Odsłuchiwanie New zachęciło mnie do powrotu do
Chaos and Creation in the Backyard - być może na zasadzie kontrastu. Przesłuchałam, zachwyciłam się jak zawsze i stwierdziłam, że
New jest ok, ale to jednak dalece nie ta liga. Albo może po prostu klimat Chaosu bardziej mi odpowiada.
A dlaczego piszę o tym w temacie o
MAF? Po odsłuchaniu Chaosu spojrzałam na półkę z płytami i pomyślałam - a może by jednak zapuścić sobie i tego zakalca
MAF ostatni raz puszczałam sobie... dawno temu. Były lepsze rzeczy do słuchania. Teraz mój odbiór płyty jest o wiele lepszy niż kiedyś. Nadal nie uważam, żeby to była świetna płyta. Część utworów jest IMO albo do odrzutu, albo do poprawki. Ale kiedyś z trudem przedzierałam się przez MAF. Teraz słucham jej z zaciekawieniem i mam ochotę na powtórkę większości materiału.
Dance Tonight - Ok, jak usłyszę gdzieś, to się cieszę. Ok, podśpiewuję i przytupuję. Melodia jest chwytliwa i zostaje w głowie. Ale nie jest to utwór wybitny. Bardziej niż na singlu powinien wylądować w charakterze lekkiego przerywnika gdzieś w środku płyty. I co to za namolne łopotanie rytmu? Odnośnie tego miewam dziwaczne skojarzenia. Na przykład, że w tle ktoś wali głową w ścianę. 4/10
Ever Present Past - Tu nic się nie zmieniło
Znaczy, powiem tak: jak mi się jakimś cudem zapomni, że słucham płyty obdarzonego boskim talentem Paula McCartneya, który współtworzył był najwybitniejszy duet songwritingowy ever, to sobie ten utwór nawet zaśpiewam a i bywa, że się do niego pogibam. Ale jak mi się zaraz uzmysłowi, że taką typową pioseneczkę do puszczania w windzie napisał autor Lady Madonny czy Eleanor Rigby, to mnie krew zalewa i jest mi za autora tychże wstyd przed światem. 2/10
See Your Sunshine - Tym utworem McCartney krzyczy "Zobaczcie, jaki jestem fajny!!!!"
Czego tu nie ma. Fajerwerki, cudne chórki i jeszcze nieśmiertelne "babe" w tekście. Tymczasem już od początkowego nawiązania do Wingsowych chórków robi mi się niedobrze. Potem jest już tylko gorzej. Jestem skłonna uwierzyć, że pisząc i nagrywając do dziełło Macca cierpiał na chwilową utratę świadomości, w rezultacie której wydawało mu się, że jest muzykiem podrzędnej kapeli w latach 80. Inaczej nie umiem sobie tego wytłumaczyć. Melodia utworu nie dość, że idzie donikąd, to jeszcze mordowana jest z każdą sekundą. PS Gdyby Lennon mógł w tym lepszym świecie umrzeć ze śmiechu, to pewnie by to zrobił słuchając tego czegoś. 1/10
Only Mama Knows - Smyczkowa klamra utworu jest przepiękna. I w ogóle pomysł z oprawieniem ostrzejszego kawałka w takie ramy bardzo fajny. W środku klamry bywa różnie. Zwrotkę baaaardzo lubię, ale w refrenie coś się psuje. To nieco rzutuje na mój cały odbiór utworu. 7/10
You Tell Me - Ten utwór jest śliczny. Kompozytorsko i aranżacyjnie na pewno jeden z lepszych kawałków Paula. Zwrotkę mógłby spokojnie napisać Lennon. Ale nie mogę znieść tego falsetu! Macca brzmi, jakby miał za chwilę wyzionąć ducha. Dlatego daję mu tylko 7/10
Mr Bellamy - Tu nieodmiennie od początku, pełen zachwyt i euforia. Ach, mogło to cudo być przecież singlowe. Ach, jak ja lubię McCartneya opowiadającego historie!! Towarzyszu Macca, wy idźcie tą drogą!! 10/10
Gratitude - Z "dawien dawna" z tego kawałka zapamiętałam tylko początek
Stąd myślałam, że będzie kolejna kiszka. Ale nie jest źle. Bardzo podoba mi się powracający motyw "gratitude, gratitude", daje niezły element element zaskoczenia po dość- przyznaję - wtórnie brzmiącej reszcie utworu. I za ten motyw wyniosę go lekko ponad średnią. 6/10
Vintage Clothes- Łoooo! Jak ja mogłam z całego MAF zapamiętać jako świetny kawałek tylko Mr Bellamy, a zapomnieć ten znakomity utwór? Też gdzieś tam w tle miewamy nawiązania do Wingsów, ale jakże to inaczej brzmi! I w dodatku utwór jest początkiem medleya, a ja medleye u McCartneya lubię very very very very much. 8/10
That Was Me - Fajne, nie nudzi się, chociaż to "paraparaparapam" znowu wzbudza we mnie poczucie jakiejś wtórności. 7/10
Feet In The Clouds - Początek brzmi jak wczesny Bee Gees
Ogólnie tu jest wszystko, co lubię w McCartneyowskim stylu. Albo raczej stylu Wingsowym, bo ten bardziej ów kawałek mi przypomina. Fajnie się tego słucha w Medleyu, lecz na samodzielną jego dawkę raczej rzadko mam ochotę. 5/10
House of Wax - Obecnie to mój nr 2 na płycie. Chociaż w sumie to dziwne, bo brzmi dla mnie odrobinę jak utwór z Driving Rain. Jednak jak już zacznę słuchać, to nie mogę przestać. Tak się pisze znakomite utwory, proszę Państwa. 9/10
The End of the End - No dobra, tekst daje temu kawałkowi +3 do lepszości
Ale myślę, że i nawet bez niego byłby to całkiem przyzwoity moment płyty. W każdym razie nigdy go nie przeskakuję. 7/10
Nod Your Head - W Medleyu może być, jako taki kontrast do poprzednika. Ale samodzielnie? Hmmm. Głupkowaty tekst, melodia nie porywa, tylko tą głową jednak się kiwa. 3/10
Bonusy:
Why So Blue - Jeden z najpiękniejszych utworów Paula. Tak pisze, śpiewa i gra Mistrz. Tego się nie komentuje, to się przeżywa
Btw. Pomiędzy tym a See Your Sunshine jest przepaść jak stąd do Kamerunu. 10/10
In Private - Ten utwór 200 lat temu mógłby z powodzeniem magrać hiszpański kompozytor Isaac Albeniz
W transkrypcji na gitarkę byłby w sam raz. Nie jest źle. 5/10
222 - Tu z kolei widzę nowojorską lub paryską knajpę. 5/10
Tak to wygląda u mnie AD 2013, szanowne grono czytaczy.
Mam jedno skojarzenie z MAF ogólnie. W 1968 roku niejaki zespół The Turtles nagrał album pod osobliwie brzmiącym tytułem "The Turtles Present the Battle of the Bands". Całość była zbiorem pastiszy gatunków popularnej wówczas muzyki. Każdy pastisz brzmiał, jakby był nagrany przez band reprezentujący inny nurt w muzyce. I taka to sobie była ciekawa konwencja albumu. Gdy słucham MAF wydaje mi się, jakby momentami Paul przyjął konwencję podobną. Tu pastisz Wingsów, tu Bee Gees, tu Floydzi, a tam znowuż r'n'b...
Życie potrafi poważnie zaskakiwać
. Stosunkowo niedawno, podobnie jak teraz MAF, zaczęłam znienacka słuchać... McCartney II. Czasami powracam sobie do niego i nie jest niebiańsko, ale jest ok.
PS Nadal uważam, że okładka albumu jest ohydna