnie ostatnich piosenek i trochę generalizując. Czasem traktuję Starra z przymróżeniem oka, ale nie w przypadku tych 2 zacnych płyt, zacnych nie tylko jak na Ringo. A jakby zebrać najlepsze fragmenty obydwu tych dzieł w jedną całość to byłaby to już ekstraklasa na miarę powiedzmy Ram.

Fangorn napisał(a):
Jest coś takiego w barwie jego głosu, co jest nie do podrobienia i nadaje takiego ciepła i indywidualnego stylu, że musiałby się bardzo postarać, żeby wokalem zepsuć piosenkę. Zupełnie jak późny Ozzy.


Z porówaniem do Ozza to może przesada (no jednak to wyższa półka ;)), ale z pierwszym zdaniem zgadzam się po całości. Doskonale to ująłeś.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Mar 09, 2015 1:06 am 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Yer Blue napisał(a):
Z porówaniem do Ozza to może przesada (no jednak to wyższa półka ;)), ale z pierwszym zdaniem zgadzam się po całości. Doskonale to ująłeś.

Tak mi się jakoś skojarzyło :D bo niektórzy mówią, że on już nie umie śpiewać, z czym się absolutnie nie zgadzam.

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Kwi 02, 2015 12:49 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Kwi 11, 2006 10:21 pm
Posty: 2315
Miejscowość: New Salt
Jest już polska recenzja najnowszej płyty Ringo, napisana przez Rafała Samborskiego.
http://muzyka.interia.pl/recenzje/news-recenzja-ringo-starr-postcards-from-paradise-pocztowki-z-raj,nId,1708385


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Kwi 02, 2015 3:34 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lis 19, 2013 3:54 pm
Posty: 1335
Pierwsze wrażenie - płyta jest “matowa”. Produkcja nie tak „gęsta” jak drzewiej bywało, instrumentalnie jakby ‘lajtowo’, chórki mocno żeńskie - powrót do stylistyki z Ringo-albumów połowy lat 70. (?)

Jednak najgorzej jest z... wokalem (jak zawsze poprawianym)… Z drugiej strony… ilu znacie siedemdziesięcio-pięcio-letnich CZYNNYCH pop-wokalistów? A ILU z nich było w TYM LIVERPOOLSKIM KWARTECIE? :wink:

PS. Jeśli macie w Swoich Rodzinach Osoby 70 + i znacie ich codzienność/problemy, to Doceńcie Absolutną Wyjątkowość Koncertów i Nowych Płyt Paula i Ringo, bo nie zawsze „tak” będzie…

_________________
WISH is the future and ASH was the past, what stood in between was WISHBONE ASH.

Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Kwi 02, 2015 1:56 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Niezbyt pochlebna ta recenzja.

Argus9 napisał(a):
PS. Jeśli macie w Swoich Rodzinach Osoby 70 + i znacie ich codzienność/problemy, to Doceńcie Absolutną Wyjątkowość Koncertów i Nowych Płyt Paula i Ringo, bo nie zawsze „tak” będzie…


Właśnie sobie wyobraziłem moją mamę (rocznik Harrisonowy) w roli Paula i Ringo - szacun dla nich:)

Wczoraj widziałem w TV wzmiankę o nowej płycie Ringo. Taka mała namiastka Beatlesów, a cieszy :)
Płyty posłucham lada dzień.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Kwi 02, 2015 8:55 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lis 19, 2013 3:54 pm
Posty: 1335
Yer Blue napisał(a):
Niezbyt pochlebna ta recenzja.

Ta płyta jest po prostu Taka Jaki Jest 75-cio letni Ringo :)

Brak jej ENERGII z ‘szczytowych’ czasów Ringo Starra, a więc z pierwszej połowy lat 70. , ŚWIEŻOŚCI z zaskakująco rewelacyjnego come-backu lat 90. , i OPTYMIZMU ze wspaniałych (minionych) czasów Markowo-Hudsonowych.

I nawet nie jest to z mojej strony pretensja, czy zarzut, lecz Stwierdzenie Faktu - tak po prostu musi być. Ringo Starr ma swoje Najlepsze (Solowe) Osiągi za sobą i trzeba się z tym pogodzić.

Robi Swoje :)

_________________
WISH is the future and ASH was the past, what stood in between was WISHBONE ASH.

Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Kwi 06, 2015 11:25 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Niestety nie dam rady przebrnąć przez to dzieło za jednym razem, na razie dałem radę przesłuchać pierwsze cztery utwory. Pierwsze co się rzuca w oczy to trochę wydłużone kompozycje i denerwujący wokal Ringo. Jakoś plastikowo brzmi. Po kilku recenzjach ostrzyłem sobie zęby na "You Bring the Party Down" ale trochę się rozczarowałem. Jest fajny orientalny aranż ale jakieś to takie sztuczne, odpychające. I ten wokal. Tytułowy utwór broni się dobrym refrenem i boje się, że to będzie najlepszy utwór z płyty...

Płyta trwa ze 2 razy dłużej od poprzedniej, Ringo 2012, która z tego co pamiętam trwała niecałe pół godziny. Zastanawiam się czy to czasem nie była jedyna jej zaleta :) Teraz trzeba będzie się męczyć prawie całą godzinę.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Kwi 07, 2015 6:42 am 
Offline
Sierżant Pepper
Awatar użytkownika

Rejestracja: Sob Cze 07, 2014 8:26 am
Posty: 104
Yer Blue napisał(a):
Pierwsze co się rzuca w oczy to trochę wydłużone kompozycje i denerwujący wokal Ringo. Jakoś plastikowo brzmi.

Auto-tune na wokalu Ringa rujnuje ten album, a szkoda bo jest to jego najlepszy propozycja od ładnych paru lat.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Kwi 07, 2015 9:31 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pon Cze 10, 2013 10:41 pm
Posty: 598
Miejscowość: Cieszyn
Jestem po odsłuchaniu płyty, choć na początku troche jak Piotrek ...na raty, ale bardziej z braku czasu.
Zgadzam sie z przedmówcami, że to najlepsza płyta od lat. Z drugiej strony widzę , wszyscy czepiają się wokalu Ringo, ale jak słusznie zauwazył Argus,
to troche tak jakby ubolewac nad sportową formą Sylwestra Stallone w filmie Rocky XI :wink:
Największy atut płyty jednak to...gitary, gitary, gitary. Nie pamiętam żeby u któregos z chłopaków na ostatnich płytach, ba w ogóle na albumach jakichkolwiek gwiazd
było tyle solówek. Prawdziwa uczta. Jesli dołozyc do tego całkiem zgrabne kompozycje to mamy do czynienia z naprawde ciekawym albumem.
Najlepszy utwór na dzien dzisiejszych to...opener, ale w miare słuchania to sie może zmienić


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Kwi 09, 2015 12:30 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Helter-Skelter napisał(a):
wszyscy czepiają się wokalu Ringo, ale jak słusznie zauwazył Argus,
to troche tak jakby ubolewac nad sportową formą Sylwestra Stallone w filmie Rocky XI :wink:


Mam podejrzenia, że te "auto-tune" na wokalu to nie efekt niedomagań głosowych Ringo, tylko jakaś moda, próba odświeżenia. Co ja co ale głos Ringo wydaje się ciągle zadowalający (bez tego głupiego bajeru masakrującego ciepłą barwę Starra), co też słychać na żywo (a przynajmniej było 5 lat temu ;)).

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Kwi 14, 2015 1:32 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Sob Sie 30, 2003 12:06 pm
Posty: 1537
Miejscowość: Wrocław
Po pierwszym przesłuchaniu:
Na płycie są trzy piosenki, których mogę słuchać bardziej, niż tylko myśląc o czymś zupełnie innym:
- Rory and the Hurricans - chwytliwy rocknroll, nawet powiem, że mi się względnie podoba;
- Postcards from Paradise - tylko i wyłącznie za tekst, z innym byłby totalnym knotem;
- Bridges - przyciąga uwagę, ale trochę za długie.

Poza tym płyta jest wypełniaczem czasu, nie natarczywym, ale człowiek nawet nie zauważa, że w sumie nic wielkiego się nie zdarzyło, a płyta się już skończyła.

Co do recenzji:
Zdecydowanie najciekawiej prezentuje się tytułowy utwór, dzięki elektronice starający się odbić w pierwszych taktach od soft-rockowego charakteru albumu. Choć i tak najlepiej prezentują się tu wersy, złożone z nazw przebojów Wielkiej Czwórki z Liverpoolu ("I'm begging you don't pass me by/And if you do, please tell me why/I know you told me yesterday/You've got to hide your love away"), zwieńczone autoironicznym "I'll love you when I'm sixty-four".
... a są jakieś inne (poza tytułowym) wersy, niż złożone z tych nazw ...??


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Kwi 14, 2015 9:55 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Wrz 09, 2005 4:27 pm
Posty: 972
Miejscowość: Warszawa
Aż się dziwię stonowanym opiniom odnośnie Postcards, bo moim zdaniem, a zdarzało mi się ostro oceniać dokonania Ringo, jest to najlepszy album Ryszarda w tym wieku i kładzie na łopatki większość jego ubiegłowiecznych dokonań. Zwykle tak to jest, że jak się wielokrotnie pomęczy Ringowe albumy, to zaczynają nawet "chodzić" za człowiekiem, ale tym razem płyta spodobała mi się od samego początku i zwłaszcza pierwsze trzy utwory + osłuchany już Postcards from Paradise sprawiły, że przecierałem uszy ze zdumienia :)

Bardzo fajne, ciepłe brzmienie, dużo wyrazistych gitar, babskie chórki (momentami czułem się jakbym słuchał płyty Cockera) i kompozycje, które wstydu nie przynoszą, a momentami wręcz wybijają się na plus - oczywiście przykładając odpowiednią miarę.

Świetne i w sumie mało Ringowe (to komplement) You Bring The Party Down, pozytywnie bujające Island In The Sun i rozpoczynające album Rory And The Hurricanes to moim zdaniem pierwsza trójka, ale pozostałe kawałki w rymach reggae, czyli Bridges i Right Side Of The Road oraz w sumie utwór tytułowy (mnie z kolei razi ta wyliczanka z historycznych tytułów) wiele poziomem nie odstają. Nawet nieco przaśna Bamboula, nie licząc irytującej przygrywki, jest w sumie przyzwoitym Ringowym średniakiem. Żadnej wtopy, wszędzie poziom co najmniej przyzwoity, a ponad połowa utworów wyraźnie ponad ten poziom - to musi być dobra płyta.

A co do autotune - no cóż, nieco słynniejszy kolega Ringo z zespołu już w latach 60-tych kombinował co by tu zrobić, żeby nieco podrasować swój głos i a to przepuszczał go przez jakieś wymyślne filtry, a to nagrywał dwa ślady. Ja tam nie mam z tym problemu, a brzmienie albumu jak najbardziej mi odpowiada i już chyba z dziesiąty raz leci całość z głośników :)

_________________
"Going fast, coming soon,
We made love in the afternoon.
Found a flat, after that
We got married" :)


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Kwi 14, 2015 10:16 pm 
Offline
Sierżant Pepper
Awatar użytkownika

Rejestracja: Sob Cze 07, 2014 8:26 am
Posty: 104
hans80 napisał(a):
A co do autotune - no cóż, nieco słynniejszy kolega Ringo z zespołu już w latach 60-tych kombinował co by tu zrobić, żeby nieco podrasować swój głos i a to przepuszczał go przez jakieś wymyślne filtry, a to nagrywał dwa ślady. Ja tam nie mam z tym problemu, a brzmienie albumu jak najbardziej mi odpowiada i już chyba z dziesiąty raz leci całość z głośników :)

Jest zasadnicza różnica między double trackingiem czy nakładaniem efektów na wokal a autotunem.
Te pierwsze mają wzmocnić wokal czy nadać mu konkretne cechy aby wzmocnić klimat utworu, bez nich nie dało by się takowego efektu uzyskać w ogóle, nie zmieniają one możliwości wokalnych, jeśli nie umiesz śpiewać to chodź by nie wiem ile dodatkowych ścieżek nagrasz i jakich efektów nie użyjesz nadal będziesz brzmieć kiepsko (sam Ringo najlepszym przykładem :D).
Auto-tune jest cyfrowa ingerencja w dźwięk, co z tego ze Ringo "śpiewa" bez zarzutu skoro jest to odpierane przez ludzkie ucho jako metaliczny, sztuczny i po prostu nieprzyjemny dźwięk, to burzy kompletnie nastrój tego krążka.
Poza tym autotune-a tez trzeba umieć użyć ;) są nagrania na których trudno go wychwycić a na PFP słychać Ringodroida.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Śro Kwi 15, 2015 12:33 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lis 19, 2013 3:54 pm
Posty: 1335
hans80 napisał(a):
...nieco słynniejszy kolega Ringo z zespołu już w latach 60-tych kombinował co by tu zrobić, żeby nieco podrasować swój głos...

Tylko, że „tamten kolega” Miał GŁOS, ale miał ‘kompleksy’, a Ringo NIE MA głosu i nie ma kompleksów… :wink: ale i tak jest O Niebo Lepszy :!: od wielu innych współczesnych ‘artystów’, którzy NIE MAJĄ NIC i jednocześnie nie mają żadnych zahamowań… :(


Dla mnie ten album ma jakby trzy ‘odsłony’: 1) pierwsze sześć utworów, 2) kolejne dwa, 3) końcowe trzy.

Pierwsze sześć utworów, to jest to, co w tej płycie Najlepsze :) . Słucha się tego naprawdę przyjemnie - Taki Ringo jakiego chciałoby się w Otoczeniu Wielkich Znakomitości wciąż Dostawać :) . Gdyby w tym miejscu to wydawnictwo się skończyło, byłby to naprawdę Miły Zestaw Wiosenny. Krótki, a więc powiedzmy ‘mini-album’, czy ‘mega EP-ka’, zwał jak chciał, ale byłoby to bardzo zgrabnie zakomponowane, włącznie z finałowym (w tej szóstce) Not Looking Back - ballada która mogłaby trafić na dowolną płytę Ringo z lat 1973-1983, piosenka NIEnowoczesna - jak cały Ringo, i przez to Ringowo-Ładna :)

Potem następuje załamanie tego albumu - najbardziej karygodna i niedopuszczalna pozycja na tej płycie - Bamboula… która nie powinna powstać, ani ukazać się w jakimkolwiek wykonaniu… Nie znoszę takich ‘dzieł’, które POD POZOREM ‘atrakcyjnego’ aranżu, ‘uśmiechniętego’ wykonania, wymuszonej niby-egzotyki i z pseudo ‘chwytliwym’ tytułem UDAJĄ melodyjny przebój, w rzeczywistości będąc pusto-dźwiękiem, brakiem pomysłu, wymęczoną układanką bezbarwnych nut i próbą tworzenia czegoś NA SIŁĘ - co słychać jednym bolącym uchem. Wzdragam się! NIJAKOŚĆ. Coś jak PRL-owskie wodzirejowanie, chyba że to pastisz (bo przecież kompozytor - Van Dyke Parks, to godna postać), ale nawet jeśli tak, to zabieg jest chybiony. (z tej samej serii ‘udawania przeboju’ jest ‘Samba’ na ‘Ringo 2012’, zresztą tegoż samego autora!)

Island In The Sun jest Baaardzo Dobre, ale… czy pasuje do ‘koncepcji’ tego albumu? (czyli pierwszej szóstki utworów). Taki utwór wyjęty z innej szuflady (przypomina niezapomniane początki Santany? wiadomo - Gregg Rolie!)
Myślę, że w połowie płyty sypie się rola Ringo jako producenta CAŁOŚCI.

Ostatnie trzy utwory: Touch And Go - rytmicznie wreszcie żwawo, zdecydowane przyspieszenie tempa (czego mi od początku wyraźnie brakowało, bo średnie tempo płyty jest ZBYT ŚREDNIE), ale te trzy finałowe piosenki (choć dobre kompozytorsko) są najgorszą częścią tego wydawnictwa - przez wokal… Wokalista, jaki by nie był - NIE MOŻE WALCZYĆ Z WŁASNYM WOKALEM / MĘCZYĆ SIĘ WŁASNYM GŁOSEM: …TRAGEDIA w ‘Confirmation’ (nomen omen!)…

(…ach! gdyby tak Let Love Lead mógł wykonać Marc Bolan wraz z T.Rex…)

Muzycznie - jak ZAWSZE u Ringo - BEZ ZARZUTU - trudno się dziwić - przy Takich Nazwiskach! Gitarzystów rzeczywiście pod dostatkiem, toteż Dobrą Gitarą można się nasycić :) . Najbardziej Gitarowa Płyta Ringo. Perkusja - po prostu (jak zawsze) Delicyje! Wiele Smakowitych Smaczków :) (dla Wsłuchiwaczy).

Dobre Gitary i Dobra Perkusja - to jest to! :D

To mógł być naprawdę Lepszy album… Producent, wystąp! …Aaa, to Ringo… :wink:

PS. Mój pies po raz kolejny ostentacyjnie wychodzi przy Bambouli… :wink:
(choć obaj JEDNAK często słuchamy Tej Płyty :) )

...bo w Świecie Fab Fanów, Taki Album To Jest WCIĄŻ Ważne Wydarzenie.

_________________
WISH is the future and ASH was the past, what stood in between was WISHBONE ASH.

Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Śro Kwi 15, 2015 9:48 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Znalazłem wreszcie czas, żeby przesłuchać. Po "Ringo 2012" miałem uzasadnione obawy co do kolejnego albumu Ringo i... cóż, zostały one potwierdzone, ale jednocześnie kilka elementów sprawiło, że jako słuchacz, fan Beatlesów i Ringo Starra jestem zadowolony z efektu końcowego. Jest lepiej niż ostatnio (co nie jest jakimś szczególnym osiągnięciem), ale czy lepiej od "Y Not" - nie jestem pewien. Na pewno "Postcards from Paradise" nie umywa się choćby do "Liverpool 8", nie mówiąc już o którymkolwiek albumie z lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych.

Po pierwsze, Ringo zawodzi jako producent (Marku Hudsonie, wróć! :wink: ) Są postępy, tzn. słychać taką wewnętrzną spójność poszczególnych utworów, pojawiają się smaczki w postaci chórków, aranżacje są pełniejsze, efekt końcowy nie zieje pustką między instrumentami jak na dwóch poprzednich albumach. Jednak tu i ówdzie przydałoby się doszlifować. Świetnie słychać perkusję, która za czasów Hudsona potrafiła ginąć w niemalże ścianie dźwięku.

Dwa: auto-tune. Ten pomysł Ringo na zamaskowanie wokalnych niedoskonałości bądź unowocześnienie brzmienia nie realizuje ani pierwszego, ani drugiego celu ("Confirmation", "Bridges", "Touch and Go" to najgorsze przypadki). Wokal Ringo jest tak niepowtarzalny, roztacza tak niesamowite ciepło i urok, że nie potrzebuje moim zdaniem zbędnych "upiększeń" - jak śpiewa Starr każdy słyszy, ale co z tego? Pięćdziesiąt lat temu brzmiał tak samo i było w porządku. Niech fałszuje, niech się męczy, ale bez komputera, proszę! Od "Y Not" auto-tune to częsty gość na płytach Ringo (Marku Hudsonie, wróć! - po raz drugi).

Natomiast dużym plusem jest na pewno strona muzyczna. Świetne solówki gitarowe i smaczki perkusyjne budują ten album. Wypada tu wspomnieć także o żeńskich chórkach. Skojarzyły mi się od razu z "Ringo the 4th", a lubię ten album (tak, wiem co powiecie :) ). Całościowo album kojarzy mi się z latami 70. właśnie.

Kompozycje - tu jest różnie. Moimi faworytami są "Rory and the Hurricanes" (rytmiczny rock and roll, chwytliwa melodia, świetne chórki; trzecia część autobiografii w piosenkach z ostatnich lat), "You Bring the Party Down" (smakowite indyjskie tło i perkusja) i "Not Looking Back" (naprawdę ładna ballada). Półkę niżej: rzeczywiście przypominające T.Rexa "Let Love Lead" (chyba moja ulubiona gitara), "Island in the Sun" też jest solidne (choć nie przepadam za reggae), a "Touch and Go" przywodzi mi na myśl młodzieżowe piosenki pop-rockowe z lat 50. (i minione płyty, gdyż kompozytor Gary Burr to ostatni z "paczki Hudsona", z którym Ringo się nie rozstał; ten utwór aż krzyczy o lepszy aranż). "Bridges" w zasadzie też jest niezłe (refren dobry do śpiewania na koncertach), "Postcards from Paradise" ma intrygujący podkład i refren, ale już mnie trochę nuży, bo nasłuchałem się tej piosenki, gdy wyszła na singlu. Nie mogę się przekonać do "Right Side of the Road" i nijakiej "Confirmation". Natomiast o tandetnej "Bambouli" wszystko napisał już Argus - podpisuję się pod tymi słowami. Kompozycyjnie jest więc sto razy lepiej niż na "Ringo 2012" (gdzie w zasadzie połowa albumu była nowa, a reszta odgrzewana), ale nie wiem, czy lepiej niż na "Y Not" (może w miarę dalszego słuchania się to zmieni). Jakiś smakowity duecik wokalny mógł polepszyć sytuację.

Ogólnie rzecz biorąc: Ringo to Ringo i nic tego nie zmieni. Braki w produkcji i auto-tune to jedna strona medalu, natomiast napędzające płytę gitary i perkusja, w większości udane kompozycje, świetne chórki i ciepły, wręcz letni klimat sprawiają, że płyty słucha mi się bardzo przyjemnie. Tak więc cieszę się, że Ringo nadal tworzy zamiast wybrać się na emeryturę. I że jego albumy są tak urzekająco nienowoczesne, jak to ujął Argus :)

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Kwi 16, 2015 3:25 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Fangorn napisał(a):
Znalazłem wreszcie czas, żeby przesłuchać. Po "Ringo 2012" miałem uzasadnione obawy co do kolejnego albumu Ringo i... cóż, zostały one potwierdzone, ale jednocześnie kilka elementów sprawiło, że jako słuchacz, fan Beatlesów i Ringo Starra jestem zadowolony z efektu końcowego. Jest lepiej niż ostatnio (co nie jest jakimś szczególnym osiągnięciem), ale czy lepiej od "Y Not" - nie jestem pewien. Na pewno "Postcards from Paradise" nie umywa się choćby do "Liverpool 8", nie mówiąc już o którymkolwiek albumie z lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych


Zgadzam się z każdym słowem, kropką a nawet przecinkiem ;)
Jest na pewno lepiej od koszmarnego "Ringo 2012", a czy jest powrót choćby do poziomu "Y Not" to jeszcze trudno powiedzieć. Do płyt od "Liverpool 8" w dół ciężko porównywać bo to trochę nie ten poziom.

Fangorn napisał(a):
Wokal Ringo jest tak niepowtarzalny, roztacza tak niesamowite ciepło i urok, że nie potrzebuje moim zdaniem zbędnych "upiększeń"


Dokładnie. Ingerencja w naturalne brzmienie wokalu Ringo psuje jego niepowtarzalność. Podoba mi się określenie "Ringodroid". Całe szczęście, że Macca nie używa takich technik maskowania naturalności głosu, chociaż przez chwilę zmasakrował w ten sposób chórki w końcówce "Feet in the Clouds" (do do dzisiaj przewijam ten fragment :)).

Wg mnie płyta jest bardzo przeciętna. Jedynym jasnym przebłyskiem dla mnie jest nagranie tytułowe a zwłaszcza jego refren. Być może będę w stanie polubić jeszcze "You Bring the Party Down", który jest na pewno oryginalny i może z czasem przywyknę do wokalu na tyle by normalnie go słuchać. Reszta na razie mi się zlewa w jedną, monotonną masę bez cienia czegoś co powoduje choćby małe "wow". Ale z drugiej strony płyta ma solidne rockowe brzmienie (gitary to jej wielki plus), więc na pewno będę do niej jeszcze wracał, nawet jeśli znowu na raty ;)
Mam wrażenie, że płyta jest bardzo dobrze odegrana (słychać solidność i zgranie), ale trochę kuleje to co najważniejsze - same kompozycje. Wokal trzeba przeboleć, ale to może kwestia przyzwyczajenia. Jak przywyknę do Ringodroida to może będę bardziej łaskawy w ocenie.

Okładka bardzo mi się podoba.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Maj 10, 2015 5:03 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Po kilku odsłuchach i dłuższych przerwach między nimi bardzo spodobały mi się 2 utwory: "Rory and the Hurricanes" oraz "Not Looking Back". Pierwszy jest bardzo przebojowy (żeńskie chórki pasują do niego znakomicie), drugi ma fajny, beatlesowski klimat w wersji delikatnej.
"You Bring the Party Down" też całkiem mi podszedł. Na plus zapisuję również "Bamboulę". Jego aranżacja wnosi na płycie świeży powiew, a melodia jest nawet przyjemna. Krótki, wyrazisty numer. Dopiero od "Island In The Sun" zaczyna mi się coś psuć na tej płycie. Utwór też ma nietypową aranżację, ale coś mi w nim zgrzyta. Następujące po nim kompozycje to już niestety zupełna męczarnia, nie jestem w stanie ich polubić.

Ostatecznie płyta ma sporo przyjemnych momentów, do których może nawet będę wracał. Do dwóch utworów na pewno. "Postcards from Paradise" oceniam na 5/10, czyli odrobinkę wyżej od "Y Not".

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Maj 30, 2015 8:52 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Paź 12, 2010 6:31 pm
Posty: 866
W czerwcowym "Teraz Rock" recenzja płyty red. Kszczotka i ...4/5. Hmmm, każdy słyszy to co słyszy.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Maj 30, 2015 11:11 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Ringo ma jakąś taryfę ulgową w Teraz Rocku co najlepiej było widać po gwiadkowaniu we wkładce mu poświęconej. Rzadko, która płyta zchodziła poniżej 4 gwiazdek.
Zdaje się nawet ten koszmarek "Ringo 2012" miał 3.5 gwiazdki :)

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 42 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 4 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY