Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Sob Kwi 27, 2024 6:21 pm

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 12 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
PostWysłany: Pią Maj 07, 2010 10:08 pm 
Offline
Lovely Rita
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Cze 09, 2004 11:47 pm
Posty: 316
Miejscowość: 21/4
Zapraszam do przeczytania przedruku z Daily Telegraph, zamieszczonego na onecie. Całkiem ciekawy tekst, szkoda że autor (Andrew Perry) lub może tłumacz w pewnym momencie stracił wątek i zaczął mylić Ringo z Georgem ;)
W artykule pomieszanym nieco z wywiadem mowa głównie o "Y Not".

Dzielny Ringo

Trzeba było czterdziestu lat, by eks-Beatles uporał się z mitem zespołu wszech czasów i zaczął tworzyć i żyć na własną rękę.

W latach 70. na solowe płyty eks-Beatlesów spoglądano dość krzywo; inna rzecz, że było ich wtedy zatrzęsienie. Wydawało się, że przerobiliśmy wówczas niemal wszystko: jak nie szkockie kobzy, to zawodzenia w stylu Hare Kriszna lub ryki i wrzaski, jakich nie powstydziliby się nawet jaskiniowcy.
Poczciwy Ringo – o ile można wyrażać się tym tonem o siedemdziesięciolatku - w złotych latach zespołu był obiektem bezustannych żartów. Nie tylko w kręconych przez Beatlesów filmach, na co posłusznie się godził, ale i w niezliczonej ilości karykatur, skeczów i dowcipów, przy pomocy których świat usiłował oswoić jakoś sławę, jaka stała się udziałem czwórki rockmanów. Przez ostatnich dwadzieścia lat zrobił jednak wiele, by udowodnić, że nie był tylko cieniem pozostałej trójki: co kilka lat konsekwentnie nagrywa nową płytę i rusza w wymagającą trasę koncertową. Najnowszy album, zatytułowany "Y Not" wykorzystuje wprawdzie na dużą skalę rozwiązania z przeszłości. Jest to jednak znacznie mniej ostentacyjny autopastisz niż wiele przebojów remiksowanych przez gasnące gwiazdy czy próby sprzedawania raz jeszcze dawnych gier wideo na nowej platformie – a co więcej, Starr śpiewa swoje piosenki szczerze, spontanicznie, ostentacyjnie odwołując się do przeszłości i serdecznie lekceważąc umowne podziały na "gatunki muzyczne". W dwóch utworach dołączył doń drugi z żyjących dziś Beatlesów, Paul McCartney. "Peace Dream" (Marzenie o pokoju) w przejrzysty sposób odwołuje się do wizji nakreślonej przez Lennona w "Imagine"; w drugiej piosence, zatytułowanej "Walk With You" dwaj panowie z Liverpoolu wyśpiewują w duecie pochwałę trwającej przez całe życie przyjaźni.

Richard Starkey (jak brzmi prawdziwe nazwisko Ringo Starra) ma sporo do powiedzenia o życiu. W latach beatlesowskiej kariery był niemal przerysowanym w swej typowości "chłopakiem z Liverpoolu": szczerym, zadziornym, chwilami nieporadnym. Z takim emploi nadawał się doskonale na „wiecznego czwartego”, którego zawadiacki baryton z trudem przebijał się do mikrofonów; najlepiej bodaj słychać go w beztroskich utworach z "Yellow Submarine". Ringo miewa jednak znacznie więcej do powiedzenia, daleko mu też do beztroski. Bywa wręcz sangwinikiem, o czym wszyscy przekonali się dwa lata temu, gdy na jego stronie internetowej pojawił się filmik-oświadczenie, na którym Richard wyraźnie poirytowanym tonem informuje, że nie zamierza już więcej dawać autografów. Za tę chwilę arogancji zapłacił zresztą fatalnym spadkiem popularności. Do dziś trwają starania, by wyciszyć ten incydent; jeszcze na minutę przed rozpoczęciem spotkania z Ringo jeden z wysoko postawionych managerów z koncernu Universal, zajmującego się dystrybucją twórczości Ringo, przekonywał mnie z zapałem, że nie należy przywoływać w rozmowie tego epizodu, tym bardziej zaś, w żadnym razie, prosić o autograf – kiedy "chłopak z Liverpoolu" we własnej osobie wpadł do saloniku w kancelarii, zarządzającej spuścizną Beatlesów na Ovington Square.

– Ilekroć uda mi się nagrać płytę – zwierza mi się w pięć minut z rozbrajającą szczerością – ludzie zaczynają mnie zamęczać pytaniami w rodzaju: "Po co znów coś nagrywasz?". "A dlaczego nie? – odpowiadam im – skończyłem nagrywanie i ruszam na trasę w sierpniu". Wtedy się dopiero zaczyna! (Starr rozkręca się, naśladując afektowany, przesłodzony głos współczesnej mieszczki). "Jak to, naprawdę ruszasz w trasę, mając tyle pieniędzy?". Pytają mnie też o wiek, o żonę, czy naprawdę nie szkoda mi czasu… W którymś momencie przestaję ich słuchać, odpowiadam po prostu: "Ruszam w trasę, i tyle, dlatego, że cholernie lubię to robić". Dlaczego nikt nie jest w stanie z punktu powiedzieć: "Skoro jedziesz, to znaczy, że to dla ciebie ważne", i zamknąć temat?

Głęboka, "kurortowa" opalenizna na twarzy Starra stanowi dość czytelny znak, że ten człowiek zwykł robić to, na co ma ochotę. I rzeczywiście: przez ostatnich 30 lat przemieszcza się, ruchem konika szachowego i kierując się głównie kaprysem, między swoimi trzeba rezydencjami: w Los Angeles, Monako i brytyjskim Surrey, mając u boku swoją drugą żonę Barbarę Bach, znaną światu jako "dziewczyna Bonda" z niezapomnianego "Szpieg, który mnie kochał". Tym razem postanowił nagrać kolejną płytę – i szczyci się tyleż utworami z "Y Not" co faktem, że jest to pierwszy longplay, którego produkcję i remastering wziął całkowicie na siebie. Zaczął, jak twierdzi, bez przekonania, "brzękając" po trosze w studiu, jakie urządził w swoim domu w Los Angeles; sklejane raczej niż miksowane ścieżki, na których gromadziło się coraz więcej dudnień, bębnów i aranżacji z syntezatorów, do których przekonuje się coraz bardziej, patrząc, jak "Milion pochowanych tam ludzików wykonuje całkiem przyzwoitą robotę". Materiału przybywało, aż zaprzyjaźnieni sąsiedzi, siedzący po uszy w branży muzycznej, jak Dave Stewart i Joe Walsh z legendarnych "The Eagels" zaczęli mu doradzać, jak można by go opakować i sprzedać. Do tego Paul McCartney – głos, o którym Starr myślał od początku, ale zdecydował się go zaprosić do współpracy dopiero wiedząc, że eks-Beatles numer 2 i tak gościć będzie w Los Angeles na rozdaniu nagród Grammy. – Paul zawitał do mnie z gitarą basową w pokrowcu – wspomina z radością – wydawało mi się to dobrym znakiem. – Zagrałem mu "Peace Dream", posłuchał trzy minuty i zadeklarował: "Dobre, wchodzę w to!". Cóż, utwór tak wyraźnie odwołuje się do spuścizny Lennona… Ale potem usłyszał "Walk With You" i od razu wpadł na pomysł aranżacji. Rzucił: "Hej, a może by…?" i zanucił z marszu, a capella, fragment, którego mi brakowało. Całość i tak brzmiała nieźle, ale Paul dorzucił te dwie nuty, których brakowało całości – wspomina.

Powiedzieć, że "Peace Dream" odwołuje się do spuścizny Lennona to chyba zbyt mało. Ringo Starr wprost przywołuje nadzieję, którą żywiło stokrotkowe pokolenie hippisów po usłyszeniu "Imagine". "Czy potrafisz jeszcze wyobrazić sobie, że to się spełni?" – pyta Ringo, po czym dodaje, mobilizując pacyfistów wszystkich czasów: "To naprawdę zależy od każdego z nas / Jak powiedział John Lennon / Z wysokości łóżka w Amsterdamie". Podniosły ton i przeznaczona dla łóżka rola piedestału z pewnością nie przemówią do każdego, Ringo zachowuje jednak śmiertelną powagę. – Nie mógłbym napisać tego w inny sposób – podkreśla. – Znałem go przecież, i uważam, że "Imagine" fantastycznie wpisało się w swój czas. Gdyby ktokolwiek inny odwołał się do nadziei, jaka wówczas wisiała w powietrzu, osiągnąłby sukces – ale to John ubrał tę nadzieję w słowa. Działał słowem i czynem, pamiętam jego "bed-ins" (akcje Johna Lennona o charakterze performance, polegające na niewychodzeniu przez kilka dni z łóżka, swoiste "strajki okupacyjne" pod ciepłą kołdrą” – przyp. Onet) podejmowane w proteście przeciw wojnie w Wietnamie. Zdaniem większości biografów pierwszy bed-in miał miejsce w Kanadzie, ale ja doskonale pamiętam tę "prapremierę" w hotelu w Amsterdamie, zimą 1969. Piosenki dla Johna, Paula, George'a (Harrisona) – naturalnie, byli przecież moimi przyjaciółmi.

Na swojej najnowszej płycie Ringo Starr stara się również rozliczyć z tym, co czasami bywa najbardziej bolesne – z własnym, nie do końca udanym dzieciństwem. Utwór "The Other Side of Liverpool" (Inna strona Liverpoolu) jest czytelny dla uważnych biografów – albo dla wszystkich, którzy gotowi są otworzyć się na wyznania "czwartego Beatlesa". – Ojciec porzucił nas z matką, kiedy miałem trzy lata – wspomina, chmurniejąc. – Przenieśliśmy się do dziadków, którzy utrzymywali nas przez kilka kolejnych lat. Robili, co mogli – ale w ich domku było naprawdę cholernie zimno, i ta wilgoć… Siedziała w ścianach. Jako mały dzieciak miałem początki gruźlicy, i dziadkowie starali się mnie utulać, okrywając moje łóżko kolejnymi "kordłami" ze starych płaszczy. Pamiętam doskonale te ciężkie, nieforemne ubrania, w które nad ranem zawsze udało mi się zaplątać. (naśladując jowialny, lekko afektowany głos starszej pani, wołającej do kogoś w głębi mieszkania): "Jerzyk znów trafił nogą w rękaw kordły! Pomóżcie mu się wygrzebać! Ha, ha, ha!". Tak było.

Chmurne dzieciństwo, podniebny triumf z Beatlesami – to dwa najważniejsze filary życia George'a, który przez wiele lat usiłował "oswoić" oba te okresy. Nie sposób nie zauważyć, jak ważna jest dlań złota dekada lat 60. Podczas rozmowy wielokrotnie nawiązuje do wszystkiego, co może świadczyć o jego wysokiej pozycji w zespole. Przywołuje legendarny w swej ówczesnej wysokości kontrakt, ośmioletni staż, wciąż na nowo tworzy swoją ulubioną listę utworów. – Najlepsze albumy to "Rubber Soul" i "White Album" – orzeka stanowczo, wręcz apodyktycznie, potrząsając głową. – mają w sobie tę beztroską nutę, bez udziwnień – słychać, że cały zespół po prostu cieszy się ze swojej gry. To coś zupełnie innego niż "Sgt. Pepper" – przez większość czasu nie miałem przy tej płycie nic do roboty, a niektórych utworów nie czuję do dziś.

Musiało to być dlań fatalne doświadczenie – rozmawiając z Ringo od razu widać, że najważniejsza w graniu jest dla niego przyjaźń, wspólnotowy wymiar całej akcji, a nie wyrafinowane koncepty muzyczne. Jedyny raz, kiedy wyłamał się z Beatlesowskiej wspólnoty miał miejsce właśnie podczas nagrywania "White Album" – wyszedł wówczas po prostu ze studia, "czując – jak wspomina – że tamtych trzech robi razem coś, co mi umyka". – Nie potrafiłem za nimi nadążyć, czułem po prostu, że jestem osobno. To nie był dobry czas – jakoś właśnie wtedy pozostała trójka poddała dość bezlitosnej krytyce jego pierwsze, nieśmiałe próby pisania własnych tekstów. Wyszło jednak na jego, wspomina z wciąż tak samo żywym błyskiem w oczach: kiedy wrócił do studia nagrań po tygodniu "George, sam George ponastawiał wszędzie kwiatów". –Całe kosze! Czułem się jak na scenie.

Traktowany nie do końca serio, "najmłodszy z Beatlesów" – jednoczył. W niewesołych latach 70., kiedy eks-Beatlesi ugrzęźli w niekończących się sporach o podział zgromadzonej już i narastającej wraz z tantiemami fortuny, to Ringo zdołał ściągnąć całą trójkę z powrotem do studia (inna rzecz, że każdy z muzyków stawił się tam o innym czasie) przy okazji nagrywania swej pierwszej solowej płyty „Ringo”. Sukces samodzielnie podjętej inicjatywy był równie oszałamiający, co krótkotrwały – utwory Starra, które trafiły na szczyty list przebojów, rychło zaczęły pikować w dół. Był to czas próby i załamania. – Zacząłem sięgać po coraz więcej leków – wspomina tamten czas Ringo. – Im bardziej spadała sprzedaż moich płyt, tym więcej ładowałem w siebie prochów. Skończyłem na OIOM-ie, potem na oddziale odwykowym – a w pół roku później stworzyłem od zera swój zespół!. Zespół – to słowo nie oddaje do końca istoty wspólnoty o wziętej z kalamburu nazwie "All Starr Band", z którą Ringo od lat podróżuje po Stanach (znacznie rzadziej po Wielkiej Brytanii), grając mieszankę swoich najnowszych piosenek, dawnych nagrań Beatlesów oraz utworów "przyjaciół" – czyli kolejnych muzyków, jacy trafiają na rozkołysany pokład Arki Noego, jaką jest wielopokoleniowa i wielogłosowa kapela.

– Oczywiście, większość ludzi widzi we mnie wyłącznie eks-Beatlesa – podsumowuje naszą rozmowę Ringo. – Przyjaciele jednak wiedzą, że jestem sobą, przede wszystkim sobą. Ten "Beatlesowski format" czasem uwiera – ale przez czterdzieści lat zdołałem się z tym przecież pogodzić!. Nie do końca – to "Beatlesowskie formatowanie" najbardziej dawało mu się we znaki podczas niekończącego się podpisywania podsuwanych przez fanów kartek. – Mniejsza już o to, że moimi podpisami handlowano na e-Bayu; wszyscy tak mają. Najgorsze było to, że większość rozmów sprowadzała się do dwóch zdań: "O, nowa płyta, fajnie. A co u McCartneya?" – wspomina Ringo, chmurniejąc, po czym rozpromienia się, nieświadomie parafrazując Mozarta: – Ale to mija. Wszystko mija. Zostaje tylko muzyka.

_________________
Everybody has a sense of childlike wonder!


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Maj 08, 2010 12:46 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Lip 06, 2006 10:52 am
Posty: 1499
Dzięki za ten artykuł. Tutaj podaję link do oryginalnego artykułu:
http://www.telegraph.co.uk/culture/musi ... rview.html

Tłumacze z Onetu to jedna wielka masakra :(

_________________
Image
Strawberry Fields Forever


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Maj 08, 2010 1:34 am 
Offline
Lovely Rita
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Cze 09, 2004 11:47 pm
Posty: 316
Miejscowość: 21/4
Oryginał: And I really believe that if you, or anyone else, had written it, it would’ve been weird.

Tłumaczenie: Gdyby ktokolwiek inny odwołał się do nadziei, jaka wówczas wisiała w powietrzu, osiągnąłby sukces – ale to John ubrał tę nadzieję w słowa.

Niezłe g... z tego tłumaczenia :shock:

Noelko, dzięki za oryginał!!!

_________________
Everybody has a sense of childlike wonder!


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Maj 08, 2010 1:38 am 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Mnie rozwaliło to zdanie, w dodatku jeszcze przed tym, zanim poznałam oryginał.

Oryginał: While his persona was always that of the knockabout scouser, whose jaunty baritone adorned lighthearted songs like Yellow Submarine, Richard Starkey has always had a darker, more tragic side.

Tłumaczenie: Znajlepiej bodaj słychać go w beztroskich utworach z "Yellow Submarine". Ringo miewa jednak znacznie więcej do powiedzenia, daleko mu też do beztroski. Bywa wręcz sangwinikiem, o czym wszyscy...

Sangwinik wg typów temperamentów Hipokratesa-Galena to raczej osoba optymistyczna, otwarta na ludzi, radosna itd. no i beztroska...

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Maj 08, 2010 1:48 am 
Offline
Lovely Rita
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Cze 09, 2004 11:47 pm
Posty: 316
Miejscowość: 21/4
Oryginał: Amid all the post-Beatles financial squabbling in the early Seventies, it was on Starr’s album Ringo, that all three of his former compadres first reconvened — though not at the same time in the studio.

Tłumaczenie: Traktowany nie do końca serio, "najmłodszy z Beatlesów" – jednoczył. W niewesołych latach 70., kiedy eks-Beatlesi ugrzęźli w niekończących się sporach o podział zgromadzonej już i narastającej wraz z tantiemami fortuny, to Ringo zdołał ściągnąć całą trójkę z powrotem do studia (inna rzecz, że każdy z muzyków stawił się tam o innym czasie) przy okazji nagrywania swej pierwszej solowej płyty „Ringo”.

Naprawdę komuś się George z Ringo pomylił, tam Jerzyk, tu najmłodszy...

TŁUMACZY ZATRUDNIAĆ, KURDE!

Z wrażenia aż zamieściłam komentarz pod tym artykułem na Onecie - nigdy tego nie robię, ale aż mnie ściska, jak czytam oryginał.

_________________
Everybody has a sense of childlike wonder!


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Maj 08, 2010 11:30 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Lip 06, 2006 10:52 am
Posty: 1499
Wczoraj byłam zbyt zmęczona, żeby przeczytać cały artykuł w oryginale. Porównałam tylko ten fragment o Jerzyku. Nie wiedziałam, że znajdą się inne, bardzo smakowite kąski z tłumaczenia. Matik Twojego komentarza nie ma (jeszcze) w Onecie.

_________________
Image
Strawberry Fields Forever


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Maj 08, 2010 3:27 pm 
Offline
Lovely Rita
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Cze 09, 2004 11:47 pm
Posty: 316
Miejscowość: 21/4
Jest, jest, był już wczoraj, praktycznie od razu po wysłaniu.
Tu artykuł: http://muzyka.onet.pl/10172,1610510,wywiady.html, komentarz jest pod nim - szukaj tytułu "Zatrudnijcie tłumaczy!" ;)

_________________
Everybody has a sense of childlike wonder!


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Maj 08, 2010 5:06 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Lip 06, 2006 10:52 am
Posty: 1499
Aaaaa, bo ten sam artykuł można znaleźć w onecie pod tym linkiem: http://wiadomosci.onet.pl/1610509,720,1 ... skart.html

_________________
Image
Strawberry Fields Forever


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Maj 08, 2010 8:36 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Moja przyjaciółka ze studiów zobaczywszy ww. fragmenty przekładu rzekła:
"Po pierwsze, to nie tłumacz, tylko jakiś niespełniony poeta" :D

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Maj 09, 2010 1:19 am 
Offline
Lovely Rita
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Cze 09, 2004 11:47 pm
Posty: 316
Miejscowość: 21/4
Dodałam ten sam komentarz w drugim miejscu :)

Co do poezji - akurat mi ta kwiecistość wypowiedzi nie przeszkadza, a przynajmniej nie bardziej niż totalne przeinaczenia ;)

Edit: Z Kiosku mój komentarz usunęli ("gdyż zawiera informacje skierowane do redakcji Onetu"), ale w dziale Muzyka wisi nadal :lol:

Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie coś takiego mocno podważa (o ile nie przekreśla) Onet jako źródło informacji...

_________________
Everybody has a sense of childlike wonder!


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Maj 09, 2010 2:52 am 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
http://wiadomosci.onet.pl/2039735,19,item.html

Proponuję przeczytać pierwsze niewytłuszczone zdanie.

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Maj 09, 2010 10:55 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Lip 06, 2006 10:52 am
Posty: 1499
Jeden wielki rotfl. Jakiś redaktorek z Onetu już wcześniej w newsach napisał kiedyś o trasie koncertowej "Magical Mystery Tour".

_________________
Image
Strawberry Fields Forever


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 12 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 43 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY