|
Beatlesiak |
|
Rejestracja: Pon Wrz 23, 2002 4:06 pm Posty: 2132 Miejscowość: Wrocław
|
W najnowszym (wrześniowym) numerze "Machiny" znalazło się miejsce dla Johna Lennona! Mija 70. rocznica urodzin muzyka, a za rogiem czai się kolejny, tym razem smutny, jubileusz – 30 lat od jego tragicznej śmierci. Zamiast budować pomnik, redaktorzy rozmyślają o tym, co mógłby robić, gdyby żył. W numerze znajdziemy również fragmenty nowowydanej biografii Lennona i rozmowe z Yoko Ono. " Kiedy się rodził, niemieckie bomby burzyły Liverpool. Kolejny dzieciak, którego na świat wydała nieodpowiedzialna dziewucha, 26-letnia wówczas Julia Lennon, związana z nieodpowiednim facetem, o dwa lata starszym Fredem Lennonem, który najpierw, jak to marynarz, pojawiał się w domu od wielkiego dzwonu, by wreszcie zupełnie zniknąć. O synu przypomniał sobie dopiero, gdy świat ogarnęła beatlemania. Julia nie podjęła się trudu samotnego wychowywania dziecka i opiekę nad Johnem przejęła jej siostra, Mary „Mimi” Smith. Zatem ani w narodzinach, ani w pierwszych latach Johna Winstona Lennona nie było niczego szczególnie romantycznego.
Po raz drugi stracił matkę, gdy miał 18 lat i właśnie zaczął budować z nią relacje, których nie było im dane nawiązać po jego urodzeniu. Czekająca na autobus Julia została potrącona przez samochód – to wydarzenie wstrząsnęło dorastającym Johnem i już wcześniej niesfornego młodzieńca pchnęło w mroczną krainę alkoholu i bijatyk. Ale też, paradoksalnie, przyczyniło się do scementowania jego więzi z Paulem McCartneyem, który również przedwcześnie pochował matkę.
W szkole Lennon robił za klasowego błazna, a kiedy nauczyciele zadawali mu pytanie, kim chciałby zostać w życiu, całkiem serio odpowiadał, że dziennikarzem. Bo w tamtych czasach, w tamtym mieście, nikt nie odważyłby się nawet marzyć o byciu artystą. Owszem, artystów można było podziwiać, czytać o nich, odwiedzać w muzeach, ale być jednym z nich? Niemożliwe. Zresztą nauczyciele młodego Lennona uważali, że i dziennikarski fach jest poza jego zasięgiem, więc prosili o „coś bardziej prawdopodobnego”. Może weterynarz, lekarz, dentysta albo prawnik. Nastoletni Johnny niewiele wtedy wiedział o świecie i o sobie samym, ale to wiedział na pewno – za nic, choćby nie wiedział co, nie pójdzie tą drogą. Olewał naukę, nie robił planów na przyszłość, szukał guza. Był tym, przed którym rodzice zawsze ostrzegają swoje dzieci: „Boję się, że ten Johnny sprowadzi cię na złą drogę”. Jak przyznał po latach, obawy rodziców jego kumpli nie były bezpodstawne. On naprawdę robił, co mógł, by ich odciągnąć od szkoły, zepsuć, wprowadzić zamęt. Początkowo robił to ze zwykłej złośliwości, dlatego że oni mieli normalne domy, a on nie. Ale potem wszystko się zmieniło. Przyszedł rock and roll i życie nabrało sensu." Więcej w Machinie … pozdrawiam macho
|
|