W nieco pokręconej i krótkiej dyskografii Johna Lennona niewiele jest takich ‘regularnych’/‘normalnych’ Lennono-pełnych autorskich albumów (tylko cztery!) To są dwa z nich. Skoro tak niewiele, to trzeba na nie zwrócić szczególną uwagę. Mam z tymi albumami dylemat – zresztą moi przedmówcy zauważyli, że pojedynek jest mocno wyrównany.
Tytuły:Obydwa mają ‘frapujące’ (atrakcyjne) tytuły.
Okładki:Obie mają u mnie krechę.
MG wydaje się być nieco kiczowatą próbą nawiązania do pięknej okładki Imagine.
Okładka winyla WAB - jeśli ktoś się nią ‘posługiwał’, to wie że dotarcie do płyty jest nieco uciążliwe – niby taki ‘bajer’, ale kto wymyślił pocięcie frontu na otwierane paski?
Brzmienie:Nie potrafię tego wyjaśnić, ale MG zawsze mi brzmi tak bardziej ‘brytyjsko’ a WAB ‘amerykańsko’ – nie wiem dlaczego. WAB zawsze wydawał mi się cięższy w brzmieniu, też nie wiem czemu (naprawdę ‘ciężkie’ jest tylko Scared – to mroczne wejście saksofonu - jak w horrorze!) /dygresja – i John i Paul napisali dwa różne ‘Scared’, a także dwa różne ‘Woman’/
A orkiestrowe wejście w Nobody Loves You – też ciężkawe, tak jakby w ‘ścianę’ zapukał Phil S.
Na pewno na WAB inna jest gitara – dużo tam jest wah-wah. (nie za dużo?)
MG jest dla mnie płytą ‘cieplejszą’, a WAB bardziej… Steel-And-Glass-ową (mimo #9 Dream – najbardziej Zwiewnego, Eterycznego utworu jaki John kiedykolwiek stworzył i Sjestowego Ciepła Bless You).
Pierwsza Różnica Zasadnicza – Wielkie Utwory:Najwspanialsze kompozycje z WAB biją te najlepsze z MG. Na WAB są cztery Klasyki: #9 Dream, Nobody Loves You (When You’re Down And Out), Scared i absolutny numer 1 – Bless You. (na licznych ‘składakach’ JL które nagrywałem bliższym lub dalszym znajomym, nigdy nie zabrakło Bless You – ta leniwa trąbka! i plumkające klawisze! i pływająca gitara!). Do tych najlepszych z WAB dorzuciłbym jeszcze Steel And Glass (= How Do You Sleep No.2). Ale to Bless You jest Największym Utworem WAB, a zaraz za nim #9 Dream.
Tyle, że w przypadku konkurenta, oprócz Hipnotycznego tytułowego Mind Games, uwielbiam Intuition, Out The Blue, You Are Here, One Day (At A Time), I Know (I Know). A także Aisumasen i Tight AS. (czyli więcej!)
Tak przy okazji, uważam, że Intuition jest jednym z najbardziej Beatlesowskich utworów JL – od pierwszego usłyszenia kojarzy mi się z… Penny Lane.
A fortepianikowe solo - z partią fortepianu w Good Day Sunshine.
Druga Różnica Zasadnicza - Układ utworów na albumach:Układ utworów na MG jest perfekcyjny, logiczny, nie ma ‘wahnięć’, a na WAB układ utworów jest ‘szarpany’. Najbardziej ‘odstający’ od klimatu MG utwór Meat City mógł się znaleźć tylko w jednym miejscu – jako finał płyty i tam też wylądował – w każdym innym miejscu byłby ‘zakłócaczem’. (ja nawet z CD słucham jednak „winylowo” – stronami A i B). Na WAB są po prostu ‘skoki’ – góra/dół = dobry/słabszy, nie ma ciągłości i jednolitości. MG jest „całościowo równy”, natomiast WAB jest „punktowo dobry” - raz „most”, a raz „ściana”
MG jest chyba bardziej „sielski” (pozytywny), a na WAB chyba więcej jest „goryczy” (?)
Najsłabsze utwory:MG (tylko 2) – Only People i Bring On The Lucie (Freeda People).
WB (więcej!) – Old Dirt Road, What You Got, Surprise Surprise, Beef Jerky oraz uwaga… Whatever Gets You Thru The Night – wiem, że wielu może się narażę, więc zaraz wyjaśnię.
What You Got – co to w ogóle jest?! Funkujący Lennon? Ja nie chcę funkującego Lennona! Jak bym chciał słuchać funka to bym sobie kupił płytę Kool & The Gang, a nie ex-Beatlesa! Zamerykanizował się Lennon bardzo – to nagranie w ogóle nie wytrzymuje próby czasu. Przetworzenie wokalu koszmarne – metaliczny plastik.
To samo z wokalem w Surprise Surprise (plus jeszcze doklejony ‘na siłę’ w ogóle niepasujący riff gitarowy).
Wreszcie Beef Jerky – jakby z innej bajki. Może i fajny, ale kompletnie ‘odstaje’, nie pasuje w żadnym miejscu na album – typowa strona B singla (i tak też było, i tam powinien pozostać), a nie na album na którym za chwilę zabrzmi Nobody Loves You – zestawienie tych utworów obok siebie - jakby były z dwóch różnych światów. (bo też są z różnych sesji nagraniowych).
Te słabsze kompozycje z MG wciąż brzmią Lennonowsko, a What You Got, Surprise Surprise i Beef Jerky to jakiś Lennon w wersji ET.
Whatever Gets You Thru The NightDla mnie ten najlepszy Lennon, to facet albo od rocka and rolla, albo od brudnych męskich brzmień, albo od lirycznych ballad, a nie od melodyjnych przebojów w stylu Obladi – z całym szacunkiem, od tego jest Macca. Dla mnie Whatever Gets You Thru The Night jest miękkie i pretensjonalne – owszem ma wszelkie cechy przeboju (najlepszym dodwodem 1 miejsce), ma wszystko co powinien mieć dobry przebój: prosty, wpadający w ucho, w dobrym tempie, żwawo zagrany, drajwujący saksofon, współudział wielkiej gwiazdy – ale do mnie jakoś nie trafia i już. Bez tego hitu legenda Lennona nic by nie ucierpiała i nie ten utwór o tej legendzie decyduje. Jest tylko dowodem że JL potrafił napisać hita. Troche ironiczne jest, że akurat taki banalny utwór jest jedynym numerem 1 w solowej twórczości JL. Mind Games i #9 Dream kładą go na łopatki.
Triplety… (tak! – zamiast Otwieraczy, tym razem Otwierające Triplety)
Otóż zauważyłem następujący schemat na albumch JL:
1) stonowane otwarcie 2) coś żwawo-skocznego 3) balladowo
A tak to wygląda w praktyce:Imagine-Crippled Inside-Jealous Guy
Mind Games-Tight AS-Aisumasen
Going Down On Love-Whatever Gets You Thru The Night-Old Dirt Road
Triplet na Imagine – wiadomo, Klasyka! Ale Triplet z MG bije na głowę Tripleta z WAB.
Mind Games – ‘dostojne’ otwarcie, Tight AS – skoczny lekki przebojowy rock, Aisumasen – niesłusznie niedoceniany, z cyklu ‘bolesny’ Lennon (gitarowe solo Davida Spinozzy bardziej pasuje do Lennona, niż to całe gitarowe wah-wah na WAB).
WAB: Going Down On Love – zaczyna się intrygująco, a potem siada totalnie, Whatever Gets You Thru The Night – dla mnie słabeusz poniżej poziomu Lennona, wreszcie Old Dirt Road – najnudniejszy utwór w całej twórczości JL – ma nawet adekwatny tytuł.
Oba albumy byłyby o niebo lepsze gdyby u boku JL pojawił się kompetentny…
ProducentDla mnie obie płyty są dowodem na to że JL nie może działać sam - bez nadzoru, bez producenta, albo bez inspiracji jakiegoś partnera – czy to Macca, czy to Yoko, czy to szalony Phil S. To są jedyne dwa albumy gdzie producentem jest jedynie JL i sam chyba nie do końca sprostał tej roli, szczególnie na WAB – taki Lennon bez dyscypliny.
PodsumowującObiektywnie WAB jest lepszy artystycznie, ale cóż z tego skoro odwiecznie wiadomo co wygrywa w walce serca z rozumem
. Choć WAB jest ‘dojrzalszy’, to lubię i cenię tylko niektóre jego fragmenty, zaś do MG mam sentyment i bardzo lubię go jako CAŁOŚĆ.
PS. 1973 był Bardzo Dobrym Rokiem dla ex-Beatlesów (i przede wszystkim dla fanów – kocham Ten Czas!) Wtedy (w ciągu 8 miesięcy) ukazało się 5 albumów:
Red Rose Speedway (kwiecień 1973)
Living In The Material World (czerwiec 1973)
Mind Games (październik 1973)
Ringo (listopad 1973)
Band On The Run (grudzień 1973)
(trzy albumy - w trzy miesiące!)
To był szczytowy moment Ex-Beatlemanii - taka Poczwórna Korona już nigdy potem w jednym roku się nie wydarzyła…
Toteż Mind Games – jako Jedna Czwarta Tej Korony u mnie ‘musi’ mieć Pierszeństwo Absolutne!
Ja bardziej umiejscawiam MG nie jako kolejną płytę w dyskografii JL, ale obok tamtych Ex-owych albumów z 1973.