Ok, został juz tylko ślimak Grzesiek
I czajaca sie od jakiegos czasu Asia. Szkoda, że Pennylane jakos nie widac ostatnio, ale frekwencja bedzie i tak wysoka.
Tez sobie chyba odswieze McCartney II, a moze nawet poznam Press To Play. Wrociłem wczoraj do Speed Of Sound i nawet przyjemnie mi sie słuchało nagran Makki, dotychczas tylko 3 wydawały mi sie słuchalne. Czas robi swoje, warto jednak dac szanse płytom, ktore kiedys skreslało sie na wejsciu.
Jednoczesnie poznaje dużo B-sidów i odrzutów i tutaj szczerze mowiac poziom jest zazwyczaj marniutki, ale trafiłem na jedna perełke - Tragedy. Z tego co wyczytałem to jakis odrzut z okresu Ram. Przesliczny, delikatny utwor z sitarem, takiego Paula bardzo lubie. Jesli sa jeszcze takie perełki do odkrycia to warto jednak szperac w wykopaliskach McCarteneya.
A tak przy okazji, Rito - ufff jak dobrze, że ten koszmarek Be Bop sie ulotnił, az nie wiedzaiłem jak jego obecnosc na Twojej liscie skomentowac
Joryk napisał(a):
Pamiętaj, że na początku beatlemanii Paul właściwie nie istniał, jako kompozytor. John w zasadzie sam napisał całą płytę "A Hard Days Night", a Paula było stać zaledwie na jakieś wypocone "Can't Buy Me Love". Talent Paula rozwinął się później i zaczął błyszczeć dopiero w drugiej połowie lat sześćdziesiątych.
Takie tam gadanie. To Paul jednak pierwszy komponował - I'll Follow The Sun czy When I'm 64 powstały gdy John nawet nie myslał jeszcze o komponowaniu. Z jakichs przyczyn, na niektorych wczesnych płytach miał bardzo mały wkład, ale jak juz cos stworzył to bywało to genialne, jak chocby And I Love Her z płyty, ktorej w zasadzie John nie napisał sam
Joryk napisał(a):
Nawet rozpad Beatlesów mu nie zaszkodził. Natomiast Lennon miał wyraźny kryzys twórczy w latach siedemdziesiątych, ale ten kryzys zaczął się jeszcze w czasach Beatlesów.
John miał tysiace kryzysow ale na pewno nie tworczy w tym czasie. Że niby na Białym i Abbey miał jakis spadek formy? Daj spokoj.
Potem po rozpadzie nagrał z marszu 2 genialne płyty. Jesli Plastic i Imagine to objawy kryzysu to ja jestem kaczor donlad. Kryzys przyszedł dopiero w 72 roku.
Joryk napisał(a):
Jonh skarżył się mediom, że coraz trudniej jest mu wcisnąć utwór na singla - to był nawet jeden z powodów odejścia Johna z zespołu. Macca miał wyraźnie lepsze kawałki. Nie wiązałbym tego jednak z brakiem rywalizacji, a raczej ze stylem życia (lenistwo, używki), negacją estetyki Beatlesów i wpływem Yoko.
A dla mnie mial lepsze John, co odzwierciedli moja 50-tka Beatli. W top 10 mam aż 8 nagran Johna z lat 67-70 co jest wystarczajcym komentarzem do tego co sadze o jego "kryzysie". To własnie wtedy wspiał sie na absolutny szczyt, mało tego - kompozycje Lennona z poznego okresu Beatli to dla mnie najwieksze osiagniecie jakiegokolwiek kompozytora w dziejach.
Joryk napisał(a):
Rita napisał(a):
Generalnie dorobek solowy Paula oceniam wyżej niż Johna
Bez dwóch zdań. Jeśli chodzi o Lennona zmieściłbym się spokojnie w Top 10. Dla Paula potrzebowałbym minimum Top 50.
W zyciu bym nie pomysłał, że jestes az takim fanem Makki, jakos bardzo sie z tym kryłes przez lata.
Dosc celna uwage przytoczyła Kasia, że John po prostu za krotko żył by porownywac Paula solo z Johnem solo w skali 1:1. Z jednej strony Paul nagrał z ponad 100 świetnych nagran, John góra 40, ale z drugiej to co wypocił John w tych 40 przebija dla mnie cały gigantyczny dorobek Makki, bez nawet odnoszenia sie do dysproporcji lat nagrywania. W ogole uwazam, że Paul bardzo rzadko wracał do poziomu najlepszych rzeczy The Beatles, takich prawdziwie wybitnych (jestem skrajnie subiektywny) kompozycji - Wild Life, Monberry, Old Siam Sir i jeszcze Vanity Fair i to wszystko moim zdaniem. Za to lekka reka skresie 20 utworow solowego Johna, ktore naleza wg mnie do najwyzszej kategorii jakosci. Czasem pojedyncze numery Johna (Imagine, Working Class hero, Gimmie Some Truth, Bless You itd.) zjadaja dla mnie niektore całe płyty Paula, oczywiscie te mniej udane (np. Pipes czy Flowers), albo ledwie dobre (np. Red Rose Speedway), a jest ich u Makki sporo. Oczywiscie tak samo moge powiedziewc, że samo jedno Wild Life zjada dla mnie jakies Milk And Honey czy Some Time In NYC. Innymi słowy o mojej ocenie dorobku nie decyduje objetosc, tylko pojedyncze perełki, przebłyski - takie z najwyzszej połki, choc w przypadku Johna rowniez jeden wybitny (i na miare najlepszych płyt Beatli) w całosci album - Plastic Ono Band, korego wg mnie Paul solo nigdy nie stworzyl.
Za to miałbym problem ze wskazaniem tego lepszego w przypadku Johna i George'a. All Things Must Pass to juz 15 utworow na miare najwybitniejszych rzeczy Beatli, a jest jeszcze kilka na pozostałych płytach. Jesli faworyzował bym Johna to głownie ze wzgledu na sentymenty bo tak obiektywnie to najwiekszym wygranym po rozpadzie Beatli był George.
Noelka napisał(a):
Piotrku, dla przykładu podam Ci piosenkę One Day At A Time, wersja oficjalna z Mind Games powoduje u mnie ruchy wymiotne, natomiast wersja z Anthology jest przepiękna
[/quote]
A ja wole jakos wersje z Mind Games, jest moze i zaspiewana z dziwnym na jak na Johna falsetem ale straszne ciepło bije z tej wersji.
Z antologowych wykonan wole np. How Do You Sleep czy szczegolnie Nobody Loves You.