Życiem Paula i jego hobby jest tworzenie muzyki. Może ją tworzyć z wszystkiego. Gra na kieliszkach, wyciąga z kąta wielkie magnetofony z taśmowymi pętlami i tworzy muzykę. Jest zresztą bardzo interesujące video na ten temat, znane pewnie wszystkim fanom.
Część z tej twórczości może być pewnie doceniona za swoją złozoność, pomysłowość i technikę tylko przez nielicznych reżyserów dźwięku, którzy powiedzą - E! Dziadek, niezłe, niezłe!
Część może być doceniona przez ogół z powodu fajnej melodyjki lub wirtuozerii.
Wszystko natomiast będzie cenione przez zagorzałych fanów. TAk już bowiem jest, że wśród dwóch takich samych świstków papieru ten, ktory został pomazany przez Paula trafi za ciężkie pieniadze na eBay, a ten podpisany przez joryka do kosza. Wszystko, co zrobi Paul ma dla nas szczególną wartość.
Electric Arguments jest trochę dobra i trochę ...mniej dobra. Zgadzam się z Waszymi recenzjami. Jest tu trochę muzyki odłożonej do różnych szuflad (m.in. w czasach Off The Ground i Driving Rain). Jest też prawdą, że niektore utwory trwają za długo. Są ze trzy ładne piosenki, do których będziemy wracać.
Two Magpies byłyby urocze ale trochę je Paul brzmieniowo poszarpał, czy też rozregulował i trudno mi się tego słucha.
Sing The Changes - ładne. Mogłoby być na płycie Paula ...i chyba było
Travelling Light - bardzo ladne. W tym miejscu płyty Paul zazwyczaj daje jakieś fajne mruczando (jak np. Mr. Bellamy), które stroi z wentylatorem u mnie w pracy. Zawsze, jak włączę wentylator, to muszę zanucić I'm not coming down.
Dance 'Til We're High - no ...nie ma obciachu jak się puści przy znajomych
Jest też druga połowa płyty, która mogłaby się skończyć po 15 sekundach i ani by się ktoś zorientował ani rozpaczał. Wrzucono to jednak na płytę w myśl zasady - jak mają zarabiać bootlegerzy, to wolę sam sprzedać.
Płyta jest. Czekalem na ną i ucieszyłem się, że jest. Najlepsza z firemanów ale i zupełnie inna od poprzednich. Więcej tu tradycyjnej muzyki niż eksperymentu ale chyba nikt z tego powodu sie nie targnie.