Zdecydowałem się napisać obszerniejszą recenzję płyty "McCartney II", gdyż jest jedną z moich ulubionych w dorobku Paula. Nie mogę powiedzieć, że ulubioną, gdyż ciężko byłoby mi wybrać taką, jednak na pewno jest w moim Top 5. Jest to płyta inna niż wszystkie (nie licząc pobocznych projektów Paula typu The Fireman czy z muzyką klasyczną), płyta poniekąd eksperymentalna. Przez wielu znienawidzona, uznawana za najgorszą, przeze mnie uwielbiana.
Latem 1979 roku Paul zamknął się w swoim domu (a właściwie dwóch - Lower Gate Farm w hrabstwie Sussex i Lower Ranachan w Szkocji) z 16 ścieżkową maszyną nagrywającą i zaczął nagrywać eksperymentalne, głównie oparte na syntezatorowym brzmieniu utwory. Powstało ich tyle, że "McCartney II" miał być pierwotnie płytą podwójną, jednak wytwórnia nie zgodziła się na to i z części utworów trzeba było zrezygnować, a część jeszcze zedytować i skrócić.
W nagraniu płyty Paul użył czterech syntezatorów: Yamaha CS80, Roland Jupiter 4, Arp Pro-Soloist oraz Mini Moog. Wykorzystany został również melotron. Oprócz tego oczywiście gitary elektryczne, basowe oraz zestaw perkusyjny poskładany z różnych innych zestawów. Całość "zbierały" dobrej jakości mikrofony studyjne.
A oto co powstało tego pamiętnego lata 1979 roku. Dodam, że ze względu na moją słabość do tej płyty moje oceny mogą być trochę nieobiektywne w stosunku do innych albumów, no ale trudno
Coming Up - dynamiczny, funkujący utwór, bardzo go lubię. Pierwszy singiel z płyty. Najpierw powstał rytm perkusyjny, potem linia basu i cała reszta. Co ciekawe, w Stanach większą popularność zyskała wersja live tego utworu, ja jednak bardziej sobie cenię tę studyjną. Jako ciekawostkę podam, że głos Paula jest tu lekko przyśpieszony. Pierwotnie utwór był dłuższy, lecz został skrócony ze względów, o których pisałem wcześniej. Moja ocena 10/10.
Temporary Secretary - następny z moich faworytów. Straszny dziwoląg brzmieniowy ale może dlatego tak mi się podoba? I zdaje się, że nie tylko mi, gdyż utwór został wybrany na singla. Całość oparta jest na monotonnym zbitku dźwięków z sekwencera, dudniącym basie i akcentach na gitarze. Gdy pierwszy raz usłyszałem ten utwór byłem całkowicie zbity z tropu - "co to jest...?". Jest to piosenka z tych, które się albo kocha albo nienawidzi. Ciekawostką jest fakt użycia w utworze banjo, którego jednak ścieżka została wykluczona w końcowym miksie. Szkoooda... 10/10.
On The Way - sympatyczny, choć trochę dziwaczny blusior. Na początku go nie lubiłem, potem pokochałem. Paul najpierw nagrał perkusję i bas i zostawił to na później. Potem pod wpływem obejrzanego programu telewizyjnego zrobił z tego bluesa. Przy okazji - pokusiłem się o nagranie własnej wersji tego utworu, zapraszam do posłuchania -
http://www.youtube.com/watch?v=ERC2jiiFAiI 9/10.
Waterfalls - drugi singiel z płyty. Piękna, nastrojowa ballada. Do tego piękny teledysk. Wspaniałe dźwięki analogowych syntezatorów + gitara akustyczna. Jest to jedyny utwór, który powstał w głowie Paula już wcześniej, przed domową sesją. Ten utwór, podobnie zresztą jak całą płytę polecam przesłuchać na słuchawkach. Jest tu ukrytych wiele drobnych, cichych smaczków, które przeważnie umykają przy normalnych odsłuchu przez kolumny. 10/10.
Nobody Knows - dziwaczny blues czy nawet rockandroll, trochę toporny, trochę jajcarski. Paul musiał się świetnie bawić przy jego nagrywaniu, jak zresztą całej płyty
"Przeciągane" akordy, jak np. od 1:45 to nie przypadek, Paul podpatrzył coś takiego u klasycznych bluesmanów. Dziwnie rozmieszczone instrumenty w panoramie i ich zaskakujące proporcje w miksie to normane na tej płycie
7/10.
Front Parlour - czyli salon od frontu. Po prostu miejsce, gdzie utwór został nagrany, zresztą jako pierwszy w tej sesji nagraniowej (a nie jak powszechnie uważa się za taki utwór Check My Machine). Utwór instrumentalny, całkowicie syntezatorowy. Brzmi jak muzyka ze starej gry komputerowej. Utwór nie jest zły, są ciekawe brzmienia, jednak troszkę trąci banałem i nieco mi się dłuży. A pomyśleć że pierwotna, niezedytowana wersja była jeszcze dłuższa... 5/10.
Summer's Day Song - piękny, nastrojowy, syntezatorowy utwór. Faktycznie, gdy go słucham, to widzę siebie np. leżącego na łące w upalny dzień
Utwór pierwotnie był instrumentalny, jednak w ostatniej chwili Paul zdecydował się dodać do niego wokal. Jakiś czas temu, będąc "pod wpływem" tego utworu zdarzyło mi się napisać coś w podobnym klimacie, co pozwolę sobie teraz nieskromnie Państwu zaprezentować
http://www.youtube.com/watch?v=v5hW1yfEP-M 8/10.
Frozen Jap - kolejny syntezatorowy instrumental, o wyraźnie orientalnej melodii. Wymyślając jego tytuł Paul miał na myśli zaśnieżone, górskie szczyty w Japonii. Po incydencie w japońskim więzieniu w styczniu 1980 roku tytuł mógł zostać odebrany w Japonii jako złośliwość, więc w tym kraju ukazał się pod nazwą "Frozen Japanese". 5/10.
Bogey Music - to jest dopiero dziwactwo! Już od początku utwór wpadł mi w ucho, mam do niego wielką słabość, a tytuł obrałem sobie jako pseudonim. Gdy pierwszy raz go usłyszałem, miałem "wizję" śpiewającego Elvisa z nienaturalnie wielką, nadmuchaną głową
Ta zagrywka na gitarze jest genialna, pierwszy dźwięk pięknie wchodzi w harmonię. Świetne brzmienie syntezatora (melotronu?) pod gitarą. Do tego dziwaczny wokal i pełno delayów (co częste na tej płycie). Tekst powstał pod wpływem książeczki dla dzieci. 10/10.
Darkroom - no i mamy kolejny już dziwny utwór. Cudownie się tego słucha w ciemnym pokoju. Ileż tutaj ciekawostek do wyłapania, jakie ciekawe brzmienia syntezatorów w tle! Wersja oryginalna, nieskrócona, jest jeszcze ciekawsza. 10/10.
One Of These Days - piękna, akustyczna ballada. Paul napisał ją pod wpływem wizyty wyznawcy Krishny w jego domu. 9/10.
W 2011 roku wyszła reedycja albumu wraz z dotąd niepublikowanymi, pozostałymi utworami nagranymi w owym czasie, które zostały odrzucone w selekcji na pojedynczy longlpay. Pozwolę sobie jeszcze skrobnąć o nich kilka słów:
Check My Machine - opublikowany na stronie B singla Waterfalls. Świetny, funkujący utwór. Słyszymy tu nawet banjo, które doskonale pasuje brzmieniowo do całości. Jako ciekawostę podam, że w wersji oryginalnej (nieprzyciętej) na końcu słychać jakby Paul zaczynał nowy utwór, pojawia się motyw na klawiszach, bas, perkusja, jednak po chwili wszystko cichnie. 9/10.
Bogey Wobble - a tutaj Paul bawi się bez ograniczeń syntezatorami. Brzmi to jak demo sprzętu, a nie utwór, mimo że pojawia się jakaś melodia. Mimo wszystko całkiem lubię ten "eksperyment". 6/10.
Secret Friend - strona B singla Temporary Secretary. Najdłuższy utwór Paula, jaki kiedykolwiek nagrał - trwa 10 i pół minuty. Mamy tu ciekawy, powtarzany syntezatorowy motyw, do tego sporo instrumentów perkusyjnych, troszkę gitary w tle i tajemniczy wokal. Naprawdę można odlecieć
8/10.
Mr H Atom - fajna, króciutka zagrywka na gitarze i lecimy. Utwór nieco infantylny, nieco śmieszny, a naprawdę daje się polubić. Wokal Lindy dopełnia całości. 7/10.
You Know I Get You Baby - ciągle powtarzany tytuł na skali bluesowej i syntezatorowym tle. Jak dla mnie średnie. 4/10.
Wonderful Christmas Time - tak, tak! Ten znany wszystkim "xmas song" powstał właśnie podczas tej letniej sesji. Jak dla mnie absolutny klasyk i No 1 świątecznych przebojów. I to nie dlatego, że to Paul. Moim numerem 1 był już wtedy, gdy jako dziecko nie miałem nawet pojęcia, że śpiewa to Paul McCartney. Wspaniały, świąteczny klimat. Lubię sobie czasem puścić nawet w lecie
10/10.
All You Horse Riders - taki utworek z przymrużeniem oka. Paul wydaje komendy dla jeźdźców, przy wtórze perkusji i syntezatorowego tła. Słyszymy nawet tętent końskich kopyt
6/10.
Blue Sway - i tu dochodzimy do moim zdaniem najlepszego niewydanego utworu. Ta kompozycja ma jakiś taki osobliwy, tajemniczy klimat. Samo brzmienie syntezatorów na wstępie jest kosmiczne. Wielka szkoda, że Paul nie umieścił Blue Sway na pierwotnym wydaniu albumu, choćby zamiast Front Parlour czy Frozen Jap. W 1986 roku Paul zlecił wzbogacenie tego utworu o smyki i instr. dęte oraz dodał partie wokalne, ja jednak wolę pierwotną wersję. 10/10.
Sama płyta jako całość ma specyficzne, odrealnione brzmienie i nastrój. To dzięki tej płycie zainteresowałem się homerecordingiem. Do tego jeszcze ta okładka... Od razu mi się spodobała i jakoś tak dobrze współgra z muzyką ten żółty odcień.
Polecam wszystkim ten album do słuchania w ciepły, letni wieczór, oczywiście koniecznie w ciemnym pokoju!