Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Czw Mar 28, 2024 11:01 pm

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 86 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5  Następna

Trzy najlepsze utwory z płyty:
Dance Tonight 5%  5%  [ 1 ]
Ever Present Past 5%  5%  [ 1 ]
See Your Sunshine 0%  0%  [ 0 ]
Only Mama Knows 14%  14%  [ 3 ]
You Tell Me 5%  5%  [ 1 ]
Mr. Bellamy 19%  19%  [ 4 ]
Gratitude 0%  0%  [ 0 ]
Vintage Clothes 0%  0%  [ 0 ]
That Was Me 10%  10%  [ 2 ]
Feet in the Clouds 0%  0%  [ 0 ]
House of Wax 14%  14%  [ 3 ]
The End of the End 10%  10%  [ 2 ]
Nod Your Head 10%  10%  [ 2 ]
In Private 0%  0%  [ 0 ]
Why So Blue 0%  0%  [ 0 ]
222 10%  10%  [ 2 ]
Razem głosów : 21
Autor Wiadomość
 Temat postu:
PostWysłany: Wto Lip 03, 2007 1:56 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Audrey napisał(a):
Yer Blue napisał(a):

Yer Blue napisał(a):
Gdyby zmienić wokal w House Of Wax to mozna by przyczepic ta kompozycje do repertuaru Pink Floyd. Także jeśli ktos nie lubi Pinka to i nie polubi Waxa... A ja Floydów czuje całym sercem...Ktos świetnie podrobił Gilmoura a może to sam Gilmour tam gra? Końcówka bardzo przypomina mi Camelowe zawodzenie z Harbour Of Tears... Zmieniam tez ocene - z 7 na 8.

Va?? Ok, nie jestem znawczynią Pinka Floyda, przyznaję się. Ale to, co znam, lubię. HoW nie lubię. Nie czuję tam niczego różowego ;) Może za mało znam. Jeśli masz rację, to pewnie będę musiała skreślić część twórczości PF...

The End - heh, nawet nie mam jak ocenić, skoro wyłączam radio zaraz po Stopach.

Yer Blue napisał(a):
To chyba jego najlepszy tekst w karierze - trochę mnie zaskoczył taki dość kontrowersyjny temat i te "No need to be sad", "No Reason To cry".

Zdecydowanie się nie zgadzam. Pisze o czymś, co rusza nas, Beatlefanów, Maccafanów, ale to wcale nie oznacza, że podchodzi do tego najlepiej, jak się da. Wielu poetów podchodziło w ten sposób do tematu. (jutro napiszę, mam na myśli akurat jeden wiersz, ale zapomniałam tytuł i autora)




House of Wax ma klimat Floydów z pozniejszych płyt a najbadziej Division Bell. Jesli nie znasz Floyda bez Watersa to nawet się Tobie nie dziwie gdyz stary PF to zupełnie inna bajka. House jest po prostu BARDZO Gilmourowski, a solówki to prawie jego kopia.

Nie zgadzasz się ze mna, że The End.. to mój ulubiony tekst Paula? Żuczku, to moje subiektywne odczucie i wcale nie musisz się z nim zgadzac. Jest to jego chyba jedyny tekst, który mnie poruszyl i nie wazne, że inni piszą lepiej o śmierci - w końcu nie napisałem, że Paul na tym polu jest mistrzem, a mysle wręcz przeciwnie - jego teksty sa dla mnie mało autentyczne i rozdzierające...oprócz tego właśnie :) Poza tym śmierc innych muzyków mniej mnie obchodzi (alez to zabrzmiało) niz akurat Paula więc Cobain czy Curtis moga sobie pisac bardzo szczere teksty ale akurat ten temat poruszony przez McCartneya bardziej mnie wzruszy bo Paul jest mi nieporównywalnie bardziej bliższy od tych o wiele zdolniejszych tekściarzy.

A co Cie tak smuci w She's A Woman?
A Bellamy nie stanie sie evergreenem... bo juz nim jest. To absolutny klasyk, chyba jako jedyny doceniony przez WSZYSTKICH, nawet przez Joryka :)
A te vey very very to ja pisałem, że mi sie podaba, chyba, że Paweł też.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Śro Lip 04, 2007 4:05 pm 
Offline
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Cze 02, 2002 3:07 pm
Posty: 964
Cytuj:
...do tej piosenki najdłużej się przekonywałem, ale udało się...
...ale po zcasie osłuchała się i może być...

Jak się posłucha wystarczajaco długo to Macca przestaje "odrzucać"? :D :D Recenzja raczej miażdżąca, jak na płytę z pierwszej trójki list przebojów, ale jest to recenzja szczera i prawdziwa. Ja mam takie same odczucia. Trzeba bardzo lubić Paula, żeby dać mu szansę i wielokrotnie wysłuchać tej płyty. Po którymś razie docierają do człowieka przeróżne smaczki...
...tyle tylko, że te smaczki nie zawsze wytrzymują próbę czasu (Driving Rain), no i nie mówiąc o tym, że o takim RAMie od razu było wiadomo, że to hit, a nie wymęczona bryndza w stylu You Tell Me.
Dojrzały Paul potrafi jednak tworzyć kompozycje równie piękne (Mr Bellamy, Summer of 59), jak wtedy, kiedy był "piękny i młody".

Cytuj:
only mama knows - 8

ocena zbliża się do 10, no dobrze ale jaką w takim razie ocenę dać "Penny Lane"? a jak ocenić podobnie dynamiczny "Lady Madonna"?
Czy my czasem nie straciliśmy proporcji? To ile damy Beatlesom za A Hard Days Night czy Abbey Road?


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Śro Lip 04, 2007 4:30 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Gru 08, 2005 8:55 pm
Posty: 1041
Miejscowość: Warszawa
Grzegorze, Piotrze: Division Bell idzie na koniec kolejki plyt PF do poznania. Dziekuje za ostrzezenie :)

Yer Blue napisał(a):

Nie zgadzasz się ze mna, że The End.. to mój ulubiony tekst Paula?

Lapiesz mnie za slowa ;) Smiem twierdzic, ze przeceniasz ten utwor. Moze nie tyle utwor, ktory jest cudny, tylko slowa.
Jestem jednak w stanie zrozumiec, ba, nie tyle zrozumiec, ile poczuc to samo wzruszenie, ktore mnie ogarnia na mysl o tym, ze moj Paul pisze o swojej smierci. Nie mysl, ze jestem nieczula. Bardzo mna wstrzasnela ta piosenka, jej spokoj... Po prostu patrzac na to chlodno, powownujac do innych tekstow o smierci albo do innych tekstow Paula, nie stawiam go tak wysoko jak Ty.

Yer Blue napisał(a):
A co Cie tak smuci w She's A Woman?

Nie smuci mnie 'She's A Woman', tylko sluchanie tej piosenki, myslac o tym, ze autor moglby nie zyc. Wiesz, slucham 'Just Like Starting Over' i odruchowo mysle o smierci Johna. Slucham 'Please Please Me' - jakos nie, jednak GDYBY sie zdarzylo, ze podczas PPM dotarloby do mnie nagle, ze John nie zyje, byloby to dla mnie o wiele bolesniejsze. Rozumiesz - wesola piosenka mlodego chlopaka, ktory nawet nie zdaje sobie sprawy, ze juz ma za soba ponad pol zycia... I podobnie z She's A Woman - slysze zawadiacki najdrozszy glos Paula i nagle przychodzi zupelnie nie pasujaca do tego mysl: on jest tylko czlowiekiem, jest taki kruchy... Szok.
Rozumiesz?

Yer Blue napisał(a):
A Bellamy nie stanie sie evergreenem... bo juz nim jest. To absolutny klasyk, chyba jako jedyny doceniony przez WSZYSTKICH, nawet przez Joryka :)

Piotrze, wydaje mi sie, ze inaczej niz ja rozumiesz slowo evergreen ;) Moim zdaniem, o piosence mozna powiedziec, ze jest wiecznie zielona, dopiero po latach, ewentualnie po osiagnieciu przez nia wystarczajaco duzej liczny coverow (vide Yesterday :D ). Mr Bellamy jest za mlodym utworem na bycie evergreenem.


Taki jest problem z ocenami, ze trzeba miec punkt odniesienia. Wiadomo, ze np. moje dzisiejsze wypracowanie na 4 jest wiecej warte niz wypracowanie, za ktore w podstawowce dostalam 6... I jak tu mierzyc? Im pozniej, powinno sie dawac artyscie wieksze fory (bo trudno powtorzyc sukces sprzed lat) czy wrecz przeciwnie (bo trzeba sie rozwijac). Czy porownywac Macce z Beatlesami albo z innymi wykonawcami czy tylko z nim samym?... Oto jest pytanie.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Śro Lip 04, 2007 10:58 pm 
Offline
Sierżant Pepper

Rejestracja: Śro Sie 11, 2004 7:52 am
Posty: 114
Miejscowość: Będzin
Audrey napisał(a):
Rozumiesz - wesola piosenka mlodego chlopaka, ktory nawet nie zdaje sobie sprawy, ze juz ma za soba ponad pol zycia... I podobnie z She's A Woman - slysze zawadiacki najdrozszy glos Paula i nagle przychodzi zupelnie nie pasujaca do tego mysl: on jest tylko czlowiekiem, jest taki kruchy... Szok.
Rozumiesz?

Ja rozumiem. Mam czasem podobne mysli. Kolejna myśl, która mi wtedy przychodzi do głowy, to taka że ja przecież też umrę :shock: Kto wie? Może też już niewiele przede mną? Nieeee... Tak nie wolno myśleć. Trzeba dalej brnąć do przodu pośród nawału nieistotnych problemów :D
Niemniej jednak rozumiem Cię...
A "End Of The End" jest szokująca - bo mówi o śmierci wprost. I tylko dlatego. Ale czy bardziej wzruszająca?


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Śro Lip 04, 2007 11:50 pm 
Offline
Lovely Rita

Rejestracja: Pią Kwi 14, 2006 8:44 pm
Posty: 373
Cytuj:
chyba jako jedyny doceniony przez WSZYSTKICH

a mi sie nie podoba. jak zwykle na pohybel :D


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Lip 05, 2007 1:38 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
admin_joryk napisał(a):
[
Cytuj:
only mama knows - 8

ocena zbliża się do 10, no dobrze ale jaką w takim razie ocenę dać "Penny Lane"? a jak ocenić podobnie dynamiczny "Lady Madonna"?
Czy my czasem nie straciliśmy proporcji? To ile damy Beatlesom za A Hard Days Night czy Abbey Road?


Jeżeli chodzi o ocenianie to ja osobiście oceniam inna miara solowego Paula a inna Beatlesów. Dla Penny Lane dałem tyle samo co dla Mama Knows (czyli 8.), ale o wiele bardziej wolę utwór Beatlesów. Bez sensu byłoby oceniać Paula miara Beatlesów bo biedak miałby większość not w granicach 4-6 (u mnie oczywiście), a 8 to by była rzadkość.

Żuczek, nie trzeba kowerowania czy upływu czasu, żeby stwierdzić, że utwór jest ponadczasowy - śmiem tak twierdzic o Bellamy. Świeżość na nim zawrta jest porażająca od pierwszego wsłuchu, jak coś jest genialne to chyba nie trzeba do tego dojrzewać latami (a napewno nie w przypadku dośc prostej w odbiorze muzyki Paula). Posłuchaj końcówki, ja przez chwilę poczułem sie jak w 67 roku na magicznej Magical Mystery Tour - czy takie coś trzeba odkrywac latami, żeby dostrzec, że jest to ponadczasowe? To oczywiście tylko moje zdanie...
Swoja drogą to jak sie ukazało Strawberrys czy Walrus to też od razu było wiadomo, że to będzie wiecznie młode (zielone :) ).

Nie rozumiem Cie z tym Please Please Me i She's a Woman, ani trochę...ja po prostu tak o tym nie mysle. Ale juz z Just Like Starting Over mam podobne odczucia, bo mam gdzieś w myslach, że to juz ostatnie chwile Johna jak to śpiewał, szczególnie łzy same cisną się do oczu jak słyszę Woman...(to był juz koniec...).

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Lip 05, 2007 11:28 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Gru 08, 2005 8:55 pm
Posty: 1041
Miejscowość: Warszawa
Wrrr... Odpisalam Ci, a potem mi skasowalo. Fan!

No to jeszcze raz.
To, czy Mr Bellamy oceni sie za pare lat - zobaczymy, czy bedzie puszczana w radiu, czy bedzie sie ja nucic. Bo to wlasnie cecha evergreena. To niekoniecznie piosenka genialna. To piosenka, ktora umie trafic do wielu. Czy Walrus jest evergreenem? Ok, jest zielony, ma sie dobrze. Ale jednak dla mnie evergreen musi byc popularny, zeby dostal taka nazwe. Nawet dziecko skojarzy melodie Yesterday - czy zanuci jednak Walrusa? Watpie. Czy kiedys kazdy, kto ma pojecie o muzyce, bedzie kojarzyl Mr Bellamy? Zobaczymy :)

Yer Blue napisał(a):
Nie rozumiem Cie z tym Please Please Me i She's a Woman, ani trochę...ja po prostu tak o tym nie mysle. Ale juz z Just Like Starting Over mam podobne odczucia, bo mam gdzieś w myslach, że to juz ostatnie chwile Johna jak to śpiewał, szczególnie łzy same cisną się do oczu jak słyszę Woman...(to był juz koniec...).

Cisna sie. Nie zaprzecze (to znaczy, nie w sensie, ze zgadzam sie, ze TOBIE sie cisna, tylko ze W OGOLE sie cisna. Chociaz nie mowie, ze Tobie sie nie cisna :D ) Nieco inaczej odczuwamy - nie ma co tego ciagnac. Ale Squork mnie rozumie. Milo.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pią Lip 06, 2007 1:07 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pon Lip 14, 2003 10:22 am
Posty: 650
Miejscowość: Mikołów / Gdańsk
Płyta moim zdaniem jest świetna! Jedyny kawałek który prawie zawsze pomijam i bez żalu bym wyrzucił to "Gratitude" (straszna chała, trochę tak jak "Michelle" na "Rubber Soul", tylko jeszcze gorzej... ;) ). Zamiast niego dałbym bombowe "Why So Blue"! Nie mogę zrozumieć dlaczego ten kawałek jest tylko w bonusach...
Co do innych utworów: uwielbiam jeszcze "Nod Your Head" (ten wokal!), "Mr Bellamy", "Vintage Clothes" (!!!)... mógłbym tak wymienić prawie wszystkie. Właściwie poza wspomnianym wcześniej "Gratitude" nie ma tu kawałka, który by mi sie nie podobał.
Chciałem tu przed chwilą napisać, że "See Your Sunshine" i "Ever Present Past" są słabsze (tzn. gdzieś pomiędzy "Gratitude" a resztą płyty), ale właśnie znowu ich posłuchałem i mi przeszło :P

Co do bonusów - o "Why So Blue" już pisałem, ale napiszę jeszcze raz: uwielbiam to! Mógłbym słuchać bez przerwy. Przejście do słów "Sometimes when eyes meet you know..." kojarzy mi się trochę z fragmentem "If I were you..." w "No reply" (tzn. sam ten taki patent, nie melodia).
"222" - nie zachwyca mnie... muzyka jeszcze ujdzie, ale ten "śpiew"... już chyba nawet wolę "Gratitude" :?
"In Private" jest wspaniałe! Kocham takie kawałki, ale ja zawsze miałem słabość do utworów instrumentalnych (np. do mojego najukochańszego i najwspanialszego "Flying" :) ). Poza tym często podobają mi się rzeczy, które innych raczej nie zachwycają - np. naprawdę bardzo bardzo lubię wspomniane gdzieś wcześniej w tym temacie "Temporary Secretary".

Podsumowując: gdyby z tej płyty wywalić "Gratitude", zamiast niego dać "Why So Blue", a dodatkowo upchnąć jeszcze jakoś "In Private", to bym się z nią nie rozstawał! Brawo, Paul!!!

-----------------------------------------------------------------------

Tak dla jasności - płyty nie mam od wczoraj, słucham jej już jakiś czas, więc to nie są wrażenia spisane "na gorąco" (gdyby tak było to moja ocena płyty byłaby niższa), aczkolwiek moja opinia o poszczególnych utworach może się oczywiście jeszcze zmienić.

_________________
Pozdrawiam, Adam


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pią Lip 06, 2007 1:48 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Gru 08, 2005 8:55 pm
Posty: 1041
Miejscowość: Warszawa
Adam_S napisał(a):
"222" - nie zachwyca mnie... muzyka jeszcze ujdzie, ale ten "śpiew"... już chyba nawet wolę "Gratitude" :?

Hehe, z tej strony wielbicielka paulowego zawodzenia (ok, w 'From A Lover To A Friend' nie do konca lubie... Bo nie widze uzasadnienia takiego sposobu spiewania). Adam, wyobraz sobie, ze idziesz ulica i widzisz... ach... to zjawisko... najniezwyklejsza... wzruszenie, ktore Cie ogarnia po ujrzeniu tak cudnej istoty, nie pozwala oddychac. I spiewasz jak Paul :) Czy taki urawajacy sie nie brzmi realistyczniej przy naglym zachwycie? Uwielbiam 222. Uwielbiam sluchac 222 o 2:22.


Cytuj:
Tak dla jasności - płyty nie mam od wczoraj, słucham jej już jakiś czas, więc to nie są wrażenia spisane "na gorąco" (gdyby tak było to moja ocena płyty byłaby niższa), aczkolwiek moja opinia o poszczególnych utworach może się oczywiście jeszcze zmienić.

Oho, punkt dla Joryka za dobry zmysl obserwacji. Kolejna opinia 'podoba mi sie bardziej niz przy pierwszym posluchaniu'...

edit: uwielbiam Twoja malpke.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wto Lip 10, 2007 11:44 am 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pon Lip 14, 2003 10:22 am
Posty: 650
Miejscowość: Mikołów / Gdańsk
Wsłuchałem się dokładniej w ten utwór... Cóż, zdania o wokalu nie zmieniłem - może i brzmi realistyczniej, ale do mnie nie przemawia. Ale teraz dużo bardziej niż wcześniej zainteresowała mnie muzyka. Myślę, że gdyby ten utwór pozostał w całości instrumentalny, to mógłbym go naprawdę bardzo polubić. Bez wokalu przypominałoby mi to trochę taki quasi-ambient :) No ale niestety wokal jest... :( Mam nadzieję, że za którymś przesłuchaniem ten śpiew przestanie mnie tak drażnić, bo szkoda takiej przyjemnej muzyki.

P.S. Moja małpka uwielbia Ciebie :P ;)

_________________
Pozdrawiam, Adam


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Lip 12, 2007 1:57 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Lut 06, 2005 11:35 pm
Posty: 2038
Miejscowość: Łódź
Wypadałoby się w końcu w tym temacie odezwać... Hehe, czy to ma jakiś sens, tego nie wiem. Tyle już tu opinii, obserwacji, komentarzy. Co ja więcej mogę dodać? Także dość ogólnikowo i oszczędnie (edit: no nie powiem, wyszło mi "ogólnie i oszczędnie" wprost koncertowo! :lol:) postaram się wedle jakichś tam moich osobistych kryteriów ocenić ostatnie dzieło Paula.

Zastrzegam, że moje opinie potrafią przeobrażać się z dnia na dzień ze skrajności w skrajność. Vide słynny przykład z "Revolution 9". do którego przez długi czas nie wracałam. I nagle, któregoś dnia... Mniejsza.
Ekhm, już tyle razy zmieniałam zdanie o "Memory Almost Full". Zaczęło się od zachłyśnięcia się nową muzyką i ogromnego zachwytu. Potem nastąpiły dni pobłażania, następnie obojętności. W końcu wszystkie te odczucia się ze sobą wymieszały. Na pewno wiem, że nie przyjęłam jej tak ciepło jak "Chaos and Creation in the Backyard". Nie było takiego kredytu zaufania. Przez to z pewnością porównanie obu płyt jest wielce nieobiektywne. W końcu do "Memory Almost Full" podeszłam w mniej więcej taki sposób: "Proszę bardzo, pokaż mi, co potrafisz. Przekonaj mnie, że jesteś solidnym materiałem, dawką naprawdę porządnego grania." Także kawałkom z MAF-u musiało być trudniej wleźć mi pod skórę, niż tym poprzednim Macci, o Beatlesach nie wspominając.
Z góry podkreślam, aby nie robić tego w co drugim zdaniu poniżej, że ocena danego utworu i wszystkie towarzyszące temu komentarze są osobiste, subiektywne itd., itd.

Płyta w ruch, pakujemy manatki i zabieramy tyłki w ponad 40-minutową muzyczną podróż. Po lewej, jako pierwszą atrakcję widzimy "Dance Tonight". Nie są to wyżyny, ale też nie doliny nudy. Zdaję sobie jednak sprawę, że bez mandoliny i wokalu Paula ten kawałek nic by dla mnie nie znaczył. Wybijany rytm na początku utworu naturalnie nakręca już i tak rozbudzone nową płytą podekscytowanie, ale perkusja w zupełności nie zachwyca. W innych utworach zresztą też jest jednym z najsłabszych instrumentów. Aaaach, jak ja bym chciała, żeby MAF od tej strony brzmiał lepiej!
Ledwo silnik zdążył się rozgrzać, a tu nagle na drodze pojawiają się wyboje. Czyżbyśmy poruszali się po polskich, słynnych ze swojego stanu, nawierzchniach? Co to może być? "Ever Present Past"! No niestety. Próbowałam. Wysilałam się jak mogłam. I nie potrafię! Nie dam rady polubić tego kawałka. Nie przypadł mi do gustu od pierwszego wysłuchania, kiedy pojawił się w sieci jako zapowiedź krążka, BARDZO bałam się, że tak będzie w całości wyglądać płyta. Pop w czystej postaci, w najgorszym rodzaju. Nie zrozumcie mnie źle, lubię pop. Kiedy jest dobry. A to takie sobie srutututu majty z drutu. Bezpłciowe melodie (powiedziałam melodie? Eee, ja wciąż nie pamiętam, jak leci ten kawałek...) McCartney jest w stanie ułożyć w ciągu pół minuty. Tylko to się nie nadaje na album. Podrasowany, z gamą instrumentów, sampli i Bóg wie czego ostatecznie na nagraniu może się znaleźć, ale czy to naprawdę jest to, o co chodzi w nagrywaniu muzyki? Ach, uszy bolą już od piszczenia w intro (można to tak nazwać?). Wchodzi wokal, ale co z tego, skoro nie słychać tam choć krzty harmonii: "I`ve got too much on my plate... (bum bum bum) Don`t have no time to be a decent lover (bum bum bum bum)". Monotonne, nudne jak flaki z olejem. Niestety, w tym punkcie wielki, wielki zawód. Przekonana jestem, że gdyby nie było w "Ever Present Past" głosu mojego idola, gdyby nie świadomość, że to w końcu JEGO kawałek, dawno sczezł by w mrokach niepamięci. A tak, mając w zwyczaju przesłuchiwanie albumów od deski do deski, zaczynam powoli się przyzwyczajać do obecności tego numeru na albumie. Zgroza. ;)
Ale nie ma sie co przejmować. Wiadomo, droga ni stąd, ni zowąd się nie poprawi, ale stopniowo, kroczek po kroczku...
"See Your Sunshine" mnie ani ziębi, ani parzy, jeśli mam być w pełni szczera, ale jest kilka rzeczy, które mi się w tym utworze podobają. Początek przede wszystkim. Gdzieś tam pobrzmiewająca linia basu (chyba że ja coś, co basem nie jest, biorę za bas... już mi się zdarzyło :oops:), końcóweczka też niezła, nieartykułowany śpiew Paula, bardzo (hmm, to będzie dziwny przymiotnik w tym zestawieniu) "młodzieńczy", swobodny tekst. Mam poczucie, iż był niewymuszony, że pisząc go, Paul był Paulem, a nie starał się napisać coś, co tam sobie wymyślił. (Nie znoszę, kiedy "słychać", że tekst powstał jako wynik przemyśleń w rodzaju "Taa, teraz napiszę wielki tekst. Będzie uniwersalny/psychodeliczny/odjechany/zrobi ze mnie wielkiego tekściarza". O ile czuć, że artysta napisał to, co mu leży na wątrobie lub to, co PO PROSTU chciał napisać, ot tak, wtedy jest klawo, wtedy to pasuje i nie zgrzyta).
Acha, mili pasażerowie, możecie już odpiąć pasy. Wjeżdżamy na autostradę, proszę zwrócić uwagę na widoki. Po prawo...
"Only Mama Knows". Hehe, tak sobie myślę i... między Bogiem a prawdą najbardziej podoba mi się "klamra" spinająca utwór, a nie ta rockowa część. Trochę podupadłam na duchu, kiedy Żuk powiedział, że to wcale nie są prawdziwe smyczki, ale - znów trzeba się do czegoś przyznać :roll: :wink: - nadal nie słyszę różnicy, nawet kiedy już wiem! Może to i lepiej, nie zakłóca mi odbioru, nie odbiera ani odrobiny początkowej przyjemności. I wcale nie uważam, żeby wstęp był za długi! Ach, szkoda tylko, że pomimo "ciężkości" numeru (w porównaniu do poprzednich tracków, rzecz jasna), byłam nieco zawiedziona. Smyczki na bok, kilka mocniejszych, gitarowych dźwięków zapowiadających coś naprawdę wielkiego, a potem - no cóż, przynajmniej jest to rock. Szkoda tylko, że znów za mało zróżnicowany. Po kilku taktach wiemy już mniej więcej, czego się spodziewać. Zwrotka, refren, zwrotka, refren itd. Może się czepiam. Pewnie tak. Dobrze, że chociaż jest ta zmiana, wyciszenie przy "To hold on..." Bardzo dobrym zbiegiem okoliczności jest długość kawałka. Dłuższy - zanudziłby słuchacza. A tak - przyjemnie, nie ma co narzekać.
Ale zaraz, przecież Macca potrafi zaskakiwać! Naszego kierowcę stać na znacznie więcej i my mamy tego świadomość, a jak! Pierwsze sekundy "You Tell Me" przywołują klimat "Magical Mystery Tour". Jedyne, co naprawdę mam do zarzucenia tej piosence, to głos. Czytałam już wiele Waszych i innych beatlefanów komentarzy, w większości na niedomaganie wokalne Paula zwracali (chyba...) uwagę w innych utworach. No cóż, a mnie najbardziej tu to dotknęło. Może tak miało być? Zaśpiewane takim cienkim głosikiem? A zresztą. Nie przeszkadza to znowu tak bardzo. Towarzysząca utworowi gitara, z różnych powodów chwytający za serce (moje, nie wiem jak wasze ;)) tekst - zwłaszcza bardzo oszczędne w słowach zwrotki, pomiędzy którymi rozbrzmiewa solo. Naprawdę tam byliśmy? To prawda? Naprawdę byłem tam z tobą? Może ty mi powiesz? Kurczę, coś w tej prostocie jest. Coś bardzo szczerego, niewymuszonego. Tęsknota za rokiem `67 (także tych, którzy z racji wieku nie mieli szans w Summer of Love uczestniczyć), zdziwienie, że lata 60. NAPRAWDĘ są częścią historii (sam Stephen King się dziwi ;)), ale jest tu też miejsce na refleksje każdego z nas, wszystkich słuchaczy. Każdy miał jakieś swoje lato miłości, do którego tęskni i które nam przypomina, że żyje się, by mieć takie wspomnienia. Proste, ale bardzo ładne. Tylko, że to moje osobiste odczucie, ktoś inny powie: "Bajdurzenie, snujący się rytm, zbyt rzewne." Ale to będzie ktoś inny.
Paru pasażerów zaczyna nam podsypiać. Dlatego też najwyższy czas na najciekawszą atrakcję naszej wycieczki. "Mr. Bellamy"! Na rany, to jedno z najlepszych solowych dzieł Paula! Przeplatające się, jakby dwie strony kawałka - jedna bardziej radosna, druga cięższa, trochę posępna - odzwierciedlone w samym sposobie śpiewania. Mnogość rozwiązań w tak krótkim utworze jest aż zdumiewająca. Pogłosy, zwolnienia, przyspieszenia. Na koniec, dla dodania smaczku, po zatrzymaniu się utworu, motyw (w formie) na kształt "Can you take me back where I came from, can you take me back..." (jak to nazwać? hidden track? outro-outro, codą? :lol:) z "Cry Baby Cry", ale muzycznie zbieżny z okresem Sierżanta Pieprza i Magical Mystery Tour. Z drugiej strony, jak bardzo mi ten zabieg przypomina White Album`owskie eksperymenty! Ach, to właśnie można nazwać majstersztykiem.
Im dalej w las, tym... coraz więcej dobrych kompozycji. Nic już jednak nie dorówna trzem ostatnim minutom. "Gratitude" podoba mi sie nawet wokalnie (!) o ile pominąć wyjęczane "Gratitude, Gratitiude, Gratitiude...". Tekst w tonie "Thank You Girl", ale przy tak bogatym repertuarze cięzko byłoby się nie powtarzać. Ale ruszamy dalej, nie ma co się zatrzymywać. Jedziemy ubitym leśnym duktem.
Zabawne, pierwsze akordy "Vintage Clothes", ten rytm są moim zdaniem żywcem wyjęte z wesołkowatych 'dokonań" Rutlesów. Sam kawałek - radosny, miejscami ciekawy (znów nie znam odpowiednich słów dla określenia tego śmiesznego majstrowania z wokalem, kiedy Paul powtarza "vintage clothes, vintage clothes..."), ale bez fajerwerków. Ładne przejście w "That Was Me" i fruuu - rzuceni jesteśmy w wir wspomnień Paula. Tych, które i większości z nas mogą przylepić uśmiech na twarzy. Macca wspomina czasy liverpoolskie, beatlesowskie. Na zdjęciu, które kierowca podał pasażerom "do tyłu" widzimy uśmiechniętego, młodego chłopaka z niesforną grzywką opadającą na czoło. Pocieszny widok. :) I jak tu się nie uśmiechnąć?
Drzewa się rozstępują, przeczuwamy, że zostało nam już tylko kilkadziesiąt kilometrów do celu. "Feet in the Clouds" nasuwa dość trudne do wytłumaczenia skojarzenia z innym, już wysłuchanym przez nas kawałkiem - "See Your Sunshine". Nastrój równie pozytywny, a przy tym spokojny... choć pasażerka z przodu, której nie można powstrzymać od ciągłych pogawędek z kierowcą, preferuje dźwięki, które akurat teraz wypełniają autobus. Czy to ten odwołujący się do szkolnej ławy tekst tak ją porusza, czy może sama teraz myśli o niebieskich migdałach?
Wydawało się, że wyjeżdżamy już z lasu na otwartą drogę, ale przed nami jeszcze krótki kawałek jazdy między świerkami. Pasażerka z przodu patrzy w niebo: "Chmurzy się?"
"House of Wax" zapowiada się na coś przesadzonego, pompatycznego, ale jak bardzo można się mylić, wysuwając pochopne wnioski! Piękna solówka, szlachetne brzmienie gitary, dramaturgia; w dodatku jest to jedyny numer, na którym perkusja, nawet jeśli nie powala, to przynajmniej nie drażni. Za to można przyznać duży, duży plus.
Jedziemy spokojnym, równym szlakiem. W tle gra nam "The End of the End". Uff, a już się bałam (kiedy usłyszałam, ze Macca pisze o swojej śmierci), że przesadzi w jedną lub w drugą stronę. Same przemyślenia nie są szczególnie oryginalne, ale przecież nie mogłyby nie poruszać tych, którzy wpatrzeni są maślanym wzrokiem w naszego kierowcę. Czytałam wcześniej same słowa i wydawały mi się one niefortunne, niepasujące do jakiejkolwiek melodii, która nasunęłaby mi się na myśl. Mimo pozornej wesołości, zdawały się słowami nie do odśpiewania. A jednak Macca potrafi, z powodzeniem. Te drewniane frazesy ożyły za pomocą muzyki, pierzchło gdzieś poczucie lekkiego banału. Jednak też uważam, że w dniu śmierci, to te wesołe, wczesne utwory najbardziej będą nami rzucały o ściany. Podaję tym samym łapkę Żukowi, który pierwszy to zauważył. ;)
Dojechaliśmy, wysiadamy z autobusu i szykujemy namioty. Ktoś rzuca pęto kiełbasy, inny ktoś próbuje skołować patyki, reszta grupy roznieca ognisko. Kierowca podaje nam przez okno autobusu radio, w którym wybrzmiewa "Nod Your Head", finał naszej wycieczki. Pasażerka, która teraz mocuje się z pałatką (proszę jej nie mieć za złe, jest kiepska w rozbijaniu obozu), lekko się krzywi, nie podoba jej się takie zakończenie. Wolałaby znów coś bardziej urozmaiconego, ale w ostateczności, zważając na całokształt...
Odkłada pałatkę i kiwa głową z uznaniem.
Na fałszowanie przy ognisku spuśćmy zasłonę milczenia...

PS Wybaczcie językową niezgrabność i powtarzanie się. To mój pierwszy post od bardzo dawna. Muszę się na nowo przyzwyczaić do pisania na forum. :)

PS 2 O bonusach może innym razem. ;) Moja poduszkaaaaaa! :D ;)

_________________
"Normalność nie jest kwestią statystyki."


Ostatnio edytowany przez Michelle, Czw Lip 12, 2007 11:56 pm, edytowano w sumie 1 raz

Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Lip 12, 2007 2:22 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Przeczytałem i dostałem zadyszki.
Rzeczywiście piszesz oszczędnie i ogólnikowo :wink: :roll:

Nie rozumiem tego, że środek Only Mama Knows może wydawać się mało zróżnicowany, wcale nie jest to oklepane na zwrotka-refren-zwrotka...! Na początku jest riff, potem zwrotka-refren, potem zwrotka z zupełnie nowym muzycznym tematem, potem wyciszenia i powrót do głównego wątku smyczków, potem znów ten riff z początku, potem początkowa zwrotka i dopiero powrót do refrenu, póżnej znów uderza riff....jejkuś tu naprawde dużo się dzieje!
A co do smyków to także uważam je za najlepszy punkt kompozycji i zgadzam się z tym, że nie są wcale za długie.

Cieszy mnie ogromnie, że dokopałaś dla Ever Present Pass - jest mi raźniej. Ja juz go w ogóle pomijam jak słucham płyty. Di-da-di-da-dii już nawet nie bardzo to pamiętam ale jest to okropne...żeby Beatles brał się za taką tandetę :roll: :?

See Your Sunshine tez nie cierpie i nie słysze tam żadnego wielkiego basu, zresztą bardziej zwracam uwage na melodię...

Końcówka Mr Bellamy to nawiązanie do psychodelicznych klimatów dla mnie, to jest taka raczej koda jak w Strawberry Fields ale muzycznie bardziej przypomina Fool On The Hill - bajka!

Najlepszego wokalu dosłuchałem się w That Was Me, w drugiej jego części, Gratitude ne może się z nim równać w kwestii nadwyrężania strun głosowych. Ten kawałek coraz bardziej sie mi podoba mimo soulowo-funkowych wtrąceń. Świetne jest te mocne uderzanie w klawisz czy cośtam - bardzo wyrazisty motyw. Dzisiaj dałbym dla niego 6...(im dłużej słucham, tej płyty tym coraz bardziej mi się ona podoba...).

Magda, a podobaja Ci sie te przetworzenia wokalu w Feet In the Clouds??? Czy jestem jedyny na świecie, który nie może tego znieść?

Nie nooo, co Wy macie z tymi wczesnymi kawałkami? She's A Woman czy Please Please Me sa ostatnimi na świecie rzeczami, które kojarzą mi się ze śmiercią...to juz bardziej coś smutniejszego jak Yesterday czy Elanor Rigby...nic nie rozumiem. Generalnie smutne wydarzenia powodują, że wtapiam się w smutne dzwięki, wtedy She's A Woman w ogole by do mnie nie przemawiało (w momencie jakiejś -odpukac- tragedii)...

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Śro Lip 18, 2007 9:17 pm 
Offline
Mean Mr Mustard
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pon Sty 03, 2005 1:25 pm
Posty: 158
Miejscowość: poznań
no to pora zabrać głos.
płyta niezła, choć na pewno nie wybitna. przy pierwszym przesłuchaniu czułem, że jest na siłę parę kawałków zrobionych i momentami było mi przykro. od drugiego razu już nieźle, a teraz bardzo lubię. moi faworyci: Mr Bellamy (petarda!), Vintage Clothes, That Was Me, You Tell Me i przedziwny Gratitude. Only Mama Knows też niezłe, choć dla mnie mało Paulowe.
Pomijam ostatni kawałek, moim zdaniem tak się nie powinno kończyć płyt.

Płyta bardziej zróżnicowana od Chaos..., ale mimo wszystko ciut gorsza.
Ze starych miejscami przywodzi na myśl Pipes Of Peace.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Lip 19, 2007 10:47 am 
palczak90 napisał(a):
no to pora zabrać głos.
płyta niezła, choć na pewno nie wybitna. przy pierwszym przesłuchaniu czułem, że jest na siłę parę kawałków zrobionych i momentami było mi przykro. od drugiego razu już nieźle, a teraz bardzo lubię. moi faworyci: Mr Bellamy (petarda!), Vintage Clothes, That Was Me, You Tell Me i przedziwny Gratitude. Only Mama Knows też niezłe, choć dla mnie mało Paulowe.
Pomijam ostatni kawałek, moim zdaniem tak się nie powinno kończyć płyt.

Płyta bardziej zróżnicowana od Chaos..., ale mimo wszystko ciut gorsza.
Ze starych miejscami przywodzi na myśl Pipes Of Peace.

PALCZAK WRÓCIŁ !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Góra
  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Lip 19, 2007 1:34 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Gru 08, 2005 8:55 pm
Posty: 1041
Miejscowość: Warszawa
palczak90 napisał(a):
Pomijam ostatni kawałek, moim zdaniem tak się nie powinno kończyć płyt.


Niechże Cię uściskam, palczaku! :)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wto Sie 07, 2007 5:57 pm 
Jan ten od kanapek :lol: :lol: napisał(a):
ciekawe kto spiewa backing vocals, brzmi jak denny laine!!!

Możliwe ale słyszałem że paul już od rozpadu wings wogóle nie kominikuje się z dennym :cry: :cry: :cry: :cry:


Góra
  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Sob Sie 11, 2007 4:08 pm 
Offline
starszy fan sztabowy

Rejestracja: Sob Lis 04, 2006 1:59 pm
Posty: 66
Miejscowość: wrocław
KoffanyYakubek napisał(a):
Jan ten od kanapek :lol: :lol: napisał(a):
ciekawe kto spiewa backing vocals, brzmi jak denny laine!!!

Możliwe ale słyszałem że paul już od rozpadu wings wogóle nie kominikuje się z dennym :cry: :cry: :cry: :cry:


przykre to strasznie... bardzo cenilem go jako wokaliste i autora piosenek - zaluje ze juz nie wspolpracuja. czemu od kanapek ?


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Sob Sie 11, 2007 4:14 pm 
Offline
starszy fan sztabowy

Rejestracja: Sob Lis 04, 2006 1:59 pm
Posty: 66
Miejscowość: wrocław
Audrey napisał(a):
pare lat - zobaczymy, czy bedzie puszczana w radiu, czy bedzie sie ja nucic. Bo to wlasnie cecha evergreena. To niekoniecznie piosenka genialna. To piosenka, ktora umie trafic do wielu. Czy Walrus jest evergreenem? Ok, jest zielony, ma sie dobrze. Ale jednak dla mnie evergreen musi byc popularny, zeby dostal taka nazwe. Nawet dziecko skojarzy melodie Yesterday - czy zanuci jednak Walrusa? Watpie. Czy kiedys kazdy, kto ma pojecie o muzyce, bedzie kojarzyl Mr Bellamy? Zobaczymy :)


piosenki paula ktore staly sie evergreenami w takim znaczeniu to chyba tylko hope of deliverance, ebony and ivory i say say say... moze jeszcze live and let die uniesmiertelnione przez film z bondem (dla mnie osobiscie jest odwrotnie, ale dla szerokiej publicznosci jest inaczej ...)

paul mial wiele rewelacyjnych utworow ktorych szeroka publika nie podchwycila, ale coz... tym fajniej jest "zielonemu" w solowej tworczosci paula fanowi beatli, ta tworczosc odkrywac. potem odnajduje po latach takie smaczki jak distractions, we got married, dress me up as a robber, mr. bellamy czy nawet maybe i'm amazed


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Śro Wrz 26, 2007 5:03 pm 
Offline
Sierżant Pepper

Rejestracja: Śro Sie 11, 2004 7:52 am
Posty: 114
Miejscowość: Będzin
palczak90 napisał(a):
Pomijam ostatni kawałek, moim zdaniem tak się nie powinno kończyć płyt.

Dlaczego tak sie nie powinno kończyć płyt? :?


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pią Kwi 04, 2008 2:55 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Trochę czasu od premiery płyty już upłynęło, a ja wciąż nie mogę się do niej przekonać. Wg mnie jest słaba i tyle.

Pamiętam, że gdy usłyszałam 'Dance Tonight', pomyślałam sobie: No nie. To ma być singiel z nowej płyty? Paul, dlaczego? Paul, nie ten poziom itd. Teraz uważam, że Paul podjął słuszną decyzję, DT to bowiem w moim mniemaniu jeden z lepszych kawałków na albumie. Teraz pytanie, czy należy rozpatrywać to jako komplement, czy jako przytyk...

W przeciwieństwie do "Chaosu", bardzo mało jest na MAF utworów, które sprawiałyby, że chce się ten album odsłuchiwać jeszcze, jeszcze i jeszcze. Zgadzam się z Jorykiem, że jedynym utworem, który tak naprawdę się wybija, jest 'Mr Bellamy' - wspaniały, filozoficzny tekst, genialna melodia. TO JEST TO! Może jeszcze wyróżnia się 'The End of the End', ale podoba mi się głównie ze względu na tekst, a nie za całokształt. I to tyle. Są ze trzy, cztery kawałki niezłe, ale spokojnie da się bez nich żyć.

Gdyby to była moja pierwsza w życiu płyta Paula i nie byłabym jego fanką to - podobnie jak joryk - wyrzuciłabym ją po trzecim utworze. Głównie dlatego, że po średnim "Dance Tonight" następują 'Ever Present Past' i 'See Your Sunshine', które w moim odczuciu są po prostu KOSZMARNE. Nie dałabym więc rady dotrwać do znowu średniego 'Only Mama Knows'.

Co za szczęście, że idola kocha się i za wzloty, i za upadki ;)


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 86 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 4 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
cron
POWERED_BY