I ja dorzucę swoje trzy grosze do tej ognistej dyskusji
What's The New Mary, Revolution 9, Unfinished Music no1, potem no.2 (Life With the Lions), the Wedding Album (lata 1968-1969)
toż to wszystko jakaś szalona awangarda i kakofonia!
Beatlesi grali rock'n'rolla, a nie nagrywali dzwięków wody spuszczanej w kibelku (Unfinished Music-Two Virgins)
John zachwycił się tym w co yoko zaczęła go wprowadzać, i nawet zażądał aby Revolution 9 było stroną A singla Beatli. Wściekł się nie na żarty gdy stronę A dostała Hey Jude, a 9 w ogóle nie weszło na singla.
John w tym okresie najchętniej wydawałby płyty z czystą kakofonią.
Mi osobiście nie podobałaby się dziś płyta Beatlesów, na której zamiast Obladi Oblada, albo Hey Jude znalazłyby się jęki-stęki yoko, wrzaski Johna, tłuczenie szkła w tle z pracą kosiarki do trawy trzaskającej o kamienie, pozbawione jakiejkolwiek melodii przypadkowe szarpanie strun gitary i uderzanie w klawisze fortepianu przy jednostajnym waleniu w dzwonek i trójkąt, itd itd
Osobiście wolę już wodewilowe Honey Pie.
A Revolution 9 niech zostanie, na pamiątkę tych szalonych dni